Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2011, 17:18   #21
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszyscy


Powoli zbieraliście się przed hotelem Orinoko, każdy ze swoich prywatnych pobudek, każdy trochę przed czasem. O ile trójka która wczorajszego wieczoru, została napadnięta przez osobnika w kapturze mogła spodziewać się siebie nawzajem, o tyle pojawienie się Osamu mogło lekko zaskoczyć Kaikiego. Wszak jego kolega z klasy na wojownika, raczej nie wyglądał, na myśl bardziej przywodził kogoś, komu silniejsi koledzy zabierają kanapki. Lei Fang pojawił się jako ostatni, pięć minut przed godziną osiemnastą. Co dziwne, po za wami nikogo nie było, a przecież do turnieju dostało się ponoć 16 osób, czyżby wszyscy odmówili? A może był to jakiś głupi acz dopracowany dowcip? Chociaż z drugiej strony, nie koniecznie musieli pochodzić z Jokatano, to też było trzeba wziąć pod uwagę, może ich dojazd zorganizowany był z innego miejsca?
Wyczarować się innych uczestników nie wyczaruje, więc jedyne co pozostało to czekać, a jeżeli cały to turniej nie jest fikcją to na miejscu wszystko się okaże!
Gdy wybiła godzina osiemnasta, jak w zegarku zza zakrętu wyjechały trzy samochody. Dwie czarne ekskluzywne limuzyny, zaś na ich przedzie jedna biała, o wiele większa i dostojniejsza.


Biały minął was i zatrzymał się kawałek dalej, zaś jej drzwi otworzyły się automatycznie. Ze środka wyskoczył, niski chłopak, był zaledwie kilka centymetrów wyższy od Fanga a ubrany w niecodzienny strój. Długa biało zielona toga, sięgająca za kolana, o wysokim kołnierzu była uszyta (na oko) z wysokiej klasy jedwabiu. Oczy chłopaka zasłaniała brązowa grzywka, zaś na głowie spoczywała ogromna czarna czapa, która dodawała chłopakowi z 10 centymetrów. Materiał nakrycia głowy przypominający wielki balon, przyszyty był do złotego diademu, który na środku osadzony miał sporych rozmiarów zielony kamień. Czarna peleryna poruszała się delikatnie przy każdym podmuchu wiatru, zaś łańcuch na który była zapięta robił wrażenie. Wielki, wykonany ze szczerego złota, wysadzany takimi samymi kamieniami jak ten w czapce. Tego niecodziennego widoku dopełniały buty o spiczastych zadartych końcach, wykonane z jakiegoś lekkiego materiału.


Chłopak, pomachał do wnętrza limuzyny, i powiedział coś w dziwnym języku, z środka odpowiedział mu ten sam dźwięczny dialekt, zapewne należący do jego rodziców. W czasie gdy uczestnik turnieju żegnał się z rodziną, z jego białej limuzyny wysiadło dwóch służących, którzy otworzywszy bagażnik wydobyli z niego dwa olbrzymie kufry podróżne. Kierowca czarnej limuzyny który w między czasie wysiadł, zrobił lekko zdziwioną minę lecz szybko otworzył bagażnik, do którego zaczęta pakować rzeczy chłopaka.
Chłopak w czapce p oraz ostatni pomachał osobą w limuzynie, a gdy lokaje wrócili do jej środka drzwi zamknęły się i biały samochód odjechał. Dopiero wtedy chyba chłopak zdał sobie sprawę z waszej obecności, bowiem podszedł o was żywym krokiem, którym powodował iż jego czapaja podrygiwała rytmicznie.
- Witajcie jestem Ascot, Ascot Tharna’il. –przedstawił się płynnym japońskim, chociaż dziwny akcent wciąż był wyczuwalny. Poruszył głowa wyraźnie was obserwując (włosy jednak utrudniały stwierdzenie tego) a gdy spostrzegł Yuuki, uśmiechnął się wyraźnie. – Przynajmniej jakieś ładne kobiety będą na miejscu, bo na luksusy widzę nie ma co liczyć. –stwierdził prosto z mostu, zerkając na limuzynę i krzywiąc się. – Czymś takim bym sługi do sklepu nie wysłał... –dodał z obrzydzeniem w głosie po czym jednak rozweselił się i wsiadając już do jednego z czarnych samochodów dodał w stronę Yuuki Możesz usiąść obok mnie. Przyda mi się masaż w drodze. – i zniknął w czeluściach auta, pozostawiając lekko osłupiała dziewczynę samą sobie. Widać chłopak uznał, że możliwość masowania go to niezwykły zaszczyt.
Kierowca limuzyny przemilczał te scenę i oznajmił spokojnie. – Po cztery osoby w samochodzie, miał tu być jeszcze ktoś ale chyba posta...- resztę zdania zagłuszyły ciężkie kroki, na myśl przypominające szarżującego słonia, zaś zza zakrętu z którego wyjechały limuzyny, wypadł zdyszany osobnik z walizką na ramieniu.



Był on na oko w wieku Thomsona, acz fizycznie byli oni całkowicie różni. Nadbiegający chłopak był.. duży w każdym tego słowa znaczeniu. Mierzył bowiem ponad 180cm co jak na japońskie standardy oznacza niemalże giganta. No a jego wagę tez zapewne wyrażało się liczbą trzy cyfrową. Był niezwykle szeroki w barach zaś jego spory brzuch wesoło podskakiwał pod niebieskim strojem. Ubrany był jedynie w niebieski bezrękawnik oraz krótkie spodenki. Walizka która niósł do największych nie należała, zapewne jedynie kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Kilka kropel potu znikło w krzaczastych brwiach chłopaka, gdy zatrzymał się przy was, muskularnymi ramionami łapiąc się pod boki, dysząc ciężko.
- Już myślałem że się spóźnię. –wydyszał ciężko wciskając osłupiałemu kierowcy walizkę w dłonie ( w tym czasie obsługa drugiej limuzyny już pakowała wasze bagaże). – Jestem Thoki Matsura, miło mi was poznać. – przedstawił się grubym głosem i złapał dłoń najbliżej stojącego Kaikiego potrząsając nią tak mocno, że ten zafalował niczym papierek na wietrze.
- A więc proszę wsiadać... jak mówiłem po 4 osoby w samochodzie. –oznajmił już całkowicie skołowany kierowca, zaś Matsura wcisnął się do wolnego samochodu.
Szybko podzieliliście się na trójki wsiadając do wybranych limuzyn.

Nie można było narzekać na transport. Samochody były przestronne i nawet mimo tego, że Thoki był postawny nie było wam ciasno. Siedzenia były wygodne i obite skórą, zaś klimatyzacja działała bez zarzutów. Oczywiście trójka osób które trafiły do samochodu wraz z Ascotem musiała wysłuchiwać jego narzekań, na temat warunków, kierowcy jednak zdawali się być na to głusi, bowiem nie odezwali się słowem przez całą drogę...


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wwg033Ze3Lk[/MEDIA]

Rozdział 1
Różana Rezydencja


W Czasie ponad dwugodzinnej drogi, nic ciekawego się nie działo. Ot zwykła podróż samochodem, żadnych wybuchów napadów wściekłych najemników, czy żółwi ninja.
Gdy wyjechaliście z miasta, kierowca dość szybko zjechał z głównej drogi, klucząc tymi mniej uczęszczanymi. Ostatni kwadrans podróży przypadł na drogę skrajem lasu.


Różana Rezydencja okazała się być dużym, lekko staromodnym budynkiem. Po za samym hotelem, teren przybytku obejmował duży park, oraz parking. Stało na nim kilka limuzyn, takich samych jakimi wy tu przyjechaliście, wniosek był prosty – inni uczestniczy już tu byli.
Ascot szybko opuścił samochód a sam budynek skomentował słowami „ To już domek dla lalek mojej siostry wygląda lepiej.” – następnie władczym gestem pstryknął na jednego z kierowców i kazał mu zabrać kufry do pokoju młodziana. Szofer niechętnie, złapał za ciężki bagaż i z trudem zaczął ciągnąć go w stronę hotelu, zaś niski chłopak towarzyszył mu co jakiś czas poganiając.

Was wraz z Thokim drugi szofer zaprowadził spokojnym tempem do rezydencji. Po drodze zauważyliście, że ktoś biega po parku, co jakiś czas zatrzymując się i wykonując kilka uderzeń w powietrze. Osobnik ubrany był w dres z kapturem więc nie dało się dojrzeć jego twarzy, lecz logika podpowiadała, że to jeden z zawodników odbywa swój wieczorny trening.

W środku hotel robił pozytywne wrażenie, mimo staromodnego wyglądu, wnętrze było naprawdę piękne i pełne nowinek technicznych. W recepcji stały wygodne fotele, w telewizorze leciały wiadomości zaś radio cicho wygrywało spokojną muzykę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=B87goaPTwSE&feature=related[/MEDIA]

Pod jedną ze ścian stała zaś gablota, otoczona czerwoną serpentyną, z daleka widać było tylko rozrysowane drzewko turniejowe. Czyżby pary walczących były już rozlosowane?

- Oto klucze do państwa apartamentów. –poinformował was lokaj, który wyrósł niemal z podziemi, dwóch innych już taszczyło wasze bagaże po schodach. – Kuchnia jest czynna całą dobę, kucharze są na państwa życzenie, ugotują co sobie państwo zażyczą. – to mówiąc wskazał drzwi prowadzące do jadalni, a Matsura wydał triumfalny odgłos. – Zasady turnieju są nagrane na płytach w państwa pokojach, nasz szanowny organizator prosił o odsłuchanie ich dzisiaj, nie są najdłuższe. –tłumaczył dalej spokojnym głosem lokaj. – Pierwsza tura turnieju zaczyna się jutro o godzinie dziesiątej, będą to cztery walki, następne cztery zaczną się o szóstej popołudniu. Zostaną państwo zaprowadzeni przez służbę do miejsca, gdzie odbywać będą się walki, by zapoznać się z kolejnością spotkań proszę przeczytać tamtą kartkę. –stwierdził wskazując na gablotę otoczoną serpentyną. – W razie pytań proszę zwrócić się do mnie, jestem w recepcji prawie cały czas, w pokoju macie państwo telefony, więc nie trzeba się kłopotać schodzeniem tu osobiście. –zakończył wręczając wam klucze do pokojów.
Matsura kiwnął wam głową i ruszył w stronę kuchni, wy zaś mogliście zapoznać się z rozpiską walk. W drzewku turniejowym u którego podstawy było 16 miejsc, wpisane były poszczególne numery, zaś pod spodem widniała lista, kto jakiej cyfrze został przyporządkowany. System wydawał się łatwy by dojść do finału było trzeba wygrać trzy walki, a czwarta była finałową. Teraz wystarczyło zapoznać się z tym kogo przydzielił wam los...:

Niedziela walki Poranne:

1. Marc Thomson vs Gihei Haga
2. Osamu Yuuhou vs Ami Tamura
3. Hermit Handa vs Umeko Kotara
4. Grell Fukuda vs Arc Tarna

Niedziela walki wieczorne:

1. Lei Fang vs Ascot Tharna’il
2. Thoki Matsura vs Eisaku Tsuda
3. Yuuki Kantate vs Habu Kate
4. Kaiki Muton vs Taka Mamoru

~*~

Ascot mógł mówić co chce, ale pokoje były prawdziwym marzeniem. Każdy z was miał do dyspozycji barek, lodówkę z darmowymi napojami, telewizje z kablówką, internet, po prostu wszystko o czym można tylko marzyć. Lóżka były duże i wygodne, a łazienka miała olejki do kąpieli z najwyższej półki.




Przed odtwarzaczem DvD natomiast znajdowała się w każdym pokoju płyta, z zasadami. A że warto było je znać, każdy z was prędzej czy później wsunął nośnik danych do DVD i czekał na to co usłyszy.

Na ekranie pojawiła się czerwona róża, której płatki poruszały się delikatnie, chociaż szybko można było dostrzec że jest to po prostu zapętlony powtarzający się obraz. Jednak w tym nagraniu chodziło o treść nie obraz. Głos lekko zdeformowany przez mikrofon bowiem miarowo oznajmił.
- Witam Was szanowni uczestniku. Nie chce zabrać wam wiele czasu więc szybko przedstawię zasady tego turnieju. Główna nagroda wynosząca sto tysięcy dolarów, zostanie wręczona zwycięzcy ostatniego dnia zmagań. Jednak do szkoły Czerwonej Róży, może przyjęty być każdy, kogo uznamy za utalentowanego. Wasze walki będą przez nas obserwowane i ostatniego dnia wezwiemy tych których uznamy za odpowiednich, dostąpienia tego zaszczytu. Tak więc walczcie jak gdyby każda walka była tą finałową! Dajcie z siebie wszystko, nie oszczędzajcie się! Walki po za turniejem są zakazane, a obiekt monitorowany. Cóż... jednak sztuki walki to też miejsce wielu podstępów i knowań. Tak więc jest jeszcze jedna zasada. Jeżeli ktoś nie zostanie złapany na gorącym uczynku walki po za turniejem, nie zostanie zdyskwalifikowany. Nie radzę wam jednak podejmować takiego ryzyka, bowiem dołożyliśmy wszelkich sposobów by zapewnić wam bezpieczeństwo drodzy wojownicy. Tak więc miłego dnia, oraz pomyślnych wiatrów w walkach. -Tymi słowami kończył się te dość dziwne zasady.

Wy zaś mieliście cały wieczór do zagospodarowania!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline