Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2011, 14:15   #20
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Wparowanie ochrony rzeczywiście było dla Osamu sporym zaskoczeniem. No cóż, nie mieszkał tu długo, więc takie szczegóły miały prawo nie zapisać się zbyt dokładnie w jego pamięci. Dwójka mężczyzn, która zjawiła się w chwilę po zniknięciu włamywacza nie wyglądała na zbyt rozgarniętych. Miała za to prezencję, która mogła odstraszyć typowego złoczyńcę. Obaj byli wysocy i bardzo dobrze zbudowani. Ich kwadratowe szczęki zdobił kilkudniowy zarost. Czarnowłosy niemal bez zacięcia opowiedział im historyjkę o grupce dzieciaków, która przejeżdżając nieopodal na rowerach zabawiała się w rzucanie kamieniami w stronę mijanych domów. Ochroniarze nie zadali sobie nawet trudu wypytania o rysopis winowajców, nie porozmawiali też z żadnym z sąsiadów. Na szczęście dla Osamu, ponieważ żaden prawdopodobnie nie potwierdziłby jego wersji wydarzeń. Mężczyźni obiecali jednak, że biorą na siebie wszelkie formalności związane ze zdarzeniem. Gdy tylko sobie poszli, chłopak z ulgą wrócił do swojego pokoju i ciepłej, mięciutkiej pościeli. Choć wciąż w jego głowie pozostawało wiele pytań bez odpowiedzi, zmęczenie wzięło górę i czarnowłosy zasnął niemal z chwilą dotknięcia poduszki.

Ze snu wyrwał chłopca dźwięk budzika. Wciąż będąc w półśnie chłopak wyłączył go. Powoli i ospale podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł oczy nadgarstkami i przeciągle ziewnął. Jeną ręką sięgnął po okulary, a drugą podrapał się za uchem. Wsunął podniesiony przedmiot, poprawiając jakość widzianego obrazu. Siedział przez chwilę, jednak w końcu głód zmusił go do zejścia po coś nadającego się na śniadanie. W ogóle nie zdziwiła go nieobecność ojca. Gdyby ktoś powiedział mu, że jego rodzic w ogóle nie wrócił do domu, także uwierzyłby w to bezproblemowo. Zaskakujący był natomiast widok szyby świeżo wstawionej w drzwi wejściowe. “Robotnicy musieli się chyba skradać... Niczego nie słyszałem” - pomyślał i zaczął rozglądać się za jakimś pokarmem. Z lodówki wyciągnął sobie miskę ryżu, która została prawdopodobnie z jakiegoś wcześniejszego posiłku. Poza ziarenkami w naczyniu znajdowały się jakieś warzywa i kawałki ryby. Dokładnie lustrując wszystko wzrokiem, chłopak stwierdził ostatecznie, że takie śniadanie wystarczy mu w zupełności. Zabrał się więc za odgrzewanie posiłku. Gdy miał już zasiadać przy stole, delektując się ciepłym ryżem, zauważył zwinięty kawałek papieru. List owinięty był folią z wzorem w kształcie łodyg, liści i kolców róży. Ten sam kwiat, tym razem żywy, zdobił szczyt tego zabezpieczenia, nadając mu prawdziwie elegancki wygląd. Wszystko wyglądało na to, że list zaadresowany był do Osamu. Chłopiec odpakował więc go delikatnie i zaczął czytać.

Odłożył kartkę wciąż będąc w lekkim szoku. “Więc to wszystko było tylko testem przed jakimś durnym turniejem?” - pytał sam siebie. Z początku chciał pojechać w umówione miejsce tylko po to, by wygarnąć komuś co myśli o tym całym pomyśle. Później, gdy trochę już ochłonął, a miska ryżu - w przeciwieństwie do jego żołądka - straciła na zawartości, postanowił całkowicie zignorować zaproszenie. Jakoś nie widział się walczącego w turnieju za pieniądze. Wizja nauki w szkole “Czerwonej Róży” też nie była jakoś specjalnie zachęcająca. Po skończonym posiłku zgniótł więc kawałek papieru i wyrzucił go do kosza na śmieci.

Reszta dnia była dość monotonna i nudna. Chłopak wziął się za czytanie podręczników - trochę nauki nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Nic jednak nie wchodziło mu do głowy. Ciągle martwił się o swojego dziadka. Jakby tego mało, myśl o otrzymanym zaproszeniu nie dawała mu spokoju. Postanowił wyjść na spacer, mając nadzieję, że świeże powietrze pomoże mu oczyścić umysł. Chodził dość długo, zwiedzając najróżniejsze okolice Jokatano. Nie zwracał jednak specjalnej uwagi ani na mijane budynki, ani ludzi. Był niemal kompletnie zanurzony w swoich myślach. “Kto normalny wysyła włamywacza do czyjegoś domu tylko po to, żeby dowiedzieć się czy nadaje się do turnieju sztuk walki?! Ciekawe jak wyglądały testy innych potencjalnych uczestników! Próby morderstw i gwałtów w końcu także nadają się do testowania umiejętności obronienia samego siebie. A co z tymi, którzy nie przeszli?! Są teraz pewnie gdzieś w szpitalu z kilkoma ranami kłutymi albo złamanymi kończynami!” - był wściekły, choć na zewnątrz wyglądał całkiem spokojnie. “Szpital... Ciekawe jak czuje się dziadek... Mam nadzieję, że jakoś się trzyma. Ile bym dał, żeby tylko móc posiedzieć teraz przy nim.” Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nie było na nim informacji o nieodebranych połączeniach czy nowych wiadomościach. Zegarek wskazywał 14:30. “Sto tysięcy dolarów” - jego myśli powróciły do różanego zaproszenia. - “Może z tymi pieniędzmi mógłbym jakoś pomóc dziadkowi... Opłacić specjalistów...” Czarnowłosy zatrzymał się w miejscu. Wyglądał, jakby nie potrafił zdecydować się w którą stronę iść. Knykcie w zaciśniętych pięściach widocznie mu zbielały. W końcu zerwał się do biegu, kierując się w stronę domu ojca.

Do środka wpadł jak huragan. Od razu rzucił się na kosz ze śmieciami i wyciągnął z niego zaproszenie. Było całe pogięte, a jeden z rogów umazany był bliżej nie określoną substancją. Chłopak nie przejmował się tym jednak. Położył kartkę na stole i zaczął pocierać ją pięścią, starając się nieco wygładzić zagięcia. Gdy uznał, że więcej nic już nie zdziała pobiegł do swojego pokoju. Przyjechał niedawno, więc nie miał problemów z pakowaniem się. Jego torba podróżna wciąż leżała w kącie pokoju niemal nienaruszona. Nie zatrzymując się ani na chwilę dorzucił do niej jeszcze kilka ubrań. Z łazienki przyniósł szczoteczkę do zębów oraz przybory do golenia. Rozejrzał się czy na pewno niczego nie zapomniał. Wyciągnął laptopa, włączył przeglądarkę i w wyszukiwarce wpisał ‘hotel Orinoko“. Po kilku minutach poszukiwań udało mu się znaleźć autobus, którym mógł bezpośrednio dojechać na miejsce. Wyłączył więc komputer i wrzucił go do torby. “A więc postanowione. Wezmę udział w tym turnieju... Dla dziadka. Mam nadzieję, że nie miałby nic przeciwko wykorzystaniu jego nauk w ten sposób... W końcu robię to dla jego dobra.

Osamu zszedł z powrotem na dół. Wziął długopis i kartkę, na której w kilku zdaniach opisał ojcu gdzie się znajduje. Szczerze wątpił, by rodzic martwił się o niego, jednak wydawało mu się, że powinien go poinformować o swoim miejscu pobytu. Pozostało mu tylko zabrać ze stołu list i mógł biec na autobus.

Jadąc w stronę hotelu czarnowłosy chłopiec z okularami na nosie zastanawiał się czy podjął dobrą decyzję. Obawiał się tego, co czeka go na miejscu. Miał jednak nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
- To dla ciebie dziadku - wyszeptał niemal niesłyszalnie.
 
Ozo jest offline