Kolejny dzień tropiciel przywitał podobnie jak poprzedni - z wyjątkiem potencjalnie niefortunnej przejażdżki po lesie. Zamiast tego przeszedł się po okolicy... i rychło się przekonał, że wpadł jak śliwka w kompot. Bardzo paskudny i kiepsko ugotowany kompot.
Kiedy tylko zorientował się o czym rozmawia paladyn i elf postanowił oddalić się z tamtego miejsca... powoli...
Jego opinia o Reawindzie legła w gruzach, jednak co zrobi z obiecaną “pomocą” od paladyna, zadecyduje później. Teraz musiał przede wszystkim ostrzec tamtą grupę z gnomką. Co prawda i jemu się nie podobało ich wypięcie się na ich orkowy problem, ale bez przesady... żeby od razu mordować?
W tym celu wziął z namiotu cztery rzeczy: kartkę, kawałek grafitu, sznurek i swoją drogocenną sowę z serpentynu. Następnie wdrapał się na jedno z drzew i zaczął pisać wiadomość:
Cytat:
Do Sylphii van der Mikaal i jej grupy
Reawind wyjątkowo źle zniósł waszą odmowę pomocy z orkami i postanowił was zmusić do niej. W tym celu nasyła na was oddział leśnych elfów i prawdopodobnie kogoś jeszcze, żeby po cichu zamordowali waszą gnomkę. Ma nadzieję, że jeśli o tą śmierć obwini orków to zgodzicie się mu pomóc, więc... pilnujcie jej jak oka w głowie!
Wasz niedawno-ranny przyjaciel.
|
Gotowe. Teraz wystarczyło tylko przemienić figurkę w prawdziwą sowę i wysłać ją na misję.
-
Leć na północ mój ptaszku... - poinstruował sowę przywiązując wiadomość do jej szponu. -
Aż znajdziesz grupę z dużym wozem i wyjątkowo cycatką czarodziejką... albo wiesz co, będę cię instruował na bierząco.
Po tych słowach dopiero wypuścił ptaszka i skupił się, by odbierać od niej telepatyczne sygnały i kierować jej lotem tak, by ta doleciała do drużyny.