Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2011, 11:16   #511
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Choć elf nadal nie ufał „rycerzom,” którzy tu stacjonowali, bo ich obecność świadczyła o tym, że Silverymoon jest coraz bliżej. Bał się, że mogli zboczyć z trasy gdy wpadli w pułapkę Demogorgona. Teraz był tego pewien, ale wiedział też, że rycerze wskażą im w miarę bezpieczną drogę, jak mniemał.

Ciekawych rzeczy dowiedział się podczas podróży, w szczególności tych o kolegach Sabrie, ale był już nieco zmęczony podróżą. Chciał jak najszybciej dotrzeć do Silverymoon i zająć się swoimi sprawami, a mianowicie posługą u Silvanusa. Nie do końca rozumiał jeszcze naturę bóstwa, ale uczył się każdego dnia. Doszedł już do paru ważnych wniosków i starał się zachowywać względną równowagę w swoim życiu.

Na początku trochę zmartwił go kolor plamy, którą dostał Vraidem. Słyszał o Volodni i niespecjalnie chciał podzielić ich los, jednak ostatnio zielona plama się rozszerzyła i ukazała starą złoto-żółtą barwę sierści Vraidema z czasów przed transformacją. To wydarzenie pobudziło jego nadzieje. Czekał teraz tylko na kolejne zlecenie.

-Jak myślisz Vraidem… kiedy Silvanus znowu się odezwie? – spytał telepatycznie chowańca.

-Nie mam pojęcia, ale czuję że może to być wkrótce… czuję w sobie jakby… nowe życie…- odpowiedział.

Elf lekko się uśmiechnął.

-Obyś tylko nie był w ciąży – na co pies odpowiedział wywracając oczy i kładąc się na ziemi.

-No już, już. Nie obrażaj się… dawno nie żartowałem… ciekawe czy to efekt błogosławieństwa Silvanusa…- zaczął się zastanawiać gdy przywódca zbieraniny żołnierzy poprosił kogoś z przywódców grupy do obrad.

Elf nie garnął się do przewodzenia i wolał zostawić to bardziej charyzmatycznym osobom jak Sabrie, czy nawet Dru. Korzystając z chwili spokoju postanowił rozejrzeć się dookoła obozu, co też rozkazał Vraidemowi. Wolał sprawdzić ewentualne drogi ucieczki, oraz przekonać się jakie były morale żołnierzy.
 
Qumi jest offline  
Stary 11-09-2011, 22:16   #512
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kaevin nie miał zamiaru czekać ani chwili, żeby czekać co łucznicy zrobią. Ani tym bardziej stosować się do ich poleceń. Wrzasnął tylko na Płotkę, uderzył klacz nogami i już go nie było!
Na szczęście jeździec był z niego prawie tak dobry jak strzelec - przy orkach został po nim tylko kurz i ogólne zdezorientowanie.
Tropiciel szybko wrócił do obozu, krwawiąc wciąż z ran zadanych mu przez strzały. Spostrzegł jednak, że kiedy go nie było, do obozu wróciły leśne elfy z grupą podróżnych i jakimś wozem.
O ile pojazd średnio go interesował, to wędrowcy prezentowali się, w pewnym sensie, ciekawie. Zwłaszcza dwie kobiety, z których jedna robiła już furorę wśród żołnierzy.

Trochę krwawił z boku, jednak nie było to nic z czym nie dałby sobie rady... później. Pierw chciał się przywitać z nowo przybyłymi, zwłaszcza z wyśmienicie "wyposażoną" kobietą w sukience...
- Ładny wóz. - powiedział tropiciel na powitanie podchodząc do Sylphii. - Twój?
Magini siedziała na wozie z pozoru bezczynnie, od czasu do czasu wiodąc na moment nieobecnym wzrokiem po obozowisku. Głowę miała nieco pochyloną, przez co rondo kapelusika przesłaniało jej oczy, dłonie zaś na podołku, złożone niedbale jedna w drugą, gdzie kręciła sobie dziwne młyńce kciukami. Myślała naprawdę wiele o tym co ostatnio przeżyli, o tym co mogło im, co mogło jej dolegać. I cała wyprawa stawała nagle całkiem pod innym światłem.
- Hm? - Mruknęła, wyrwana z zamyślenia, spoglądając na zagadującego ją osobnika. Jakiś nieogolony, blady, “rozczochrany” i do tego pokrwawiony mężczyzna wyrósł przed nią (zdawałoby się), że znikąd.
- Jak ładny to ładny, dla mnie klamor. - Odparła w końcu nieznajomemu - I nie, nie mój.

- A to zaskoczenie, bo tak sobie pomyślałem, że wygląda pani na jedyną szlachetnie urodzoną pannę i sobie pomyślałem, że pewnie podróżuje ze świtą... ale gdzie moje maniery. Nazywam się Kaevin, ale niektórzy mówią na mnie Hajduk. - tropiciel kaszlnął w dłoń. Krwią. - Eee... nie zna się pani przypadkiem na leczeniu, prawda?
Spojrzała przez nieco zbyt dłuższą chwilę niż wypadało na jego dłoń poplamioną krwią...
- Sylphia van der Mikaal. - Przedstawiła się, powoli ożywiając w owej rozmowie, wszystko jednak oczywiście na jej pokręcony sposób - Och, czyli kolejne rozczarowanie?. Ani wóz nie mój, ani szlachcianka ze mnie. Do tego i z leczeniem nie umiem pomóc... ale znam taką jedną. Mała taka - Pokazała wyimaginowany wzrost opisywanej osoby - reaguje na imię Dru i wszystko co ma procenty, dosyć krzykliwa, o, i Gnomka to jest. - Uśmiechnęła się jakoś tak jakby nieco złośliwie.
- Takie zgrabne rączki i nie umie leczyć? - Kaevin był wyraźnie zawiedziony. - No trudno, przeżyję... A co was tu w ogóle przywiało? Przyjechaliście nam pomóc z orkami?

Na jego pierwsze słowa... prychnęła.
- Znaczy się, że co?. Skoro ładne rączki, to naturą rzeczy powinne one slużyć mężczyznom jak tylko się da tak?. A przywiały nas nasze sprawy, i nie mają one nic wspólnego z waszymi Orkami.
Kaevinowi ciemniało już nieco w oczach... może dlatego nie dostrzegł sarkazmu w głosie Magini?
- No... tak. - odparł na uwagę o ładnych rączkach. - Czyli dokąd zmierzacie?
- Stwierdzenie, że na Północ, wystarczy? - Odpowiedziała, po czym dodała, patrząc na niego przymrużonymi oczami - Będziesz mdlał?
- A będziesz mnie łapać? - uśmiechnął się, jednak po chwili faktycznie się zachwiał. - E... to może powiedz gdzie jest ta... Dru, tak?
- Chyba masz pecha kolego, bo my tu gadu gadu, a ona w namiocie zniknęła... - Pokręciła nosem - Ale jest jej towarzysz, “Kaktus” zawołaj, i powinien się zjawić taki jegomość z kwadratową szczęką. - Magini najwyraźniej bawiła się całą sytuacją na całego.

Kaevin wolał nie pytać skąd takie imię dla kapłana... o ile ten ktoś był kapłanem.
- Eee... Kaktus? - zawołał tropiciel jakby do otoczenia i czekał czy ktoś zareaguje.
- Co?- spytał rosły mięśniak w kapłańskich szatach, podchodząc do magini.
Tropiciel był zaskoczony, że to zadziałało. Myślał, że Sylphia sobie z niego drwi a tu naprawdę stanął przed nim... Kaktus.
- Panna van der Mikaal zażekała się, że byłbyś w stanie mi pomóc z pewną dolegliwością. - Kaevin wskazał na swój krwawiący bok. - Zwę się Kaevin.
- Kastus Ravier...sługa Gonda. Co za...dolegliwość? - kapłan przyglądał się podejrzliwie twarzy mężczyzny i trochę mniej podejrzliwie, jego ranom.
- Kłuta. - tropiciel chrząknął. - Rozglądałem się po okolicy i natknąłem się przypadkiem na oddział orków. Wzięły mnie z zaskoczenia i próbowały podziurawić strzałami. Gdyby nie to, że byłem konno to pewnie nie wróciłbym do obozu... pomożecie?

- Czemu nie. Są jakieś inne objawy, kłucie w okolicy serca, zawroty głowy, biegunka i tym podobne? - spytał kapłan po chwili namysłu.
- Biegu... - Kaevin powstrzymał się od nader złośliwego komentarza i potrząsnął głową. - Nie, tylko w oczach mi ciemnieje. Pewnie od upływu krwi...
- No zapewne. - Wtrąciła się Magini - Ucieka z jednych miejsc, by zebrać się w innych, a potem chwilę przed padnięciem będziesz na gębie czerwony... - Nie dokończyła, gdy nagle w jednej z jej dłoni, zupełnie niczym przy jakiejś taniej jarczmarnej sztuczce, pojawił się nagle znikąd... pałasz!.
- Och. - Udała zdziwioną, po czym drapieżnie się uśmiechnęła - A może skrócimy jego męki, co Kaktusiku?.
Tropiciel posłał Magini wściekłe spojrzenie, jednak nie skomentował jej "wybryku", czekając na poczynania kapłana. Jednak wzmógł swoją czujność... w końcu skąd miał wiedzieć czy Sylphia "tylko" żartuje?
 
Gettor jest offline  
Stary 12-09-2011, 18:59   #513
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
cz.2 odegrana z Gettorem i MG

-Jak trzeba to trzeba.- przytaknął ze śmiechem kapłan i dodał żartobliwie.- Pewnikiem, żeś nie zatruty. Ale dla pewności skrócimy ptaszka parę centymetrów. To pomaga na wszystko.
Chwilę tropicielowi zajęło powiązanie faktów i "ukrytego" znaczenia w wypowiedzi kapłana.
- Chętnie zobaczę na twoim przykładzie, "Kaktusie" - warknął tracąc powoli wszelką nadzieję, że kapłan Gonda zamierza go w ogóle uleczyć.
-No, no... bez psioczenia mi tu na lekarzy. To w końcu ja będę musiał macać ciebie.- odparł żartobliwym tonem kapłan, przykładając dłoń do rany Kaevina i zaczynając prosić Gonda o pomoc. Z palców Kastusa przeszło po ciele tropiciela kojące ciepełko i pierwsza z ran się zagoiła.
Kaevin nabrał powietrza do płuc i z zadowoleniem stwierdził, że ucisk w klatce piersiowej ustał.
- Dzięki wielkie panie medyk. - powiedział. - Jestem waszym dłużnikiem. Jakby się moje dowództwo wreszcie naradziło co zrobić z orkami, żebyśmy mogli ich sprawę zakończyć to chętnie bym was przeprowadził przez okolicę, bo słyszałem że na północ jedziecie. A tereny nie są tak bezpieczne jakby się mogło wydawać.
-Byle z lepszym skutkiem, niż obecny ...a właśnie. Macie jakąś gorzałę, bo nasza się deczko wyczerpała, a bez niej panienka Drucilla bywa...
- kapłan zamilkł, by poszukać w pamięci jakiegoś dyplomatycznego określenia stanu gnomki.
- Wyjątkowo upierdliwa? - walnęła Sylphia prosto z mostu, trzepocząc do Kastusa niewinnie rzęskami. Kapłan zaś strzelił buraka, i próbował zgromić czarodziejkę wzrokiem, ale wyszła mu mina zbitego psiaka.
- Chyba rozumiem... w obozie za dużo gorzałki nie uświadczycie, ale możecie wziąć to. - Podał kapłanowi swój bukłak wina, który wcześniej próbował proponować Careli. - I chyba będziecie musieli ją jakoś usidlić, bo najbliższa osada jest kilka dni stąd...
-To źle.
- mruknął kapłan po chwili zastanowienia.
- No nic, dzięki wam raz jeszcze. - Kaevin rozciągnął ramiona. - Jakbyście mnie potrzebowali, to będę prawdopodobnie krzątał się po obozie.
Po tych słowach zaczął zbierać się do odejścia.
-Będę pamiętał.- stwierdził kapłan, z uśmiechem. Po czym skupił swe spojrzenie na wejściu do namiotu, do którego właśnie weszła Dru.
- Gadaj co tam u ciebie - Powiedziała Magini do Kapłana, przyglądając się odchodzącemu Kaevinowi.
-U mnie... no, jakby tu.- spojrzał w kierunku kręcącej się wśród żołnierzy i jawnie prezentującej swe wdzięki Missy, poprzez poprawianie dekoltu, wypinanie tyłeczka i zalotne puszczanie oczka.-Trochę się zaprzyjaźniłem z Daphne. To miła dziewczyna. A u ciebie, Sylphio? Czujesz się dobrze?.
- Taaaa... miła
- Odparła Magini - A zresztą mniejsza z tym... a co może być u mnie?. Martwię się tą cholerną sprawę z tą klątwą. Wiesz, ja też miałam koszmary ostatniej nocy, śniło mi się, że już się powoli przemieniałam w mackowatą istotę - Mówiła to wszystko z wyjątkowo poważną miną - Kiedy więc będzie możliwość rzucenia na mnie kilku odpowiednich czarów, kiedy ktoś będzie mi w stanie powiedzieć co się ze mną stało... co się ze mną dzieje?.
-Eeeee.... nie wiem co rozumiesz przez odpowiednie czary. Łaska Gonda, wróciła do mnie, ale... nie jestem biegły w tej metafizyce. Zawsze wolałem czary wzmacniające. Może Drucilla by wiedziała, ale się jakoś nie garnie. Natomiast... ja nie wiem jakie czary powinny być użyte. Zwykłe zdjęcie klątwy nie dziala... próbowałem
.- stwierdził smętnie kapłan.
- Wielce pokrzepiające, nie ma co - Powiedziała - Biorąc to jednak na logikę... może jakieś pobłogosławienie, może nawet usunięcie choroby?. Odganianie zła, woda święcona??. Nie znam się na tym jak ty i Dru, sam więc daj jakiś sensowny pomysł. Bo na pewno nie skończę jak Rev... ani jako wisielec. Już prędzej... - Utkwiła wzrok w trzymanym w dłoni samopale.
-Drucilla coś tam kombinuje... ale jak dotąd bezskutecznie, tradycyjne modlitwy jakoś nie działają. Może jakieś inne? Mogę uprosić Gonda i usunięcie choroby rzucić na ciebie. Ale...- wzruszył ramionami.- Nie jesteś chora.
- Kto tam wie co mi naprawdę dolega do stu diabłów
- Szepnęła dla odmiany.
-Panienka Drucilla próbowała to ustalić... ale wyniki wróżenia są niejednoznaczne, no i...- westchnął cicho Kastus.- Dlatego jest ostatnio taka cicha i markotna.
- A dowiem się chociaż, jakie właśnie były owe wyniki wróżenia?.
-Eeee...coś o więzi karmicznej, związanej z dzieleniem trudów...czy coś w tym rodzaju. O łańcuchowym naznaczeniu. Ciężko mi to zrozumieć.
- odparł kapłan drapiąc się po karku.- Drucilla lepiej by to wytłumaczyła. To tak mądrze brzmiało w jej ustach.
- Ehe
- Odpowiedziała wielce elkwencyjnie Magini, wciąż wpatrując się w pałasz trzymany w dłoni - A słuchaj no... religijny jesteś bardziej niż ja... jeśli bym odebrała sobie sama życie, trafię do jakiegoś piekła czy co? - Spytała nagle.
-Hmmm..najpierw trafia się przed sąd Kelemvora, a potem jeśli wysłannik bóstwa patronującego tobie wstawi się za tobą, to... wtedy idziesz do krainy twego bóstwa. W innym przypadku, zasądzona ci zostaje nagroda lub kara. Dla tych co odrzucili bogów, jest zasądzone stać cegłą w murze otaczającym posiadłość bóstwa śmierci.- wyjaśnił kapłan.
- A więc mówiąc krótko, może być przesrane? - Uśmiechnęła się do niego jakoś tak wyjątkowo smutno.
-Cóż... wiara może nas uratować.- odparł kapłan starając się pocieszyć maginię.- Jaki by sens miała wiara, gdyby los tam po śmierci, był z góry pewny?
Nie odpowiedziała już nic, wzruszyła za to ramionami, a jej oczy ponownie zostały skryte za rondem kapelusika. Machnęła od niechcenia ręką w jego kierunku...
-Co teraz zrobisz?- spytał Kastus.
- Nie wiem... na początku raczej nic... - Szepnęła. A Kastus skinął jedynie głową. Martwił się o Sylphię, ale musiał pilnować bezpieczeństwa Dru. Poza tym, nie wiedział jak pomóc Sylphii.
Siedzieli więc przy wozie w milczeniu, on wpatrywał się w namiot, ona z kolei w swoją pukawkę...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 13-09-2011, 15:00   #514
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Namiot był okazały z zewnątrz. I równie okazały w środku. I wygodny.
Na dużym stole, leżała naszkicowana precyzyjnie mapa miasta. Elfiego miasta. Szkicowana jednakże w sposób, dość ciekawy, bo w centrum miasta, tuż koło starej nekropolii było sporo białych plam. Zarówno stół, jak i otaczające go niskie stołki były dobrej jakości. Obok stało całkiem wygodne, drewniane łoże. Oraz skrzynia. Na jednym z krzesełek siedziało zaś diablę, o nieprzyjemnej fizjonomii - nawet jak na przedstawiciela tej podrasy.




Skórzana i barwiona na bordowo zbroja, delikatne sztylety, mnóstwo różdżek i klejnotów jakoś nie pasowały do profesji jaką się parał. Bowiem przedstawił się: Carld Glenn oddany kapłan i mistyk Oghmy. Mistrz wróżbiarstwa i wytwórca różdżek.
Skinął głową w kierunku milkliwego elfa. - Camthalion twierdzi, że jedziecie do Silverymoon. Co potwierdza moje niedawne wizje, dotyczącą języczka u wagi. Co takiego dokładnie wieziecie?
- To nasza rzecz - odparła sucho Sabrie. Przed przyjściem do namiotu wydała Miee'le polecenie uważnej obserwacji obozu, ale dziwny afekt do zwykłych rumaków, którym od początku podróży pałała klacz mógł jej w tym przeszkodzić. Najwyraźniej i jej towarzyszka wariowała od tej dziwnej wyprawy, oglądając się za samcami niższego gatunku. - Z polecenia Silverymoon mamy dostarczyć wóz do miasta najszybciej jak tylko się da.

Paladyn stojący za Drucillą i Sabrie rzekł.
- Sytuacja jest poważna. Wróżby Glenna dotyczące wyników starcia z orkami w Lothen, są niejednoznaczne, ale... jak dotąd przechylają się na korzyść orków. Tym bardziej, że ich szaman dysponuje czymś, co maskuje ich przed zaklęciami kapłana. Wiemy jednakże, że orki mają co najmniej jednego olbrzyma na swych usługach.
- Oczekujecie od nas pomocy w walce?
- spytała wojowniczka. Klasyczny wybór mniejszego zła... a tu "mniejsze zło" było dość wyraźne. Należy zwiewać z lasu i dojechać do miasta; zwłaszcza jeśli tutejsze orki nie mają nic wspólnego z główną inwazją. Swoją drogą ciekawe skąd ta pewność...
-Dokładnie... w zamian za pomoc, oferujemy eskortę do Everlund.-odparł paladyn, a kapłan dodał.- Wiemy, że dysponujecie cudowną bronią.
- A któż tego nie wie... chyba dżdżownice - mruknęła do siebie wojowniczka.
Reawind spoglądał wprost na Sabrie, pomijając nachmurzoną Drucillę.- Oboje wykonujemy misję dla Silverymoon, powinniśmy sobie pomóc.
- Poświęcić oddział, czy poświęcić miasto - jesteś dowódcą, więc nie muszę chyba pytać co byś wybrał -
odrzekła Sabrie. - Zresztą nasze cudo niezbyt nadaje się do walki w lesie; pomijając jego małą mobilność. Czego wy właściwie tu bronicie, co wymaga tak pilnych działań? - spytała. Gdyby chodziło tylko o przegnanie orków, mogliby (wobec wizji porażki) po prostu posłać po posiłki.
Zapadła konsternacja ze strony kapłana i rycerza. Jedynie elf milczał z obojętnością na obliczu.
- Powiedzmy, że te orki przypadkowo weszły w posiadanie czegoś bardziej niebezpiecznego, niż to co wieziecie na wozie.- stwierdził kapłan po krótkiej wymianie spojrzeń z paladynem.- Znacznie bardziej niebezpiecznego.
- Tu bym się sprzeczała i z jedną i z drugą opinią. Mój Pysio jest groźny i odpowiednio...- dalej nie powiedziała, bowiem Sabrie zakryła jej usta dłonią.
- O wiele bardziej niebezpiecznego. Mówimy tu o kluczu do mythalu Silverymoon - rzekł na koniec kapłan. - Tak więc widzisz pani, to nasza misja ma priorytet.
- Proszę tylko pomyśleć, co się stanie jeśli klucz do mythalu wpadnie w niepowołane ręce.- stwierdził paladyn.
Sabrie łypnęła na niego ponuro. Nad tym nie trzeba było myśleć, to się rozumiało samo przez się. Katastrofa za katastrofą.
- To jaki macie plan i co wiecie o tych orkach? - spytała, puszczając japkę Dru, chociaż bardziej interesowało ją jak zielonoskórzy weszli w posiadanie tak cennego przedmiotu. Nie sposób było go przecież zdobyć bez... no cóż, bez pomocy zdrajcy, jakby na to nie patrzeć; orki nigdy nie dysponowały magią zaawansowaną na tyle, by wykraść coś z serca czarodziejskiego miasta.
-Wiemy, gdzie mają siedzibę. Opanowali starą świątynię jednego z elfich bóstw w centrum miasta, tuż przy starej nekropolii tej rasy. Przypuszczamy, że próbują dobrać się do zapomnianych elfich grobowców. Co prawda, większość z nich jest już obrabowana, ale kilka starożytnych elfich nieumarłych broni dostępu do najważniejszych z grobowców. I to plemię orków chyba planuje zdobyć skarby z owych grobowców.-zaczął kapłan, pocierając podbródek.- Moje wizje pozwoliły ustalić, że temu plemieniu służy jeden olbrzym i jeden smok. Taki mały smok.
- Bzdura. Żaden smok nie zgodziłby się służyć komukolwiek. Te gady są zbyt pyszałkowate i aroganckie, by iść na czyjąś służbę.- wtrąciła Drucilla. A diabelstwo wzruszyło ramionami dotknięte tym, że ktoś wątpi w jego nieomylność.
- Tak czy siak, ów smok służy orkom... a dokładniej służy szamanowi, który nieformalnie dowodzi plemieniem od jakiegoś czasu.
Paladyn zaś wskazał na mapie siedzibę plemienia po czym rzekł.- Najpierw elfy z Wysokiego Lasu i zwiadowcy z Nesme przeprowadzą rozpoznanie i zlikwidują orcze czujki. Potem uderzę z dwóch stron na raz. Jednym oddziałem, miałem dowodzić ja. Drugim Świstun, mój zastępca. Natomiast cudowna broń wasza... największym problemem jest ów gigant i smok.
-Żaden problem... mój Pysio, rozwali wszystko.-
rzekła pewnym siebie głosem gnomka.
-Szaman jest zbyt groźny by złapać go żywcem. Należy więc go ubić. I to moje zadanie.- rzekł na koniec Reawind z lekką nienawiścią w głosie. Zaś kapłan dodał.
- Orki miały wykraść ów klucz albo dla Zenthów, albo dla Luskańczyków, albo... nie wiemy dokładnie dla kogo. Kradzież zaś miała spaść winą na zielonoskórych, zmuszając Silverymoon do szukania klucza u Oboulda. Wiemy natomiast, że orki oszukały swoich pracodawców i uciekły z kluczem.
- Skoro macie tyle informacji i misja jest taka ważna... to skąd taks szczupłe siły do niej zaangażowane? Wszak w poszukiwanie klucza powinno się włączyć pół miasta, z gildią magów na czele -
odparła Sabrie. Coś jej śmierdziało... podobnie zresztą jak w przypadku przesyłki. Tym razem miała ochotę załatwić to na sposób Dru - ostrzelać grobowce, z ruin wygrzebać klucz i tyle.
- Nie tylko my szukamy klucza. Także i zleceniodawcy kradzieży. Nie chcieliśmy dać im wskazówki, no i...- paladyn spojrzał z wyrzutem na kapłana Oghmy.-... nie spodziewaliśmy się ni smoka, ni olbrzyma.
Kapłan ignorując zaś spojrzenie paladyna dodał. - Idzie wojna... Oddziały Silverymoon muszą się angażować na wielu frontach. Zadań wiele, a rąk do pracy... mało
- Taaa... jasne... jakby oni wróżów nie mieli...
- prychnęła Sabrie. Bujać to my, ale nie nas. Zresztą po co wróż... starczyło by posłać szpiega za każdym większym miejskim oddziałem i gotowe. - A bez klucza miasto i tak będzie miało przerąbane. Mam nadzieję, że te 'szczupłe oddziały' szukają również zdrajcy, który umożliwił orkom kradzież. - dodała, po czym pociągnęła Dru do wyjścia. - Muszę naradzić się z towarzyszami. Jesteśmy najemnikami, nie wojskiem Marchii. A jak sami powiedzieliście - idzie wojna i przygotowania są potrzebne na wielu frontach. Skoro miasto nie przykłada do klucza aż tak dużej wagi, to może my też powinniśmy pilnować tylko własnego celu.
- Oczywiście... Proszę się naradzić.- stwierdził paladyn.
- Czy Feberus jest w waszych szeregach? - spytała jeszcze. Ciekawiło ją co spotkało zaginionego Srebrnego, który miał ich eskortować. Zapewne nic dobrego... ale może coś wiedzą. Ich reakcja ich była interesująco... nerwowa - całej trójki. Imię im było znane. Niemniej paladyn rzekł.- Toż nie wiecie? Biedak zginął niedawno. Rozerwany na strzępy przez trolla
- A niby skąd mamy wiedzieć? Jedziemy DO miasta, a nie Z -
Sabrie uważnie spojrzała po zdenerwowanych mężczyznach.
- Macie rację pani. Wybaczcie te słowa. Gdy się dowiedzieliśmy o tym, to był dla nas ciężki cios. - odparł smutnym tonem głosu Raewind. A Sabrie uznała jego wypowiedź za szczerą, acz... bardzo dyplomatyczną. Niczym u aktora prezentującego wystudiowaną pozę.
- Z pewnością - odparła uprzejmie i wyciągnęła gnomkę z namiotu.

 
Sayane jest offline  
Stary 15-09-2011, 23:11   #515
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wysoki Las był jedną z najstarszych ocalałych puszcz w Faerunie, pradawnym borem kryjącym w sobie wiele sekretów.


Wiele zapomnianych sekretów, ale też i wiele nowych kłamstw. Potężna puszcza gościła wśród swych drzew wiele ras. Widziała oczami zwierząt wiele konfliktów i śmierci, trywialnych z punktu widzenia lasu.
Ostatecznie wszyscy umierają stając się częścią ściółki.
I pewnie jeszcze wiele zobaczy. Obecnie na jednej z polan toczyła się narada, osnuta przez niewidzialne nici intryg.
Tu... pod baldachimem drzew, nie wszystko było tym, czym się zdawało z pozoru. A rzeczywistość była zbudowana z więcej niż jednej warstwy oszustwa.

Sabrie wyszła na zewnątrz namiotu, by przekazać to co wywiedziała się w środku. I popytać reszty drużyny o opinię. A ta była niemal jednogłośna. Ochroniarze byli już wszak zmęczeni. Tyle już przeszli, z tyloma zagrożeniami i problemami przyszło się im zmagać.
Ciążyła nad nimi klątwa, która mieszała w snach i ciążyła nad głowami niczym katowski miecz.
Nie mieli ochoty pakować się w nową kabałę, stare kłopoty ciągnęły się za nimi jak smród starych gaci.
Oczywiście były wyjątki. Mający ochotę na sieczkę krasnolud i mająca ochotę ustrzelić smoka Dru.
Zostali przegłosowani jednak i Sabrie poszła do namiotu oznajmić wolę drużyny.

Nie zdziwiła się zbytnio widząc rozczarowanie na twarzy paladyna i wyraźną dezaprobatę na twarzy kapłana.
Niemniej Raewind powiedział.-Nie powiem, żebym rozumiał twoją decyzję... waszą decyzję. Ale uszanuję ją. Niemniej nalegam byście zostali do rana i wypoczęli. A potem ruszyli w dalszą drogę. To jest bowiem jedyna bezpieczna przystań w tym lesie. Na kolejnych czyhają na was orki i istoty z nimi sprzymierzone.
Sabrie przyznała mu rację. Słońce przeszło już połowę swej drogi na nieboskłonie, a drużyna rozbiła już prowizoryczny obóz. No i... miło było dla odmiany zasnąć bez martwienia się o warty. I o jedzenie.
I o wino
Bowiem żołnierze z oddziałów dowodzonych byli bardzo przyjacielscy. Zwłaszcza wobec dam. Oczywiście największą popularnością cieszyła się Missy, po niej Magini, a na końcu Sabrie.
Choć tylko pierwsza obecnie cieszyła się z tej popularności. Pozostałe dwie... niekoniecznie.
Natomiast Drucilla i Hralm cieszyli się z trunków.
Jedynie elfy ze swym dowódcą trzymali z dale od nowo przybyłych. Ale bacznie obserwowali.

Noc zaś... nie przyniosła wytchnienia. Koszmary dawały się we znaki.
Sabrie patrząca na drzewo obwieszone dzieciakami ze sierocińca i płonące na Silverymoon. Roger torturowany białowłosego maga z Luskan, Roger, którego żywcem obdzierano ze skóry. Teu oglądający jak elfia populacja Evermeet jest składana w ofierze Bane’nowi. Teu patrzący jak jego pobratymcy, okaleczeni są strącani ze skały. Przyglądający się temu dokładnie, bowiem był przykuty do dziobu statku niczym koszmarna ozdoba okrętu. Missy gwałcona przez kolejne orki, Missy niewolnica której rzucano resztki ze stołu jak psu. Missy pożerająca odpadki po uczcie ludożerców. Czy też Magini, zamknięta w klatce, naga i traktowana jak zwierzę. Magini nie mogąca wyartykułować ni czaru i ni przekleństwa, bo z wyrwanym językiem. Magini będąca rozrywką dzikiego tłumu, zabawką w klatce którą trącano kijem i obrzucano zgniłymi jajami. I gdzieś w tym wszystkim szepty ciche i złowieszcze... “Oto co was czeka.”
Noc napełniała lękiem.
Także Kastusa i Hralma, oraz Drucillę. Tyle że oni radzili sobie z koszmarami na swój sposób, alkoholem i wzrostem agresji. A Kastus coraz większym zagubieniem.

Zaś dla Kaevina...
Spotkanie grupy oznaczało dla Kaevina niespodziankę większą niż sądził. Przywódczyni tej grupy przekazała mu list od jego brata, Sorbusa.

Cytat:
Nie wiem czy ten list do ciebie dobrze, braciszku. I od ostatniego minęło wszak tyle miesięcy.
Jak pewnie wiesz, ostatnio szukałem sobie domu. Miejsca w którym mógłbym odpocząć od ciągłej wędrówki i bojów. I znalazłem takie. Niewielka karczma pod Waterdeep. Niby nic wielkiego, ale jednak. Wiem, że to nie to, co planowałem osiągnąć. Ale nauczyłem się cieszyć z tego co mam. A ty? Nadal gonisz za bogactwem ukrytym w starych ruinach?
Może jednak czas zmienić, swe życie?
I kiedy wreszcie się ustatkujesz? Mateczka nasza pewnie by tego chciała.
Co do mnie. Miałem na oku pewną pannę, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Ale nie zamierzam ci się żalić w tej sprawie.
W ostatnim liście jaki do mnie dotarł pisałeś mi coś o jakiejś pannie i nowej drodze. Przyznaję, że nie do końca zrozumiał co miałeś na myśli. Możesz to dokładniej wyjaśnić?
Liczę, że posłaniec znajdzie cię w dobrym zdrowiu i ze wszystkimi kończynami. Pamiętam wszak jak niemal straciłeś nogę przez swą brawurę.
Modlę się o twoje bezpieczeństwo mój bracie i życzę byś odnalazł szczęście w swym życiu.
Twój oddany i najlepszy, bo rodzony przyjaciel.
Sorbus

Post scriptum. Ta która doniesie ci ów list, wykonuje ważną misję. Szczegółów nie znam, bo cała sprawa utrzymana jest w tajemnicy. Ale jeśli możesz, pomóż jej.
Czytając ten list Kaevin nie zauważył wierzchowca, który stanął blisko niego. Nie wiedział, że jego myśli, gdy czytał list są podsłuchiwane w ramach babskiej ciekawo... eee... w ramach względów bezpieczeństwa.

3 Flamerule 1372 RD Roku Dzikiej Magii, 25 dzień podróży



Ranek drużynie przyniósł niewyspanie. I jedyną pociechą dla podróżników, było to, że Kastus był zbyt przygnębiony, by śpiewać.
Wkrótce wyruszyli w dalszą drogę i Kaevin uznał, że już ich nigdy nie zobaczy. Bo i wyruszyć z nimi nie mógł, wszak miał własną misję i Nesme. A pomocy wielkiej udzielić im nie mógł. Zresztą...co ich mogło czekać w Wielkim Lesie i na drodze do Silverymoon? Orki. Może paru bandytów. Od biedy troll lub wzgórzowy olbrzym. Nic z czym doświadczona grupa najemników nie mogłaby sobie poradzić.
Minął namiot przed którym w karty grali jego dwaj podwładni i przyjaciele zarazem.
Wolfield...


Ponury i enigmatyczny tropiciel, znawca zwyczajów trolli i olbrzymów. Oraz kapłan Waukeen


Eltaros. Półelfi wojowniczy kapłan, mający bardziej mentalność żołnierza i kupca. Im obu doskwierała nuda. Podobnie jak Kaevinowi.
Mężczyzna przespacerował się dookoła obozu, tym razem nie zapuszczając się samotnie w głąb lasu. Niemniej coś zwróciło jego uwagę. Plama nienaturalnej ciemności, skryta w cieniach starych drzew.
Podkradł się tam cicho, na tyle cicho by usłyszeć czyjeś głosy. To rozmawiali ze sobą przywódcy. Czemu tak daleko od obozu?
-To ryzykowny plan.- rzekł głos przywódcy elfów.
-Ale skuteczny. Wykradnij gnomkę i zabij ją. Przejmij jej osobowość, może być potrzebna. A potem zwal winę na orki. Jeśli oni uwierzą, że to orki porwały ich kapłankę to niewątpliwie przyłączą się do naszej sprawy.-szeptał kapłan.
-A jeśli się zaczną domyślać?-Camthalion nie był do końca przekonany.
-To ci wątpiący zginą podczas ataku na obóz szamana. Wojna zawsze wiąże się z ofiarami.-rzekł w odpowiedzi głos paladyna.
-Nie pójdę sam... Potrzebuję wsparcia. Ich jest zbyt wielu.- rzekł w odpowiedzi elf.
-Weź ze sobą Celine. i dam wam odpowiednie wyposażenie. Tylko załatw to. Ich broń i umiejętności mogą być przydatne przeciw szamanowi.- warknął niemalże głos paladyna. A kapłan dodał.-Nie zgadzam się. Zgodnie z hierarch...
-Nie pleć mi tu o hierarchii. Zgodnie z nakazem Kościoła to jest moja misja i moje rozkazy są prawem.- syczał głos paladyna.
Kaevinowi zimny pot spłynął po plecach. W co się wpakował? W co się naprawdę wpakował?

A grupka wędrujących drogą awanturników wiozących armatę, podążała do Silverymoon zakłopotana własnymi problemami. Nie zdawali sobie sprawy z chmur które kłębiły się im nad głowami.
Nie mieli zielonego pojęcia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-09-2011, 16:41   #516
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień tropiciel przywitał podobnie jak poprzedni - z wyjątkiem potencjalnie niefortunnej przejażdżki po lesie. Zamiast tego przeszedł się po okolicy... i rychło się przekonał, że wpadł jak śliwka w kompot. Bardzo paskudny i kiepsko ugotowany kompot.
Kiedy tylko zorientował się o czym rozmawia paladyn i elf postanowił oddalić się z tamtego miejsca... powoli...
Jego opinia o Reawindzie legła w gruzach, jednak co zrobi z obiecaną “pomocą” od paladyna, zadecyduje później. Teraz musiał przede wszystkim ostrzec tamtą grupę z gnomką. Co prawda i jemu się nie podobało ich wypięcie się na ich orkowy problem, ale bez przesady... żeby od razu mordować?

W tym celu wziął z namiotu cztery rzeczy: kartkę, kawałek grafitu, sznurek i swoją drogocenną sowę z serpentynu. Następnie wdrapał się na jedno z drzew i zaczął pisać wiadomość:

Cytat:
Do Sylphii van der Mikaal i jej grupy

Reawind wyjątkowo źle zniósł waszą odmowę pomocy z orkami i postanowił was zmusić do niej. W tym celu nasyła na was oddział leśnych elfów i prawdopodobnie kogoś jeszcze, żeby po cichu zamordowali waszą gnomkę. Ma nadzieję, że jeśli o tą śmierć obwini orków to zgodzicie się mu pomóc, więc... pilnujcie jej jak oka w głowie!

Wasz niedawno-ranny przyjaciel.
Gotowe. Teraz wystarczyło tylko przemienić figurkę w prawdziwą sowę i wysłać ją na misję.


- Leć na północ mój ptaszku... - poinstruował sowę przywiązując wiadomość do jej szponu. - Aż znajdziesz grupę z dużym wozem i wyjątkowo cycatką czarodziejką... albo wiesz co, będę cię instruował na bierząco.
Po tych słowach dopiero wypuścił ptaszka i skupił się, by odbierać od niej telepatyczne sygnały i kierować jej lotem tak, by ta doleciała do drużyny.
 
Gettor jest offline  
Stary 17-09-2011, 17:49   #517
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ktoś sobie zdecydowanie z nich kpił.
Oni mieliby włączyć się do walki z orkami? Zapewne w charakterze prowadzących atak... przeznaczeni na odstrzał. Ktoś miał po prostu bardzo chore poczucie humoru.
- Może tak poczekamy trochę? - W głosie Rogera zabrzmiała lekka kpina. - Oni się zetrą ze smokiem i orkami, a my w tym czasie prześlizgniemy się bokiem, niezauważeni.
Propozycja byłaby całkiem dobra gdyby nie to, że po prostu nie mieli czasu, by czekać. Niestety nie mieli czasu, by go marnotrawić.

***

Po kiepskiej nocy, podczas której śniły mu się bardzo nieprzyjemne sytuacje, Bared obudził się w dość kiepskim humorze, którego nie poprawiło nawet śniadanie. Ani też lepsza niż poprzedniego dnia pogoda.
Ledwo wyjechali z obozu Roger podjechał do Sabrie.
- Jest może jakaś dróżka, która by pozwoliła zejść nieco z drogi? Mam niejasne wrażenie, że jak tylko znajdziemy się w okolicach Lotchen - a raczej z tego, co zostało z miasta, dodał w myślach - to Dru będzie miała okazję przetestować swoje maleństwo na tym smoku, o którym słyszeliśmy.

Potem zwolnił, by znaleźć się na tyłach wozu.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-09-2011 o 18:47.
Kerm jest offline  
Stary 25-09-2011, 17:26   #518
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Sen po raz kolejny nie przyniósł należytego odpoczynku. Właściwie, nie był to sen, lecz kolejny koszmar, w którym Sylphia grała główną rolę. Czasem, zdarzały jej się różnego rodzaju zwariowane sny, czasem i małe koszmarki, ten jednak, podobnie jak poprzedni, były wyjątkowo intensywne. Czuła całą sobą upokorzenie, zadawany jej ból, chłód na swym zmaltretowanym, nagim ciele, i bezsilność. Łkała niemo, z wyrwanym językiem, chcąc rozedrzeć sobie samej gardło i zakończyć ten horror. A oni patrzyli się na nią, patrzyli na każdy centymetr jej ciała, śmiali się, obrzucali wyzwiskami, zgniłymi jajami, trącali kijem. Niczym jakieś zwierzę, niczym nic nie znaczący ochłap.

....

Obudziła się gwałtownie jeszcze przed świtaniem, cała spocona, i dygocąca na ciele. Natychmiast poruszyła językiem w ustach wśród szaleńczo walącego serca w piersi. Nadal tam był, nadal funkcjonował. To uspokoiło ją odrobinę, choć i tak była w niezłym rozstroju nerwowym. Skryła twarz w dłoniach, niemal szlochając.

- Pani Tajemnic, niech to się skończy - Szepnęła.

~

Ruszyli w końcu w dalszą drogę, zostawiając obóz zbrojnych za sobą. W końcu to nie był ich problem, choć Orki będące w posiadaniu kluczy do Mythralu Silverymoon mogły oznaczać naprawdę wielką katastrofę. Nie za to im jednak płacono, nie na tym polegało ich zadanie. Brzmiało to wszystko wyjątkowo banalnie, jednak tak właśnie było. W końcu bowiem, na owe Orki miał właśnie zapolować kto inny, oni zaś z kolei mieli dostarczyć do miasta cholerną armatę. Wszystko to wydawało się wielce pokrętne, jednak skoro każdy miał przydzieloną własną "misję", należało się na niej skupić. A czasu było coraz mniej...

- Huuu-huuuuu - Rozległo się gdzieś nad wozem, i van der Mikaal uniosła głowę w górę. Ponad drzewami mignęła sowa, krążąc nad jadącymi przez las. Sylphia wzruszyła ramionami, po czym usadowiła się nieco inaczej niż poprzednio na cholernym wozie.

- Huuuuu-huuuuuuu! - Powtórzyło ptaszysko, będące już o wiele bliżej podróżujących.
- Kie licho? - Syknęła Magini.
- Huuuuuuu? - Sowa wylądowała na armacie, gapiąc się prosto na nią.
- Poszła sio! - Sylphia machnęła niedbale w kierunku nietypowego gościa.
- Huuu! - Odpowiedziała jej puszysta, po czym sfrunęła z armaty na wóz, całkiem blisko kobiety.
- Bo jak ci... - Zaczęła Magini, jednak nie dokończyła. Zauważyła bowiem przytroczony do nóżki sowy pergamin.
- Czekaj no czekaj - Powiedziała, przywołując ręką - Chodź no tu ptaszku, co ty tam masz?.
- Hu?.


....

Sylphia najpierw przeczytała wiadomość bezgłośnie, marszcząc brwi. Następnie zwołała resztę, po czym przeczytała ją już na głos. Gdy zaś skończyła wyciągnęła dłoń z listem przed siebie, by ewentualnie jakiś chętny go przejął, ona sama zaś wypowiedziała słowa, które momentalnie pojawiły się zapewne i w głowach pozostałych towarzyszy podróży.

- I co teraz?.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-09-2011, 18:21   #519
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Dla zażycia pewnej odrobiny kontrowersyjnej odmiany luksusu Daphne potrzeba prywatności, kociołka z wrzątkiem i samotności. Mógł być jeszcze Revalion, ale ten duszą i ciałem odszedł z tego świata, a Kastus z pewnością nie zareagowałby entuzjastycznie na taki pomysł. Missy potrzebowała się zrelaksować. Skoro sen nie mógł jej przynieść ukojenia, to może narkotyczne wizje mogłyby w tym dopomóc.

Toteż Missy oddaliła się od żołnierzy, których uwodziła i od Kastusa, do którego zalotnie się uśmiechała, ale nie oddaliła się zupełnie od obozu. Znalazła odpowiednie miejsce, by nikt jej nie przeszkadzał i nie mógł tak nagle wtargnąć. Do kociołka pełnego wrzątku wsypała woreczek oparu mordaynu i złodziejka już nastawiała się na przyjemne wizje.
Ale nawet i w tym przypadku klątwa dwugłowego demona nie chciała opuścić czarnowłosej ślicznotkę.

Skóra dziewczyny zaczynała swędzieć i to wszędzie. Drapanie bynajmniej nie pomagało. Zresztą ubranie w takim przypadku było przeszkodą w dotarciu do wielu miejsc.
Nie było łatwo wytrzymać to swędzenie, zagryzała zęby i... poczuła ból na ramieniu, jej skóra pękała i przez powstałą szczelinę wydobywała się krew, ropa oraz ... robactwo. Czarne żuki wyłaziły jej z rany. Po czym skóra zaczęła pękać, na twarzy na dekolcie, wypuszczając na wolność kolejne robaki pełzające po niej. W nozdrza zaś uderzał zapach krwi i ropy.

Ów koszmar trwał "zaledwie" piętnaście minut, ale dla Missy zdawał się trwać w nieskończoność. W dodatku nie mogła się podrapać, bo później wyglądałaby jak trędowata, ale skóra nawet jeszcze po koszmarze na "jawie" nieprzyjemnie swędziała, choć nie z takim natężeniem jak podczas seansu.

Noc także nie dała wytchnienia. Tym razem Missy w koszmarnym teatrze odgrywała rolę kurwy, niewolnicy i psa domowego w jednym, zgrała też rolę zabawki orków i kanibali. Najgorsze było to, że nawet parę godzin po przebudzeniu Daphne nadal pamiętała ten sen, razem z najmniejszymi szczególikami.
Nadszedł ranek. Niedospana i niedoćpana przyjemnie złodziejka przywitała drużynę w czarnym humorze.

- Uaaa, witam... - ziewnęła porządnie, witając kapłana Gonda. “Dzień dobry” nie wchodziło od pewnego czasu w rachubę.
-Witaj.-odparł Kastus uśmiechając się...blado.
- Znowu koszmarna noc? - Missy natomiast uśmiechnęła się... ponuro. Poklepała lekko kapłana po ramieniu. - Ech... Chyba będzie lepiej jak pójdziemy dalej, jak najszybciej do Silverymoon...
-Ano.- odparł kapłan dosyć cicho.
Jakoś rozmowa się niezbyt kleiła między panienką, a kapłanem. Oboje mieli spaczone humory. Oboje także byli niewyspani. A Missy - dodatkowo była niedoćpana. Wydawało się, że nawet odurzenie się nie uwolni jej od klątwy dwugłowego pacana z otchłani.

Przyszła też wiadomość. Niestety, nienależąca do najlepszych. Panna Dru była w niebezpieczeństwie, a ono nie groziło ze strony orków, nie ze strony ogrów ani nawet gigantów czy pokręconych sekt, a ze strony... dobrodziejów, u których dnia poprzedniego drużyna gościła. Z którymi rozmawiała, piła, jadła i spała.
Missy musiała na osobności porozmawiać z Sabrie. Z daleka od uszu reszty drużyny, a zwłaszcza z daleka od uszu Kastusa oraz Dru.

- I ty, Sabrie, przystajesz na to rozwiązanie? - spytała się Missy, kiedy wspomniała o zastosowaniu swoich kontrowersyjnych ziółek.
- Przystaję na rozwiązania, które zapewnią naszej misji powodzenie. Praktyczne nie znaczy miłe - surowo oznajmiła wojowniczka.
- Cóż, to nie będzie miłe i nie wiem, jak zadziała u pani Dru - Missy spojrzała na Sabrie. - Mam jeden woreczek oparu mordaynu - w tajemnicy pokazała wojowniczce woreczek z ziółkami. - Do tego potrzeba wrzątku. I żeby Kastus ani Dru się o tym nie dowiedzieli.
A najlepiej też i reszta drużyny, stwierdziła w myślach panna Veravarri.
- Wrzątek będzie na popasie - wzruszyła ramionami Sabrie. - Możesz podać to Dru w jedzeniu, albo w jakimś "swoim własnym, specjalnym rodzaju" alkoholu. Co do Kastusa to nie wiem czy jest potrzeba usypiania go; on jest przywiązany do Dru, nie do wozu.
- Nie można tego dawać do jedzenia ani do picia - syknęła Missy. - To można tylko wdychać w postaci oparów. Bo w innym przypadku zabiłabyś Dru.
- To co, mamy jej zrobić kąpiel? Saunę? - sarknęła Sabrie. - Już lepiej spij ją w trupa, to trudne nie będzie, a efekt podobny.
Missy wzruszyła ramionami, nie przejęła się sarknięciami wojowniczki. Wątpiła, czy u tak uodpornionej na działanie alkoholu niziołki starczałyby zapasy alkoholu, które wiozła ze sobą drużyna.
- Spić w trupa i mogłaby nawdychać się oparów. Ale będziemy musieli uważać na Kastusa... i na samą Dru.
- Przecież jak się spije to nie ma sensu jej ćpać - ważne żeby dała się bez protestów załadować na konia. I tyle. - odparła wojowniczka.
- O, po alkoholu i oparach to bez trudu i protestów się da załadować na konia. - zapewniła ją Missy.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 26-09-2011, 20:57   #520
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu uważał opuszczenie rycerzy za dobrą decyzję. Każdy ma swoje własne zadania, czas ich naglił. Nie mogli czekać. I choć wiedział, że mythal Silverymoon jest bardzo ważny to wiedział też że wojen nie wygrywa się skupiając całą armię w jednym miejscu.

Ruszyli zatem w dalszą drogę, w sumie bez większych problemów, co nieco zdziwiło maga. Spodziewał się raczej, że żołdacy będą próbowali ich nawet siłą zatrzymać… żal mu ich było w sumie, kolejna z ponownie odkrytych emocji u elfa. Mogli w sumie zostać jedną osobę do pomocy… ale z drugiej strony – byli najemnikami, taką mieli pracę.

~*~

-Muszą być bardzo zdesperowani- odparł z niepokojem w głosie elf. Była to jego pierwsza myśl.

-Ich sytuacja musi być naprawdę kiepska… mythal Silverymoon… to poważna sprawa… zaczynam mieć wątpliwości czy podjęliśmy dobrą decyzję… – westchnął i spojrzał na Vraidema i na jego oczyszczoną z cienia sierść. Dostał misję od Silvanusa, oczywiście, miał pomóc grupie nie tylko już z powodów czysto materialnych. Czuł jednak, że mogą popełniać błąd.

-Gdybyśmy mieli więcej czasu… ehhh… trudno, decyzje zostały podjęte. Musimy ruszyć dalej. Nieco obawiam się opóźnienia i ataku orków jeśli zboczymy z trasy, więc może lepiej przy najbliższym postoju zastawny pułapkę na skrytobójcę? - dodał
 
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172