Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2011, 16:40   #568
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ścigających, z tego przynajmniej co Derrick słyszał, było trzech, może czterech. Na jednego elfa było to dość dużo, ale na dwa krasnoludy i półelfkę, tudzież medyka, jakby przymało. Prawdę mówiąc Drunin z Gurdem by starczyli, by tamtych pogonić z powrotem, tam, skąd przyszli.
- Co robimy zatem? - Derrick zwrócił się do swych współtowarzyszy podróży. - Pomagamy?
Gurd, małomówny jak zwykle, nic nie odrzekł, ale Drunin całkowicie zaskoczył Derricka jako że nie zaproponował zmiecenia ścigających z powierzchni ziemi. Ba, nawet topora nie dotknął. Może uznał to za coś oczywistego?
- Ano, nie godzi się biedaka zostawić w potrzebie - stwierdził.
- No bo ukryć to się on nie ukryje - dodała Liliel. - Bo i gdzie? W trawę zanurkuje czy w rowie się położy?
Elf wyglądał na coraz bardziej przestraszonego, bowiem głosy zdecydowanie się zbliżały. I nie brzmiały zbyt przyjaźnie.
- Liliel, weźmiesz go ze sobą? - spytał Derrick. W końcu półelfka była najlżejsza, a i elf nie wyglądał na to, by miał wiele ważyć. - Usiądzie za twoimi plecami...
Liliel spojrzała najpierw na Derricka, potem na elfa.
- Niech będzie - wyraziła cicho zgodę. - Ale jak mnie złapiesz wyżej niż w pasie - uprzedziła nieznajomego - to cię osobiście zabiję i żaden pościg do tego potrzebny nie będzie.
Elf, słysząc coraz bliższe głosy, zapewnił, że on nigdy, nic... że nawet by nie pomyślał...
Usiadł za plecami Liliel, objął ją w pół i ruszyli.

Ich odjazd nie spotkał się z wybuchem radości u tych, co gonili za elfem i wybiegli z lasu parę chwil za późno. Pełne ekspresji okrzyki w stylu "skurwysyn", "chuj jebany miał wspólników", "jeszcze cię suczy synu złapiemy", oraz "list gończy za wami poślą" świadczyły raczej o stresie i niezadowoleniu. Tudzież o tym, że pretensje, jakie ludzie ci żywili do elfa, musiały mieć nieco inne podłoże, niż zwykła nienawiść rasowa.

Okrzyki za plecami działały na Derricka i kompanów jak ostroga na konia. Co niestety już mniej metaforycznie odbiło się na wierzchowcach zmuszonych do galopu. Na ich szczęście były znacznie szybsze od ewentualnych goniących, dzięki czemu dość szybko mogły zwolnić do mniej wyczerpującego kłusu. Zresztą, Talbitt nie chciał ryzykować zabójczego gnania na łeb na szyję ze względu na Liliel. Uratowanie bliźniego w potrzebie może i jest szlachetne, ale nie za cenę zdrowia towarzyszki.
Medyk po jakiejś godzinie zdecydował, że można stanąć i złapać trochę tchu. Półelfka zaś zdecydowała, że można też dowiedzieć się kogo właśnie podwieźli kawał drogi i to wyraźnie wbrew woli jego znajomych z lasu. A ponieważ niewiasta ta słynęła z delikatności i wdzięku, rąbnęła nieznajomego łokciem pod żebra i zrzuciła z konia.
-Miło się mnie obściskiwało? - krzyknęła, wzbudzając zdziwienie krasnoludów. Derricka zresztą też. -To teraz gadaj coś za jeden i za co cię chcieli rzekomo zabić?
Elf wybałuszył oczy. Czy to z bólu, czy to z powodu szoku wywołanego burzowym charakterem kobiety za której plecami jechał przez godzinę? Pewnie po trochu z obu. Zdołał jednak odnaleźć język w swoich ustach i zmusił się do odpowiedzi.
-Napadli mnie w lesie. Pewnie chcieli mnie okraść, albo i bez powodu zarąbać. To w końcu d’hoine.
-Taa. I dlatego grozili na szlaku, że list gończy za tobą poślą co? Żeby straż też sobie mogła poużywać? - Gurd może i nie był jakimś wielkim miłośnikiem ludzi, ale i nie był głupi. -Coś nam kręci nasz wybawiony. Co z nim zrobimy? Może jednak odwieziemy z powrotem? - pytanie skierował do Talbitta.
Derrick ponurym dość spojrzeniem obrzucił elfa.
- Kręci? Łże jak pies. O nie, przepraszam, psy nie są fałszywe - poprawił się. - Proponowałbym przetrząsnąć mu kieszenie. Może tamtych okradł? Bo to raczej nie wyglądało na zwykłą niechęć do elfów. Jak zaraz wszystkiego nie powie, zwiążemy go jak baleronik i osobiście go dostarczę tamtym.
- Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, jak cię zwą, przyjacielu - dodał Drunin.
-A potem - Liliel sięgnęła po sztylet i dość ostentacyjnie zaczęła go ostrzyć - powiesz, co im zrobiłeś. I byłoby bardzo miło z twojej strony, gdyby twe usta nie skalały się już więcej kłamstwem.
Nieznajomy chyba zrozumiał, że jego sytuacja nie była różowa. Zmienił zatem ton i samą gadkę.
-Nazywają mnie Echrade. A tamcie chcieli mnie zabić, bo odebrałem im pamiątkę po mojej matce. I co zrobicie, oddacie mnie w ręce tamtych złodziei? - zapytał i jakby odruchowo położył dłoń na swoim medaliku.
- A jakim cudem owa pamiątka trafiła w ich ręce? - spytał Derrick. - I czemu mamy wierzyć, że to twoja własność?
-D’hoine dawno temu przegonili moich ludzi z okolicznych lasów. Palili, grabili i zabijali. Ten medalik to wszystko, co zostało po mojej matce i wiele czasu zajęło mi odzyskanie go z brudnych łapsk d’hoine - odparł butnie.
- Zmień lepiej ton - powiedział Derrick - bo stale się zastanawiam, czy aby mówisz prawdę i to całą prawdę. A gadki w stylu ‘brudne łapy d’hoine’ sobie daruj. Dla mnie jest to dość obraźliwe...
-A co mnie to obchodzi? Wszyscy jesteście tacy sami - rzucił Echrade.
-A zdziwiłbyś się - rzekł Drunin. - Zdziwiłbyś się. No to mamy tutaj złodzieja, z takich czy innych pobudek. I jak go dorwą, to nas pociągną do współodpowiedzialności - to zdanie krasnolud kierował już do swoich towarzyszy. -I co teraz?
- Powinniśmy go oddać z powrotem - odparł Derrick. - A biorąc pod uwagę jego stosunek do mnie, to nawet okiem bym nie mrugnął. Nie cierpię złodziei, bez względu na motywy. A to nie tylko złodziej, ale i kłamca. Nie wiem, czy powinniśmy się narażać dla kogoś takiego.
-Wszystkim powiem, że jesteśmy wspólnikami, że pożarliśmy się o podział łupów. Was też powieszą - typowo elfia duma brała górę nad rozsądkiem.
- W takim razie najpierw podetnę ci gardło - Derrick sięgnął po miecz - a potem cię tam odwiozę. Zdaje mi się, że się na tyle ucieszą, że nie będą o niczym więcej myśleć czy mówić. Szczególnie jak odzyskają przy okazji tę błyskotkę.
Echrade splunął jedynie Talbittowi pod nogi i uniósł dumnie głowę. Może miał już dość uciekania, a może zwyczajnie nie wierzył, że medyk byłby do czegoś takiego zdolny. Nie po tym, jak pomógł mu uciec.
- Nie pomogę kłamcy, złodziejowi, ani komuś, kto mnie obraża - stwierdził Derrick obojętnie, po czym zdzielił elfa w szczękę rękojeścią miecza. Ten padł jak, rażony gromem.
- No to teraz pora zdecydować, co robić dalej - powiedział medyk. - Czy zostawimy go tutaj tak, jak leży, czy też może przywiążemy go do drzewa? A może jednak go oddać tym, co go ścigali? Skoro mówił o podziale łupów, to znaczy że nie tylko ten medalion ukradł.
-Eee, ja bym go tu zostawił. Jak będzie miał szczęście, to się dojdzie do siebie zanim go znajdą i niech radzi sobie sam - wyraził swoją opinię Drunin.
Lilie uważała podobnie.
-Jeśli go oddamy, to na pewno go powieszą, nawet nie będą się fatygować z procesem. Naprawdę chcesz go mieć na sumieniu?
- Nie, nie chcę - odparł Derrick - ale niestety mam wrażenie, że stanęliśmy po nieodpowiedniej stronie. Ale zobaczymy, czy bogowie mu sprzyjają. Masz rację, Druninie. Zostawmy go tu, na poboczu i niech Przeznaczenie wyda na niego wyrok.
Niekiedy przeznaczeniu warto było pomóc. Co prawda wciśnięcie usypiającej mikstury w gardło nieprzytomnego elfa było dość trudne, ale w końcu się udało i zapewniło Echrade (jeśli faktycznie tak się zwał) twardy sen przez następne kilka godzin.
- Miłych snów - powiedział z przekąsem Derrick.
Dosiadł wierzchowca i poczekał, aż inni zrobią to samo.
- Chyba jednak nie warto niekiedy zabierać się za pomaganie komuś - stwierdził.
Ruszyli, by znaleźć się jak najszybciej i jak najdalej od tego miejsca.
 
Kerm jest offline