Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2011, 22:14   #31
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Westchnął. Od jakiegoś już czasu nie odczuwał tego pięknego uczucia. Wezwania do szerzenia sztuki, sztuki tak pięknej i misternej, że nie każdy się do niej nadawał. On to czuł, wiedział podświadomie jaką stronę wybierze. Szeroki uśmiech wykwitł na jego twarzy, wywołując popłoch w jego strażnikach. Dostarczy krwi.
- Wiecie co, chyba nie dam rady pójść za waszą radą – mruknął, dokładnie wymawiając słowa – Wasz pech – wyartykułował do końca, po czym oddał się Temu, którego wielbił.
Topór wyskoczył z uchwytu. Axisgul wykonał obrót w lewo po czym zagłębił swe narzędzie, z przepięknym dla uszu Khorne’a mlaskiem, w czerepie stojącej obok niego istoty. Stojący po prawej, jeszcze żywy Drapieżca zdołał przeciągle jęknąć zanim musiał łapać wnętrzności z rozerwanego brzucha. Kończąc obrót, Pożeracz wykreślił za pomocą krwi okrąg wokół siebie.

Sztuka się zaczęła.

Władcy pilnujący bramy, zareagowali błyskawicznie. Byli zwykłymi żołnierzami, nie mogącymi się równać z weteranami zebranymi na statku. Wyszarpnęli miecze i pokrzepiając się okrzykiem, ruszyli w stronę swej Śmierci. Ta uderzyła na nich niczym burza, grzmiąca i niebezpieczna.

Pierwszy padł zanim zdołał wykonać cios, odrąbana ręka upadła na ziemię, zaraz za nią pofrunęła głowa. Towarzysz trupa wyczuł w tym szansę i zaatakował. Miecz z warkotem śmignął w cięciu w kierunku Pożeracza, który zgrabnym obrotem tułowia przepuścił żelastwo po pancerzu, na którym cios nie zostawił nawet śladu, po czym kontynuując obrót spuścił topór na hełm przeciwnika. Niczym grzmot. Efekt był zaiste piorunujący, rozstrzepiając go na pół, razem z zawartością. Resztki mózgu chlapnęły na pancerz, zostawiając przepiękne ślady.

Pozostała trójka odskoczyła na bezpieczną odległość, taksując wzrokiem scenerię, która ujawniła się przed nimi. Axis nie dał im czasu na dłuższe myślenie, zaatakował gwałtownie, tak jak tylko Pożeracze potrafią. Krew znaczyła jego szlak, ozdobiony resztkami ciał, rozłupanymi korpusami, członkami.

Sztuka trwa, natomiast materiał twórczy jest przed nim.

Próbowali zastosować taktykę. Niestety, nie mieli dość czasu. Khornista wpadł ciałem pomiędzy nich, dziurawiąc ich pancerze swym własnym, specjalnie do tego zrobionym. Dwóch z nich padł na ziemię pod wpływem uderzenia, z licznymi ranami lekkimi. Trzeci zaś, odparł impet, zachowując pion i uderzając mieczem łańcuchowym w Pożeracza. Nadaremne. Cios zjechał po powierzchni pancerza, jedynie go zadrapując. Nie zdążył zadać kolejnego ciosu. Ręka upadła, zaraz po niej kolejna. Axis obrotem przemieścił się za jego plecy, po czym celnym ciosem w kark, odłupał kolejną część marines.

Jego towarzysze wstali w momencie gdy skończył. Ruszyli jednocześnie, oboje atakując za pomocą miecza. Unik, przez błyskawiczne przemieszczenie ciała na prawo od mającego go zatrzymać sztychu, cios. Krew, krzyk, szarpnięcie, uczucie uderzenia w prawą część ciała. Wykorzystując impet uderzenia, obrót. Cios. Kolejna fontanna krwi, dwa serca nadają piękne ciśnienie w ciele. Rozprute plecy nie powstrzymały Marine przed ostatnim zrywem. Nadaremnym. Axis złapał żołnierza i wzniowszy go nad głowę, rozerwał go oblewając się krwią.

Rzeź zakończona.

Ciała leżały w przepięknym schemacie, krew ozdabiała mozaikę utworzoną przez Pożeracza.
- Dobrze, gdzie idziemy teraz… - mruknął, rozglądając się. Widząc że champion Tzeentcha ma pewne kłopoty, ruszył w jego stronę. Ktoś musi potem ruszyć tym burdelem, a on się do tego nada. Do tego, coś czuł że to koniec rozrywki na dziś.
 

Ostatnio edytowane przez necron1501 : 17-09-2011 o 23:52. Powód: Nieścisłości wszelakie ;)
necron1501 jest offline  
Stary 17-09-2011, 03:05   #32
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Strateg Chaosu spojrzał na laskę trzymaną w ręce, a następnie na czterech Lordów Nocy.
-Lekącie się mojej laski? I drzemiącej w niej potężnej mocy Lorda Przemian?... Słusznie.- spokojnie rzucił laskę prosto w stronę czterech Marines wyczekując ich reakcji. Władcy chyba mieli ochotę otworzyć ogień. Dwóch uskoczyło na boki, jeden zatrzymał się w miejscu.
Przewodzący zdawał się potraktować to jak wyzwanie, jak kwestię natury strachu. Biegnąc do Stratega ciosem ręki odtrącił kostur, posyłając go na pobliską ścianę areny.Władcy chyba mieli ochotę otworzyć ogień. Dwóch uskoczyło na boki, jeden zatrzymał się w miejscu.
Przewodzący zdawał się potraktować to jak wyzwanie, jak kwestię natury strachu. Biegnąc do Stratega ciosem ręki odtrącił kostur, posyłając go na pobliską ścianę areny.Strateg jęknął delikatnie kiedy odkleił się od ściany po czym... zaczął chichotać i śmiać się na głos. Czterech Marines zauważyło, że laska odtoczyła się z głuchym dźwiękiem zwykłego drewna uderzającego o posadzkę.
-Lordowie Terroru? Mistrzowie Strachu? Żałosne, 10,000 lat a lękacie się drewna to utrzymywania mnie w równowadze.- delikatnie rozmasował bolącą rękę i ruszył w stronę dowódcy, który cisnął nim o ścianę -Ale ty... masz siłę i odwagę, nawet jeżeli jesteś trochę narwany. Więc co zamierzasz teraz?
Odpowiedzią było głośne trzaśnięcie przesuniętego koła bezpiecznika na pistolecie.
- Dopilnować, byś się położył bez żadnych sztuczek, czarnoksiężniku. - odparł kolos, podczas gdy jego bracia zajmowali pozycje obok niego, wszyscy mierząc do Stratega i zbliżając się, w zamierzeniu na odległość ramienia. Dobyli już broni białej, zapewne uznając, że psionik nie będzie tak groźny z bliska jak z dystansu... lub niedostatecznie szybki.
Stratego spojrzał na kolosa badając go, następnie spojrzał na resztę koloseum, na swych towarzyszy. Westchnął i spokojnie usiadł na ziemi.
-Tak z ciekawości. Czyj był ten genialny pomysł, aby nie posłuchać Abaddona?
Pytanie rozbrzmiało w całym pomieszczeniu, jakby uciszając odgłosy walki. Nikt, przez właściwości odziedziczonych po Primarchach zmysłów nie mógłby udawać, że go nie słyszał.
- Jej najwyraźniej... - zawarczał dominujący spośród zgromadzonych dookoła niego Władców. Jeszcze jeden się odłączył od trójki i zwrócił w stronę anonimowego czempiona Legionu Alfa. Strateg zerknął na Syrenę, ponownie westchnął.
-Atakując waszego przywódcę? Trzeba przyznać, uraził nas nasyłając na nas to ścierwo.- tu wskazał na truchła Pomiotów Chaosu.
- Mam przyjemność z zachwalanym Strategiem Chaosu, jak mniemam. - zadźwięczał zniekształcony przez emitujący mające przerazić zwykłych ludzi vox-głośniki dominant - Istotnie strategiczne wydaje się poznanie zdolności i poczytalności pasażerów uważanych za czempionów Mrocznych Bogów z wszelkimi konsekwencjami. - wyraził się relatywnie nonszalancko, biorąc pod uwagę trwającą niedaleko w innym punkcie areny i na trybunie zażartą walkę. Opuścił miecz, choć wciąż celował z pistoletu.
Strateg wyciągnął rękę do laski, która spokojnie przyfrunęła do jego ręki.
-To rozumiem, podejrzewałem, że chcecie nas sprawdzić. Jednak chodzi mi o to co na nas nasłaliście. Pomioty Chaosu? Słabeuszy i miernoty, które nie potrafiły zapanować nad mocami, które wykorzystują? Równie dobrze mogliście na nas wysłać oddział Heretyków.- zaśmiał się delikatnie -Jak bardzo ucierpiała duma waszego dowódcy?
Drugi z Astartes podniósł pistolet do linii oczu by zastrzelić Stratega gdy widział ruszającą laskę, ale dominujący powstrzymał go gestem.
- Słabeusze i miernoty, które pokłądały zbyt dużą wiarę w Mroczne Potęgi... - zawahał się - Natomiast kapitan Sietche jest ponad pychę. Jest też jedyną osobą na okręcie zdolną nawigować przez Osnowę, dla waszej informacji... - z tymi słowy obejrzał się na moment, by upewnić się, ze walka nie przybrała niespodziewanego przebiegu. Władcy rzeczywiście zdawali się ufać nawzajem swoim umiejętnościom.
Taktyk Chaosu spojrzał na Astartesa, który przybliżył broń do twarzy Tzeentchianina. Pokazał mu spokojnie laskę
-Kij, drewniany. Beż żadnej mocy. Jak chcesz to potrzymaj. - postawił laskę na sztorc, utrzymała się w miejscu, zerknął na dominującego Astartes -Ponad pychę? Nie wierzę w takie rzeczy. Pycha jest jedną z największych sił napędzających wszechświat, a każda dusza, która coś osiągnęła pyszni się tym.- Stateg zerknął na pole bitwy -Jedyny z was, który to potrafi? Mało logiczne podejście, przynajmniej z waszej strony.
- Jemu w każdym razie służy dość dobrze... - zauważył dominant.
-Definitywnie. Żadnej szansy, aby któryś z was miał awans na jego stanowisko.- oczy Stratega się uśmiechały -Chociaż teraz kiedy mamy Czarnoksiężnika Nurgla i Wybrańca Tzeentcha... - spojrzał ma dominującego Astartes -Jak wysoko jesteś w hierarchii?
- Jeżeli Ty, ani Twój rozkładający się partner nie umiecie nawigować w czasie, zapomnij. Nie będziecie też z nami wieczność i nie obdarzę Was takim zaufaniem jak niezbywalnego kapitana, ale i brata. - wywarczał... ze śmiechem...? rozmówca Stratega.
-Braterskie przywiązanie wśród zdrajców? W końcu armia, która ma szansę coś zrobić.- Strateg spojrzał na swego rozmówcę -Jeżeli zezwolisz, mogę spróbować przemówić mym towarzyszom do uspokojenia się, jeżeli ty spróbujesz to samo ze swoim kapitanem.
- IMPERATOR ZDRADZIŁ NAS, NIE MY! - furia, która nagle przebudziła się w pancernym kolosie nieomal przyćmiła jego rozsądek i przez sekundę Strateg był przekonany, że Władca się na niego rzuci. Ten jednak wydał przeciągły dźwięk... wdech,. Antyczne vox-głośniki chyba wyłapały niewłaściwą częstotliwość i końcówka odgłosu przeszła w wysoki, acz cichy pisk urządzenia radiowego. - Zrób co możesz. Kapitan jest świadom, że uśmiercenie któregokolwiek Was zanim przystąpicie do misji... Lord Abbadon kłopotałby nas bez końca. - stwierdził, przełączając się na vox-komunikator swoich braci i odwracając twarzą... upiorną maską do walki, pozostawiając trzymanie na muszce tylko jednemu ze swych braci.
Strateg powstał z posadzki i spojrzał na swych towarzyszy. Miał nadzieję, że go usłuchają, nie miał ochoty ponownie się budzić na ołtarzu u jakiegoś wyższego demona.
Umysły pozostałych trzech Czempionów wysłanych przez Niszczyciela wypełniły psionicznym głosem Stratega.

"Zaprzestańcie walki. Jest ich zbyt wielu, abyśmy wygrali. Kapitan statku jest jedynym, który potrafi wyprowadzić go z Osnowy."
 
Seachmall jest offline  
Stary 17-09-2011, 12:06   #33
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Seraf stał wyprostowany, trzymając się za kikut prawej ręki. Bolały go... palce... tak potwornie bolały... To było tak irracjonalne. Widzieć, że nie ma się dłoni z którą się urodziło i, mimo, że jej się nie posiada, czuć ból w niej znacznie przewyższający poparzenia, chyba entego stopnia, tam gdzie plazma, a właściwie nie plazma, ale towarzyszący jej podmuch powietrza, jedynie spalił, a nie odparował ciało. Jednak jego myśli zaprzątało co innego. Stracił Braci... przez wielkie “B”. Wszyscy Astartes byli braćmi, ale oni... Cherub, Selifas, Uryan, Giaed, Tadeus, Isayash. Był z nimi od bardzo dawna, znał przyzwyczajenia, nawyki, odzywki, głosy... Było ich więcej, rotacja w oddziale to nic dziwnego, ale wszyscy na raz? Usta miał zaciśnięte, wzrok skierowany w ziemię. Kroczą po prawciy Imperatora, kroczą po prawicy Imperatora, kroczą po prawicy... Nie ma większej radości niż umrzeć wiedząc, że wypełniło się obowiązek. Uratowali Triumwirat. Zdecydowanie wypełnili obowiązek, więc czemu nie radował się z ich szczęścia? Każdy jeden zabrał Serafa ze sobą. Czy zostało w nim cokolwiek wartego życia? Tak! W imię Imperatora! Pozostała wiara, której potrzebował teraz bardziej niż kiedykolwiek! Pozostały mięśnie i ścięgna zdolne nieść pożogę w najwyższe Imię! Pozostał Astartes! Nie ważne co jest w środku. On ma po prostu zabijać dla imperium ludzi... Jest Aniołem Śmierci. Tylko tyle od niego wymagają. Posłuszeństwa i niesienia śmierci... do tego nie potrzebuje wcale dobrego samopoczucia... Przetarł oczy i już nie były zaszklone.
-Pójdę w ogień, jeśli taki będzie rozkaz.- stwierdził krótko, bez cienia emocji, martwo...

Ardor popatrzył na Coirue. Następnie powstał, głęboko się ukłonił i powiedział:
-Inkwizytor Geo Mantamales, człowiek odpowiedzialny za te oskarżenia chciał zostawić cię na pewną śmierć w przedziale więziennym tylko dlatego, że byłaś ranna Inkwizytorko. Ponadto cały czas wydawał niepoparte niczym rozkazy. Ja, w przeciwieństwie do większości, mogę pytać o powód rozkazu i go nie wykonać. Odpowiadam bowiem jedynie przed Największym Mistrzem Zakonu, Wielkim Mistrzem Mordrakiem i Inkwizytorami w służbie Ordo Malleus. Na swą obronę mam też fakt swoich przeszłych dokonań, jak choćby wygnanie z tego świata Angggtyr’en’t’a, jednego z sześcset sześciesięciu sześciu wielkich demonów. Pokutę przyjmę dopiero gdy w wyniku śledztwa przeprowadzonego przez inkwizycję zostanie udowodniona mi wina. Wspomnę jeszcze, że mówiłaś Inkwizytorko o zaufaniu do dowódcy. Tutaj pojawia się duży problem gdyż Geo Mantamales nie jest moim dowódcą. Nie ma też dowodu na to, że byłem bezpośrednim sprawcą tych wydarzeń. Jednak od dłuższego czasu Inkwizytor Mantamales wydaje się wiedzieć więcej niż inni. czy podzielił się z kimś tą wiedzą? Skąd wiedział co się stanie na pokładzie więziennym, myślę, że jest to kwestia nad którą trzeba przeprowadzić dokładne śledztwo, a nie wydawać wyroki. Zwłaszcza, że jestem jedyną osobą na tym statku która może stawać w szranki z wielkimi demonami.- Następnie Ardor popatrzył na Inkwizytorkę Koln.- Poszedłbym z prawdziwą chęcią, jednak według Inkwizytorki Coirue nie jestem już godzien wdziać swego pancerza terminatorskiego.- Przez cały czas głos paladyna był spokojny i opanowany.
- Nie będe mówił długo bo nie lubię być nieuprzejmy... - Wtrącił się Orientis, który od początku pobytu w tym pomieszczeniu, tępo wpatrywał się w jedną ze ścian, teraz jakby ożył i stracił nią zainteresowanie. - Proponuję by osoba, która zezwoliła podwładnym sobie Astartes na przebywanie na okręcie bez pancerzy przemyślała swoją głupotę, następnie abyśmy przedarli się na ten nieszczęsny mostek. Zanim do tego dojdzie, chciałbym, jeszcze zapytać o kilka rzeczy. Po pierwsze dlaczego wiążecie moją osobę z atakiem? Co miało zmienić zabicie mnie? Nigdy nie widziałem takich istot, wykluczam by przybyły tutaj za mną. Po drugie, chciałbym, aby ktoś mnie oświecił i wyjaśnił jakim prawem umieszczono mnie w celi i czy moje...obecne dowództwo wie o moim położeniu, o ile po tylu zmianach politycznych i kulturowych, w ogóle posiadam jeszcze jakichś bezpośrednich przełożonych. Kończąc chciałbym jeszcze dodać, że perspektywa służby pod tak szlachetną, mądrą i urodziwą niewiastą jak panna Patricia budzi ogromną radość w mym sercu... Chociaż nie ukrywam, że odczuwam pewien niepokój, wynikający ze zbiurokratyzowania waszych metod dowodzenia. - Mówiąc te słowa Kronikarz skłonił się w stronę Inkwizytorki, bez przesadnej gracji, a może i również ochoty. Nie specjalnie podobał mu się pomysł przyjmowania od niej czegoś więcej niż sugestii, ale wszystko wskazywało na to, że nie ma innego wyboru.
 
Arvelus jest offline  
Stary 17-09-2011, 14:47   #34
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
- JA TU MOGĘ PRZEPROWADZAĆ ŚLEDZTWA, IDIOTO - zerwał się Mantamales i podszedł do samego Ardora. Twarz wykrzywiała mu maska wściekłości.
- Geo... - zaczęła Coirue, ale członek Ordo Xenos nie zwrócił na niego uwagi.
- JESTEŚMY TRIUMWIRATEM! JAK TWOJA PRZEŁOŻONA TRACI KONTAKT, ZWRACASZ SIĘ DO MNIE! - ciągnął, poczerwieniały na całej twarzy.
- DOSKONALE WIEM KTO TO JEST, BO PRZEPROWADZIŁEM ŚLEDZTWO! TY MASZ WYKONYWAĆ ROZKAZY, NIE MYŚ...
- Dość! - spokojnie rzuciła Coirue. Mantamales jeszcze przez chwilę wpatrywał się w paladyna, z trudem oddychając, po czym cisnął dokumentację na pudło o które się opierała.
- Idę zrobić coś pożytecznego zanim wszyscy zginiemy dochodząc dlaczego Świątobliwy mnie zlał, na fekalia spaczni. - rzucił, po czym wyszedł z pomieszczenie niczym burza, praktycznie rzecz biorąc, ciosem otwierając drzwi i znikając im z pola widzenia.
Medyk przez chwilę przyglądał się temu zestresowany, po czym chrząknął, wskazując Serafa.
Inkwizytorka z Malleus skinęła głową, zezwalając mu na oczyszczenie i opatrywanie rany anioła.
Druga kobieta westchnęła jedynie.
- Tyle, jeżeli chodzi o niepodzielność Triumwiratu. Biedny stary maleńki chłopiec. - skwitowała z kwaśnym uśmiechem.
- Ardorze... - ciągnęła Coirue, której chyba nic nie mogło zbić z tropu, również spokojnie, swoim emanującym opanowaniem ale też ograniczoną życzliwością głosem. Jak na członkinię Ordo Malleus, było to dość niespotykane. - Nie mam wątpliwości co do twoich zdolności. Niestety, nie mam też wątpliwości co do Twojej winy. Nie jestem pewna, co dostrzegł Mantamales, ale wiedział coś, i gdybym tam była i musiała powtórzyć ci rozkaz, zrobiłabym to. Na tym polega nasz Triumwirat i dlatego razem dzierżymy władzę porównywalną z Lordami Inkwizytorami. - westchnęła, podchodząc do paladyna. - Jak to wszystko się skończy, przygotuj proszę raport. Przez astropatę zostanie przekazany, wraz z relacją Mantamalesa. Triumwirat nie jest nieznany twojemu zakonowi. Dopilnuję, by wszystko dotarło. Pokutę wymierzy lub zniweczy twój mistrz zakonny. Ale teraz... muszę zawiesić cię w obowiązkach i przywilejach. - stwierdziła, kładąc nacisk na ostatnie zdanie.
- Jeżeli stwierdził, że to jego wina, tak musiało być, choćbyśmy troje myśleli inaczej. Nie wiemy. - dodała po chwili, zanim zdążyłby odpowiedzieć..
-Pokutę mi wyznaczoną przyjmę. Teraz jednak należy się zastanowić czy wraz z zawieszeniem mnie w obowiązkach paladyna, zawiesza się mnie też w honorach terminatorskich. Musisz bowiem wiedzieć Inkwizytorko Coirue, że moim jedynym zadaniem wyznaczonym mi przez Wielkiego Mistrza, jest nie dopuścić do utraty planety fabryki. Nie będę mógł jednak zrobić czegokolwiek gdy Ordo Xenos krzyczy mi do ucha.- Powiedział powoli Ardor, patrząc w oczy inkwizytorki.
- Zignoruj go. Domyślam się, że chciał mnie porzucić i domyślam się, dlaczego. Jednak mam powody, by bezgranicznie ufać jego ocenie. - stwierdziła, obdarzając Ardora ciepłym uśmiechem.
- Dziękuję jednak za uratowanie mojego życia i zignorowanie tego jednego rozkazu. - dodała z przekorą.
-Nie mnie w wnikać w działania Inkwizycji. Jeśli pozwolisz oddalę się by przygotować się do odbicia statku. Może jestem zawieszony jako paladyn, ale służba w Ordo Malleus nie kończy się nigdy.- Dodał Ardor z lekkim uśmiechem
- Jak zauważył Orientis, wszystkim wam przydadzą się pancerze i broń. Szturmowcy odeskortują was do zbrojowni. - skinęła głową do wszystkich - Tymczasowo prosiłabym też, byście podlegali rozkazom inkwizytor Koln. Jej słowo na czas odbicia okrętu pozostanie moim. - młodsza kobieta również skinęła, niecierpliwiąc się wyraźnie.
- Twoje honory nie są zawieszone, ale z oczywistych względów poleciłabym ci... zresztą, będziesz wiedział lepiej, rycerzu Domitianus. - rozmyśliła się Coirue i machnęła ręką - Imperator z Wami. Z Wami wszystkimi. My - wskazała na Orientisa - Wkrótce będziemy musieli porozmawiać. Na osobności. To wszystko.
Patricia zasalutowała i wezwała gestem Astartes, dając jeszcze tylko kilka chwil dla medyka aby opatrzył rękę Serafa. Najmłodszego z Astartes niewątpliwie czekała operacja wszczepienia implantu dłoni wraz z nadgarstkiem.
Seraf skrzywił się w grymasie bólu, gdy odcinano zwęgloną i martwą tkankę, od żywego ciałą, jednak nawet nie jęknął. W sumie wiedział, że prędzej czy później będzie potrzebował protezy. To standard w życiu Astartes. Nie skomentował stwierdzenia o honorowym samobójstwie, za to, że JEGO chłopcy byli bez pancerzy. Może później przyjdzie jakakolwiek ochota na dyskusję. Teraz, jedynie, chciał być jak najszybciej sprawny i w swoim pancerzu...
- Wspomniałaś Pani o rdzeniu... - Dodał akceptując fakt, że wszelkich wyjaśnień udzieli mu w wolnej chwili druga z inkwizytorek i podszedł do Patricii zgodnie z jej prośbą. - ... potrzebujemy zatem jeszcze poszycia. Na jak liczne wsparcie możemy liczyć? Nie mówię tutaj o ludziach, tylko o Astrates, twoja medyczka jest dzielna i kompetentna, ale nie połata nas kiedy będziemy odziani w zbroje. Będziemy potrzebować najlepszego Konsyliarza i Technika jakich posiadacie. Wsparcie kilku weteranów piechoty taktycznej też by nie zaszkodziło. Wyjaśnijcie mi też na szybko, jaka broń najlepiej działa na te ścierwa i jak wasze Paladyńskie tytuły odnoszą się do normalnych stopni... -
- Poza Szarymi Rycerzami są tutaj jeszcze ci ze Szwadronów Śmierci, podwładni Mantamalesa. Cóż, nie mamy pojęcia gdzie się podziali. - wzruszyła ramionami - Współdziałasz ze strukturą wyjętą spod normalnego podziału zakonów Astartes, rycerzu. Nie możesz liczyć ani na konsyliarza, ani sługę Wrzechsjasza. Jesteście rdzeniem i jesteście niepotrzebni gdzie indziej, więc mostek będzie pewnym testem dla was... a na słabościach tych istot lepiej zna się ona - wskazała obserwującą ich kobietę w habicie, która przed chwila zdegradowała... paladyna Ardora, czy jakkolwiek jego brat się nazywał.
- Szarzy Rycerze podzielą się tę wiedzą wkrótce. Teraz jednak jesteśmy uwięzieni w Osnowie, a walki w sektorze Albitern najpewniej już trwają. Także wiedza o tych istotach zostanie ci przekazana we właściwym czasie i tak styczność mieliście i będziecie mieli tylko z najpośledniejszymi z ich rodzaju... - wyjaśniła starsza stopniem członkini Triumwiratu z Malleus.
- Więc nie zwlekajmy dłużej bracia.- Zaproponował spoglądając na szarych rycerzy, sam nie chciał się zbytnio wyrywać, nie miał wiedzy o rozlokowaniu okrętowych magazynów.
 
Komiko jest offline  
Stary 17-09-2011, 21:41   #35
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Haajve

Stalowy Kruk zareagował natychmiast. Chwycił się jednej z mocniejszych barierek lub czegokolwiek co mnie utrzyma jedną ręką i serworamieniem. Włączył także mag-buty swojego pancerza.
To był dylemat moralny. Cholerny dylemat. Zaraz zginie masa ludzi. Jednak jeżeli nic nie zrobi sabotażyści zabiją wszystkich i wprowadzą jeszcze więcej chaosu, a sam statek zostanie wykryty.
Wybaczcie mi technomaci... wybacz mi załogo. Niech Imperator powita was po drugiej stronie z otwartymi ramionami.
+Kapitanie Py!+ nadałem przez komunikator na mostek, bez włączania zewnętrznego wokodera +Mam tutaj zorganizowaną grupę sabotażystów. Natychmiast rozhermetyzujcie moduł, inaczej zdetonują drugą torpedę!+
Trzymam się z całych sił gotów za moment przeciwstawić się sile próżni która zacznie wysysać całe powietrze z modułu. Przeciwnik jest zorganizowany, więc pewnie przewidzieli taki rozwój wypadków... jednak.
Jednak są w gorszej sytuacji. Nie przewidzieli pojawienia się Kosmicznego Marine... Jakiekolwiek mają skafandry czy pancerze, jeden strzał z mojego hot-shota zrobi w skafandrze wyrwę... a to pewna śmierć w próżni.
+ Pwt... + komunikat przerwał trzask. Najpewniej, zgodnie z wcześniejszymi przygotowaniami tehcpiechura, sabotażyści byli zabezpieczeni przed najoczywistszym zagrożeniem dla ich planów. Ciężko było ustalić, czy komunikat dotarł na mostek, ale Haajve doskonale wiedział z przeszłości, że galaktyka jest zbyt wredna, by mogło się choć raz po prostu coś łatwo udać.
W tym czasie jeden z inżynierów ruszył biegiem w stronę torpedy, odpezpieczając bombę termiczną. Ładunek był niewielki, mniejszy od granatu Gwardii - mieścił się w zamkniętej dłoni, ale zaawansowany auspex sługi Wszechsjasza jasno zidentyfikował obiekt na podstawie mikroskopijnych śladów subtancji chemicznych zawartych choćby w metalicznej obudowie materiału wybuchowego. NAwet w takim miejscu jak pokład torpedowy.
W tym samym czasie kilku jego wspólników ruszyło w stronę Sorcane’a, szykując strzelby udarowe, może trzech-czterech. Jeszcze piątka rozproszona po pomieszczeniu zaczęła bezlitosną rzeź pośród nieuzbrojonej reszty załogi. Ktoś Podsycił szalejące w kilku miejscach sekcji, niemal już ugaszone pożary kanistrem zawierającym chyba Promethium, rozlewające się swobodnie po metalicznej podłodze.
Kurwa, pomyślał tylko.
- Obaczcie to! - zawołał głośno.
Puścił ręką barierkę i sięgnął do pasa po dwa granaty typu krak. Jego własny implant logis zaczął gwałtowne obliczenia odległości i czynników jakie wpływały na trajektorię lotu. Daleko. Strasznie daleko... ale poradzi coś na to.
Drzwi prowadzące do sąsiedniej rozwalonej przez torpedę sekcji. Uśmiechnął się. Kiedyś już był w podobnej sytuacji.
Ustawił w granacie odpowiednią ilość kliknięć opóźnienie, tak aby granat wybuchł w odpowiednim momencie. Posłał go pod właz silnym zamachem i dodatkowym popchnięciem magnetyczną mocą swoich induktorów electoo. Potem ustawił o odpowiednio krótszy czas przy drugim. Posłał go kopnięciem do włazu, uzbrajając go jednak w locie, aby wybuchł w tym samym momencie co pierwszy.
Potem już tylko przywołał do dłoni mój bolter, który chwycił mocno. Mag-butami oraz serworamieniem nadal trzymał się podłogi i barierki. Zanim jeszcze granaty wybuchną posłał po krótkiej serii dwupociskowej w każdego nadchodzącego przeciwnika. Potem przymierzył się aby strzelić w przeklętego inżyniera z ładunkiem wybuchowym
Cały czas modlił się w duchu do Imperatora, aby wszystko poszło po jego myśli.
 
Stalowy jest offline  
Stary 18-09-2011, 02:09   #36
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sihas i Aleena

Sytuacja nie była za ciekawa. Sihas doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, które na nich czekało. Jeżeli w ich wersjach znajdzie się chociaż jedna niezgodność to ich życie skończy się wyjątkowo szybko. A na pewno jego.
- Może to zbędne przesłuchanie zaczęlibyśmy od tego, że mnie rozwiążecie, sir? Te pasy raczej nie sprzyjają swobodnej konwersacji... Sądzę, że nasza towarzyszka też jest nieco spięta zaistniałą sytuacją... Chociaż może nie tak dosłownie jak ja - Prychnął - Chcielibyście raczej usłyszeć PRAWDZIWY obraz sytuacji, prawda? A te więzy mnie trochę krępują...
Chciał kupić obojgu nieco czasu. Postanowił dawać towarzyszce dyskretne znaki, jednak im dłużej ciągnąłby tą grę, tym większe prawdopodobieństwo iż wrogi dowódca się zorientuje (jeśli tego już nie zrobił).
Chcieli otrzymać od nich obraz sytuacji? Czemu akurat od nich? Czy nie przeżył nikt z Triumwiratu? Czy nie przetrwali inni? Nie dostali od nikogo jasnego obrazu sytuacji?
Aleenie nie podobało się to wszystko, szczególnie że leżący na drugim łóżku mężczyzna, został skrępowany pasami, zupełnie jakby obawiano się, iż może stanowić zagrożenie. Jeżeli wszystko miało być jedynie złożeniem zwykłego sprawozdania, skąd obawa o reakcję?
Siostra była rada, że mężczyzna postanowił pierwszy zabrać głos. Oczywiście, tak jak mówił, była spięta całą sytuacją. Postanowiła na razie nie odzywać się, czekając na reakcję dowódcy i wsłuchując się w to, co miał do powiedzenia jej partner w niedoli.
Szturmowiec przekrzywił głowę. Obydwoje mieli wrażenie, że komunikuje się z kimś przy użyciu kom-złącza.
- Zalecenie medycznego serwitora. Rozległe obrażenia wewnętrzne i krwotok podżebrowy. Jak tylko minie działanie leków przeciwbólowych, poczujecie się jakbyście byli pokrojeni, bo byliście. - stwierdził pełnym insynuacji głosem.
- Prawdopodobnie czeka pana kolejna operacja, kapitanie... - odparł podchodząc do jego łóżka i klękając obok - Przed tym momentem koniecznie potrzebujemy tych informacji.
Mówił przekonująco. Najpewniej w to wierzył, ze względu na ich rodzaj posługi wobec inkwizycji. W równym stopniu zdawał się sugerować zaistnienie tej opcji. Wpatrzony był w kapitana, jednoznacznie wzrokiem wyrażając, iż oczekuje natychmiastowej reakcji.
Aleena słuchała słów dowódcy z podejrzliwością. Krwotok podżebrowy? Rozległe obrażenia wewnętrzne? To po prostu nie miało sensu. Z tego co pamiętała, zaczęła się dusić, a podawany tlen oraz ból w płucach, zdawały się potwierdzać wersję. Jeżeli po już zatraceniu kontaktu z rzeczywistością nie przybyło więcej demonów, które po prostu po nich przebiegły, te obrażenia raczej nie miały szansy zaistnieć. Na dodatek, gdyby kapitan był już operowany, to na pewno nie wciśnięto by go ponownie w mundur.
Nie miało to jednak znaczenia.
Siostra spojrzała na Sihasa, zastanawiając się co ten wymyśli w odpowiedzi. Jej wzrok wyrażał dobitnie, jak bardzo daje wiarę wyjaśnieniom. Czemu ten dowódca tak kręcił?
- Mhm... - Sihas zamyślił się. Rozliczne obrażenia wewnętrzne i krwotok podżebrowy. Medycyna raczej go nigdy nie ciągnęła, ale to wydawało mu się co najmniej... Śmieszne. Potwierdzała to też mina jego towarzyszki.
“W co on gra... “ Ale cóż, jeśli chce się tak bawić, to Sihas z chęcią do niego dołączy.
- Jaki krwotok? Jakie obrażenia wewnętrzne? Jaka operacja? - Przybrał przerażoną minę. - Ja mam za chwilę udać się na stół operacyjny, a Pan chce ze mną porozmawiać od tak? A jeśli coś pomieszam? A jeśli to co powiem minie się z tym co powie siostra? - Starał się, aby w jego głosie dało się wyczuć narastającą histerię i liczył na to, że siostra zrozumie o co mu chodzi. - Wy to zawsze wiecie w jakich warunkach prowadzić przesłuchanie... Krwotok... Czy to coś poważnego? Czy nic mi nie będzie? Powiedział Pan to wszystko tak, jakby istniało jakieś ryzyko niepowodzenia... Proszę niech Pan mi powie prawdę! - Wlepił przerażone spojrzenie w przesłuchującego go mężczyznę.
Szturmowiec przekrzywił głowę, po czym wstał prostując się. Skinął głową.
Sihas przysiągłby, że diabeł za tą cholerną maską się uśmiechał.
- Rozumiem. Cóż, nie znam szczegółów. Jak tylko obecna tu - odwrócił głowę do siostry Medalae - udzieli mi odpowiedzi pójdę i zawezwę serwitorów medycznych. Nie będę kapitana kłopotał.
Obszedł łóżko, na którym spoczywała siostra i klęknął obok, cały czas mając Sihasa w polu widzenia. Zza wizjerów nie dało się wręcz stwierdzić, na kogo lub na co patrzył.
- Pani... to absolutnie kluczowe i bardzo ważne. Muszę usłyszeć od pani szczegółowy raport. Im szybciej, tym szybciej będziemy mogli podjąć szczególne działania i sprowadzić kogoś, kto uśmierzy jego ból. Jednakże moim obowiązkiem jest dowiedzieć się, co tam zaszło z pani ekspertyzy. - wyjaśnił łagodnie. Vox-głośniki nadały jednak jego głosowi pełnego groźby charakteru, jakby uspokajać ją przemową próbowała jedna z istot którą widziała... wtedy.
Aleena uniosła się wyżej, wciąż oparta na poduszce, ale co chwila zerkała na Sihasa z lekarską troską. Zdjęła z twarzy aparat tlenowy i zakrztusiła się delikatnie, nowym powietrzem. Spojrzała na klęczącego obok szturmowca.
- Za pozwoleniem, wolałabym najpierw zbadać stan kapitana. - zerknęła z dezaprobatą na krępujące Sihasa pasy - Nie wiem kto wpadł na pomysł krępowania go, skoro jest z nim aż tak źle. Jakikolwiek ucisk może spowodować tylko większe obrażenia oraz ból, dlatego jako oficer medyczny wnoszę o niezwłoczne usunięcie tych pasów, dla dobra hospitalizowanego. Przedstawiona diagnoza jest nieprecyzyjna i stawia wiele pytań ważnych z punktu medycznego, na które muszę niezwłocznie odpowiedzieć. - mina Siostry wyrażała sporą dozę determinacji - Jak tylko skończę oględziny, z wielką chęcią przedstawię moją ekspertyzę.
W płucach ponownie rozpłonął intensywny ból, będący jednak tylko echem dawnego doświadczenia - sprzed utraty przytomności. Szturmowiec wyraźnie zerknął na Sihasa.
- Nasi ludzie umierają w tej chwili w przedziale więziennym, prowadząc bezowocne poszukiwania członków Triumwiratu. Wiemy z rejestru bezpieczeństwa pokładu więziennego, że siostra tam zeszła, a nie przypałętała się później. Znaleźliśmy was. Proszę tylko mi to opisać, pokrótce i będzie siostra mogła badać kapitana Blinta, ile dusza zapragnie. Obecnie nie mogę go wyzwolić. Dodatkowe względy bezpieczeństwa... - zawahał się - przy jego wyjątkowym stanie.

- Jest całkiem litościwy. Próbuje dać jej nadzieję, zamiast ją zabić dla ostrożności. Szkoda. - stwierdził Tal, leżący w łóżku naprzeciwko Sihasa... i tylko przezeń widziany, jak zdawał sobie sprawę Sihas. - Przynajmniej ty wkrótce umrzesz. Nie mogę się doczekać naszego ponownego spotkania.

Szturmowiec kręcił, nie było żadnych wątpliwości. Poszukują członków Triumwiratu? Siostra pamiętała Mentamalesa, którego szybka akcja uratowała jej życie, nie wyglądającego na kogoś, kto ma zaraz umrzeć. Pamiętała uśpioną Coirue w rękach Ardora. Jedynie Inkwizytorka z Ordo Hereticus...
Mimo wszystko jakoś nie mogła wierzyć szturmowcowi. Jeżeli miałaby stawiać, prędzej obstawiłaby, że to właśnie Mentamales przeżyje, czy nawet chroniona przez Szarego Rycerza Coirue, niż ona czy Sihas. Na dodatek... Czy nie widziała szturmowca?
- Nie jestem najlepszą osobą, do składania raportów sytuacyjnych. - odpowiedziała - Większość mojej uwagi poświęcona była monitorowaniu stanu Inkwizytor Coirue, który choć stabilny, nie mógł obejść się bez pewnej dozy ostrożności. - ostrożności, którą teraz Siostra wolała skierować na przesłuchującego szturmowca - Nie jestem w stanie określić co się stało z Triumwiratem, jako że sama na wskutek oparów straciłam przytomność. W pewnym momencie rozdzieliliśmy się z Inkwizytor Koln, która dopóki byłam świadoma, nie dołączyła do mnie. Inkwizytor Coirue pozostawała pod opieką Paladyna Szarych Rycerzy, zaś Inkwizytor Mentamales, z pobieżnej ekspertyzy medycznej skupiającej się jedynie na wzrokowej analizie, choć trochę oszołomiony, wydawał się być w dość dobrej formie.

- Moja śmierć będzie ciekawym urozmaiceniem, nie sądzisz? – Powiedział cicho. – I tak widziałem jej już za dużo… Rozumiem, że w razie czego mogę liczyć na ciepłe powitanie? – Prychnął.

Żołnierz obejrzał się w stronę skrępowanego kapitana Blinta, po czym znowu spojrzał na siostrę.
- Tyle jeżeli chodzi o konieczność unieruchomienia go. I... jakby... - zawahał się, rozmyślając.
Podniósł głowę po dłuższej chwili. Zerknął na sufit i na kolejne ściany, jakby walcząc ze sobą.
Potem szybkim ruchem chwycił rękę siostry Medalae tuż powyżej venflonu. Drugą ręką ścisnął silnie zwisającą obok aparatu oddechowego kroplówkę.
Ból nie był tak przejmujący jak w płucach, ale znaczny.
- Mów. - wyraził się grobowym tonem żołnierz.
- Zdajesz sobie sprawę, że on mówi do ciebie...? - zagadnął Sihasa Tal.

- No co Ty nie powiesz... Bystrzak... - Rzucił cicho z przekąsem - Zostaw ją w spokoju. - Powiedział głośniej - Usłyszałeś już jak było naprawdę, czego chcesz więcej? Jak zapewne wiesz części wydarzeń z nieznanych nam dokładnie przyczyn nie jesteśmy w stanie zrelacjonować... - Postanowił grać w otwarte karty - Jednak ty nadal drążysz. O co naprawdę ci chodzi?
Aleena zacisnęła zęby, kiedy szturmowiec postanowił przestać bawić się z nimi i zastosował mniej przyjazne metody. Przemknęło jej przez myśl, aby zaaplikować mu teraz sporą dawkę środka usypiającego... Tylko co dalej?
Na szczęście Sihas postanowił włączyć się do gry. Siostrę Madelae nie obchodziły teraz słowa, jakie wypowiedział on do powietrza- póki był po jej stronie, póty nie interesowały ją takie sprawy. Skrzywiła się, gdy ból ją ogarniał, patrząc uważnie na ich “oprawcę” oraz analizując jego reakcje. Była gotowa, wolną ręką z implantem zrealizować swój zamiar, jeżeli sprawy przybrałyby wręcz dramatyczny obrót i mogły zakończyć się tylko w jeden sposób. Na razie jednak czekała na odpowiedź szturmowca, sama nie komentując słów kapitana, chociaż wyraźnie była podobnego zdania, co i on.
Wobec milczenia Aleeny i słów Sihasa, podwładny inkwizycji nie spuszczał wzroku z siostry. Ścisnął kroplówkę ponownie, mocniej, po czym puścił, sięgając po igłę... z pokrowca na udzie wydobył wcześniej przygotowaną ampułkę.
- Mów. Odkąd jesteś na pokładzie więziennym. - stwierdził nie precyzując przez zastosowany czas płci, a więc rozmówcy, jednoznacznie nie wyrażając się do żadnego z nich. - Od tego zastrzyku cierpieniom można ulżyć tylko na jedną metodę. I nie zawaham się tego użyć, jeżeli zostanę zmuszony.
“Nie ma to jak umiejętność perswazji” - Pomyślał Sihas. Chociaż, kiedy by się tak zastanowić to armia imperialna chyba nigdy nie słynęła z subtelności.
- Przybyłem tutaj wraz z oddziałem szarych rycerzy... Jakiś czas temu. Trudno mi to dokładnie określić, sam nie wiem ile tutaj przeleżeliśmy. Wszystko wydawało się oczywiste. Triumwirat był w niebezpieczeństwie, a my byliśmy ekipą ratunkową. Co prawda większość moich byłych towarzyszy już nie żyje... Ale to chyba nie ma teraz znaczenia.
Aleena skrzywiła się, kiedy szturmowiec silniej ścisnął kroplówkę, ale nie wydała żadnego odgłosu bólu. Przyglądała mu się zimno, kiedy ten postanowił użyć innych metod, aby przekonać ich do dalszego opisu sytuacji. Powiedział, że nie zawaha się go użyć... Siostra natomiast nie zawahałaby się bronić, jakkolwiek byłaby to ciężka obrona. Nigdy się nie poddawać.
Odczekała, aż Sihas zakończy swoją opowieść, po czym chcąc nie chcąc, sama musiała się odezwać.
- Zostałam przydzielona jako medyk - “i oprawca” przeszło Aleenie przez myśl - do wspólnej świty inkwizytorskiej i wraz z Triumwiratem i Paladynem Szarych Rycerzy, udaliśmy się na pokład więzienny. Kapitan ma rację- Triumwirat był w niebezpieczeństwie, chociaż nie jestem w stanie określić jakie przyczyny sprawiły, iż cały pokład pogrążył się w zamęcie. Spotkaliśmy się w jednym z korytarzy z ekipą ratunkową, dowodzoną przez kapitana, która za cenę własnych istnień broniła Triumwiratu.
Szturmowiec skinął głową, jakby uspokojony. Wrzucił strzykawkę do pokrowca i go zamknął, zapiął także kaburę od pistoletu.
- Przed czym bronili Triumwiratu? - zapytał, wciąż klęcząc obok niskiego łóżka Aleeny i wpatrując się... najpewniej w jedno z nich.
- Nie powiedziano nam. Ruszyliśmy w ciemno... Jak zwykle zresztą. Taka robota - tutaj nie zadaje się zbędnych pytań - Prychnął - Zresztą sam zapewne o tym doskonale wiesz.
- Moi przełożeni umierają w tych ciemnościach! - rzucił szturmowiec. - Moi podkomendni, moi towarzysze broni! Musieliście COŚ widzieć! Siostro, musiałaś widzieć wroga! Jeżeli będziemy wiedzieli, z czym walczymy... zresztą, po prostu to powiedz! - nieomal krzyknął do Aleeny.
Aleena nie wiedziała... Nie miała pojęcia do czego zmierza ten szturmowiec, do czego zmierzają pytania. Siostra nie wiedziała ile czasu już męczyła się wraz z kapitanem ani ile to jeszcze potrwa. Nie wiedziała także, ile powinna powiedzieć, tak naprawdę. Wolała trzymać się ogólników.
- Było tam ciemno. - odpowiedziała spokojnie, ale dobitnie - Ciężko mi powiedzieć co lub kto naprawdę atakowało. Zamęt na pokładzie szybko ogarnął jego całość. Cokolwiek wciąż się tam czai, potrafiło dać radę oddziałowi kapitana i kilku Szarym Rycerzom, oraz poważnie zagrozić reszcie.
 

Ostatnio edytowane przez Zell : 18-09-2011 o 14:54.
Zell jest offline  
Stary 18-09-2011, 02:44   #37
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Żołnierz wstał, prostując się.
- Triumwirat zdecyduje o waszym losie. Pomóż kapitanowi Blintowi na ile możesz, siostro... - nieomal wypluł z siebie - Masz kwadrans, potem idziecie prosto do inkwizytorów bez względu na wasz stan. Nie odpinałbym jednak pasów z głównego podejrzanego o ten cały burdel. Z pewnością słyszałaś kiedyś, jak opętani słyszą głosy w swojej głowie... - stwierdził, po czym ruszył prosto do wyjścia by zniknąć za kotarą.

Aleena zmrużyła oczy, ale nic nie odpowiedziała. Główny podejrzany? To wszystko zaczęło się o wiele wcześniej, niż kapitan wraz ze swoim oddziałem, dotarł im na ratunek. Oczywiście, opętani słyszą głosy, ale... istniały też inne, medyczne wytłumaczenia podobnych zjawisk, chociażby wszelkie urazy głowy. Siostra jak na razie, wolała nie rozstrzygać kto ma rację.

Odrzuciła na bok maskę tlenową, po czym odłączyła się od kroplówki, oraz wyjęła wenflon. Nie czuła się tak, jakby miała bez tych dwóch rzeczy zaraz umrzeć, szczególnie że i tak czekało ją spotkanie z Inkwizycją. Zakręciło jej się delikatnie w głowie, a płuca ponownie rozpalił ból, jednak Aleena miała już przed oczami nowe zadanie. Podeszła do łóżka Sihasa, najpierw pobieżnie oglądając kapitana, później sprawdzając jego puls, rozszerzenie źrenic...

- Czy czujesz ból, kapitanie? Jeżeli tak- umiejscow go i opisz mi. - zaczęła delikatnie uciskać żebra, szukając złamań czy pęknięć. Krępujące Sihasa pasy, wyraźnie ją irytowały.

Kapitan odkaszlnął.
- Jeżeli powiem, że boli mnie wszystko to raczej nie pomoże w wystawieniu dokładnej diagnozy, prawda?

Nadal nie mógł uwierzyć w to co usłyszał przed chwilą. On głównym podejrzanym? To jakiś bezsens... A i dziwny zbieg okoliczności. Teraz jedynie zastanawiało go co o słowach szturmowca sądzi jego towarzyszka. Nie zdziwiłby się, gdyby uwierzyła tamtemu. On faktycznie w całej tej sytuacji był osobą, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze.

- Nie. Nie pomoże. - zatrzymała wzrok przez moment na starych bliznach na nadgarstkach, po czym zaczęła sprawdzać stan czaszki kapitana. Wszystko poszłoby o wiele łatwiej, gdyby miała przy sobie swój okular... - Czy cokolwiek boli bardziej? Jesteś poturbowany, kapitanie, ale mnie interesują bardziej możliwe obrażenia wewnętrzne, w które ciężko mi uwierzyć, ale jako medyk muszę wykluczyć wszelkie możliwości.

Pasy cię cisną... Masz zaburzone krążenie. Nie możesz... nie możesz przecież pozwolić, bu zaburzony był przepływ krwi...
Tal... słyszał wyraźnie słowa towarzysza, jako własne myśli. Echo wspomnień, albo po prostu jego własna intuicja. Może jakaś cząstka, która tu pozostała... Pożera strach i ból.

Sihas poświadomie wiedział, że tym razem Tal chce mu pomóc. Albo chciał, żeby tak myślał.

- Gorzej chyba być nie może... Dodatkowo te pasy. Strasznie mnie cisną. Czuję jak krew niedopływa do części członków. Uwierz mi - Zaśmiał się cicho - Strasznie niewygodne... Ale obrażeń wewnętrznych chyba nie mam, z resztą trudno to teraz mi ocenić...

Aleena nie odpowiedziała od razu, skupiona na sobie tylko zrozumiałych, drobiazgowych badaniach, jakie mogła przeprowadzić w tym momencie. Wtedy też Sihas mógł jej się po raz pierwszy przyjrzeć dokładniej, jako że wcześniejsze okoliczności nie sprzyjały obserwacji. Białe, dość krótkie włosy, prawie całkowicie zasłaniały kapitanowi brązowe, uważne oczy Siostry. Wyglądała na kobietę dość drobną i niepozorną, chociaż może sprawiała takie wrażenie przez noszoną tunikę dla pacjentów- chyba każdy wyglądał w nich tak, jakby miał niedługo zjednoczyć się z Imperatorem. Kiedy odwróciła w pewnym momencie głowę, Sihas dostrzegł tatuaż tuż pod lewym okiem, jaki posiadały członkinie Adepta Sororitas. Jednakże, to nie on był najbardziej interesującym elementem. Lewa ręka Aleeny, od łokcia w dół, wydawała się być nieco inna... Posiadała kolor skóry, jednak nie komponowała się całkowicie z naturalnym odcieniem, jaki miała Siostra, a do tego nie było widać w niej żadnych żył, natomiast w nadgarstku, wyraźnie było coś ukryte... Przez warstwę prześwitywały ampułki?

Aleena przysunęła lewą dłoń do dłoni kapitana. Z jednego z jej palców wysunął się skalpel, błyszcząc odblaskiem czystej i sterylnej stali chirurgicznej. Nie mówiąc nic, nakłuła jego ostrzem, palec Sihasa, po czym najwyraźniej zadowolona z efektu pokiwała głową.

- Nie wątpię... - odpowiedziała w końcu, sprawdzając jak silnie skrępowany jest Sihas, wyraźnie zastanawiając się nad opcją wyswobodzenia go, ale nie mogąc się zdecydować - Parszywy... Triumwirat ma się dobrze. - mruknęła, jakby do siebie.

Proś, błagaj, powiedz, że nie czujesz nóg... Nogi ci wystarczą... spójrz tylko na jej skalpel!

- Aua… To nieco zapiekło, wiesz? – Rzekł wpatrując się w krew, która powoli wypływała z nakłucia na palcu. Nie podobało mu się bycie związanym. Nigdy nie lubił, gdy coś go krępowało. Kochał wykorzystywać swoje umiejętności, a to mu w tym przeszkadzało. Musiał coś wymyślić, jakoś nakłonić siostrę, żeby mu uwierzyła. Tylko jak...

Zapytaj ją, Sihas... Zapytaj ją... Co wtedy naprawdę widziała, w ciemności ale i w blasku. Czy też widziała... Te istoty. Demony. Chcesz wiedzieć, czy nie oszalałeś.. lub gorzej. Nie odmówi Ci prawdy.

Głosy w jego głowie na pewno nie pomagały mu podjęciu właściwej decyzji. Od wielu lat nakłaniały go do rzeczy o których lepiej nie mówić, stały się częścią niego. Wbrew wszystkiemu, kiedy wypełniał ich sugestię czuł się... Wolny. Spełniony. Ale wiedział, że są jednak granice.I to było najgorsze, odróżnić właściwe decyzje od tych złych. Musiał działać. Dostrzegł wahanie towarszyszki i musiał ją przekonać. Skierował na nią spojrzenie niebieskich oczu.
- A ty co sądzisz? O tym co powiedział...

Z innego palca lewej ręki, wysunęła się igła, z końcówką strzykawki. Siostra wyjęła igłę, a Sihas mógł zauważyć, jak ta niewielka końcówka napełnia się przeźroczystym płynem, a raczej jego kilkoma kroplami. Nakropiła nimi nakłuty palec kapitana. Zapiekło delikatnie.

- Wiem i cieszę się z tego. Poprawna reakcja na ból wyklucza niektóre z uszkodzeń. - zakomunikowała spokojnie, po czym spojrzała na Sihasa, odrywając się od badań - O którym? - zapytała wprost - O tym, że kłamał? O tym, że mamy spotkać się z Triumwiratem? - Siostra patrzyła uważnie na kapitana, jakby go oceniając.

Pokręcił ostrożnie głową.
- O opętaniu... Nie wiem o co mu chodziło. Że to ja miałem niby spowodować całe to nieszczęście? Sam już nie wiem co o tym myśleć...

Aleena zamontowała na powrót igłę i całość schowała się w palcu. Siostra wydawała się teraz zajęta sprawdzaniem sprawności protezy ręki.

- Z kim rozmawiałeś, kiedy nie mówiłeś ani do mnie, ani do szturmowca? - zapytała wprost, zerkając na Sihasa.

Sihas spojrzał poważnie na siostrę, aby po chwili się roześmiać.
- Można go nazwać... Starym przyjacielem. Myślałem, że już wszyscy wiedzą o ‘przypadłości kapitana Blinta’... Pewne wydarzenia w przeszłości prowadziły do zaburzeń psychicznych. Czy jakoś tak... - Zamyślił się - Nie wiem. Taką diagnozę postawili mi biegli. Uwierz mi, akurat to nie dziwi inkwizycji. Sądzę, że została o tym poinformowana wcześniej. A jeśli ten szturmowiec wydawał się zdziwiony... No cóż. W takim razie nie jest aż taki ważny za jakiego się uważa, w przeciwnym razie dostałby odpowiednią notkę.

Cierpliwie... pozwól jej Ci zaufać. Jest w pewnym sensie ofiarą, jak wszyscy z Twojego rodzaju. A ty drapieżcą... wzbudź w niej litość... miewasz wizje, koszmary... i chcesz koniecznie wiedzieć... czy to co widziałeś w tamtym korytarzu... było prawdziwe...

Znowu głosy w głowie. Znowu sugestie... Wzrok kapitana spoczywa na osobie stojącej obok siostry. Usłuchać czy może rozegrać to inaczej... Już wystarczającym problemem jest zignorowanie tej postaci. Zawsze mówi tak przekonująco...
- Odpowiesz mi teraz na wcześniejsze pytanie?

Siostra rozważała zasłyszane informacje. Jeżeli ten mężczyzna nie kłamał, szturmowiec po prostu czepiał się każdego punktu zaczepienia, jaki tylko mógł znaleźć. Aleena wiedziała o wielu przypadkach zaburzeń psychicznych, różnego typu i różnej intensywności, wśród Gwardzistów, więc taka możliwość nie była dla niej nieprawdopodobna. Z drugiej strony, zawsze zostawała ta nutka niepewności...

- Jego twierdzenia pozostawiają pytania i wątpliwości. - odpowiedziała po chwili - Nie zwykłam stawiać diagnozy przed rozpoznaniem objawów i głębszym spojrzeniem w problem. - odpowiadała ogólnikowo, ale wyraźnie nie była szczególnie przekonana co do słów szturmowca. Spojrzała na pasy krępujące nogi Sihasa, po czym zaczęła je odpinać, jednocześnie uważnie obserwując zachowanie kapitana, aby móc zareagować w razie potrzeby. Po uwolnieniu jego nóg, nie ruszyła jednak do uwalniania rąk.

- Dziękuję... - Miło było znowu móc poruszać nogami i poczuć trochę więcej swobody.

A jeżeli tak Sihas, jesteś dostatecznie inteligentny, by dociec, co się wydarzyło na tym okręcie. Tal stanął w dość jednoznacznej pozycji za pochyloną nad kapitanem siostrą, jedną ręka opierając się o jej plecy. Rozumiesz... subtelne implikacje... Odparł.

I znowu ten głos. Nigdy w jego życiu nie był tak upierdliwy i męczący... A może pomocny? Sam do końca nie wiedział jak zinterpretować jego porady... Chociaż z interpretacją gestów nie miał takich problemów.

Poruszył energicznie głową na bok, zrzucając blond włosy z poziomu oczu, chcąc nieco opanować tym ruchem to co widzi. Od lat wiedział, że każdy sposób walki z jego przypadłością jest dobry. Są tylko te mniej i bardziej skuteczne.
- Powiedz mi... - Zamilkł na chwilę - Czy ty też to wszystko widziałaś? To nie działo się w mojej głowie, prawda?

Aleena spojrzała poważnie na kapitana, po czym westchnęła.
- Pytasz o to niedawne? Tak... Niestety tak. - skrzywiła się i wzdrygnęła na samo wspomnienie atakujących ich demonów, na samo wspomnienie mutacji, jakie na sobie nosiły... Wciąż uważając na Sihasa, poluzała trochę pasy, krępujące mu ręce, tak aby nie uciskały za mocno i nie odcinały krążenia, ale wciąż spełniały swoją rolę.

- To nie jest przynajmniej ze mną, aż tak źle... - Uśmiechnął się - W każdym razie nadal nic nie rozumiem, czego oni chcą? Przecież inkwizytorzy zostali uratowani... Po co ten cyrk? Poza tym nie zdziwiłbym się, gdybyśmy nawet teraz byli na podsłuchu... Ja bym tak zrobił.

Doskonale... Zastawiasz sidła... Bądź dla niej uprzejmy... Weź ją na litość... Powiedz jej... Powiedz jej, co Wam zrobią za tę wiedzę. Ostrzeż ją. Uchroń ją przed zgubą... Aby cię uwolniła. Bez Twojego słowa. Sama. Niech Ci ufa... Oni wiedzą, zabiją cię, jeżeli się nie uwolnisz. Naprawdę wierzysz, że zabiorą was do Triumwiratu?

Tym razem zignorował to co słyszał. Są granice do których się może posunąć, rzeczy, których wypowiedzenie często równoznaczne jest ze śmiercią. Nie był sam, miał misję. Musiał o tym pamiętać.

Aleena wzruszyła ramionami.
- Może ciekawili się, jak wpłynęły na nas wydarzenia. - wolała nie precyzować swoich myśli, sądząc że kapitan doskonale je pojmie, niewypowiedziane - Zostaniemy zabrani do Triumwiratu, tam się wszystko rozstrzygnie.

Już wszystko powiedziałeś, głupcze... Wszystko co chcieli usłyszeć. Ona powiedziała. Inkwizytorzy się dowiedzą. Ale tamci was chcą stąd zabrać. Kontynuował Tal. Słuchaj się mnie, musisz się oswobodzić... Mężczyzna nerwowo nachylił się nad siostrą, Sihasowi wydało się, że jego dłonie zawędrowały pod krępująco wąską koszulę pacjenta i gładził nimi plecy siostry. Rozluźnij ją. O tak. Spokojnie. Niech oswobodzi jedną rękę. A wtedy weźmiesz jej skalpel... Uśmiechnął się. I oni nie będą przeszkodą. Robiłeś już to. Robiliśmy... znacznie więcej. Nikt się nigdy nie dowie...

Krople potu zaczęły spływać po twarzy kapitana. To było takie przekonujące. W głębi serca wiedział, że to co słyszy to prawda. On nigdy nie kłamał. Po prostu nigdy nie mówił całej prawdy. Zaczynało mu się kręcić w głowie. Do tego boleśnie odczuwał swoją niemoc... Przyzwyczajony był, że wszystko spoczywało w jego rękach. Nigdy nie musiał z nikim negocjować, nikogo przekonywać. Był najlepszy w tym co robił, jednak teraz boleśnie przekonywał się, że wcale nie jest niepokonany i dość łatwo go obezwładnić. Musiał zapamiętać tą lekcję na przyszłość.

- O ile tam dotrzemy... Wątpię, żeby to był koniec naszej przeprawy z tymi szturmowcami. Gdyby inkwizytorzy chcieli nas widzieć nie leżelibyśmy tutaj przed chwilą...

Wzrok Siostry dobitnie wyrażał jej determinację. Nie była wystraszona, wiedziała że nie podda się bez walki. Uparta dusza...

- Zobaczymy. - mruknęła - Wszystko w swoim czasie.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."

Ostatnio edytowane przez Sirion : 18-09-2011 o 13:27. Powód: Literówka
Sirion jest offline  
Stary 19-09-2011, 19:14   #38
 
Caine's Avatar
 
Reputacja: 1 Caine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znanyCaine nie jest za bardzo znany
Alpharius uśmiechnął się kącikiem ust. Kule z głośnym sykiem przecinały powietrze, odbijały się od płyt jego pancerza. „Chyba czas najwyższy pokazać pełnię możliwości”. Gwałtownie rozprostował ramiona. Z ukrytych w karwaszach rur wydobył się gęsty, czarny dym. Jednocześnie salę wypełniło opętańcze wycie setek demonów ruszających do natarcia. Kiedy po paru sekundach ciemne kłęby rozpłynęły się a dezorientujący wrzask ucichł, Legionisty już tam nie było. W jego miejscu Władcy Nocy znaleźli natomiast ładunek plasmowy. Trzy… Dwa… Jeden… … Potężny wybuch wyrzucił ich ciała w powietrze niczym szmaciane lalki. Jedynie owładnięty przez demona kosmiczny uratował się od podmuchu energii wbijając pazury w podłoże areny. Jego oczy zmieniały położenie w czaszce, gorączkowo szukając ofiary. Nigdzie jednak nie mógł wypatrzeć Alphariusa!
Syn Hydry nie dbał czy eksplozja uszkodzi poszycie statku. Wątpił w to a i tak ostatecznie był to problem właścicieli. Ruszył biegiem po trybunach w stronę kapitana. Nieliczni ocalali z rzezi Władcy Nocy nie zatrzymywali go. Przecież był jednym z nich. Potomkiem Konrada Curze’a, odzianym w mrok i strach. Zwinnie minął Syrenę i przypadł do zupełnie zaskoczonego Sietche’a. Kapitan nie mógł uwierzyć w to co widział. Jeden z jego podwładnych właśnie przyczepił niewielki przedmiot do jego klatki piersiowej. Dało się słyszeć cichy szept powietrza gdy ładunek kierunkowy przyssał się do pancernej płyty.
- Dość tego kapitanie. Zastanów się w końcu nad współpracą bo ja nie będę tak litościwy jak Sabathiel. – Powiedział spokojnie Alpharius wracając do własnej postaci. Zieleń i błękit Legionu Alpha zalały czerń i granat Władców. Na końcu pojawił się herb na klatce piersiowej. Trzy głowy Hydry wydawały się spoglądać na kapitana z kpiną w oczach.
 
Caine jest offline  
Stary 19-09-2011, 19:14   #39
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Wkroczenie khornickiego bydlaka nie zrobiło na niej większego wrażenia. Jej cel znajdował się po drugiej stronie lufy boltera, która po chwili wypluła pociski. Żaden nie okazał się śmiertelny. Kapitan padł z hukiem osłonięty przez najbliższych władców. Wciąż naciskała na spust unikając żelaznych pazurów i mieczy, których energia napełniała powietrze specyficznym zapachem. Jeżeli jest coś co mogłoby połączyć wyznawczynię rozkoszy i sługę mordu, byłaby to czerwona namiętność jakiej obydwoje pragnęli się poddawać. Podniecenie rozlewało się po ciele Syreny pompując wrzącą z ekscytacji krew. Odchyliła się pragnąc wyznaczyć nową trasę do Nihila, gdy opadł na nią jeden z łańcuchowych mieczy. Prześlizgnęła się przyjmując go na szeroki naramiennik. Piła krzesała iskry próbując przełamać opór zbroi mocy. Miast tego zostawiła jedynie głęboką rysę na złotym symbolu Kusiciela.

To były ostatnie strzały nim wroga broń uczyniła z boltera bezużyteczną zabawkę. Miriael odrzuciła pistolet, który odbił się od platformy i opadł w dół na arenę. Rzuciła za nim okiem zauważając, że żaden z jej towarzyszy prócz Alphariusa, nie ma ochoty przyłączyć się do zabawy. Był to najwłaściwszy moment by dobyć miecza. Zaklęty w ostrzu demon zawył entuzjastycznie pulsując czarną energią i przeciął to co znalazło się w jego zasięgu - szeroki korpus kosmicznego marine…

Impreza powitalna nabierała właśnie impetu. Zdawało się, że coraz większa ilość mężczyzn miała ochotę zatańczyć z Sabathiel, a ona nie miała serca odmawiać żadnemu z nich. Taniec był niezwykle kontaktowy, czyli taki jaki lubiła najbardziej. Demoniczny miecz, niezastąpiony i uwielbiony dar od Mrocznego Księcia spijał czerwoną ciecz zachłannie. Każdy cios, draśnięcie, uderzenie słowem wszystko co mogłoby powodować ból było tylko jednym i tym samym. Niekończącą się przyjemnością. Jęczała, krzyczała głośno i gdyby nie odgłos rąbiącej stal broni można by odnieść wrażenie, że tam w górze areny ma miejsce wyjątkowo hałaśliwa orgia.

- Mogę tak długo ! – zaśmiała się opętańczo zlizując swoją krew z rozciętej wargi. Kopnęła nacierającego władcę, który zatrzymał się dopiero na barierce omal nie wypadając. Zyskała miejsce do obrotu wbijając ostrze w hełm znajdującego się jeszcze przed chwilą za nią syna Konrada Curze’a. Dyszała głośno czując oblepiającą łono wilgoć.
Usłyszała szybkie i ciężkie kroki zbliżającego się kosmicznego. Nie zaatakował jednak mijając ją tylko i dopadł do kapitana. Obróciła się za nim by natrafić na niedokończoną jeszcze kwestię. Chwilę później zakuty w czarną zbroję nocy marine, gruchnął o posadzkę areny. Zatrzymała się w chwili gdy Alpharius umieścił ładunek na napierśniku Nihila, a w jej głowie rozbrzmiał przekaz Stratega.

- Jak sobie chcesz. – mruknęła chowając broń do pochwy.
 
Witch Elf jest offline  
Stary 19-09-2011, 19:37   #40
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Przez chwilę nie podnosił się z podłogi, kontemplując sufit i wsłuchując się w kanonadę bolterów. Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie, wystrzał pistoletu, ryk przybocznych kapitana i seria krótkich, krwawych starć. Pokręcił głową siadając i pokazując nadchodzącym Władcą puste dłonie.
- Nie przybyłem tu z wami walczyć, urażona duma musi poczekać na zadośćuczynienie. - wojownicy stanęli w pewnej odległości, pozornie bez zainteresowania śledząc wypadki rozgrywające się naokoło. Gdy zdetonował się ładunek Alphariusa zachowali godne podziwu opanowanie i choć rwali się by pomścić poległych braci pozostali na stanowiskach jako niechętna eskorta czarownika. Febris zaśmiał się bezgłośnie przejżawszy manewr Legionisty, ale ich gospodarzom widocznie zabrakło jego przenikliwości gdyż ten dotarł bez przeszkód do kapitana.
Niewątpliwie zaskakujące przedstawienie rozgrywało się przed jego oczami. Pozostawało tylko mieć nadzieję iż głos Stratega pomoże wszystkim odnaleźć zdrowy rozsądek i ostudzi emocje.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172