W „Miłej” zakotłowało się, ale tylko do czasu kiedy po schodach zbiegł ze swoją opowieścią Slawko. On też sprawił, że z szóstki drabów w oberży ostał się ino jeden. Pozostali zostali błyskawicznie posłani w meandry okalających „Miłą” uliczek.
„Bywaj zdrów!” pomyślał Dalmar świadom tego, że łatwiej im by było poszukać jakij igły w stogu siana, niźli dwóch slawkowych moczymord w okolicznych zaułkach. Problem w postaci Śledczego pozostał.
- Chcę wiedzieć wszystko co wiecie o tej bandzie. Ilu ich było, gdzie poszli, co gadali, jak byli ubrani, jak się nosili, czy czego nie ostawili, czy wam czego nie dali. Wszystko. – urzędas przysiadł na kraju stołu majtając jedną, obutą w znoszone jeździeckie buty, nogą. Właśnie buty zwróciły uwagę Sergio. Ten tu musiał być nie miejscowy. Miał za sobą dłuższą podróż. Nie znał ludzi i miasta. Nic nie wiedział…
- Ja do oberży chamie! – ryknął ktoś w progu wyraźnie próbując przekonać ostatniego z drabów, którego śledczy postawił na straży wejścia do tego by go wpuszczono. Za drzwiami przez chwilę słychać było przytłumioną kłótnię. Śledczy wzruszył ramionami. Nie dbał o cudze interesy, póki w nich własnego nie miał. Było to bardzo ludzkie.
- Gadajcie. I pokażcie gdzie siedzieli. Co zamawiali? Chcę wiedzieć o wszystkim co się tu wydarzyło! – Śledczy wstał i zaczął krążyć po biesiadnej niczym krogulec jaki szukający łupu. Ślepiec, jakby nie widział zastawionego suto stołu!
***
Roland uzmysłowił sobie właśnie w tej chwili, że tak po prawdzie Śledczy w oberży ostał się, jeśli nie liczyć draba za drzwiami, sam. A, że posiadacz okutej pałki pozostawał za drzwiami…
***
Sergio spoglądał na młodszego od siebie urzędasa z uwagą. Jak każdemu problemowi, tak i temu tu poświęcał maksimum uwagi. Ten tu był przyjezdnym. Po akcencie można było poznać, że jest spoza Rustycji, najpewniej z samej stolicy Królestwa. Z Pellak w Bissel. Panoszył się jak ktoś nawykły do posłuchu a przecie w Rustycji Trybunał nie był tak sprawny jak w innych częściach Królestwa. Przynajmniej wedle tego, co wiedział Sergio o Trybunale. Sergio nie był jednak przecie specjalistą do spraw Trybunału…
***
„Przypierdoli się do mnie. Przypierdoli się chuj do mnie!” czuł podświadomie Dalmar, ale znał zasadę
„Na złodzieju czapka gore” więc uśmiechał się, popijał wino i starał się wyglądać swobodnie i naturalnie. Zaś śledczy nie poświęcał mu niemal zupełnie uwagi.
„Coś” jednak w jego zachowaniu sprawiało, że Dalmar nie mógł się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia. I wiedział, że się nie myli…
***
- No to jak, panowie Rost? Kto zacznie waszą opowieść. Waszą bajeczkę, powinienem raczej powiedzieć? Może wy! – Śledczy widać od razu poznał kto tu może być mózgiem całej operacji zaciemniającej. Nie było wątpliwości, że to Sergio tu na najbardziej kutego wygląda.
Stąd też i pytanie Śledczego, skierowane do Rolanda, nie powinno było nikogo dziwić…
.