Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2011, 12:24   #108
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Symeon do wybranego przez siebie miejsca dotarł w ostatniej chwili. Psy ujadały już na tyle blisko że nawet przez chwilę wystraszył się, że przesadził. Szczęściem jednak był w tym co robił dobry. Naprawdę dobry. I znał się na naturze psiej. To wystarczyło.

Dopadł do drzewa dosłownie na pacierz nim w zasięgu jego wzroku pojawiła się sfora, choć płomienie niesionych przez jeźdźców pochodni widział już od jakiegoś czasu. Wspiął się na tyle wysoko, by nie zostać zauważony i czekał. Tylko przez chwilę martwił się czy nie wyczują go psy. W końcu poczują… psa. Ci zaś którzy się zbliżali psów nie szukali – uspokajał sam siebie. Miał rację. Tętent koni był coraz wyraźniejszy, teraz do psiego jazgotu, dyszenia i powarkiwania doszło również stękanie ludzi. W końcu zaś na wąskiej, krętej ścieżce ukazała się grupa łowiecka w całej swej okazałości.

Pierwsze, co zrozumiałe, parły wiedzione na krótkich postronkach psy. Trzy solidne posokowce szarpały się węsząc za tropem. Pod drzewem na którym siedział zwolniły tylko na chwilę. Pokręciły się w kółko przez dosłownie kilka, najdłuższych w życiu Symeona, uderzeń serca by w końcu złapać trop i ruszyć dalej. Psiarczyki trzymali ich na krótkiej smyczy, bo i sfoboda była zbędna. Symeon i z tej odległości widział jaśniejące na tle nocnego nieba mury ruin w których uczynili swoje obozowisko. Ognisko, które rozpalili, widoczne było z oddali. Za psami i psiarczykami biegło ciężko sapiąc czterech zbrojnych. Ci dość już mieli wszystkiego, ale i tak parli naprzód pobrzękując pancerzem i wspierając się na włóczniach. Za nimi zaś jechało trzech jeźdźców z których Symeon znał tylko jednego. Lord Malcolm Derogey zwany „Skąpcem” miał bowiem niezwykle łatwy do rozpoznania herb. Czerwone słońce w złotym polu. Nawet w ciemnościach wisząca u boku siodła tarcza wyróżniała się jaśniejszą plamą. Po jeźdźcach, spóźniona już znacznie, podążała kolejna trójka zbrojnych. Ci sapali już jak miechy i tylko rychły finał nocnej wędrówki pozwalał im podążać śladem suzerena…


***

Ilian i Tilien szybko ocenili, że muszą jakoś się schronić. Nie było czasu na budowanie murka, ale już wspięcie się na zrujnowaną rycerską wieżę nie stanowiło dla nich problemu. Problemem być może mogło to być dla najciężej rannej Daeri, ale i ona podołała temu wyzwaniu. Teraz, oświetleni blaskiem rozpalonego ogniska, czekali na przybycie tych, którzy po nocy urządzali sobie łowy. Nie było żadnych wątpliwości, że znajdą ich kryjówkę, więc pozostało jedynie sprawić, by mieli choć strategiczną przewagę nad nieznajomymi. Wszak diabli wiedzieli kto się nocą po Kniei włóczy. I czemu u licha szedł ich śladem.

Wspięcie się po zwalonych kamieniach na jedyną solidnie stojącą ścianę wieży i skrycie się w tym co pozostało z okiennego wykuszu nie nastręczało problemów. Tylko Zarena stękała, ale i tak milcząco odtrąciła wyciągniętą jej ku pomocy dłoń Tilien. Przyjaciółkami w najbliższym czasie nie miało im dane zostać, ale i trudno było się czarodziejce dziwić. Po kilku ciosach wojowniczki wyglądała jakby miała spór z koniem. Rozwiązywany przy użyciu kopyt. Siniaki, guzy i w kilku miejscach rozcięta warga były jednak wszystkim co pozostało czarodziejce po zeszło nocnym sporze. No i uraz, który najwidoczniej sięgał głębiej.

Nadciągających słyszeli już wyraźnie. Płonące mocno ognisko wyławiało z półmroku ich rozchwiane, zbliżające się mozolnie ścieżką pod górę cienie. Wąska ścieżka pozwalała by zatrzymać i stu ludzi kilku wprawnym wojom. Tyle, że w czasie wojny. Teraz po zboczu nie wspinała się setnia a garstka łowców. Z psami. Psy z całą pewnością najlżej z wszystkich znosiły tę wspinaczkę.

Na szczyt wzgórza właśnie czworonogi wpadły pierwsze. Spuszczone ze smyczy przez zdyszanych psiarczyków skoczyły do murów i zaczęły głośnym ujadaniem wieścić swój łów. Biegnący za nimi słudzy wnet podjęli ich radosny ton.

- Mamy ich Panie! Mamy ich!

- Tu są na murze, niczym jakie wrony przycupli!

- Już nam nie ujdą Panie!

- Patrzcie ich, szelmy!


Na założone na rumowisko wyjechało trzech jeźdźców. Którym na pięty następowała dobra kupa zbrojnych w barwach Derogey’a, pana na Kurniku. On sam zaś był jednym z wymęczonych jeźdźców.

- Mam was zbóje! Łajdaki! Chcieliście zbiec z moim skarbem, tak? Z moim łupem!? Bydlęta. Już wy mi zapłacicie za tę zuchwałość! Złaźcie, albo każę swoim ludziom was zwlec z tych murów. Albo strącić. A chyżo! – wściekły Lord Malcolm nie zyskiwał nic a nic na sympatyczności. Natomiast jego żądania wnet tłumaczyły skąd wzięło się jego przezwisko. „Skąpiec”…


.
 
Bielon jest offline