Haajve Stalowy Kruk zareagował natychmiast. Chwycił się jednej z mocniejszych barierek lub czegokolwiek co mnie utrzyma jedną ręką i serworamieniem. Włączył także mag-buty swojego pancerza.
To był dylemat moralny. Cholerny dylemat. Zaraz zginie masa ludzi. Jednak jeżeli nic nie zrobi sabotażyści zabiją wszystkich i wprowadzą jeszcze więcej chaosu, a sam statek zostanie wykryty.
Wybaczcie mi technomaci... wybacz mi załogo. Niech Imperator powita was po drugiej stronie z otwartymi ramionami.
+Kapitanie Py!+ nadałem przez komunikator na mostek, bez włączania zewnętrznego wokodera +Mam tutaj zorganizowaną grupę sabotażystów. Natychmiast rozhermetyzujcie moduł, inaczej zdetonują drugą torpedę!+
Trzymam się z całych sił gotów za moment przeciwstawić się sile próżni która zacznie wysysać całe powietrze z modułu. Przeciwnik jest zorganizowany, więc pewnie przewidzieli taki rozwój wypadków... jednak.
Jednak są w gorszej sytuacji. Nie przewidzieli pojawienia się Kosmicznego Marine... Jakiekolwiek mają skafandry czy pancerze, jeden strzał z mojego hot-shota zrobi w skafandrze wyrwę... a to pewna śmierć w próżni.
+ Pwt... + komunikat przerwał trzask. Najpewniej, zgodnie z wcześniejszymi przygotowaniami tehcpiechura, sabotażyści byli zabezpieczeni przed najoczywistszym zagrożeniem dla ich planów. Ciężko było ustalić, czy komunikat dotarł na mostek, ale Haajve doskonale wiedział z przeszłości, że galaktyka jest zbyt wredna, by mogło się choć raz po prostu coś łatwo udać.
W tym czasie jeden z inżynierów ruszył biegiem w stronę torpedy, odpezpieczając bombę termiczną. Ładunek był niewielki, mniejszy od granatu Gwardii - mieścił się w zamkniętej dłoni, ale zaawansowany auspex sługi Wszechsjasza jasno zidentyfikował obiekt na podstawie mikroskopijnych śladów subtancji chemicznych zawartych choćby w metalicznej obudowie materiału wybuchowego. NAwet w takim miejscu jak pokład torpedowy.
W tym samym czasie kilku jego wspólników ruszyło w stronę Sorcane’a, szykując strzelby udarowe, może trzech-czterech. Jeszcze piątka rozproszona po pomieszczeniu zaczęła bezlitosną rzeź pośród nieuzbrojonej reszty załogi. Ktoś Podsycił szalejące w kilku miejscach sekcji, niemal już ugaszone pożary kanistrem zawierającym chyba Promethium, rozlewające się swobodnie po metalicznej podłodze.
Kurwa, pomyślał tylko.
- Obaczcie to! - zawołał głośno.
Puścił ręką barierkę i sięgnął do pasa po dwa granaty typu krak. Jego własny implant logis zaczął gwałtowne obliczenia odległości i czynników jakie wpływały na trajektorię lotu. Daleko. Strasznie daleko... ale poradzi coś na to.
Drzwi prowadzące do sąsiedniej rozwalonej przez torpedę sekcji. Uśmiechnął się. Kiedyś już był w podobnej sytuacji.
Ustawił w granacie odpowiednią ilość kliknięć opóźnienie, tak aby granat wybuchł w odpowiednim momencie. Posłał go pod właz silnym zamachem i dodatkowym popchnięciem magnetyczną mocą swoich induktorów electoo. Potem ustawił o odpowiednio krótszy czas przy drugim. Posłał go kopnięciem do włazu, uzbrajając go jednak w locie, aby wybuchł w tym samym momencie co pierwszy.
Potem już tylko przywołał do dłoni mój bolter, który chwycił mocno. Mag-butami oraz serworamieniem nadal trzymał się podłogi i barierki. Zanim jeszcze granaty wybuchną posłał po krótkiej serii dwupociskowej w każdego nadchodzącego przeciwnika. Potem przymierzył się aby strzelić w przeklętego inżyniera z ładunkiem wybuchowym
Cały czas modlił się w duchu do Imperatora, aby wszystko poszło po jego myśli. |