Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2011, 19:35   #2
pawelczas
 
pawelczas's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodze
- Dziękuję, dobry krasnoludzie, nie potrzebuję już więcej wina ani też inszych trunków.

Powiedziałem, ruchem prawej dłoni gestykulując moje podziękowanie. Nie czekając, aż krasnolud się odsunie, powróciłem do swojej medytacji przy kominku, jednocześnie dolewając z dzbana herbaty do filiżanki. A właściwie nie wiedząc czemu, owy krasnolud nazwał to bardziej miską, lecz ciężko im było by zrozumieć potrzeby gościa z innej krainy. Podobnie się zdziwił, że nie chcę siedzieć przy stole, ale przy kominku na poduszce, a to co robiło za ławę miało być dla mnie stołem. Chwyciłem za to ponownie za pędzel i rozłożyłem swoje zwoje. Strasznie ich mało, ale w czasie podróży ciężko jest znaleźć odpowiednie warunki do pisania. Spojrzałem na ostatnie znaki, które zacząłem pisać. Zanurzając pędzel w atramencie, zacząłem pisać:

"Zatrzymałem się w mieście Devek, leżącym na granicy Królestwa Wielkiego Kryształu. Onegdaj była to zwykła twierdza warowna, nie mniej w miarę jak zmniejszało się niebezpieczeństwo zza granicy, tym mniej wojskowych, a więcej chłopstwa przybywało się osiedlać na tych ziemiach, w tym również handlarzy. Ci, którzy parali się wojennym rzemiosłem z czasem stracili swój dryl i poczucie obowiązku wobec poleceń wyżej od nich postawionych. Obserwowałem ich, jak w czasie, gdy winni trwać na warcie, zajmowali się niegodziwą rzeczą, jaką jest kosterstwo oraz oddawanie się libacjom trunków, które toczone musiały być na krwi Oni. Dlatego się cieszę, że ja nie zatraciłem swojego poczucia obowiązku wobec seniora oraz swojego klanu, na których to polecenie, tutaj jestem i cierpię katuszę. Herbatę mają tu jakąś dziwną, do wina dodaje się wody, zaś z trudem tu można znaleźć kogoś, komu mógłbym powierzyć zaufanie. Ludności żyje się tu jednak dostatnie, z dala od jakichkolwiek niebezpieczeństw, lecz to nie..."

Przerwałem pisanie, podnosząc głowę i przyglądając się krasnoludowi. Ten w całej swojej okazałości przyglądał się czemuś zza okna. Być może przybył kolejny człowiek, podobny mi? A może coś się zaczęło dziać na dworze. Wiedziałem, że nie dowiem się, siedząc w jednym miejscu. Zawinąłem ponownie swoje zwoje, dając jednak ostatniemu zapisanemu trochę odetchnąć. Poprawiłem swoje kimono i dowiązałem obi. Swoje daisho również umieściłem na swoim miejscu. Nie narzuciwszy płaszcza, wyszedłem poza karczmę.

Ujrzałem wtedy oficera. Nie byłem pewny, czy był to człowiek szlachetnego urodzenia(choć nazwanie kogoś tu szlachetnym mija się z etymologią tego słowa), lecz mającego tu jakąś istotną funkcję w strukturach wojskowych. Zmierzyłem go nijakim wzrokiem i przysłuchałem się słowom, jakie wykrzykiwał pachołek, przy okazji rozwiązując moje wątpliwości na temat tego, kim jest ten człowiek. Osobą, która doprowadziła do zmniejszenia dyscypliny. Ale czemu poszukuje chętnych? Może ma to związek z jakąś inną sprawą? Spojrzałem następnie na pas. Pieniądze się kurczyły, a nie wypadało by szlachcicowi żebrać. Poza tym- chyba zbyt długo spędziłem czasu w tym miejscu.

Poszedłem na górę, po swoje rzeczy oraz ubierając się w swoją zbroję. Czasami nie mając co robić, czyściłem ją na błysk, gdyż to niewiele rzeczy, jakie mi zostało z rodzinnego domu. Ponownie włożyłem za pas pochwy z kataną oraz wakizashi i wyszedłem na zewnątrz, unosząc dumnie do góry głowę. Spojrzałem następnie na oficera, mrużąc oczy. Starałem się go ocenić. Niedługo potem, sam zabrałem również głos:

- Witaj, Rognar- san. Zwę się Tayio z rodu Kikata, z klanu Żurawia na dalekim wschodzie. Twój wierny sługa rzekł, że potrzebujesz ludzi do ochrony swojej osoby. Zaszczytem będzie dla mnie przysłużenie się komuś, kto pełni rolę dowódcy, zwłaszcza, że nie bez powodu taka osoba weźmie ludzi spoza kręgu jej zaufanych osób, jaką są przecież wojskowi.

Zadałem sobie sprawę z jednego. Dlaczego nie prosi swojej gwardii? Czyżby on po prostu uciekał przed czymś? Albo jest ścigany. Pytanie tylko za co... ale by tego się dowiedzieć, muszę dołączyć do tej wyprawy. Stałem jednak godnie, nie dając po sobie poznać wahania, oczekując na odpowiedź i przyglądając się pozostałym kandydatom.
 

Ostatnio edytowane przez pawelczas : 19-09-2011 o 19:44.
pawelczas jest offline