Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2011, 17:18   #21
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszyscy


Powoli zbieraliście się przed hotelem Orinoko, każdy ze swoich prywatnych pobudek, każdy trochę przed czasem. O ile trójka która wczorajszego wieczoru, została napadnięta przez osobnika w kapturze mogła spodziewać się siebie nawzajem, o tyle pojawienie się Osamu mogło lekko zaskoczyć Kaikiego. Wszak jego kolega z klasy na wojownika, raczej nie wyglądał, na myśl bardziej przywodził kogoś, komu silniejsi koledzy zabierają kanapki. Lei Fang pojawił się jako ostatni, pięć minut przed godziną osiemnastą. Co dziwne, po za wami nikogo nie było, a przecież do turnieju dostało się ponoć 16 osób, czyżby wszyscy odmówili? A może był to jakiś głupi acz dopracowany dowcip? Chociaż z drugiej strony, nie koniecznie musieli pochodzić z Jokatano, to też było trzeba wziąć pod uwagę, może ich dojazd zorganizowany był z innego miejsca?
Wyczarować się innych uczestników nie wyczaruje, więc jedyne co pozostało to czekać, a jeżeli cały to turniej nie jest fikcją to na miejscu wszystko się okaże!
Gdy wybiła godzina osiemnasta, jak w zegarku zza zakrętu wyjechały trzy samochody. Dwie czarne ekskluzywne limuzyny, zaś na ich przedzie jedna biała, o wiele większa i dostojniejsza.


Biały minął was i zatrzymał się kawałek dalej, zaś jej drzwi otworzyły się automatycznie. Ze środka wyskoczył, niski chłopak, był zaledwie kilka centymetrów wyższy od Fanga a ubrany w niecodzienny strój. Długa biało zielona toga, sięgająca za kolana, o wysokim kołnierzu była uszyta (na oko) z wysokiej klasy jedwabiu. Oczy chłopaka zasłaniała brązowa grzywka, zaś na głowie spoczywała ogromna czarna czapa, która dodawała chłopakowi z 10 centymetrów. Materiał nakrycia głowy przypominający wielki balon, przyszyty był do złotego diademu, który na środku osadzony miał sporych rozmiarów zielony kamień. Czarna peleryna poruszała się delikatnie przy każdym podmuchu wiatru, zaś łańcuch na który była zapięta robił wrażenie. Wielki, wykonany ze szczerego złota, wysadzany takimi samymi kamieniami jak ten w czapce. Tego niecodziennego widoku dopełniały buty o spiczastych zadartych końcach, wykonane z jakiegoś lekkiego materiału.


Chłopak, pomachał do wnętrza limuzyny, i powiedział coś w dziwnym języku, z środka odpowiedział mu ten sam dźwięczny dialekt, zapewne należący do jego rodziców. W czasie gdy uczestnik turnieju żegnał się z rodziną, z jego białej limuzyny wysiadło dwóch służących, którzy otworzywszy bagażnik wydobyli z niego dwa olbrzymie kufry podróżne. Kierowca czarnej limuzyny który w między czasie wysiadł, zrobił lekko zdziwioną minę lecz szybko otworzył bagażnik, do którego zaczęta pakować rzeczy chłopaka.
Chłopak w czapce p oraz ostatni pomachał osobą w limuzynie, a gdy lokaje wrócili do jej środka drzwi zamknęły się i biały samochód odjechał. Dopiero wtedy chyba chłopak zdał sobie sprawę z waszej obecności, bowiem podszedł o was żywym krokiem, którym powodował iż jego czapaja podrygiwała rytmicznie.
- Witajcie jestem Ascot, Ascot Tharna’il. –przedstawił się płynnym japońskim, chociaż dziwny akcent wciąż był wyczuwalny. Poruszył głowa wyraźnie was obserwując (włosy jednak utrudniały stwierdzenie tego) a gdy spostrzegł Yuuki, uśmiechnął się wyraźnie. – Przynajmniej jakieś ładne kobiety będą na miejscu, bo na luksusy widzę nie ma co liczyć. –stwierdził prosto z mostu, zerkając na limuzynę i krzywiąc się. – Czymś takim bym sługi do sklepu nie wysłał... –dodał z obrzydzeniem w głosie po czym jednak rozweselił się i wsiadając już do jednego z czarnych samochodów dodał w stronę Yuuki Możesz usiąść obok mnie. Przyda mi się masaż w drodze. – i zniknął w czeluściach auta, pozostawiając lekko osłupiała dziewczynę samą sobie. Widać chłopak uznał, że możliwość masowania go to niezwykły zaszczyt.
Kierowca limuzyny przemilczał te scenę i oznajmił spokojnie. – Po cztery osoby w samochodzie, miał tu być jeszcze ktoś ale chyba posta...- resztę zdania zagłuszyły ciężkie kroki, na myśl przypominające szarżującego słonia, zaś zza zakrętu z którego wyjechały limuzyny, wypadł zdyszany osobnik z walizką na ramieniu.



Był on na oko w wieku Thomsona, acz fizycznie byli oni całkowicie różni. Nadbiegający chłopak był.. duży w każdym tego słowa znaczeniu. Mierzył bowiem ponad 180cm co jak na japońskie standardy oznacza niemalże giganta. No a jego wagę tez zapewne wyrażało się liczbą trzy cyfrową. Był niezwykle szeroki w barach zaś jego spory brzuch wesoło podskakiwał pod niebieskim strojem. Ubrany był jedynie w niebieski bezrękawnik oraz krótkie spodenki. Walizka która niósł do największych nie należała, zapewne jedynie kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Kilka kropel potu znikło w krzaczastych brwiach chłopaka, gdy zatrzymał się przy was, muskularnymi ramionami łapiąc się pod boki, dysząc ciężko.
- Już myślałem że się spóźnię. –wydyszał ciężko wciskając osłupiałemu kierowcy walizkę w dłonie ( w tym czasie obsługa drugiej limuzyny już pakowała wasze bagaże). – Jestem Thoki Matsura, miło mi was poznać. – przedstawił się grubym głosem i złapał dłoń najbliżej stojącego Kaikiego potrząsając nią tak mocno, że ten zafalował niczym papierek na wietrze.
- A więc proszę wsiadać... jak mówiłem po 4 osoby w samochodzie. –oznajmił już całkowicie skołowany kierowca, zaś Matsura wcisnął się do wolnego samochodu.
Szybko podzieliliście się na trójki wsiadając do wybranych limuzyn.

Nie można było narzekać na transport. Samochody były przestronne i nawet mimo tego, że Thoki był postawny nie było wam ciasno. Siedzenia były wygodne i obite skórą, zaś klimatyzacja działała bez zarzutów. Oczywiście trójka osób które trafiły do samochodu wraz z Ascotem musiała wysłuchiwać jego narzekań, na temat warunków, kierowcy jednak zdawali się być na to głusi, bowiem nie odezwali się słowem przez całą drogę...


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wwg033Ze3Lk[/MEDIA]

Rozdział 1
Różana Rezydencja


W Czasie ponad dwugodzinnej drogi, nic ciekawego się nie działo. Ot zwykła podróż samochodem, żadnych wybuchów napadów wściekłych najemników, czy żółwi ninja.
Gdy wyjechaliście z miasta, kierowca dość szybko zjechał z głównej drogi, klucząc tymi mniej uczęszczanymi. Ostatni kwadrans podróży przypadł na drogę skrajem lasu.


Różana Rezydencja okazała się być dużym, lekko staromodnym budynkiem. Po za samym hotelem, teren przybytku obejmował duży park, oraz parking. Stało na nim kilka limuzyn, takich samych jakimi wy tu przyjechaliście, wniosek był prosty – inni uczestniczy już tu byli.
Ascot szybko opuścił samochód a sam budynek skomentował słowami „ To już domek dla lalek mojej siostry wygląda lepiej.” – następnie władczym gestem pstryknął na jednego z kierowców i kazał mu zabrać kufry do pokoju młodziana. Szofer niechętnie, złapał za ciężki bagaż i z trudem zaczął ciągnąć go w stronę hotelu, zaś niski chłopak towarzyszył mu co jakiś czas poganiając.

Was wraz z Thokim drugi szofer zaprowadził spokojnym tempem do rezydencji. Po drodze zauważyliście, że ktoś biega po parku, co jakiś czas zatrzymując się i wykonując kilka uderzeń w powietrze. Osobnik ubrany był w dres z kapturem więc nie dało się dojrzeć jego twarzy, lecz logika podpowiadała, że to jeden z zawodników odbywa swój wieczorny trening.

W środku hotel robił pozytywne wrażenie, mimo staromodnego wyglądu, wnętrze było naprawdę piękne i pełne nowinek technicznych. W recepcji stały wygodne fotele, w telewizorze leciały wiadomości zaś radio cicho wygrywało spokojną muzykę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=B87goaPTwSE&feature=related[/MEDIA]

Pod jedną ze ścian stała zaś gablota, otoczona czerwoną serpentyną, z daleka widać było tylko rozrysowane drzewko turniejowe. Czyżby pary walczących były już rozlosowane?

- Oto klucze do państwa apartamentów. –poinformował was lokaj, który wyrósł niemal z podziemi, dwóch innych już taszczyło wasze bagaże po schodach. – Kuchnia jest czynna całą dobę, kucharze są na państwa życzenie, ugotują co sobie państwo zażyczą. – to mówiąc wskazał drzwi prowadzące do jadalni, a Matsura wydał triumfalny odgłos. – Zasady turnieju są nagrane na płytach w państwa pokojach, nasz szanowny organizator prosił o odsłuchanie ich dzisiaj, nie są najdłuższe. –tłumaczył dalej spokojnym głosem lokaj. – Pierwsza tura turnieju zaczyna się jutro o godzinie dziesiątej, będą to cztery walki, następne cztery zaczną się o szóstej popołudniu. Zostaną państwo zaprowadzeni przez służbę do miejsca, gdzie odbywać będą się walki, by zapoznać się z kolejnością spotkań proszę przeczytać tamtą kartkę. –stwierdził wskazując na gablotę otoczoną serpentyną. – W razie pytań proszę zwrócić się do mnie, jestem w recepcji prawie cały czas, w pokoju macie państwo telefony, więc nie trzeba się kłopotać schodzeniem tu osobiście. –zakończył wręczając wam klucze do pokojów.
Matsura kiwnął wam głową i ruszył w stronę kuchni, wy zaś mogliście zapoznać się z rozpiską walk. W drzewku turniejowym u którego podstawy było 16 miejsc, wpisane były poszczególne numery, zaś pod spodem widniała lista, kto jakiej cyfrze został przyporządkowany. System wydawał się łatwy by dojść do finału było trzeba wygrać trzy walki, a czwarta była finałową. Teraz wystarczyło zapoznać się z tym kogo przydzielił wam los...:

Niedziela walki Poranne:

1. Marc Thomson vs Gihei Haga
2. Osamu Yuuhou vs Ami Tamura
3. Hermit Handa vs Umeko Kotara
4. Grell Fukuda vs Arc Tarna

Niedziela walki wieczorne:

1. Lei Fang vs Ascot Tharna’il
2. Thoki Matsura vs Eisaku Tsuda
3. Yuuki Kantate vs Habu Kate
4. Kaiki Muton vs Taka Mamoru

~*~

Ascot mógł mówić co chce, ale pokoje były prawdziwym marzeniem. Każdy z was miał do dyspozycji barek, lodówkę z darmowymi napojami, telewizje z kablówką, internet, po prostu wszystko o czym można tylko marzyć. Lóżka były duże i wygodne, a łazienka miała olejki do kąpieli z najwyższej półki.




Przed odtwarzaczem DvD natomiast znajdowała się w każdym pokoju płyta, z zasadami. A że warto było je znać, każdy z was prędzej czy później wsunął nośnik danych do DVD i czekał na to co usłyszy.

Na ekranie pojawiła się czerwona róża, której płatki poruszały się delikatnie, chociaż szybko można było dostrzec że jest to po prostu zapętlony powtarzający się obraz. Jednak w tym nagraniu chodziło o treść nie obraz. Głos lekko zdeformowany przez mikrofon bowiem miarowo oznajmił.
- Witam Was szanowni uczestniku. Nie chce zabrać wam wiele czasu więc szybko przedstawię zasady tego turnieju. Główna nagroda wynosząca sto tysięcy dolarów, zostanie wręczona zwycięzcy ostatniego dnia zmagań. Jednak do szkoły Czerwonej Róży, może przyjęty być każdy, kogo uznamy za utalentowanego. Wasze walki będą przez nas obserwowane i ostatniego dnia wezwiemy tych których uznamy za odpowiednich, dostąpienia tego zaszczytu. Tak więc walczcie jak gdyby każda walka była tą finałową! Dajcie z siebie wszystko, nie oszczędzajcie się! Walki po za turniejem są zakazane, a obiekt monitorowany. Cóż... jednak sztuki walki to też miejsce wielu podstępów i knowań. Tak więc jest jeszcze jedna zasada. Jeżeli ktoś nie zostanie złapany na gorącym uczynku walki po za turniejem, nie zostanie zdyskwalifikowany. Nie radzę wam jednak podejmować takiego ryzyka, bowiem dołożyliśmy wszelkich sposobów by zapewnić wam bezpieczeństwo drodzy wojownicy. Tak więc miłego dnia, oraz pomyślnych wiatrów w walkach. -Tymi słowami kończył się te dość dziwne zasady.

Wy zaś mieliście cały wieczór do zagospodarowania!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 21-09-2011, 23:30   #22
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Marc wolał jechać z wielkoludem niż z gnojkiem. Oddał torbę kierowcy, który wsadził ją do bagażnika i wsiadł.
- Marc Thomson - przedstawił się Thokiemu. - Jakim stylem walczysz, jeśli można spytać?
- Miło mi poznać. -odpowiedział basem rozsiadając się wygodniej w fotelu chłopak o krzaczastych brwiach. - Co do walki oczywiście pytaj, pytaj chętnie o tym mówię, ten sport ma długa tradycję, którą ja z chęcią przekazuje.- oznajmił wesoło po czym dodał. - Od kilku lat trenuje sumo i zgłębiam historie tego szlachetnego sportu!
“Sumo”- Marc trochę się zdziwił.
- Ten ma bardzo długą tradycję ja walczę w greckim stylu. Pankration. Można powiedzieć, że to bardzo tradycyjna dyscyplina. Wybaczysz osobiste pytanie? Czy wczoraj nie odwiedził cie ktoś dziwny i chciał się bić z tobą?
Matsura podrapał się po brodzie po czym odparł. - Nie tyle co odwiedził, ale napadło mnie trzech zbirów na ulicy, którzy znali moje imię. Nie było to jakieś szczególne wyzwanie, no a dziś okazało się, że to test do tego turnieju.
- Mnie i dwójkę znajomych ze szkoły zaczepił jakiś psychol w dziwnym stroju, jak zaczął obrywać zaczął się śmiać jak wariat i uciekł. Czy to normaly sposób zapraszania na turniej?
- Musze przyznać, że faktycznie jest to dziwny rodzaj zaproszenia, ale z drugiej strony skoro stawką jest taka suma, to muszą jakoś wybrać tych najlepszych, co? -rzucił wesoło zapaśnik.
- Niby tak, ale i tak wygra najlepszy, więc po co ta szopka? Słyszałeś coś o tej szkole Czerwonej róży? Bo w internecie wiele nie było.
- Niby wygra najlepszy, ale z drugiej strony lepiej mieć szesnastu konkurentów niż stu. Co do Czerwonej róży, niewiele, jedynie, że są naprawdę dobrzy jeżeli chodzi o nauczanie. Mistrz młodzików w szlachetnej sztuce sumo ćwiczył właśnie u nich. Już trzeci raz z rzędu obronił tytuł.
- Umiejętności im odmówić nie sposób. Ale po co ta szopka? Skoro tak dużo wiedzieli o nas to wiedzieli tez jak walczymy.
- Ja tam nie wiem. -stwierdził wzruszając ramionami olbrzym. - Najwyraźniej chcieli się upewnić czy coś w tym stylu.
- Może... - mruknął Marc. Cóż najwyraźniej olbrzym nic nie wie lub nie chce powiedzieć.

*

Marc rzucił torbę na łóżko i obszedł apartament oglądając wszystkie kąty. Dopiero potem wrzucił płytę do odtwarzacza. Jak zapowiadał lokaj przesłuchanie płyty nie zabrało wiele czasu. Potem zostawiwszy rozpakowanie na później ruszył zwiedzić hotel. Na pierwszy ogień poszedł restauracja, jeśli miał zwiedzać to z pełnym żołądkiem. Wszedł na salę i rozejrzał się, od razu w oczy rzucił mu się Thoki. Rozmawiał z jakimś łysym chłopakiem. Marc postanowił się dołączyć do nich. Akurat podchodził gdy usłyszał imię swojego przeciwnika.
- Cześć, mogę sie dosiąść?
- Siadaj siadaj Marc. - odparł znany już amerykaninowi zapśnik sumo. - Wspaniałych mają tu kucharzy, musisz sobie coś zamówić. -stwierdził opróżniając miskę (zapewne kolejną z rzędu) z ryżem i dodatkami warzywnymi.- Poznałeś już Giheiego?- zapytał Thoki wskazując swego łysego rozmówcę.
Gihei Haga przywodził na myśl ostentacyjnego mnicha z klasztoru. Zgolony niemal na łyso, w długiej szacie i prostych klapkach na stopach. Miły uśmiech zdobił jego młodą twarz, zaś krzaczaste brwi dodawały mu lekko komicznego wyglądu.

http://img849.imageshack.us/img849/4...bb55f9209l.jpg

- Jeszcze nie poznałem, ale jutro poznamy sie baardzo dobrze - odparł z uśmiechem. - W zasadzie to chciałem się popytać o ciebie Gihei i twój styl, ale chyba będzie najlepiej jak zapytam u źródła, zamiast słuchać plotek.
Zamówił u kelnera który pojawił się jak spod ziemi i kontynuował rozmowę.
Mnich spojrzał na [b] Thomsona[/B znad swojej miseczki i odparł spokojnym tonem. - Niestety, ale obowiązuje mnie obietnica milczenia na temat nauk klasztornych. Nie mogę nikomu zdradzać naszych sekretów.- zakończył z miłym uśmiechem.
- Nie pytam o sekrety i techniki, a tylko o styl. O resztę zapytam innych - odparł także się uśmiechając. - Czy tajemnica jest nazwa miejsca gdzie się uczyłeś walczyć?
- Nauki przyjmowałem w małym klasztorze w chinach. Co do stylu walki... chyba nic się nie stanie jeżeli o tym powiem, wszak to nie tajemnica. Chociaż nie ma on swej specjalnej nazwy, jest to sztuka łącząca wiele chińskich sztuk walki w jedno. -odparł po chwili namysłu Gihei.
- Kung fu? To dosyć szerokie pojęcie - zaśmiał się Marc - Ale trudno, posłucham plotek o tobie. Wiesz może coś o organizatorze lub o szkole Czerwonej róży? Czy to ona skłoniło cie do walki w turnieju? Bo mnicha nie posądzam o chęć wzbogacenia.
- Niestety niewiele, organizator pragnie pozostać anonimowy i świetnie mu to wychodzi. -stwierdził łysy chłopak, a zapaśnik sumo mu przytaknął.- O szkole nie szukałem informacji, przybyłem tu po to by się sprawdzić. Mój mistrz zawsze powtarzał, że najwięcej o sztukach walki można się nauczyć właśnie w czasie pojedynku.
- Tak, praktyka czyni mistrza. Może za dużo filmów oglądałem, ale wydaje mi się, że chodzi tu o coś więcej niż turniej.
Kelner przyniósł wreszcie jedzenie i Marc zajął się potrawą milknąc na chwilę.
Gihei wstał odsuwając od siebie pusta miskę i skłonił się waszej dwójce nieznacznie. - Dziękuje za rozmowę, a teraz wybaczcie, długa droga za mną muszę odpocząć przed jutrzejszymi walkami. - po tych słowach odwrócił się ruszając w stronę schodów.
Marc kiwnął odchodzącemu na pożegnanie i odczekawszy aż odejdzie spytał olbrzyma:
- Co o ni sądzisz?
- Bardzo zasadniczy, no i jest tradycjonalistą, typowy przykład mnicha. -skomentował Thoki. - Aczkolwiek tacy zazwyczaj umieją się bić.
- Gdybym był złośliwy to powiedział bym, że trudno nie zauważyć.Wszyscy zawodnicy umieją się bić. No dobra nie ma co się objadać, trzeba pozwiedzać. Dzięki za towarzystwo, pewnie się jeszcze spotkamy - odstawił na wpół wyczyszczony talerz i zaczął się zbierać do wyjścia.
- Do jutra! -pożegnał Marca wesoło zapaśnik podsuwając sobie talerz amerykanina.
Marc przeszedł się po terenie hotelu, zajrzał wszędzie gdzie nie było tabliczek zakaz wstępu. Znalazł basen, niestety kąpielówek nie zabrał ale bystry boy hotelowy za drobną gratyfikacja rozwiązał ten problem. Popływawszy sobie przed snem wrócił do pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 21-09-2011 o 23:44.
Mike jest offline  
Stary 23-09-2011, 18:34   #23
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Osamu bez wahania wszedł do pierwszej z brzegu limuzyny. Co prawda trochę obawiał się podróży spędzonej w towarzystwie bogatego i ewidentnie rozpieszczonego Ascota ale ostatecznie uznał, że nie może przecież być aż tak źle. Miał ze sobą tylko podręczny bagaż, wolał więc się z nim nie rozstawać. Wewnątrz samochodu odruchowo usadowił się jak najdalej od niezbyt wysokiego i dziwnie ubranego chłopca. Czarnowłosemu nie zależało na nawiązywaniu jakiejś konwersacji. Wlepił wzrok w przyciemnianą szybę i obserwował to, co działo się na zewnątrz. Wciąż zastanawiał się czy udział w turnieju jest dobrym pomysłem. Niedługo później do limuzyny wsiadła pozostała dwójka. Na szczęście ani dziewczyna, ani chłopak nie odezwali się ani słowem. Podróż do rezydencji mijała więc w całkowitej ciszy. Osamu już po kilku minutach całkowicie zamknął się w swoich myślach. Nie zwracał najmniejszej uwagi na obrazy, które z różną prędkością przesuwały się przed nim.

W jego głowie toczyła się bitwa. Z jednej strony jakiś głos mówił mu, że to co robi jest dobre, że udział w turnieju może być jedynym sposobem na rozwiązanie problemu dziadka. W tym momencie odzywał się inny głos. Ten brzmiał nieco poważniej. “Dziadek nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że chcesz wykorzystać jego nauki do zdobycia pieniędzy.” - mówił. “Nie chodzi przecież o pieniądze! Chodzi o zdrowie, a może nawet życie dziadka!” - odpowiadał pierwszy. “Nie możesz przecież wiedzieć czy pieniądze są mu w jakikolwiek sposób pomóc.” “Nie dowiem się, jeżeli nie spróbuję, prawda?” “A co jeśli w czasie turnieju coś stanie się z dziadkiem, a ty nie będziesz mógł przy nim być? Pomyślałeś o tym?” Pierwszy głos milczał przez chwilę. “Siedząc w Jokatano też mogę nie zdążyć na czas.” “A co ze szkołą? Ledwo zaczął się rok i już opuszczone zajęcia.” “Przecież wszystko jest ustalone z dyrekcją.” - zauważył pierwszy głos. “Skąd wiesz? Bo tak było napisane na karce papieru otrzymanej od człowieka, który jeszcze wczoraj nasyłał na ciebie jakichś bandytów?” - drugi głos zwyciężał w wymianie argumentów. “I tak już za późno! Jesteśmy w drodze. Trzeba było martwić się wcześniej.”

Kłótnia wcale nie skończyła się w tym momencie. Wręcz przeciwnie - trwała przez całą drogę. Dopiero gdy limuzyna wyjechała z lasu kierując się w stronę dużego, nieco staromodnego budynku Osamu otrząsnął się i wrócił do siebie. “Ładnie tu.” - stwierdziły oba głosy łącząc się z powrotem w jeden, zupełnie zapominając o wcześniejszym sporze. Gdy kierowca zatrzymał się przed rezydencją, Ascot od razu przepchnął się do drzwi. Najwyraźniej zależało mu na tym, aby wyjść jako pierwsza osoba. Będąc już na zewnątrz skwitował krótko co myśli o Różanej rezydencji. Osamu powstrzymał się od komentarzy. Miał nadzieję, że nie będzie musiał spędzać z irytującym dzieciakiem więcej czasu niż było to konieczne.

Wchodząc do środka hotelu czarnowłosy rozglądał się dookoła nie mogąc nacieszyć oczu tym co widzi. Wnętrze, choć nieco staromodne, było bardzo ładne. Wszystko niemal idealnie współgrało ze sobą. Od razu można było stwierdzić, że ani jeden element nie znalazł się tutaj przypadkowo. Wystój oraz spokojna muzyka sącząca się z głośników sprawiła, że Osamu poczuł się tutaj niemal jak w domu. Wcześniej obawiał się, że nie odnajdzie się w nowym miejscu, jednak ku jego zdziwieniu było zupełnie na odwrót. Przez chwilę nie myślał nawet o tym, że gdzieś tam, pogrążony w śpiączce znajduje się jego dziadek.

Podziwianie otoczenia przerwał mu elegancko ubrany mężczyzna, który poinformował ich o kilku ważnych szczegółach dotyczących organizacji spraw wewnątrz rezydencji. Osamu dowiedział się więc między innymi o tym, że uczestnicy mają do dyspozycji działającą całodobowo kuchnię, że zasady turnieju poznają w swoich pokojach odtwarzając zostawioną tam płytę DVD, i że walki turniejowe zaczynają się już od jutra. Chłopiec otrzymał też klucz do swojego pokoju. Odczekał chwilę, tak żeby nie musieć tłoczyć się przy gablocie, i sprawdził kiedy przypada jego walka. Był to drugi pojedynek z serii tych porannych. Nie miał więc wiele czasu na przygotowania psychiczne. Jego przeciwniczką miała być niejaka Ami Tamura. Dziewczyna. Czarnowłosemu nie robiło to chyba żadnej różnicy. Dziadek nauczył go, że podczas walki nie wygrywa się wyłącznie siłą. Równie ważny, o ile nie ważniejszy miał być bowiem sprawny umysł. Osamu wiedział więc, że potraktuje Ami z szacunkiem. Jej płeć nie miała w końcu żadnego wpływu na to, jakim jest wojownikiem.

Po sprawdzeniu kolejności walk czarnowłosy udał się bezpośrednio do swojego pokoju. Zostawił torbę w kącie pokoju, wziął ze stolika płytę i umieścił ją w odtwarzaczu. Na ekranie pojawiła się czerwona róża. Chłopiec usiadł wygodnie przed ekranem telewizora i skupiał na nim całą swoją uwagę. Po chwili dało się usłyszeć głos, który powoli i nieco monotonnie wymieniał zasady. Po odsłuchaniu wiadomości zerknął na wyświetlacz telefonu. “Nie mogę co wieczór zamartwiać się o niego i dzwonić do szpitala. W ten sposób w końcu zwariuję.” Schował telefon z powrotem do kieszeni i udał się na dół z zamiarem zjedzenia jakiejś lekkiej kolacji.

Lokaj, który przywitał ich wcześniej nie przesadzał. Kucharze naprawdę byli gotowi na przygotowanie wszelkich potraw. Osamu zdecydował się jednak na prostą porcję ryżu. To co dostał nie było jednak takie proste. Owszem, w daniu znajdował się wyłącznie ryż z warzywami jednak wszystko było przygotowane z taką starannością i przyozdobione w taki sposób, że chłopcu wydawało się jakby jadł kolację w niewiarygodnie drogiej restauracji. Nieco speszony zjadł więc wszystko ze smakiem, popijając zieloną herbatą. Uwielbiał smak herbaty. Z każdym łykiem, gdy gorący płyn spływał mu do żołądka czuł, że relaksuje się coraz bardziej. Po skończonym posiłku ponownie spojrzał na telefon. Tym razem wyłącznie w celu sprawdzenia godziny. Było jeszcze za wcześnie by pójść spać.
Osamu postanowił skorzystać z wolnego czasu i wybrał się na spacer do parku. Szedł powoli i spokojnie uważnie obserwując otoczenie. Co jakiś czas zerkał też w górę przyglądając się sunącym po niebie chmurom.
Park był sporym terenem, widać było też rękę fachowca przy pielęgnacji roślin. Wszystkie były zadbane, a oko nie wychwyciło żadnego chwasta. Kiedy Osamu spacerował swym powolnym tempem, ze strony w którą zmierzał, usłyszał miarowy tupot stóp. Po chwili zza zakrętu wyłonił się biegacz, którego widział chłopak, gdy zmierzał do hotelu. Chłopak w dresie kiwnął na powitanie głową, ale zatrzymać się chyba nie miał zamiaru.
Czarnowłosy dokładnie przyjrzał się chłopakowi. Skłonił się nisko na powitanie, jak nakazywała japońska tradycja
- Witaj - powiedział przy tym niepewnie.
- Witam -rzucił chłopak przez ramię.- Wybacz nie mogę się zatrzymać, bo jeszcze spory kawałek przede mną, ale jak chcesz pogadać, to możesz się przyłączyć. -dodał szczupły czarnowłosy chłopak, zagarniając kosmyk włosów pod kaptur.
Chłopak uznał, że odmowa może być źle zrozumiana. Przyśpieszył więc kroku by dorównać biegnącemu.
- Yuuhou Osamu - powiedział w końcu starając się opanować oddech.
- Taka Mamoru -przedstawił się biegacz truchtając niezmiennym tempem. - Też przyszedłeś tu potrenować czy spacer dla relaksu? -zagadnął osobnik.
- Właściwie... - zaczął. - Właściwie to chciałem po prostu znaleźć sobie jakieś zajęcie, a to miejsce wydawało mi się w miarę spokojne.
- W sumie cały ten hotel jest spokojny, chociaż tutaj jest największa przestrzeń. -stwierdził czarnowłosy fakt, po czym zatrzymał się nagle i zaczął boksować powietrze.
Osamu przyglądał się uważnie ciosom zadawanym niewidzialnemu przeciwnikowi. Zdecydowanie nie chciałby teraz być na jego miejscu.
- Nie wiem czy to pytanie nie będzie zbyt osobiste - zaczął. - Ale co właściwie skłoniło Cię do udziału w turnieju? - naprawdę go to interesowało. Miał nadzieję, że w odpowiedzi chłopaka znajdzie coś, co upewniłoby go w słuszności podjętej decyzji.
- Hymmm. -zamyślił się głośno chłopak wyprowadzając kilka prostych. - W pewnym sensie trochę mojej własnej ambicji, wiesz chce się sprawdzić, by wiedzieć czy mam szanse w zawodowych meczach bokserskich. No i ta sumka też kusi. -stwierdził w końcu.
- A więc jesteś bokserem? - spytał, by podtrzymać rozmowę.
“Chciał się sprawdzić. Może ja też mogę przekonać się na co mnie stać?” - pomyślał czekając na odpowiedź.
- Tak, aktualnie jeszcze amatorskim. -stwierdził Mamoru i wrócił do truchtania, tak nagle jak je przerwał. - A ty?Co Ciebie skłoniło do przyjazdu?
Ponowienie biegu zaskoczyło Osamu i przez chwilę musiał nadganiać tempa.
- Ja? Ja chyba też chcę się sprawdzić - nie wiedzieć czemu wolał nie wspominać o dziadku.
- Od kiedy właściwie pamiętam uczyłem się sztuk walki... Wypadałoby wiedzieć czy się do czegoś nadają, prawda? - dokończył wybuchając nieco sztucznym śmiechem.
- W sumie tak. Boisz się trochę jutrzejszych walk? -zmienił nagle temat bokser.
- Wiesz co, właściwie to jeszcze to chyba do mnie nie dociera. Wszystko dzieje się tak nagle i w ogóle... - odpowiedział zgodnie z prawdą. W końcu jeszcze wczorajszego ranka nie wiedział nic o żadnej Różanej Rezydencji ani turnieju.
- A Ty? Wiesz już z kim walczysz?
- Kaiki Muton, czy jakoś tak. Nie widziałem się z nim jeszcze, zapewne zobaczę go dopiero na porannych walkach. -odparł spokojnie bokser. - A ty znasz już swojego przeciwnika?
Osamu starał się sobie przypomnieć jak nazywała się jego jutrzejsza rywalka.
- Ami... Nie pamiętam nazwiska. Chyba widziałem ją przy limuzynach, którymi tutaj przyjechaliśmy. Właściwie to były tam dwie dziewczyny. Pewnie jedna to Ami - odpowiedział nieco zawile.
- No cóż w tym sporcie nie ma miejsca na bycie szarmanckim na ringu. -stwierdził chłopak zatrzymując się. - No nic ja będę chyba szedł do pokoju, chce trochę odpocząć przed jutrem.
- Nie ma sprawy - odpowiedział Osamu, również się zatrzymując. - Do zobaczenia - powiedział kłaniając się nisko.
Mamoru odwzajemnił gest i ruszył spokojnym tempem do hotelu.

Osamu jeszcze przez chwilę spacerował po parku. W końcu jednak, dość powoli i nieco ospale ruszył z powrotem do swojego pokoju. Na miejscu wziął tylko szybki prysznic, wypił filiżankę herbaty i położył się spać.

Rano wstał kilka minut po ósmej. Czuł, że nie jest wstanie niczego przełknąć. Dopiero teraz zaczął stresować się turniejem. Za jakieś dwie godziny będzie musiał stanąć naprzeciw zupełnie obcej mu dziewczyny i na oczach wszystkich stoczyć z nią pojedynek. Co gorsza musiał wygrać. Mógł liczyć tylko na siebie i na wiedzę przekazaną mu przez dziadka. “Będzie dobrze” - pomyślał. “Musi być.” Udał się do łazienki i wziął chłodny prysznic. Gdy kropelki wody spływały po jego ciele, czuł jak znika napięcie i stres. Gdy skończył włączył telewizor i zabrał się za oglądanie jakiegoś serialu komediowego, który leciał na pierwszym kanale. Nie zwracał jednak specjalnej uwagi na to, co widzi. Wciąż martwił się o to, jak będzie wyglądała jego pierwsza walka w turnieju.
 
Ozo jest offline  
Stary 23-09-2011, 23:32   #24
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
~P...pomasować stopy?
Yuuki zamrugała zaskoczona kilka razy by się upewnić, że to nie jakiś żart. Normalnie ukręciłaby głowę za taką impertynencję, jednak atak był tak nie spodziewany, że nim skrzat wskoczył do limuzyny, nie zdążyła poruszyć nawet palcem. Odprowadziła knypka spojrzeniem. Lepiej by smarkacz nie trafił na nią na ringu... Cóż, sytuacja nie pozostawiła jej wielkiego wyboru limuzyny, dlatego wsiadła do tego samego pojazdu co olbrzym, kuzyn i Marc, który rozpoczął rozmowę z, jak się okazało, sumoką. Marca ewidentnie frapował inwestor i struktura organizacyjna Róży. Cóż, ją póki co niezbyt. Miała wiele rzeczy na głowie...
- Kaiki, to twoje pudełeczko na tic-tac’ki... - zaczęła spoglądając na kuzynka siedzącego tuż obok i uważnie przyglądając się zmianom w jego mimice. Liczyła, że nerd chociaż trochę spoważnieje. Zawiodła się, gdyż jedyna zmiana była najprawdopodobniej wywołana trudniejszym układem klawiszy.
- Co z nim? - spytał beznamiętnie wciskając guziki na dotykowym ekranie komórki.
- Co bierzesz? - zapytała wprost korzystając z okazji, że współtowarzysze podróży byli zajęci rozmową.
- Zazwyczaj Bridget, ale ma strasznie niepraktyczne kombosy to gram Chippem - powiedział zdecydowanie głośniej niż wypowiedzi szeptem jej siostry, nie odrywając wzroku od komórki - Wolę blazeblue - dodał lekko wzdychając.
Złapała go za ucho.
- Haaaaaloooo, kuzynku - uśmiechnęła się rozdrażniona - Zapominasz się... - pociągnęła go za ucho w dół. Za pewne dla świadków wyglądało to jak zwykła sprzeczka rodzeństwa.
- Ajjć - syknął łapiąc się za ucho i próbując jakoś niezręcznie zdjąć z siebie dłoń siostry - Toć zapytałaś tylko, kogo wziąłem! - komórka wydała z siebie serię prześmiewczych wibracji, a na ekranie wyświetliło się "You Lose" - Wredna jesteś.
Nie mogła się nie uśmiechnąć. Puściła ucho lekko odpychając smarkacza.
- Pogadajmy u ciebie w pokoju... - westchnęła teatralnie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d-2k0qaWCgU&feature=player_detailpage[/MEDIA]

Yuuki zapukała kilka razy głośno do drzwi kuzyna. Bądź co bądź była gotowa uszanować jego prawo do prywatności... tak długo jak groziło jej zobaczenie go nago. To byłby fatalny koniec dnia. Jako, że nie uzyskała odpowiedzi powtórzyła pukanie, tym razem rytmicznie, i użyła najsłodszego głosu z personalnego asortymentu, jaki w jej wykonaniu wywoływał zmrożenie krwi w żyłach.
- Kaiki-chan?
Nie musiała czekać długo. Na tak skonstruowaną groźbę nie było śmiałka, który by nie odpowiedział. Kuzyn stał z batonikiem w ustach i leniwie przeżuwał węglowodanową bombę.
- Chohest? - mogące równie dobrze znaczyć "co jest?"
- Ah, więc jesteś - uśmiechnęła się samymi ustami nadając głosowi sztucznie słodką barwę i weszła bez zaproszenia do pokoju. Natychmiast zajęła miejsce na kanapie i spojrzała wyczekująco na kuzyna.
Zamknął za nią drzwi i przegryzł batona połykając go. Następnie spytał ponownie.
- No co jest? - po tym pytaniu wrócił do telewizora na przeciw kanapy i włączył film wracając jak gdyby nigdy nic do pozowania.
Nie mogła go pobić, chociaż nóż się otwierał w kieszeni. Wstała i z przycisku wyłączyła telewizor stając pomiędzy ekranem, a kuzynem.
- Co zamierzasz zrobić z kasą? - skrzyżowała ramiona na piersi. Była to mniej subtelna uwaga, by traktował ją na poważnie.
Przymrużonymi jak zwykle oczyma spoglądał na siostrę niczym zaspany. Włożył ręce do kieszeni opuszczając się na kanapę i odparł.
- Wydać.
- Naaa...?

Przez dłuższą chwilę Kaiki milczał, po czym w końcu odparł, nieco rozmarzonym głosem.
- Zawsze chciałem przejść street fightera na automatach, jednak wiecznie mi brakuje żetonów.
W środku jej zawrzało, chociaż maska spokoju trzymała się na miejscu. Doprawdy, czy klawiszologia do setek gier wyparła z jego mózgu obszar “instynkt samozachowawczy”?
- Stąpasz po bardzo kruchym lodzie... - westchnęła, chociaż w jej głosie czy ruchach nie szło doszukać się gniewu - To może zacznijmy od czegoś prostszego? Co za biały proszek bierzesz?
Kaiki wyjął telefon z kieszeni i zaczął coś na nim klikać.
- Ciekawe ile bym dostał żetonów za sto tysięcy usd? - mruknął po czym odparł - Biały proszek skąd? Myślałem o zrobieniu omletu, ale w tych pokojach nie ma nawet mąki.
Uśmiechnęła się, lubiła wytaczać ciężkie działa i właśnie zamierzała jedno wprowadzić na scenę.
- Ciekawe co mówią reguły na temat dopingu - popukała palcem o usta i podniosła oczy pogrążając się w wystudiowanym zastanowieniu - Nic nie było na płytce... może pójdę spytać w recepcji?
Muton westchnął wyjmując drugą ręką z kieszeni pudełko po tictakach i rzucając je siostrze w ręce.
- To sproszkowane tabletki nerwosolu. Przez nos mocniejsze, wątpię aby faktycznie tak szkodził zażywane inaczej niż w recepcie. Niektórzy nawet wódkę wciągają, aby zaoszczędzić.
- Nerwosol? - przyjrzała się proszkowi pod światło, dziaciakom w Tokio na prawdę odbija - Po co... a z resztą. Bierz co chcesz - odrzuciła puzderko - Przyszłam tu w ważniejszej sprawie. 50 000 na pewno też wystarczy ci na “automaty” - podkreśliła cudzysłów gestem dłoni - A wielu zawodników można pozbyć się jeszcze przed walką.
- Czekaj rąbnę na pół - kliknął coś na komórce i wyrecytował -Trzysta milionów osiemdzieset trzydzieści sześć tysięcy, sześćset sześćdziesiąt siedem i pół yena w przeliczeniu... - zamyślił się i stwierdził kręcąc przecząco głową - Jeśli wygram finały chcę dokładnie czterech milionów jenów, w dolarach niecałe sześćdziesiąt tysięcy - uśmiechnął się - Stoi?
- Jaką różnicę robi ci te 10 tysiów?
- Wyróżnienie dla lepszego
- odparł wymijająco - Jak wygrasz mogę ci je odstąpić.
Uśmiechnęła się.
- Jesteś znacznie lepszy jako niegrzeczny chłopczyk - przekrzywiła głowę oceniając go - To co? Zaczniemy od epidemii grypy żołądkowej?
- To będzie dobre na faceta od sumo - przytaknął - Poproś o herbatę z liści miętowych w herbaciarni, będzie tutaj chociaż jedna - polecił kładąc dłonie na czole - Jak nie będą mieli, idź o to ponarzekać do tego bogacza to nagle się znajdzie. Nie znam naturalniejszego środka na przeczyszczenie, zwłaszcza jak ktoś ją pije po obiedzie. - Podniósł się i rozciągnął - Ja dokończę film i poszukam na podwórzu jakiś robali, aby później wpuścić do pokoju małego księcia. To typ osoby, która może spasować z względu na same warunki.
Socjopata nie wiedział jak dużo miał szczęścia, że jego rozkazy pokrywały się z jej i tak istniejącym planem. Z resztą, niech myśli sobie co chce. Z jednym wyjątkiem.
- I ja mam narażać się osobiście? - podniosła brewkę - Z resztą, skąd wiesz, że on takich herbatek nie wsuwa non stop?
- Musiałby mieć czarną dziurę w żołądku - odparł - A jak nie jesteś pewna herbatki to dokup coś w aptece na zatwardzenie. Chyba nie myślałaś, że sam ci zmniejszę ilość potyczek? - zapytał mętnie - Jak kogoś raz złapią pewnie i tak przymkną oko.
- Dobra... Obyś się nie przeliczył
- włączyła kuzynowi telewizor i ruszyła do drzwi.

* * *

Plan, oprócz faktu, że w okolicy apteki nie było, był bardzo prosty. W recepcji dowiedziała się, gdzie znajdzie lekarza dyżurnego. Miała nadzieję, że trafi na mężczyznę. Lekarki z reguły trudniej dawały się przekonać. Gdy weszła ściągnęła brwi, opuściła wzrok, a dłonie splątała z przodu w geście zakłopotania. Jąkała się, myliła słówka, mówiła cicho. Słodycz we wstydliwej potrzebie - kto by się oparł? Koniec końców dostała dwie tabletki. Jedną miała zażyć na noc, drugą rano jeśli pierwsza, by nie wystarczyła. To było więcej niż potrzebowała.

Sumoka nie przyszedł na śniadanie. To było dość... niespodziewane. Powinna chyba lepiej poznać zwyczaje żywieniowe zawodników sumo. No nic, z jej nogami rzadko kiedy któreś z drzwi nie stawały otworem. Ubrała się w białą koszulkę do której dobrała stanik w taki sposób, że wesołe różowe truskawki przyciągały wzrok. Do tego wybrała krótką spódniczkę i po ogarnięciu fryzury stanęła z najbardziej niewinną, pełną frasunku miną pod drzwiami sumoki. Na tacy ułożyła śniadanie wraz z trefną zieloną herbatą w dzbanuszku.
Stuk-puk.
Ze środka odpowiedziało jedynie milczenie, acz drzwi zdawały się być otwartymi.
- Thoki-kuuun? - zapukała jeszcze raz.
Znowu brak odpowiedzi.
- Thoki- kun? - powtórzyła uchylając drzwi. Dostrzegłszy olbrzyma medytującyego z słuchawkami w uszach pozwoliła sobie na wejście do środka. Przyjrzała się uważnie chłopakowi, siedział przed tradycyjnym niskim stolikiem z miską ryżu w dłoniach. Odstawiła tacę na stoliku po czym delikatnie, by nie przestraszyć chłopaka w medytacji, delikatnie musnęła jego ramię.
Sumoka wzdrygnął się otwierając szybko jedno oko, ale gdy zobaczył, że nie jest atakowany, a odwiedzany przez Yuuki uśmiechnął się lekko i wyjął z uszu słuchawki.
- Wybacz nie słyszałem jak wchodzisz -usprawiedliwił się chłopak.
- Rozumiem, medytacja jest pewnie ważna w sumo, prawda? - z uśmiechem udała zainteresowanie.
- Owszem, aspekt duchowy cenimy niemal tak samo jak fizyczny. Sumo obfite jest w różnorakie tradycje- oznajmił wskazując dziewczynie miejsce przy stoliku.
- Ale macie w zwyczaju także jedzenie śniadania, prawda? - dotknęła swojego brzucha, by zasygnalizować, że ona, jak najbardziej, ma w zwyczaju poranne karmienie swojego ciała.
- Człowiek musi jeść -zaśmiał się sumoka jednak dość szybko spoważniał.- Aczkolwiek w dzień walki obowiązuje nas ścisła dieta.
- Ja... - powiedziała spoglądając na niego z troską, która po mimo tego, że dotyczyła jej planu była jak najbardziej na miejscu - Odwodnisz się... - powiedziała siadając do śniadania i nalewając koledze herbaty.
-Ale nie dziękuje, mam tu swój napój - odparł unosząc butelkę wody - Prosta rzecz a najlepiej gasi pragnienie, no i jest najbardziej efektywna jeżeli chodzi o chłodzenie ciała, herbata przed walkami to nie najlepszy pomysł, tobie też nie polecam -dodał chwytając za swoją miseczkę z ryżem, a tobie podsuwając drugą.
- Dziękuję - przyjęła miseczkę jednak miast zacząć jeść przyjrzała jej się smutno. Policzki nieco zbladły, usta lekko wykrzywiły w smutku.


- Hej... Thoki-kun, jesteś taki spokojny i zrównoważony - wbiła wzrok w białe ziarenka - Powiedz jak to możliwe, że mam takiego pecha z facetami? Albo znajduję wrednych, których nie obchodzę i chcą jedynie kasy albo... - wskazała dłonią na dzbanuszek - … albo przynoszę im herbaty kiedy akurat nie mogą jej wypić? - głos podniósł ton na końcu wypowiedzi, a usta jeszcze bardziej się wykrzywiły.
Minęło kilka chwil zanim do sumoki dotarło o czym mówi dziewczyna. Zamrugał kilka razy i niemal nie zakrztusił się ryżem. Uderzył się kilka razy potężną rękę w pierś, by nie umrzeć w tak głupi sposób, a gdy odzyskał oddech wydyszał czerwony na twarzy.
- Ale ja chętnie wypije, na przykład wieczorem, lubię mrożoną herbatę, możemy wypić razem! -zaczął się głośno zarzekać chłopak.
Dziewczyna zdawała się jednak nie słyszeć. Zaczęła cicho pociągać nosem i wycierać piąstką kąciki oczu.
- Przepraszam, pójdę już sobie. Ja... nie chcę się narzucać, a ty powinieneś medytować - skruszona nie podnosiła wzroku na niego. Wstała i ruszyła powoli do drzwi.
Thoki zaś był rozrywany przez sprzeczne emocje. Z jednej strony piękna dziewczyna, która przed chwilą jednoznacznie dała mu znać, iż olbrzym wpadł jej w oko. Z drugiej własne zasady i długa tradycja sumo. Rozterka była tak mocna iż chłopak zamarł nieruchomo z miseczką ryżu w dłoni nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.
Yuuki szła powoli do wyjścia. Odwróciła się przy drzwiach do sumoki.
- Życzę powodzenia na walce - nie odważyła się nadal spojrzeć mu w oczy, a jej ramiona nieznacznie podskoczyły pod wpływem kolejnego szlochu.
Sumoka w końcu podjął męską decyzję i zanim Yuuki wyszła z pokoju niemal wykrzyczał:
- Dobrze, dobrze napiję się z tobą herbaty tylko nie płacz już.
Dziewczyna zamrugała kilka razy.
- Naprawdę? - jej twarz pojaśniała, policzki były lekko zaróżowione, ale oczy suche. Jej ramiona nadal lekko podskakiwały pod wpływem niewidocznych łez.
- Tak naprawdę, siadaj i nie płacz, proszę -oznajmił Thoki miłym głosem.
Yuuki skinęła głową i podeszła szybko do Thokiego tak jakby miał zaraz zmienić zdanie. Usiadła blisko, zapewne za blisko, ale miała nadzieję, że sumoka nie odskoczy tylko dlatego, że ich nogi się stykały.
Nalała sobie herbaty do filiżanki, druga była już pełna. Wręczyła Thokiemu świeżo napełnione naczynko, a sama wzięła to w którym napar już ostygł.
- No to jeszcze raz Thoki-kun, powodzenia - wyciągnęła do góry filiżankę w ramach toastu.
Thoki nie odskoczył od dziewczyny dzięki czemu herbata nie została wylana, widać Fortunie podobały się podstępy dziewczyny. Sumoka uniósł filiżankę i ze słowami - Tak więc za powodzenie na turnieju! -opróżnił ją jednym haustem.
Ponieważ siedzieli tuż obok siebie chłopak przy piciu mógł jedynie poczuć jakiś nieskoordynowany ruch. Nie widział dokładnie jak to się stało, jednak to co zobaczył to jak niefortunny w skutkach ruch ręką wywołał, że cała zawartość filiżanki wylądowała na białej bluzce Yuuki sprawiając, że cienka tkanina stała się półprzeźroczysta.
Pierwsza reakcja zawodnika sumo była dość przewidywalna, bowiem na dobre kilka sekund jego wzrok zaciął się na wysokości gdzie bluzka odsłoniła, to czego nie powinna. Następnie jednak chłopak powstał odwracając głowę i rzucił coś co zabrzmieć mogło jak - Przyniosę ręcznik.
Faktem było że wojownicy sumo jak i samurajowie mieli dość wysoko rozwinięte poczucie honoru i dumy, a mężczyźnie wszak nie wypada takiej wykorzystywać sytuacji. Dość mało życiowa filozofia, ale zasługująca na miano gentelmena.
Yuuki nie czekała jednak aż chłopak się rzuci na pomoc. Z piskiem godnym zaskoczonej kotki, robiąc więcej hałasu niż wymagała tego sytuacja zasłoniła swój biust imbryczkiem.
- To ja już pójdę! - krzyknęła i tyle ją widział.

* * *

Kilka sekund później Yuuki wylewała pozostałą herbatę do zlewu pod nosem podśpiewując jeden z hitów amerykańskiej gwiazdy pop. Teraz należało się przebrać i można było poobserwować Marca - chwila wytchnienia.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 25-09-2011, 17:52   #25
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Chłopak, gdy dotarł do pokoju najpierw napadł lodówkę. Wybrał jakieś drinki energetyzujące z półki, parę batoników...i pobiegł do telewizora.
Odsłuchiwał zasad rozciągając się i rozgrzewając przed ekranem, po czym wyjął z torby ponad dwadzieścia płyt dvd. Najpierw wybrał jeden z podpisem "wejście smoka" po czym...Usiadł na tyłku i zaczął oglądać, wstając tylko podczas scen walki, aby naśladować pozy walczących.
Yuuki zapukała kilka razy głośno do drzwi kuzyna. Bądź co bądź była gotowa uszanować jego prawo do prywatności... tak długo jak groziło jej zobaczenie go nago. Jako, że nie uzyskała odpowiedzi powtórzyła pukanie tym razem rytmicznie i użyła najsłodszego głosu z personalnego asortymentu, jaki w jej wykonaniu wywoływał zmrożenie krwi w żyłach.
- Kaiiikiiii?
W pewnym momencie uprawiania póz niczym model reklamujący na scenie sztuk walki nową bluzę z letniej kolekcji, wydawało się Kaikiemu że słyszy coś...Bliżej niesprecyzowane i nierytmiczne, pewnie coś się przewróciło koło tamtej lodówki.
Ignorując to otworzył batonik i ledwo zdążył się w niego wgryźć, gdy usłyszał powtórkę z nagrania. - Rytmiczną oraz popartą głosem...Chyba kuznyki. - "Co mi tam?" - Pomyślał włączając pauzę na tv i zszedł na dół.
Z batonikem w ustach otworzył drzwi wymawiając przez zamknięte usta.
- Chohest? - mogące równie dobrze znaczyć "co jest?"
- Ah, więc jesteś - uśmiechnęła się samymi ustami i weszła bez zaproszenia do pokoju. Natychmiast zajęła miejsce na kanapie i spojrzała wyczekująco na kuzyna.
Zamknął za nią drzwi i przegryzł batona połykając go. Następnie spytał ponownie.
- No co jest? - po tym pytaniu wrócił do telewizora na przeciw kanapy i włączył film wracając jak gdyby nigdy nic do pozowania.
Wstała i z przycisku wyłączyła telewizor stając pomiędzy ekranem, a kuzynem.
- Co zamierzasz zrobić z kasą? - skrzyżowała ramiona na piersi.
Przymrużonymi jak zwykle oczyma spoglądał na siostrę niczym zaspany. Włożył ręce do kieszeni opuszczając się na kanapę i odparł.
- Wydać.
- Naaa...?
Przez dłuższą chwilę Kaiki milczał, po czym w końcu odparł, nieco rozmarzonym głosem.
- Zawsze chciałem przejść street fightera na automatach, jednak wiecznie mi brakuje żetonów.
- Stąpasz po bardzo kruchym lodzie... - westchnęła, jednak w jej głosie i gestach nie dało się doszukać gniewu - To może od czegoś prostszego zacznijmy, co za biały proszek bierzesz?
Kaiki wyjął telefon z kieszeni i zaczął coś na nim klikać.
- ciekawe ile bym dostał żetonów za sto tysięcy usd? - Mruknął po czym odparł. - Biały proszek skąd? Myślałem o zrobieniu omletu ale w tych pokojach nie ma nawet mąki.
- Ciekawe co mówią reguły na temat dopingu - popukała palcem o usta i podniosła oczy pogrążając się w przerysowanym zastanowieniu - Nic nie było na płytce... może pójdę spytać w recepcji?
Muton westchnął wyjmując drugą ręką z kieszeni pudełko po tictakach i rzucając je siostrze w ręce.
- To sproszkowane tabletki nerwosolu. Przez nos mocniejsze, wątpię aby faktycznie tak szkodził zażywane inaczej niż w recepcie. Niektórzy nawet wódkę wciągają aby zaoszczędzić.
- Nerwosol? - przyjrzała się proszkowi - Po co... a z resztą. Bierz co chcesz - odrzuciła - Przyszłam tu w ważniejszej sprawie. 50 000 na pewno też wystarczy ci na “automaty” - podkreśliła cudzysłów gestem dłoni - a wielu zawodników można pozbyć się jeszcze przed walką.
- czekaj rąbnę na pół - kliknął coś na komórce i wyrecytował -Trzysta milionów osiemdzieset trzydzieści sześć tysięcy, sześćset sześćdziesiąt siedem i pół yena w przeliczeniu. - Zamyślił się i stwierdził kręcąc przecząco głową - jeśli wygram finały chcę dokładnie czterch milionów jenów, w dolarach niecałe sześćdziesiąt tysięcy. - Uśmiechnął się. - Stoi?
- Jaką różnicę robi ci te 10 tysiów?
- Wyróżnienie dla lepszego - odparł wymijająco. - jak wygrasz mogę ci je odstąpić.
Uśmiechnęła się.
- Jesteś znacznie lepszy jako niegrzeczny chłopczyk - przekrzywiła głowę oceniając go - To co? Zaczniemy od epidemii grypy żołądkowej?
- To będzie dobre na faceta od sumo - przytaknął - poproś o herbatę z liści miętowych w herbaciarni, będzie tutaj chociaż jedna - polecił kładąc dłonie na czole. - Jak nie będą mieli, idź o to ponarzekać do tego bogacza to nagle się znajdzie. Nie znam naturalniejszego środka na przeczyszczenie, zwłaszcza jak ktoś ją pije po obiedzie. - Podniósł się i rozciągnął - ja dokończę film i poszukam na podwórzu jakiś robali aby później wpuścić do pokoju małego księcia. To typ osoby, która może spasować z względu na same warunki.
- I ja mam narażać się osobiście? - podniosła brewkę - Z resztą, skąd wiesz, że on takich herbatek nie wsuwa non stop?
- Musiałby mieć czarną dziurę w żołądku - odparł. - A jak nie jesteś pewna herbatki to dokup coś w aptece na zatwardzenie. Chyba nie myślałaś, że sam ci zmniejszę ilość potyczek? - zapytał mętnie - Jak kogoś raz złapią pewnie i tak przymkną oko.
- Dobra... Obyś się nie przeliczył - włączyła telewizor i ruszyła do drzwi.
****
Kaiki obijał się przez dłuższy czas po czym spokojnie opuścił budynek.
Las w okolicy był mu bardzo na rękę. Wyszedł na mały spacer i zebrał kilka pomniejszych robaków. Jakieś małe biedronki i kilka świerszczy. Wszystko, co małe a w miarę ruchome.
Gotową butelkę schował pod bluzą i wrócił do posiadłości.
Zajęło jemu chwilę, aby odnaleźć pokój wielce lorda z Arabii saudyjskiej.
Zdjął kaptur z głowy i z przymrużonymi oczyma zapukał w drzwi czekając na jakąś odpowiedź z wewnątrz.
- Otwarte, wybacz nie ma tu służby by otwierała więc musisz się sam obsłużyć! -dobiegł Kaikiego głos ze środka pokoju.
Otworzył drzwi i wszedł do pokoju z lekko skrzywioną miną.
- I właśnie dla tego irytuje mnie ten budynek - stwierdził wchodząc do środka. Przypomniał sobie, że był w lesie, więc zdjął w progu buty.
- Nie dali nam służby, kuchnie są słabo wyposażone...Nawet mąki w nich nie ma, a na pierwszym piętrze do któregoś z pokoi ponoć dostały się świerszcze. Mieszkaniec będzie miał ostry jazz w nocy. - Mówiąc to znalazł wzrokiem (wyglądających jak zamknięte) oczu, i podszedł wzruszając rękoma. - Jak ty to znosisz? Aah. - Podrapał się w tył głowy i wykonał ukłon. - Kaiki Muton. Brat dziewczyny którą chciałeś na masażystkę.
Ascot lekko przerobił swój pokój, co było widać na pierwszy rzut oka. Zamiast kanapy znajdowały się trzy wielkie wygodne poduszki, w których chłopak siedział, trzymając pada konsoli. Na ekranie Televizora zatrzymana była jakaś gram chyba najnowszy Street Fighter. Chłopak ubrany był w zwiewną, koszulę, przywodzacą na myśl nocny strój kobiet.
- Straszliwe warunki ale co począć, trzeba się czasem przemęczyć. -dzieciak westchnął po czym stwierdził z żywym zainsteresowanie. - Twoja siostra jeżeli chce może spać w moim pokoju.
- To ją oto poproś - odparł spokojnie - ale ma własny pokój, więc wątpię aby w tych warunkach chciała się kotłować w jednym pokoju z drugą osobą. - Rozglądał się spokojnie po pokoju zastanawiając się czy gdzieś można porzucić zbiory z lasu. - Zastanawiam się czasami czy to wszystko jest warte. Najprawdopodobniej to maksimum możliwości akademii a sama nagroda za pierwsze miejsce jest niska, nie sądzisz? - Spytał lekko znużony. - Możliwe, że chcą sprawdzić naszą wytrzymałość albo cierpliwość?
- Nagroda jest nie warta zachodu. -stwierdził od razu Ascot. - Tyle to ja wydawałem na zabawki kiedy byłem mały. Jestem tu tylko z powodu zaproszenia, wiesz nie wypada odmówić. A potencjał szkoły Czerwonej róży jest dość znanym zapisanie się do niej mogło by być warte tych wszystkich niedogodności.- skomentował wyniosłym tonem po czym dodał. - Nie ma ze mną moich gońców, więc może ty przekażesz swojej siostrze moją wiadomość? -zapytał spoglądając na Ciebie pytająco.
Narodzeniu nowej myśli w głowie Kaikiego towarzyszył błysk w oku.
- Masz moje słowo, choć nie jestem pewien czy się zgodzi - "mam dziwne wrażenie, że przed pojedynkiem połamiecie sobie na wzajem kości" - Mówiła, ekhem, cytuję "ten mały karzeł ma chyba problemy z osobowością, nie sądziłam że w burdelu dla pedofilii biednym chłopcom bez pieniędzy wyrabia się królewskie ego" czy jakoś tak...Ale nie przejmuj się, to dla niej normalne. - w ostatnim zdaniu uśmiechnął się machając ręką jakby chciał kogoś zatrzymać. - Swoją drogą, może ty masz mąkę w kuchni? Głodny jestem a moja dieta uwzględnia na tą porę naleśniki.
Ascot po wypowiedzi chłopaka osłupiał na chwilę, a potem uśmiech zniknął z jego twarzy. - Nie mam mąki. -burknął. - A skoro ona tak mówi, to jednak cofam zaproszenie, a w tym wypadku ty jesteś mi już zbyteczny. Idź już sobie, chce dokończyć grę. -stwierdził wskazując Ci drzwi.
- Jesteś pewien, że nie przeoczyłeś jak przeglądałeś kuchnię? - Spytał niewinnie. - Słuchaj, nie moja wina że siostra czasami gada jak suka, to z natury stereotypowa Tsundere. Im bardziej ją coś onieśmieli tym bardziej pyskata się robi. Kiedyś połamała rękę facetowi, który chciał jej pomóc zdjąć płaszcz w kinie, bo nie wiedziała co zrobić. - Zaśmiał się. - Jak ochłonie mogę z nią pogadać, a pewnie zgodzi się ciebie przeprosić. - Spojrzał na podłogę, choć ciężko było to dojrzeć na twarzy z ledwo otwartymi powiekami - też jej za to nie lubię bo przy wspólnych znajomych wyglądam jakbym urodził się uke.
Chłopak nie dał się przebłagać, widać zbyt przyzwyczajony był do pokory poddanych. - Przemyślę to czy jej przebaczyć. A teraz wyjdź bo zgłoszę, że mnie nachodzisz.- powiedział to na tyle stanowczo, że raczej nie było mowy o żartach.

- Tch. Dlaczego muszę za nią obrywać? - Syknął odwracając się. Przy drzwiach gdy nakładał buty, odkręcił pod bluzą butelkę i pozwolił jej zawartości wyskoczyć, po czym spokojnie wyszedł, upewniając się że część robali rozejdzie się również po holu.

W późniejszym czasie butelkę po prostu wyrzucił w pierwszym koszu dwa piętra niżej i zaczął rozglądać się za siostrą.

- Yo! - Przywitał się z uśmiechem. - z tym całym Ascotem będzie nieco problemów. - Stwierdził. - Ciężko go skruszyć, ale upierał się, że nagroda jest niska, więc może nie mieć zapału do walki gdy poczuje się dość napompowany po wygranych...No i gdy powiedziałem, że jestem twoim bratem prosił, aby ci przekazać, że "z taką biedną dziwką za te drobne może się przespać jeśli masz ochotę na kąpiel" - po tym ostatnim zdaniu zasłonił rękoma twarz powoli wycofując się przez stawianie kroków za siebie. - On naprawdę jest dziwaczny...
Yuuki stanęła w drzwiach mając na sobie tylko cieniutki szlafrok sięgający do połowy uda z naśladającą dawne japońskie obrazy grafiką czarno-złotego tygrysa na plecach. Brew Yuuki powędrowała w dezaprobacie do góry.
- Przecież to oczywiste, że nie jest tutaj dla nagrody. Wydaje pewnie jednorazowo więcej na waciki. Czy tak czy siak, to twój problem - powiedziała stojąc w drzwiach i nie mając intencji wpuścić Kaikiego do środka swojego pokoju - Szczęśliwie masz sporo czasu, by go przekonać - jej oczy się zwężyły - A co do dziwki, nie sądzę by panicz znał, a co dopiero używał, tak mało wyrafinowane słownictwo - zastukała paznokciami o framugę rzucając podejrzliwe spojrzenie białowłosemu.
- Yup, nie zna go. - Przyznał bez zastanowienia Kaiki dalej uśmiechając się głupkowato - użył jakiegoś dziwnego słowa w tym miejscu - zaczął masować się po brodzie w rozmyśleniu - Ku...kurw...nie, na pewno nie...kurty...kurtycośtam. - Stwierdził - nie będę mu robił za gońca więc nie zapamiętałem dokładnie co miałem ci powiedzieć. Ale spójrzmy na to z innej strony! - Skrzyżował ręce na biodrach i kontynuował - rozpuściłem robactwo po jego pokoju, w nocy świerszcze zaczną poemat, który nieźle go zirytuje, a jeśli chłopak jest dla ciebie łaskawy, jeśli natrafisz na niego w walkach nie będzie stanowił zagrożenia! Jest już praktycznie wyeliminowany. - Uśmiechnął się szerzej. - A z sumoką jak poszło?
- Nie przejmuj się nim.

Tego dnia Kaiki miał wrażenie że nie wszystko poszło po jego myśli, jednak czy w pierwszej kolejności był powód aby próbować pozbyć się małego dzieciaka z ekipy? Następnym razem będzie jednak trzeba próbować się pozbyć silniejszych ogniw niż jednostki które na dźwięk samych wyzwisk tracą koncentrację.
 
Fiath jest offline  
Stary 27-09-2011, 22:56   #26
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Obserwowanie ludzi w limuzynie nie było jakoś szczególnie pasjonujące. Widać było że zebrano konkretnych zawodników, choć nie światową czołówkę, nawet nie nielagalnych walk. Tym bardziej irytowało zachowanie zaledwie nieco wyrzszego Ascota, robiącego z siebie niewiadomo kogo. Chęć wtłuczenia mu wzrastała z każdą wypowiedzianą przez niego sylabą. Cała ta sytuacja zdawała się być lekką komedią. Ale sumka kusiła, mógłby polecieć na kilka dni do dziadka i nie tylko.

Tablica spotkań bardzo ucieszyła Leia. Fang miał ochote dokopać ważniakowi, i okazja nadażała się już jutrzejszego popołudnia. Chłopak ruszył do swojego pokoju. Robił wrażenie, ale nie było co się nad tym zbytnio rozciągać. Torbę przerzuconą przez ramię położył delikatnie na podłodze, a ze środka wyjął powoli niewielkie zawiniątko. Po odwinięciu okazało się ono sadzonką rzeńszenia. Ustawił ją w końcu parapetu, w cieniu, skroplił. Obejrzał płytę z zasadami. Te troche go martwiły. Bo skoro można było oszukiwać, to ludzie będą oszukiwać. Szczególnie na wyższych poziomach turnieju. Wziął niewielki spinacz, w głowie rysował się mały plan. Ale warto było poćwiczyć. Wyjął z kieszeni batona i wpakował połowę do ust. Wyciągnął z torby kąpielówki, ręcznik wziął z szafy. Wpakował resztę batona i wyszedł z pokoju, zamykając drzwi, i wkładając spinacz w szparę w drzwiach. A potem ruszył w kierunku wspomnianego wczesniej basenu.
Basen był typowo sportowy, nie było tu udziwnień w postaci zjeżdżalni. W kącie sali stało Jacuzi, dostępne dla wszystkich gości. Aktualnie basen był pusty, acz z szatni dochodziły dźwięki wskazujące na czyjąś obecność.
Lei jednak to zignorował. Wskoczył do płytszej części basenu, i zwrócony w stronę przebieralnie ćwiczył nogami kopnięcia. Woda stawiała opór znakomicie zwiąkszając siłę i szybkość jednoczesnie.
Drzwi szatni otworzyły się po pewnym czasie, ukazaując w pełni ubranego chłopaka o długich czerwonych włosach. Kapała z nich jeszcze woda, więc zapewne wyskoczył z basenu chwile przed twoim przybyciem. Szczupły na oko dziewietnastolatek zajadał z uśmiechem jabłko, a jego oczy bacznie badały salę.



Gdy Cię zobaczył uśmiechnął się i zagadnął.
- Dobry wieczór, fajny mają tu basen nie? Luksus pełną gembą! -powiedział to wesołym dźwięcznym głosem, pełnym pozytywnej energii.
-Taaa, można poćwiczyć. Bez hałasu tupowego dla publicznych pływalni. Wprawdzie jeziora z wodospadem to nie zastąpi, ale nie ma co narzekać.- Fei przez chwilę przyglądał się chłopakowi.
-Jesteś zawodnikiem prawda?
- Grell Fukuda. -przedstawił sie wesoło chłopak i przysiadł na brzegu basenu po turecku. - A ty jak się nazywasz?
-Lei Fang. Też tu startuję.- Pamięć chłopaka zaczeła szybko się odświerzać w poszukiwaniu informacji. W mgnieniu oka znalazła to czego potrzebował.
-Z tego co pamiętam to walczysz jutro rano w czwartej walce przeciw komuś kogo nazywają Arc Tarna.
-Owszem - odparł lekko Fukuda. - A ty w pierwszej walce popołudniowej co nie? Zapowiada się ciekawie. -stwierdził gryząc jabłko.
- A bo ja wiem. Pierwszą walkę mam ze strasznym dupkiem, i mam zamiar zamieść nim podłogę nieprzedłużając walki. Ale potem..-Spojżał na rozmówcę. -...zaczną się przekręty. Ludzie będą kombinować żeby pozbyć się rywali bez walki, walka niesie ryzyko, ktoś musi przegrać. Nie zastanawia cię dlaczego do czegoś takiego dopuszczono?
- No wiesz, może chcą zobaczyć jak radzimy sobie w sytuacjach które wymagają takich nieczystych zagrywek? Na turniejach światowych też nie zawsze gra się czysto, może to swoisty test psychologiczny? -rzucił swoją teorię Grell.
Lei westchnął.
-I właśnie dlatego nie będe się tu uczył, nie dorastają do pięt dziadkowi.- Potem uśmiechnłą się raźnie. - Przyszedłem tylko po moje “kieszonkowe”. Gdyby byli tacy świetni, ich podopieczni nie potrzebowali by sztuczek żeby wygrywać. Zresztą, tdla mnie to nie jest sport.
- Żeby dostać nagrode najpierw musisz wygrać. -zaśmiał się czerwonowłosy. - A nie radzę ignorowac przeciwników, każdy zapewne wiele tu potrafi.
-Nie zamierzam nikogo ignorować, ale pierwszy przeciwnik jest tak zadufany w sobie że aż prosi sie żeby to wykorzystać. A przyznasz że umiejętne wykorzystanie takiej cechy może dać sporą przewagę. Niemniej, nie ma co ukrywać. To ktoś kto zapewne walczy w podobny sposób jak ja.
- Owszem sporo zapewne potrafi dać. A co do zadufania w sobie, fakt z tego co słyszałem ten Ascot przyzwyczajony jest do tego że wszystko jest na jego skinienie. Ale nie dziwota, skoro jest księciem małego państewka, to od dziecka przyuczano go do władzy. -westchnął wesoło Fukuda.
-No, to trzeba będzie go nauczyć nowego spojrzenia. Takiego z powierzchni ziemi, najlepiej możliwie jak najbliżej.- Przerwał na chwilę. -Chyba też uważasz że mu to dobrze zrobi? Nie można być pełnym człowiekiem jeżeli nie zakosztowało się wszystkiego. Kubeł zimnej wody pomoże nie tylko jemu, ale i jego przyszłym poddanym.
- Musze się z tym zgodzić. Kto nie umie przegrywać, nigdy nie doceni w pełni wygranej.- stwierdził filozoficznym tonem Grell.
-A tak właściwie, to jakim stylem walczysz?-Lei wyskoczył z swoim pytaniem troche ni w pieć ni w dziesieć, ale nie miał już ochoty gadać o Ascocie.
- Aaa mieszaniną różnych stylów. -odparł wymijająco chłopak, przeciągając się.
-Domyślałem sie już wcześniej, nie wyglądasz na tradycjonalistę. Raczej na kogoś kto walczyć nauczył się po trochu na ulicy, po trochu od nauczyciela. Choć nie jest to całkiem zadowalająca odpowiedź.
- Powiem tylko tyle że ulica mało mnie nauczyła, głównie to moi nauczyciele. -powiedział z uśmiechem. - A ty? Jak walczysz?
Lei uśmiechnął się paskudnie, i on miał swoje sposoby na wywinięcie się. Ale nie zamierzał unikać odpowiedzi tak bardzo. W końcu i tak wszystko będzie wiadomo jutro.
- Południowa pięść ośmiu trygramów.- Powiedział cicho i z uśmieszkiem oczekiwał na wyraz twarzy rozmówcy. Liczył na sporą dozę zakłopotania.
Lei trochę sie przeliczył bowiem czerwonowłosy tylko przytaknął i uśmiechnął się. - Tego też trochę znam, chociaż nie przepadam szczególnie.
-Widać znasz tylko trochę. No ale nie dziwię się, możesz spokojnie kożystać ze stylów
zewnętrznych. Baguazhang jest ciężki, i nie można się rozdrabniać na drobne. Czy sparingi były zabronione?

- Z tego co wiem to chyba nie, o ile walczący nie zrobią sobie nawzajem zbyt dużej krzywdy. -stwierdził czerwonowłosy.
-To co? Poćwiczymy?
- wolałbym się nie przemęczać... -stwierdził z wahaniem chłopak obserwując Cię bacznie.
- Jezeli znasz Bagua, to wiesz że to styl miękki. Nie przeciązymy się. Przynajmniej nie ja ciebie.- Lei uśmiechał się coraz bardziej.
- No skoro bardzo chcesz... -westchnął chłopak wstając. - Ale tylko szybki sparing dobrze?
-Dobra, nareszcie jakieś zagrożenie.- Fang wyskoczył z wody, wytarł się ręcznikiem, a potem spojżał do okoła. To miejsce mogło być polem walki, ale nie bezpiecznego sparingu.
-Może pujdziemy do jakiejś sali, tu nie jest zbyt bezpiecznie.
- Szybki sparing może odbyć się i tu. -powiedział Grell z uśmiechem i wzruszył ramionami. - Nic się nam przecież nie stanie.
-No dobra, jak chcesz przywaliż głową o kant płytek nie powiem nie. Znajdżmy jednak trochę więcej miejsca.- Lei odsunął się od brzegu basenu, było tu trochę miejsca.
-Gotowy.- I przyjął postawę bojową ziemi. Całkiem dobra do obrony gdy nie wie się czego się spodziewać. I nie wymaga tyle miejsca do robienia uników.
Czerwonowłosy, stanął na przeciwko, w nieznanej Leiemu postawie. Wystawił jedną stopę bokiem do przodu, prawą dłoń ułożył równolegle do stopy, a lewą otwarta wystawił przed siebie, czekając na ruch przeciwnika.
Lei poprostu się przyglądał, szukał luk w postawie, oceniał po ciele na czym przeciwnik się koncentrował podczas swojego nauczania. Cały czas był gotowy do uników.

Luk chłopak nie ostrzegł, a dokładniej nie zbyt był w stanie których rejonów chłopak broni, tak więc nie łatwo tu o lukach było mówić. Grell zaś powolnymi ruchami zaczął zbliżać się do Fanga, tak by ten znalazł się w jego zasięgu, a że czerwonowłosy był wyższy to i jego sfera ataku była szersza. Kiedy Lei tylko znalazł się w zasięgu ataku, chłopak obrócił się nagle w około własnej osi ciężar ciała opierając na wysuniętej nodze. Ręce znajdującę się blisko ciała zwiększyły moment obrotowy, przyspieszając Grella jeszcze bardziej. Jego druga noga oderwała się od ziemi, by wykonać kopniaka z pełnego obrotu, w głowę Fanga. Ten jednak cudem zszedł z toru jej lotu. Powie powietrza aż poruszył włosami niskiego chłopaka, który stwierdził że gdyby kopniak trafił to sparing raczej by się zakończył.

Było pewne że Grell był dużo szybszy. To była potężna przewaga. Ale Fang nie zamierzał lamentować, mimo że poraz pierwszy walczył z szybszym od siebie przeciwnikiem. BYła jedna rzecz która zawsze pokona szybkość. To dobre wyczucie momentu. Tylko to mogło mu teraz pomóc. Osiadł na prawej nodze, lekko ugiętej, lewą mająć lekko zgiętą przed sobą, z stopą skierowaną w przeciwnika. Pozycja parmabu, podstawowa i jedna z najważniejszych. Ręce ustawił na prawym boku, na wysokości brzucha, jedna nad drugą. Obie dłonie były ułożone w szpony. Prawa dłoń była wyżej, lewa niżej, prawie stykając się swoimi wierzchami. Rozpoczął atak szybko przerzucając cieżar z tylniej nogi na przednią, zmieniając pozycje na gongu. Teraz lewa noga była mocno ugięta w kolanie, a prawa tylnia wyprostowana. Prawa ręka leciała teraz jakby chciała zrobić wyrwę za pomocą czystej siły w obronie, spychając gardę przeciwnika zbyt blisko jego ciała. Brutalna siła typowa dla technik tygrysa. Lewa leciała już do ataku w wrażliwą część męskiego ciała. W ostatnim momencie jednak tylnia noga wybiła się do przodu, i feng londował właśnie w pozycji mabu, jeźdźca, bokiem do Grella, na obu nogach szeroko rozstawionych i lekko ugiętych. Prawa dłoń będąca do tej pory najbliżej ciała dostała teraz nie tylko własnej rotacji ale przyśpieszenia z obrotu ciała. Potężny cios łączący technikę szybkość i siłę leciał teraz w kierunku oponęta. Nie na darmo tę technikę zwano przyczajonym tygrysem, ukrytym smokiem. Techniczny styl smoka ukryty pod przykrywką z brutalnego stylu tygrysa.
Grell uważnie obserwował swojego oponenta, w jego oczach dało się zauważyć typowy dla wojownika błysk, analizy. Atak Fanga był szybki, zapewne inny przeciwnik nie zdołałby nawet zareagować. Czerwonowłosy, jednak obracał się za każdym razem gdy Małpa zmieniał pozycję swego ataku, utrzymując swą dziwną gardę. Kiedy chłopak zaatakował, zdawać by się mogło że jego atak trafił bezbłędnie. Nic bardziej mylnego! Nim ręka Leia dotknęła ciała przeciwnika, ten opuścił się nisko na kolanach, łapiąc atakującą kończynę pod pachę. Unieruchomił w ten sposób atak, i chodź zapewne poczuł lekki ból od samego pędu kończyny przeciwnika, to zminimalizował go do minimum. Ponadto jego druga, lewa dłoń, opadła na kark Fanga przyciskając go z niezwykła jak na posturę Grella siłą. Tak założona dźwignia, zapewne skończyła by normalny pojedynek. Ręka Leia była unieruchomiona, zaś twarzą nie rąbnął o posadzkę tylko dla tego że Grell się powstrzymał.
- Tyle chyba wystarczy... -oznajmił czerwonowłosy i puścił przeciwnika. - Niezły jesteś. -stwierdził wesoło i ruszył w stronę wyjścia z basenu. - Do jutra!
Jedno było pewne, przeciętniakiem to Grell nie był. Podświadomość Fanga stwierdziła jednym głosem, że Fukuda nie pokazał wszystkiego. Chłopakowi było jakoś dziwnie lekko na duszy ze świadomością iż Grella spotka najwcześniej w finale.

Fang wrócił do basenu. Jeżeli czekają go tacy przeciwnicy, to trning był niezbędny. I to nie taki jakim zadowalał się do tej pory w japoni. Czas było użyć tortur dziadka. Mimo że czasami te metody mogły zabić, to jeżeli do jutra popołudniu miał być silniejszy, były jedyną znaną mu metodą. W pewnym momencie ogarneło go zdumienie. Normalnie trząsł by się jak osika na wieść o takim treningu, a teraz... sam go wybierał. W wodzie powtarzał niedawno wykonaną kombinację, przyczajonego tygrysa i ukrytego smoka. Woda stawiała opór, mięśnie za jakiś czas zaczną odmawiać posłuszeństwa, ciało zacznie się wychładzać. Wtedy zacznie sie prawdziwa część treningu. Żeby przeżyć w tym basenie, będzie trzeba poruszać się aż do północy. Tylko maksymalne wykorzystanie siły i techniki pozwoli poruszać się tak długo, mimo wycieńczenia organizmu. Potem wróci do pokoju i oby dał rade jutro wstać.
 
Jendker jest offline  
Stary 28-09-2011, 20:17   #27
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wszyscy

Każdy znalazł sobie jakieś wieczorne zajęcie. Niektórzy oddali się uspokajaniu myśli, oraz walka z wyniszczającym stresem. Inni knuli jak łatwo wyeliminować oponentów z rozgrywek, by zgarnąć nagrodę najprostszym sposobem. No i oczywiście parę osób postanowiło potrenować, by przed jutrzejszymi walkami być w szczytowej formie.
Sama noc mijała bardzo spokojnie, w hotelu było cicho, a gdy ktoś za głośno włączał muzykę czy telewizor po zmroku obsługa dawała mu grzecznie acz jasno do zrozumienia by tego nie robił.
Jedynym nocnym incydentem był głośny zdenerwowany krzyk, a następnie burzliwa i głośna dyskusja Ascota z obsługa na temat robactwa. Jak to się skończyło, nie wiadomo, bowiem rozmowa szybko przeniosła się po za korytarz, a tam głos rozwścieczonego chłopaka tłumiły ściany.
Po za tym noc minęła jak gdyby jutro nie miały odbyć się pierwsze turniejowe walki.

Ranek przyniósł ze sobą sporą porcję stresu, szczególnie osobą, które miały walczyć w porannej turze. Brak apetytu, lekka nerwowość oraz nerwowe przebieranie palcami, zwykłe syndromy niczym przed egzaminem.
Gdy zegar wskazał wpół do dziesiątej obsługa która zdawała pojawiać się z nikąd zapukała do drzwi pokojów, odwiedziła basen i jadalnie by zebrać wszystkich uczestników.
O dziwo dla Kaikiego, mały książę był razem ze wszystkimi, ba wyglądał nawet na wyspanego! Widać po nocnej kłótni przydzielono mu nowy pokój z dala od robactwa. Za to Thoki się nie pojawił, co mogło wywołać uśmieszek zadowolenia na twarzy Yuuki acz do walk popołudniowych był jeszcze spory kawałek- nie wiadomo jak wtedy czuć będzie się sumoka.

Obsługa poprowadziła wszystkich w głąb budynku, następnie schodami w dół do piwnic. Zamiast jednak ciasnej komórki, ukazała się wszystkim przestronna sala, z małymi trybunami pod ścianami. Miała bardzo wysokie sklepienie, acz nie było to dziwne, schody był dość długie więc zapewne byli głęboko pod ziemią. Wysoko nad trybunami, znajdował się mały balkonik, cały otoczony lustrami weneckimi, nie dało się zobaczyć kto w nim siedzi, acz rozum podpowiadał, że to tajemniczy organizator. Na środku sali zaś znajdowała się sporej wielkości arena, złożona z marmurowych płytek, umieszczonych na delikatnym podwyższeniu. Naprzeciwko trybun znajdował się stolik z mikrofonem za którym siedział młody chłopak w okularach.


Ubrany w schludny garnitur, o białych włosach sięgających ramion. Wyglądał na bardzo spokojnego jak gdyby nie raz już komentował walki.

Grupa szybko podzieliła się na dwoje, osiem osób ruszyło do szatni by przebrać się i czekać na swoje walki, pozostali zajęli miejsca na trybunach. Ascot szybko rozkazał służbie rozłożyć jego wielkie poduszki na najwyższym punkcie loży, zajmując miejsce całkowicie dla siebie. Takamura usiadł na samym dole, przygryzając delikatnie kciuki z uwagą czekając na nadciągające walki.
Gdy tylko Yuuki usiadła na miejsce obok niej opadła, nieznana jej niska dziewczyna.


Czarnowłosa, blada o przeciętnej urodzie. Proste lekko tłuste włosy sięgały jej do końca pleców, ubrana zaś była w stylowe kimono o szmaragdowej barwie. W smukłej dłoni, która zdawała się w ogóle do walki nie stworzona trzymała gruszkę, którą zajadała ze smakiem.
- Jestem Habu Kate. –przedstawiła się nagle Kantante i sięgając do kieszeni po drugą gruszkę. – Skusisz się?

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=q1Y7tY8NppM&feature=related[/MEDIA]

W tym czasie Marc zdążył się już przebrać. Każdy miał osobną małą szatnię wyposażonym w lustro weneckie. Dzięki temu zawodnicy mogli obserwować walki, samemu zachowując prywatność.
Po chwili oczekiwania, chłopak w okularach wstał, pochwycił mikrofon i pewnym spokojnym głosem oświadczył.
- Witam wszystkich zawodników! Bez zbędnych przedłużeń, chce oświadczyć iż zaczynamy pierwszą turę turnieju Czerwonej Róży! Zawodnicy którzy zakończą swe walki mogą wracać do szatni lub też zając miejsce na trybunach. A teraz przywitajmy brawami pierwszych walczących. – tutaj komentator zrobił krótką pauzę aż do momentu gdy obaj zawodnicy nie wyszli z szatni.
- Turniej rozpocznie pojedynek dziewiętnastoletniego Marca Thomsona, z Jokatano z Gihei Hagą z Chin! Zawodników proszę na matę!

Przeciwnik Marca, wszedł na marmurowe płyty boso, ubrany w proste lniane spodnie, w brązowym kolorze i koszulę tej samej barwy. Złożył ręce niczym do modlitwy, skłonił się swemu przeciwnikowi, po czym czekał na sygnał do walki.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 10-10-2011, 21:46   #28
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Marc vs Haga
Marc wyszedł z drugiej strony. Ubrany w luźne spodnie i koszulę. Podobnie jak przeciwnik był boso. Dłonie, przedramiona i śródstopia miał owinięte taśmami jak tajscy zawodnicy. Skinął głową Gihei i zamarł w szerokiej gardzie muay thay.
Komentator pochwycił mikrofon pewniej w dłoni i zaczął wykładać zasady.
- Walczycie aż nie oznajmię, że walka skończona. Jeżeli każe wam odsunąć się od siebie macie to zrobić niezależnie od sytuacji. Opuszczenie maty jak i wyrzucenie za nią równa się przegranej. -oznajmił krótko po czym krzyknął głośno. - A więc pierwszą rundę turnieju uważam za otwartą!

Łysy mnich uniósł delikatnie dłonie chroniąc twarz i powolnymi krokami na ugiętych nogach ruszył w stronę Marca.
- Gihei Haga, rozpoczął bez szarży, postawa godna prawdziwego wojownika, powoli rusza na przeciwnika dokładnie go obserwując. -skomentował głośno okularnik uważnie obserwując walkę.
Marc wciąż trzymając szeroką gardę zaczął okrążać mnicha w prawą stronę, uważnie go obserwując. Charakterystyczna przygarbiona sylwetka thajskiej szkoły górowała nad niższym chłopakiem.
- Obaj zawodnicy obserwują się nawzajem, szukając szczelin w gardzie przeciwnika, każdy tylko czeka na pomyłkę oponenta. -nie przestawał komentować chłopak w garniturze.
Haga postanowił przejść do ofensywy pierwszy ruszając na przeciwnika biegiem, dłoń układając niczym szpony tygrysa, palce były lekko ugięte, jak gdyby gotowe do wyrwania i drapania. Marc który już szykował się do bloku, mógł jednak zaniechać tego czynu, bowiem mniszek niefortunnie stanął na boku swej stopy i zachwiał się niebezpiecznie stwarzając chłopakowi szanse do ataku.
Tylko najbardziej spostrzegawczy obserwatorzy zauważyli drgnięcie mięśni Marca, gdy mnich zachwiał się w ataku. Drobna zmiana pozycji, przeniesienie ciężaru ciała. Jednak nie tylko najlepsi obserwatorzy to zobaczyli. Haga, także. Szybkim zwodem umknął w tył zanim cios został zadany. Marc nie działał pochopnie, czas na zadaniu ciosu nadejdzie z pewnością. I o wiele pewniejszy niż teraz.

- Niefortunne potknięcie mnicha zażegnało niebezpieczną dla Thomsona sytuację, ale cóż to Gihei planuje kolejny atak. - szybko komentował okularnik kiedy to mniszek ponownie ruszył na Marca. Zacisnął dłoń w pięść i przekręcił ją delikatnie, wyprowadzając potężne uderzenie z wysokości własnej klatki piersiowej. Pięść uderzyła w przygotowany przez Thomsona blok, a Amerykanin usłyszał jak palce przeciwnika aż chrupnęły, jego sztuczki
wciąż były skuteczne. Jednak mniszek nie podawał się, a jego cios rozbił ręce Marca na boki, odsłaniając tym samym pierś Amerykanina. Mnich zaś pociągnął atak dalej i jego dłoń trafiła w tłów przeciwnika. Nie wyglądał oto zbyt spektakularnie, ale Marc poczuł paraliżujący ból i to że traci oddech, na kilka chwil.
- Widzimy tu pokaz chińskiej sztuki! -krzyknął podekscytowany sędzia. - Słoneczna pieść, cios który trafiając wroga w splot słoneczny daje walczącemu swobodną możliwość na atak sparaliżowanego bólem przeciwnika.
Gihei uśmiechnął się pod nosem, po czym wykonując szybko obrót wyprowadził kopnięcie prosto w prawy bok Marca. Cios był niezwykle silny, Amerykanin aż zachwiał się na nogach. Haga widząc jednak że skutki jego słonecznej pieści minęły odskoczył do tyłu. Łysy osobnik, jednak szybko wrócił do ataku, ponownie ustawiając dłoń w charakterystyczny dla słonecznej pieści pozycji. Tym razem jednak blok Amerykanina okazał się skuteczny.
- Nie tym razem, przyjacielu - Marc uśmiechał się samymi wargami. Szybki skręt bioder i budowana od kilku sekund siła uderzenia znalazła swe ujście. Zwykły człowiek kopnięty z taką siła miał by połamane żebra, jednak Marc pokładał nadzieję w intensywnym treningu mnicha. Cóż, jeśli ten się nie przykładał to był jego problem. Idąc za ciosem wyprowadził szybką serię uderzeń, jednak Gihei sparował je z trudem i odskoczył na bezpieczna odległość.
- Cóż za wspaniałe kopnięcie! -stwierdził komentator podekscytowany. - Niezwykła siła, aż dziw że żebra Giheiego to wytrzymały, to zapewne rezultat wielu ćwiczeń wytrzymałościowych.
Gihei spojrzał na Marca badawczo, skrzywił się widocznie z bólu, a nogi wciąż lekko mu drżały. Jednak wystawił prawą nogę lekko do przodu, ręce unosząc do góry. Lewa, otwarta dłoń, znajdowała się na wysokości jego piersi, prawa, też otwarta, przed twarzą.

- Oto i ona! -zakrzyknął okularnik. - Słynna postawa Shivy, widać Gihei postanowił wyciągnąć najsilniejsze karty.
Marc zaatakował ostrożnie, serią krótkich prostych. Mnich blokował każdy cios jednocześnie kontrując. Żadna kontra nie sięgnęła celu tonąc w gardzie Marca. Szybki lowkick mający przerwać impas zadziałał, Haga szybko cofnął się przerywając starcie i zanurkował pod gardę napierając barkiem na Marca. Ten chwycił go za ramię i zwinąwszy się w miejscu rzucił go przez biodro. Włożył całą siłę w rzut, mata aż jęknęła pod ciałem Giheia, a ułamek sekundy potem Marc zwalił się na niego całym ciężarem starając się przygwoździć do ziemi i unieruchomić dźwignią na bark. Mnich jednak wywinął się jak wąż. Odepchnął się nogą od Marca i przetoczył się w tył, stając na nogi. Marc nie wstawał, wielu nie doceniało leżącej pozycji. Teraz mogli się przekonać o jej skuteczności. Marc, podpierając się na łokciu kopnięciem trafił w kolano mnicha. Ten jeszcze wstając jęknął i zwalił się z jękiem na matę. Zamiast natychmiast wstać, zaczął wić się z bólu trzymając za nogę.
- Stop, przerwać walkę! - zakrzyknął komentator.
Marc zamarł w przysiadzie, nie z powodu słów komentatora, ale tego co widział. A widział już takie kontuzje. Widział jak zgrabna noga pod wpływem ciosu odkształca się, jak kości przesuwają pod skórą. Więzadła i ścięgna napinają do granicy możliwości i puszczają. Ale nie czas było na wspomnienia.
- Dawajcie medyka! - krzyknął przytrzymując za barki mnicha.
Osobnik w białym kitlu zjawił się prawie natychmiast wraz z dwoma pomocnikami. Odsunęli Marca i zajęli się rannym.
- Sorry stary, nie chciałem - powiedział Marc, ale raczej mnich nie usłyszał tego.
 
Mike jest offline  
Stary 10-10-2011, 22:39   #29
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Yuuki ledwo zdążyła się przebrać i nałożyć make-up. Czasu jednak nie starczyło na zjedzenie czegokolwiek, toteż kiedy podsunięto jej pod nos gruszkę szczerze jej zapragnęła. Jednak mając w pamięci własne poczynania wolała nie ryzykować. Przeniosła spojrzenie z soczystego owocu na przetłuszczone włosy dziewczyny. Tak bardzo przyzwyczaiła się do swojego prestiżu i złej sławy, że wszystkie nowe osoby, które bezpośrednio do niej się zwracały odbierała jak małe zielone ludziki. Że też to małe, zaniedbane szkaradztwo miało czelność otworzyć usta w jej obecności.
- Nie - odpowiedziała krótko i rozejrzała się po trybunach. Ascot nie zwrócił na nią uwagi. Był obrażony. Odwracał wzrok zadzierając nos wysoko do góry. Mógł być tylko jeden powód dla którego ktoś, kto ponoć nazywa ją “kurtyzaną” unika kontaktu wzrokowego. Ten powód miał nawet imię. Kaiki. W co też ten kuzynek sobie znowu pogrywał? Z rozmyśleń wyrwał ją głos.
- Szkoda, szkoda - stwierdziła dziewczyna chowając owoc w fałdach szaty - Jestem Habu -przedstawiła się lustrując wzrokiem Yuuki - A ty?
- Yuuki. Będziemy walczyły wieczorem - zauważyła.

Przechyliła głowę chcąc wydawać się bardziej zainteresowaną nową “koleżanką”. Takie niepozorne postaci jak Ascot czy też rachityczna Habu wzbudzały w niej poczucie zagrożenia. Skoro zarówno ona, jak i te maleństwa się tutaj dostały, to oznaczało, że zostali wybrani. Inni zakapturzeni sprawdzili ich umiejętności i uznali je za zadowalające. Uśmiechnęła się sztucznie pamiętając o złagodzeniu spojrzenia

- Powiesz mi jaki jest twój styl walki?
- Niegrzecznie od razu pytać o coś takiego, wcześniej odrzucając prezent - zauważyła Habu wciąż taksując rozmówczynie skupionym wzrokiem. Yuuki rozważała przez chwilę czy rzeczywiście jest jej potrzebna ta wiedza. Przydatna, ale nie niezbędna. Toteż tylko delikatnie wzruszyła ramionami z miną niewiniątka i wróciła do obserwowania otoczenia. Komentator zaczął się produkować zapowiadając rozpoczęcie walk.
-Ile masz lat? - zapytała niespodziewanie dziewczyna w kimono lustrując sylwetkę Yuuki dokładnie wzrokiem.
- To dopiero niegrzeczne...
- A czy ktoś kazał nam być grzecznym? Zresztą odpłacam się tym samym co mi zaoferowałaś - odparła spokojnie Habu.
W tym momencie na salę wpadł Lei, wbiegł jeszcze w piżamie. Żeby nie przepychać się przez rzędy siedzeń odbił się od oparcia pierwszego krzesła, a potem kolejnego, by ostatecznie wylądować obok znajomej twarzy. Nie wiedział kim była ta dziewczyna, ale jak on była z Jokatano.

- Ile walk przegapiłem, co mnie ominęło?
- Zapomnij, że pytałam - mruknęła Kantate znużonym głosem niemal ignorując pytanie chłopaka, po czym przeniosła spojrzenie na śpiocha ostentacyjnie dając Habu do zrozumienia, że nie ma zamiaru kontynuować tej rozmowy. Yuuki zawiesiła wzrok na nowo przybyłym - młodszy, gimnazjalista, kiedyś któryś z jej chłopców miał mu się przyjrzeć, by się dowiedzieć dlaczego chodzi poobijany. Nie mogło to być nic ważnego skoro ledwie go kojarzyła.
- Jeszcze żadnej - odpowiedziała możliwe najneutralniejszym w tej sytuacji głosem.
Habu uśmiechnęła się paskudnie pod nosem i mruknęła na tyle cicho by jedynie Yuuki mogła wyraźnie ją usłyszeć, do Leia dotarł jedynie niewyraźny pomruk.
- A co mi też chcesz dosypać proszków do herbaty?
Yuuki nawet nie drgnęła. Wpatrzona w chłopaka wydawała się nie słyszeć szeptu dziewczyny.
- Jako który wieczorem walczysz? - rozpoczęła jednak nim Lei zdążył odpowiedzieć na arenę wyszedł Marc ściągając na siebie uwagę publiki.

* * *

Chrupnięcie wywołało nieprzyjemny dreszcz na plecach Yuuki. Uszkodzenie kolana było paskudne. Zawsze. Już lepiej było złamać nogę. Nie czuła wstrętu do Marca czy współczucia względem Hagi, ale mimo to przez chwilę przestała odbierać jakiekolwiek bodźce z otoczenia. Przystojniak podszedł do walki niesamowicie poważnie. Oczywiste wnioski nasuwały się same - potrzebował wygranej, nie przyszedł tutaj się cackać. Zapewne też nie zależało mu na uczeniu się w Szkole, bo wtedy wykazałby się przede wszystkim techniką. Może to był cichy manifest "nie boję się was"?. Kto wie... Bardziej jednak intrygowały ją następstwa tej walki. Nikt nie będzie się teraz pieścił i popisywał. Może ci którzy nie widzieli walki i jakimś cudem się nie dowiedzą jak to na prawdę było. Amerykanin ustawił poprzeczkę cholernie wysoko. Nie będzie wakacji.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 10-10-2011 o 22:42.
Eyriashka jest offline  
Stary 12-10-2011, 13:44   #30
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Mimo stresu Osamu nie radził sobie najgorzej. Starał się nie myśleć o tym co go czeka zajmując umysł czym innym. Wypadło na jakiś program, który leciał właśnie w telewizji. Pomysł może mało oryginalny ale najważniejsze, że działał. Do czasu. Ciche pukanie do drzwi jeszcze nigdy nie wydawało się chłopcu takie przerażające. Poczuł jak żołądek skręca mu się niemiłosiernie, jednocześnie podnosząc się niemal do gardła. Z trudem przełknął ślinę i głęboko odetchnął. Niemal automatycznie wyłączył telewizor. Jednak jeszcze przez dłuższą chwilę nie ruszał się z miejsca. Ponownie zabrzmiał odgłos pukania do drzwi. Grzeczny i delikatny ale jednocześnie stanowczy. Osamu w końcu zdecydował ruszyć się z miejsca. Powoli podszedł do drzwi i otworzył je nieco drżącymi rękoma. Po drugiej stronie przywitał go przyjazny uśmiech młodego mężczyzny pracującego w obsłudze.
- Już czas. Proszę iść za mną - głos był miły dla ucha jednak nie pozostawiał żadnych wątpliwości, Osamu nie miał wyboru.
- Dobrze - zaczął niepewnie. - Tylko wezmę swoje rzeczy.

Jak powiedział tak zrobił. Wrócił wgłąb pokoju zabierając stamtąd torbę ze swoimi rzeczami. Był już gotowy by udać się na miejsce. Podróż do szatni nie trwała zbyt długo. Odbywała się też w całkowitym milczeniu. Czarnowłosy ponownie pogłębił się więc w swoich myślach. Tym razem nie martwił się już tak bardzo. Skupiał się bardziej na taktyce, jakiej mógłby użyć w starciu. Gdy schodził po schodach w dół, uświadomił sobie, że tak naprawdę ma niewielkie doświadczenie w tego typu sprawach. Owszem, często ćwiczył z dziadkiem najróżniejsze scenariusze, nigdy jednak nie miał okazji sprawdzić swoich umiejętności w praktyce. Nie licząc oczywiście tego wieczoru, kiedy w jego domu pojawił się włamywacz. Nie poszło mu wtedy najgorzej. Działał niemal instynktownie, nie musiał zastanawiać się nad każdym ruchem z osobna. Może i tym razem będzie podobnie. Przez chwilę chłopak żałował nawet, że przez całe życie unikał konfliktów z innymi. Szybko jednak skarcił się za to. Jeżeli działał wg. instynktu i nauk dziadka to właśnie unikanie walk było jedną z podstawowych zasad, których należało się trzymać.Przemoc to ostateczność. A nawet gdy jesteśmy przyparci do muru, możemy uniknąć walki. Taka przynajmniej była teoria.

Na miejscu pozostawiono go samemu sobie. Poinformowano go tylko, że gdy przyjdzie kolej drugiej walki, ktoś przyjdzie by odprowadzić go na ring. Do szatni nie dochodziły żadne odgłosy z zewnątrz, Osamu nie wiedział więc czy turniej już się zaczął. Rzucił torbę na ziemię i przykucnął przy niej. Bez problemu odnalazł w niej swoje aikido gi. Szybko przebrał się, okładając noszone przez siebie ubranie w schludną kostkę. Wszystko zostawił na torbie. Przez chwilę nie wiedział co właściwie powinien ze sobą zrobić. Próbował rozchodzić stres spacerując w te i z powrotem. Nie pomagało. Wciąż czuł w żołądku nieprzyjemny ucisk. W końcu pomyślał, że rozgrzanie mięśni byłoby dobrym pomysłem. Z treningów oraz zajęć wychowania fizycznego pamiętał kilka prostych ćwiczeń. Zabrał się więc do pracy. Zaczął od dołu i pnąc się powoli ku górze rozgrzewał wszystkie mięśnie i stawy. Gdy miał już to za sobą, zdecydował się wykonać kilka testowych ciosów i kopniaków. To dziwne ale o tym jak powinny one wyglądać wiedział raczej z telewizji, niż z nauk dziadka. Jego lekcje polegały bowiem głównie na naukach jak rozbroić przeciwnika, zniechęcić go do walki. Chodziło też o to, żeby uniknąć wyrządzania mu jakiejkolwiek krzywdy.
- Twoja kolej - głos tego samego młodego mężczyzny co wcześniej nie pozwolił mu na głębsze zastanowienie się nad tą sprawą.
Bez słowa udał się za swoim przewodnikiem w stronę ringu.

Na miejscu czuł się tak, jakby obserwowały go tysiące oczu. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie. Nie miał odwagi podnieść wzroku na trybuny. Spoglądał tępo między swoje stopy. Udało mu się jedynie zebrać w sobie na tyle, by rzucić krótkie spojrzenie na sam ring. Był pusty. Jego przeciwniczki jeszcze nie było. Osamu stanął więc na skraju, cierpliwie czekając.

Dziewczyna nie pojawiała się przez długi czas. Chłopak uznał, że niepotrzebnie trafił czas na rozgrzewkę, skoro teraz musiał czekać tutaj tak długo. W końcu podszedł do niego jakiś mężczyzna i na wyszeptał mu, że walka się nie odbędzie. Czarnowłosy, nieco zszokowany, chciał spytać dlaczego. Chciał dowiedzieć się o co chodzi. Mężczyzna jakby czytając mu w myślach odpowiedział mu, że nie wie niczego na pewno ale krążą plotki, że dziewczyna od rana nie opuściła gabinetu pielęgniarki. Chłopak wciąż stał na miejscu nie bardzo wiedzieć co powinien ze sobą zrobić.
 
Ozo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172