Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2011, 18:21   #1
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[D&D 3.5] Tajemnicze Woluminy [Księga Pierwsza] (+18)

Tajemnicze Woluminy [Księga Pierwsza]

Królestwo Wielkiego kryształu


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5K7dfP3QlS4&feature=related[/MEDIA]

Devek fort graniczny na południu Królestwa Wielkiego Kryształu. Mury tej małe twierdzy jednak, bardziej przyzwyczaiły się już do widoku kupców i przejezdnych, niżeli hord nadciągających wrogów. Od dawna nikt nie atakował tego miejsca, co nie smuciło stacjonujących to żołnierzy, oraz zachęciło lud z pobliskich wsi do migracji za bezpieczne i trwałe mury. Tak więc szybko fort przerodził się w małe warowne miasteczko, w której to plebs, a nie wojska przeważał swa liczbą Budynki koszar, które od przeniesienia części wojsk na bardziej zagrożone tereny stały odłogiem, szybko zostały wykupione i przekształcone w miejsca handlu. Kuźnie znowu zaczęły pracować, jednak tym razem z pod młotów nie wychodziły miecze, czy też zbroje a podkowy i motyki. Nie raz nie dwa, pod murami Devek rozstawiali się wędrowni kupcy, oferując swe towary mieszkańcom, i z chęcią skupując tutejsze wyroby. Obecność wojskowych dobrze wpływała na to miejsce, bandyci trzymali się z daleka, a wędrowcy traktowali to miejsce jako bezpieczną przystań.
Najemnicy i poszukiwacze przygód często tu trafiali by odetchnąć od nocy spędzonych przy ognisku i wychylić kufel czy tez dwa. Najbliższe duże miasto Tarlen było odległe o tydzień jazdy konnej stąd, tak więc wędrowcy swe zapasy uzupełniali właśnie tu.

Hognar stary krasnolud, który był właścicielem jedynej w tej mieścinie karczmy o wdzięcznej nazwie „Zmurszała beczułka” uważał że na starość trafiła mu się prawdziwa kopalnia złota. Piwo swe warzył według starej rodzinnej receptury, a miejscowi jak i przejezdni nie żałowali na nie grosiwa. Ostatnio nawet pozwolił sobie na wykupienie jednego z pustych budynków, gdzie urządził mały burdel. Młodzi żołnierze jak i osoby które długo na szlaku przebywał, lubiły się odprężyć w objęciu kobiety.

Krasnal wycierał kufel miarowymi ruchami, było południe, tak więc w karczmie siedziało zaledwie kilka osób, z czego połowa niemal stąd nie wychodziła, a jak już to nie o własnych siłach. Prawdziwy ruch zaczynał się wieczorem, wtedy trzeba było mieć oczy dookoła głowy, mieszek mocno zawiązany, a dłoń na toporze ukrytym pod ladą, ktoś bowiem chętny do awantury znalazł się zawsze.
Było dziś wyjątkowo ciepło, ostatnie podrygi lata, niedługo zaczną się jesienne deszcze. Hognar lubił jesień, gdy padało więcej podróżnych zatrzymywało się w Devek na dłużej, a jego grzane piwo schodziło niczym woda.
Starzec uchylił okno, by pozbyć się chociaż części odoru, jaki otaczał nieliczną klientele. Wtedy to też jego wzrok przykuł młody oficer na koniu. Znał tego chłopaka z widzenia, podrostek, ale ambitny, kilka razy był tutaj, acz nigdy na służbie. Zwali go bodaj Rognar, tak, tak to na pewno był on. Tylko czemu dziś był w pełnym ekwipunku? Koń rżał, tupiąc niespokojnie kopytami o ziemię, ladry zaś cicho pobrzękiwały przy każdym ruchu zwierzęcia. Oficer zaś w siedział wyprostowane, odziany w kolczugę, z mieczem przy pasie, oraz tarczą na plecach.



Obok niego zaś na skrzynce stał młody chłopak z pergaminem w dłoni. Zwrócili oni uwagę przechodniów, jako że na głównym placu się to rozgrywało, szczególnie zainteresowali się tą sytuacja nielicznie przebywający w mieście poszukiwacze przygód jak i najemnicy. Chłopak, który stał na prowizorycznym podwyższeniu chrząknął, po czym głośno zaczął odczytywać treść trzymanego przed sobą pergaminu.
- Dowódca wojsk stacjonujących w Devek poszukuje ochotników, którzy to obecnemu tu oficerowi Rognarowi od zaraz towarzyszyć będą w drodze do Tarlen! Misja to dużej wagi, tak więc i zapłata będzie niemała, ponadto każdy z ochotników, na czas tegoż zlecenia w pełni osiodłanego konia otrzyma! Sześćdziesiąt sztuk złota i wyżywienie dla każdego śmiałka kto na wezwanie teraz odpowie, bowiem wyruszać zaraz trzeba. –zakończył młodzian, zaś koń oficera p oraz kolejny niespokojnie zastukał kopytami o bruk.

Niezbyt wymagające, a dobrze płatne zadanie, wszak droga do Tarlen, często uczęszczanym traktem była, ot najwyżej bandytę o głowę będzie trzeba skrócić. Złoto zaś na ulicy nie leży! Rodziło się tylko pytanie, czemu straż nie pojedzie ze swym oficerem?
Ale czy warto zaprzątać sobie teraz tym głosem, gdy pieniądze są na wyciągnięcie ręki?
Dwóch najemników w skórzniach szybko podeszło do oficera oferując swoje usługi, ten zaś posłał po konie dla nich.

Hognar wzruszył jedynie ramionami za stary był na takie ganianie z miasta do mia...

~*~

- To miała być historia o bohaterach, a nie o jakimś starym piwowarze!- furknął gniewnie jeden z młodziaków siedzących przy stole. Wędrowiec zmierzył go groźnym spojrzeniem, swych morskich oczu i odpowiedział tonem cichym i zimnym niczym klinga wbijanego pod żebra sztyletu. – I będzie, chłopcze i będzie... Za grosz w tobie bardowskiej duszy. – staruszek westchnął jednak w sposób oznajmiający że się poddaje. – Dobrze ale skoroście tacy niecierpliwi to zostawmy już starego Hognara w spokoju a skupmy się na bohaterach tej opowieści...

~*~

Do uszu bohaterów bowiem informacja o pracy też dotarła. Każdy z nich przebywał wtedy w Devek, przybyli tu w tylko sobie znanych sprawach, nie zawsze heroicznych. Zrządzenie losu czy kaprys Bogów, że tylu poszukiwaczy przygód znalazło się w mieścinie właśnie tego dnia? Tego nie wiadomo.
Pewne jednak było to, iż dla młodych i mało doświadczonych zawadiaków, ta praca wydała się równie kusząca co dla dwójki najemników, którzy ruszyli po swe przydziałowe wierzchowce.
Zaś los leżał teraz wyłącznie w ich rękach....
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 19-09-2011 o 18:38.
Ajas jest offline  
Stary 19-09-2011, 19:35   #2
 
pawelczas's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodze
- Dziękuję, dobry krasnoludzie, nie potrzebuję już więcej wina ani też inszych trunków.

Powiedziałem, ruchem prawej dłoni gestykulując moje podziękowanie. Nie czekając, aż krasnolud się odsunie, powróciłem do swojej medytacji przy kominku, jednocześnie dolewając z dzbana herbaty do filiżanki. A właściwie nie wiedząc czemu, owy krasnolud nazwał to bardziej miską, lecz ciężko im było by zrozumieć potrzeby gościa z innej krainy. Podobnie się zdziwił, że nie chcę siedzieć przy stole, ale przy kominku na poduszce, a to co robiło za ławę miało być dla mnie stołem. Chwyciłem za to ponownie za pędzel i rozłożyłem swoje zwoje. Strasznie ich mało, ale w czasie podróży ciężko jest znaleźć odpowiednie warunki do pisania. Spojrzałem na ostatnie znaki, które zacząłem pisać. Zanurzając pędzel w atramencie, zacząłem pisać:

"Zatrzymałem się w mieście Devek, leżącym na granicy Królestwa Wielkiego Kryształu. Onegdaj była to zwykła twierdza warowna, nie mniej w miarę jak zmniejszało się niebezpieczeństwo zza granicy, tym mniej wojskowych, a więcej chłopstwa przybywało się osiedlać na tych ziemiach, w tym również handlarzy. Ci, którzy parali się wojennym rzemiosłem z czasem stracili swój dryl i poczucie obowiązku wobec poleceń wyżej od nich postawionych. Obserwowałem ich, jak w czasie, gdy winni trwać na warcie, zajmowali się niegodziwą rzeczą, jaką jest kosterstwo oraz oddawanie się libacjom trunków, które toczone musiały być na krwi Oni. Dlatego się cieszę, że ja nie zatraciłem swojego poczucia obowiązku wobec seniora oraz swojego klanu, na których to polecenie, tutaj jestem i cierpię katuszę. Herbatę mają tu jakąś dziwną, do wina dodaje się wody, zaś z trudem tu można znaleźć kogoś, komu mógłbym powierzyć zaufanie. Ludności żyje się tu jednak dostatnie, z dala od jakichkolwiek niebezpieczeństw, lecz to nie..."

Przerwałem pisanie, podnosząc głowę i przyglądając się krasnoludowi. Ten w całej swojej okazałości przyglądał się czemuś zza okna. Być może przybył kolejny człowiek, podobny mi? A może coś się zaczęło dziać na dworze. Wiedziałem, że nie dowiem się, siedząc w jednym miejscu. Zawinąłem ponownie swoje zwoje, dając jednak ostatniemu zapisanemu trochę odetchnąć. Poprawiłem swoje kimono i dowiązałem obi. Swoje daisho również umieściłem na swoim miejscu. Nie narzuciwszy płaszcza, wyszedłem poza karczmę.

Ujrzałem wtedy oficera. Nie byłem pewny, czy był to człowiek szlachetnego urodzenia(choć nazwanie kogoś tu szlachetnym mija się z etymologią tego słowa), lecz mającego tu jakąś istotną funkcję w strukturach wojskowych. Zmierzyłem go nijakim wzrokiem i przysłuchałem się słowom, jakie wykrzykiwał pachołek, przy okazji rozwiązując moje wątpliwości na temat tego, kim jest ten człowiek. Osobą, która doprowadziła do zmniejszenia dyscypliny. Ale czemu poszukuje chętnych? Może ma to związek z jakąś inną sprawą? Spojrzałem następnie na pas. Pieniądze się kurczyły, a nie wypadało by szlachcicowi żebrać. Poza tym- chyba zbyt długo spędziłem czasu w tym miejscu.

Poszedłem na górę, po swoje rzeczy oraz ubierając się w swoją zbroję. Czasami nie mając co robić, czyściłem ją na błysk, gdyż to niewiele rzeczy, jakie mi zostało z rodzinnego domu. Ponownie włożyłem za pas pochwy z kataną oraz wakizashi i wyszedłem na zewnątrz, unosząc dumnie do góry głowę. Spojrzałem następnie na oficera, mrużąc oczy. Starałem się go ocenić. Niedługo potem, sam zabrałem również głos:

- Witaj, Rognar- san. Zwę się Tayio z rodu Kikata, z klanu Żurawia na dalekim wschodzie. Twój wierny sługa rzekł, że potrzebujesz ludzi do ochrony swojej osoby. Zaszczytem będzie dla mnie przysłużenie się komuś, kto pełni rolę dowódcy, zwłaszcza, że nie bez powodu taka osoba weźmie ludzi spoza kręgu jej zaufanych osób, jaką są przecież wojskowi.

Zadałem sobie sprawę z jednego. Dlaczego nie prosi swojej gwardii? Czyżby on po prostu uciekał przed czymś? Albo jest ścigany. Pytanie tylko za co... ale by tego się dowiedzieć, muszę dołączyć do tej wyprawy. Stałem jednak godnie, nie dając po sobie poznać wahania, oczekując na odpowiedź i przyglądając się pozostałym kandydatom.
 

Ostatnio edytowane przez pawelczas : 19-09-2011 o 19:44.
pawelczas jest offline  
Stary 19-09-2011, 20:25   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysoki brunet, przyodziany w ćwiekowaną skórznię, wyraźnie zmierzał w stronę “Zmurszałej Beczułki”. Zatrzymał się na jednak, gdy na placu zabrzmiał głos chłopaka, dość donośnie rozgłaszającego informację o planowanej wyprawie. Czy raczej wycieczce, bo czyż inaczej można było nazwać taki wyjazd. Spacerek wprost, tyle tylko, że za to dostanie się spory kawałek grosza.
No i nie będzie musiał chodzić pieszo...

Mijał trzeci dzień pobytu w przygranicznym (i bardzo mało okazałym) Devek. Nudny dzień, prawdę mówiąc, przynajmniej dla Jonasa. Oren znikał na dni całe w miejskiej bibliotece, a dla Jonasa w miasteczku nie było nic ciekawego. Spotykali się na posiłkach (jeśli Oren zdołał się oderwać od swoich ksiąg) i wieczorami, gdy szli spać w małej izdebce na poddaszu.
Może wreszcie uda się wyciągnąć maga na świeże powietrze... Chyba Owen nie zamierzał całkiem wyblaknąć...

Jonas nie wahał się ni chwili. W końcu nie było wiadomo, czy ilość chętnych nie jest ograniczona. Już byli pierwsi kandydaci.
Czym prędzej podszedł do siedzącego na koniu oficera.
- Dwie osoby - powiedział. - Ja i jeszcze mag na dodatek. Będziemy gotowi za dwadzieścia minut.

Teraz trzeba było tylko zawiadomić Orena.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 19-09-2011, 21:08   #4
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Stół, przy którym siedział Oren uginał się pod ciężarem ksiąg i woluminów zgromadzonych przez czarodzieja. Wertował kolejne stronice w poszukiwaniu interesujących go fragmentów. Niestety, trzeci dzień nie przynosił spodziewanych rezultatów.

Oren odłożył kolejną księgę na duży stos już przeglądniętych. Sięgał po następną, gdy kątem oka dostrzegł znajomą sylwetkę która pojawiła się w sali niedużej miejskiej biblioteki.
-Witaj drogi Jonasie.- przywitał swojego towarzysza mag.
- Ty mi się tu nie witaj - odparł Jonas - tylko podnieś zadek, pożegnaj się ładnie ze wszystkimi i idziemy.
- Niech zgadnę, przegrałeś w karty z grupą krasnoludów i nie masz funduszy na spłatę zobowiązań?- zaczął droczyć się Oren zbierając swoje rzeczy do torby.
Jonas spojrzał na niego z przylepionym do twarzy uśmiechem.
- Prawie zgadłeś - powiedział. - Mamy małą robotę. Sześćdziesiąt sztuk złota na osobę. Zgłosiłem nas.
Brwi Orena uniosły się do góry.
-Mam tylko nadzieję że nie będę musiał robić za te sześćdziesiąt sztuk złota niczego, o czym będę chciał zapomnieć.- odparł z uśmiechem, kierując się już do wyjścia.
- Zabieramy nasze graty - poinformował go Jonas - a potem czeka nas mała przejażdżka. Tylko musimy się pospieszyć, żeby nam nie odjechali.
Oren kiwnął głową, naciągając kaptur na głowę. Przyjaciele udali się najpierw do karczmy, w której dotychczas wynajmowali pokój. Tam uregulowali rachunek, zabrali wszystkie swoje rzeczy z pokoju i udali się na miejsce spotkania. Czarodziej miał mieszane uczucia co do podjęcia się tego zadania, nie odezwał się jednak ani słowem. W końcu pieniądze nie leżą na ulicy, a jeść za coś trzeba.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 20-09-2011, 00:15   #5
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Tuż przed południem Bramy Devek przekroczył dziwny piechur. Młodzian słusznego wzrostu, ale chudy jak tyczka, o włosach jasnych, krótkiej młodzieńczej brodzie. Łuskowata zbroja wisiała na nim, jak na strachu na wróble a staromodnie wykonany hełm dopełniał całości. Nie wyglądał na wiele więcej jak dwadzieścia lat. Z twarzy nie znikał mu uśmiech wioskowego głupka. Raczył nim wszystkich mijanych ludzi.
-Nieech święty Cuuthbert waam błogosławi- powiedział do mijanych strażników czym wywołał salwę śmiechu i żywe zainteresowanie bawiących się nieopodal dzieci.

Gromadka maluchów przeczuwających dobrą zabawę towarzyszyła mu więc od bramy aż na rynek. Dzieciaki co rusz zaczepiały przybysza domagając się odpowiedzi na różne mało istotne pytania, by tylko usłyszeć zabawne jąkanie. Młodzieniec za każdym razem odpowiadał, życzliwie uśmiechając się pomimo coraz bardziej złośliwych docinek.

Gdy dotarł na rynek, stanął przy studni a widząc sporo zgromadzonych tu ludzi, uniósł ręce jakby próbował uciszyć panujący normalnie w takim miejscu gwar. Ponieważ jego wysiłki zostały całkowicie zignorowane przystąpił od razu do kazania.
-Szlaaachetni mieeszkańcy Deevek, nieech święęęty Cuuthebrt ma was w opiece!- do grupki rozbawionych dzieciaków dołączyły dwie przekupki, furman i pijaczyna.
-Przyyybyłem tuu aby was naaatchnąć wiaarą i naakłonić do życia z przykazaniami boga praawa i spraaawiedliwości. Ooopłaci się to wam jak i całej spooołeczności.
Śmiejący się już do łez pijaczek nie wytrzymał.
-Szkoda, że tobie się to nie opłaca boś chudy jak słomka.
Powszechna wesołość na chwilę się wzmogła, ale widząc, że kaznodzieja nie wart jest uwagi, słuchacze zaczęli się wykruszać a całkiem stracili zainteresowanie gdy na rynek wjechał jeździec poprzedzany przez herolda.
Wraz z odpływem wiernych, znikła nadzieja na datki i trafienie do ludzkich serc, przez co młody kapłan nieco zmarkotniał, ale gdy wysłuchał odezwy wiara na nowo zagościła w jego sercu.
Podbiegł do jeźdźca i chwycił za strzemię, by zwrócić na siebie jego uwagę.
-Doobry Paanie. Zwęę sięę Kleofas Biiimp. Bogoowie nie daaali mi daaru wymowy, aale serce mam czyyste i męężne. Jeestem słuugą boożym Świętego Cuuthberta. Doobrze mniee wyyszkolono. Jeeśli miii zauufasz żyycie za cieebie oddam.

Popatrzył z nadzieją na siedzącego w siodle oficera. Kasata klasztoru dotknęła go bardziej niż sądził zarówno on, jak i arcykapłan Fredericus, który decyzję podpisał. Czemuż się dziwić, Fredericus nigdy go na oczy nie widział i nie wiedział, że na wędrownego kaznodzieję się zupełnie nie nadaje. Zbroja odziedziczona po zmarłym bracie Hieronimie stanowiła do tej pory jedynie zbędne obciążenie, a tak na coś by się przydała. No i sześćdziesiąt złociszy! Wreszcie by się najadł.
 
Ulli jest offline  
Stary 21-09-2011, 21:59   #6
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
- Na pewno już nas opuszczasz Jasperze? – zapytał stary człowiek, arcykapłan miejscowej świątyni Pelora.
- Owszem Kleofasie uważam, że już wystarczająco nadużyłem waszej gościnności. Fakt, że coraz gorzej się czuję nie płacąc za wikt i miejsce do spania także nie jest dla mnie bez znaczenia. – odpowiedział młodszy z mężczyzn.
Rozmówca tylko machnął ręką, stwierdzając w ten sposób, że młodzieniec w żaden sposób gościnności nie nadużywał.
- No cóż skoro uważasz, że faktycznie musisz już wyruszać w dalszą drogę, nie będę cię zatrzymywał. Wstąp do nas, gdy znów odwiedzisz Devek. Chętnie posłucham wieści i plotek ze szlaku.
- Postaram się, a póki co żegnaj, arcykapłanie. Niech Wee Jas przymnaża ci wiedzy i ześle na ciebie lekką śmierć.
- Niech Pelor oświetla twoje ścieżki, przyjacielu. Do zobaczenia. – starzec odwrócił się i zniknął na powrót w świątyni, a młodszy z mężczyzn ruszył w kierunku miejskiego rynku.

Jasper przybył do Devek przed trzema dniami i większość tego czasu spędził na modlitwie i kontemplacji w miejscowej świątyni. Fakt, że nie modlił się do Pelora nie przeszkadzał tutaj nikomu. Co więcej, gdy miejscowy przełożony kapłanów zobaczył Jaspera po raz pierwszy klęczącego w bocznej nawie zaproponował mu wspólny posiłek. Młody kapłan nie mając wtedy nic ciekawszego do roboty zgodził się, a w czasie posiłku na tyle obaj boży słudzy wciągnęli się w filozoficzną dysputę, że Jasper otrzymał możliwość noclegu w świątyni. Jak wyznał Kleofas dnia następnego przy śniadaniu, stary kapłan po prostu setnie się nudził w świątyni. Poza okazjonalnym leczeniem ciężej chorych on sam nie miał za dużo do roboty, bowiem większość pracy wykonywali za niego dwaj młodzi nowicjusze w służbie Jaśniejącego. Dlatego też możliwość posłuchania nowych plotek z drogi i wspólnych dysput na tematy wszelakie była dla starca okazją do oderwania się od rutyny. Jasper szanował kapłana za ogromną wiedzę i lubił z nim rozmawiać, jednak po trzech dniach i jemu zaczynała trochę doskwierać trochę rutyna dni i dlatego zdecydował się na kontynuowanie swojej pielgrzymki. Teraz wkraczał na targ z nową nadzieją, bowiem ostatniej nocy znów ukazała mu się bogini. Co prawda tym razem ukazał mu się tylko jej awatar i w dodatku milczący, ale Jasper nie wątpił, że oczekuje w ten sposób od niego kontynuowania podróży i pomnażania wiedzy i potęgi. Wzrok i słuch młodzieńca przykuło nagłe zamieszanie przy jakimś konnym i młodziku odczytującym coś z pergaminu. Kapłan podszedł bliżej zainteresowany.

Ha, więc oferują pieniądze i konia ochotnikom mającym eskortować jakiegoś oficera. Kapłan zastanawiał się chwilę. Może dlatego to właśnie dzisiaj miał ten sen? Czyżby Wiedźmowa Bogini w ten sposób pchnęła swoje sługę, by mógł dołączyć do tej wyprawy? Było to możliwe. Przecież podczas takiej podróży wiele się może wydarzyć, a i nie koliduje to z jego misją kontynuowania pielgrzymki. Jasper nie wahał się dłużej i podszedł do oficera.

- Dopiszcie i mnie, oficerze. Jestem Jasper i służę podczas wyprawy mocą leczenia zesłaną mi przez bogów, a jak będzie trzeba i w walce nie będę zawadą dla nikogo.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.

Ostatnio edytowane przez Chester90 : 21-09-2011 o 22:10.
Chester90 jest offline  
Stary 22-09-2011, 19:12   #7
 
Aarine's Avatar
 
Reputacja: 1 Aarine nie jest za bardzo znanyAarine nie jest za bardzo znany
Afaren nienawidził wręcz miejskiego zgiełku i smrodu, jego wyczulony węch aż nadto wyłapywał jak na złość każdy niemal zapach który nieprzyjemnie drażnił jego nozdrza. Ponadto tłok jaki panował o tej porze roku w Devek przytłaczał go totalnie, dlatego przeciskanie się przez targowy plac było nielada wyzwaniem. Wysoki jak na przedstawiciela swojej rasy elf szczelnie owinięty w ciemnozielone szaty podróżne, zręcznie zaczął przemykać pomiędzy tłoczącymi sie przekupniami w międzyczasie kaptur głębiej na głowę naciągając. Tak to jest gdy po długiej wędrówce przez lasy zawita sie w jakiejś śmierdzącej mieścinie, bardzo ciężko sie przyzwyczaić. Elf chwycił mocniej klamry swego plecaka oraz innych elementów inwentarza, przystanął chwilke skrupulatnie sprawdzając czy wszystko jest na swym miejscu. Od jakiegoś czasu stawał mu przed oczami obraz czerwonego ze złości młodego rycerza, który przedstawiał strażnikom rysopis rzekomego złodzieja. Ostrożnosći nigdy za wiele a pieniądze niestety na ulicy nie leżą. Afaren bardzo długo rozważał to czy warto zahaczyć o tą mieścinę, miał do wyboru spędzić kolejną nocke na mokrej ziemi pod gołym niebem o pustej sakiewce, lub też skorzystać z zaproszeń wędrownych kupców na szlaku, zachwalających mejscowe wyborne piwo oraz tutejsze przytulne tawerny. A i robote podobno można było łatwo zahaczyć. Elf miał już po dziurki w nosie przesiadywanie całych wieczorów w leśnych haszczach tylko po to aby ustrzelić zająca, gruby zwierza niestety wypłoszonego z tych okolic ciężko było spotkać.

Z oddali widać juz było wyłaniający się zza targowych straganów szyld tawerny "zmurszała beczczułka". Niemalże natychmiast w nozdrza uderzył zapach strawy. Afaren szybkim krokiem ruszył w kierunku budynku jednak do niego nie dotarł. Jego uwagę przykuł bowiem pewien opancerzony jegomość, u boku którego z drewnainego podwyższenia wykrzykiwał coś młody pachołek. Nie czekając ani chwili dłużej podszedł do młodzieńca wzrok w ziemię wbijając.
-Tropiciel aby wam nie potrzebny? Na fachu sie znam, a droga daleka jak widze, nie zawiode, jeno szczegóły mi nieco rozjaśnijcie.
Skłonił sie nisko, cierpliwie odpowiedzi oczekując.
 
__________________
-Bo ja też cię kocham głupku.A co to byłaby za miłość,gdyby kochającego nie było stać na trochę poświęcenia.-"Miecz Przeznaczenia"

Ostatnio edytowane przez Aarine : 22-09-2011 o 19:15.
Aarine jest offline  
Stary 22-09-2011, 20:06   #8
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Kapitan Rognar z uśmiechem witał prawie każdego chętnego, acz w słowach był oszczędny. Najczęściej ograniczał się tylko do kiwnięcia głową i wskazaniem ręką miejsca gdzie czekały konie. Jak to się jednak mówi z samej twarzy wiele można odczytać. Nie było wątpliwości, iż Kikata wywarł na oficerze dobre wrażenie. Samuraj wyglądał wszak niczym wprawny wojownik, a nietypowy w tych stronach pancerz godny był uznania.
Jonas został potraktowany w sposób neutralny, ot najemnik jakich wielu, takim przynajmniej był w oczach młodego oficera. Oren natomiast jako jedyny został powitany uściskiem dłoni Rognara. Oficer miał na tyle bystry umysł by szanować magów i nie narażać się na ich gniew. Z mieczem można sobie poradzić jednak z wrażym czarem już tak łatwo nie jest.
Dwójka kapłanów też problemów z dołączeniem nie miała, przychylność bogów zawsze w wyprawie (nawet tak trywialnej jak ta) była przydatna. Świadomość tego iż ktoś jest w stanie w mgnieniu oka uleczyć rozerwane ramię, zawsze działał krzepiąco.
Afaren spotkał się jednak z chłodnym spojrzeniem dowódcy, oraz długą chwilą zastanowienia nim do wyprawy został przyjęty. Rognar jak to każdy w straży wiedział był mocno uprzedzony co do innych ras. Elf, krasnolud, czy tez ork – oficer traktował ich niczym rasy gorsze, ba na niziołków nawet spojrzeć nie raczył! Zapewne gdyby czas nie naglił żołnierza, to długouchy mógłby pożegnać się z łatwym zarobkiem, tym razem jednak miał szczęście, oficer przyjął go do wyprawy, jako ostatniego ochroniarza.
Pytanie elfa jednak pozostało bez wyraźnej odpowiedzi, oficer mruknął coś tylko o jakiejś przesyłce, po czym odwrócił się plecami od „gorszego” stworzenia.

Każdy z bohaterów otrzymał osiodłanego konia, który jak i wierzchowiec oficera nosił na sobie barwy strażników Devek. Zwierzęta były zadbane i posłuszne, tak więc nawet Ci którzy zwykle konno nie podróżowali nie mieli większego problemu z opanowaniem wierzchowców. Nie minęła godzina, od wygłoszenia przez wyrostka oferty pracy, a jeźdźcy wyjechali przez główną bramę miasta, traktem w stronę Tarlen. Rognar na przedzie najęta ochrona zaś za nim. Zastanawiać mogło czemu potrzebował on, aż tak licznej gwardii, wszak ośmiu awanturników to nie tak mało.

Tarlen oddalone było o siedem dni jazdy od Devek, najniebezpieczniejszym odcinkiem tej trasy był las, który znajdował się w wąwozie przy miasteczku Hula. Najpierw jednak do mieściny było trzeba dojechać, a ta znajdowała się o trzy dni drogi od fortu granicznego.

Podróż do Hula nie należała do tych, o których bardowie piszą eposy. Pierwszy dwa dni drogi, obfitowały w krajobrazy pól i pracującego nań chłopstwa. Wieśniacy obracali swe głowy obserwując jeźdźców, nie często tak liczne grupy zbrojnych podróżowały tym traktem. Noce bohaterowie tejże opowieści spędzali przy cieple ogniska, poświęcając się rozmową. Oficer dowodzący wyprawą, nie należał do rozmownych, acz zapytany o coś najczęściej udzielał odpowiedzi, zwięzłej bo zwięzłej, ale odpowiadał. Najbardziej język rozwijał mu się przy rozmowach z magiem, acz nie zdradził bezpośredniego celu swej podróży do Tarlen, wspominał coś jedynie o liście który musi tam dostarczyć.

Trzeciego dnia wieczorem, drużyna pod wodza dzielnego Rognara dotarła do Hula. Wioska to mała była, ot kilka chat i karczma na krzyż, blisko lasu się znajdowała, tak więc drwali nie brakowało w tym miejscu. Lepsze jednak łóżko w byle jakiej karczmie niż noc na ziemi przy dogasającym ogniu. Konie pozostawione zostały w szopie która za stajnie robiła, zaś oficer poprowadził wszystkich do karczmy.
Ludzie gapili się z okien swych chat z zaciekawieniem – było to dość miłe uczucie, być w centrum pozytywnego zainteresowania. Gdy bohaterowie wkroczyli do karczmy, stali bywalcy poderwali się z miejsc przypominając sobie o wielu pilnych sprawach, dziwnym trafem wszystkie te zajęcia odbywać się miały z dala od karczmy. Było to dość logiczne zachowanie, nikt nie chciał po pijaku przypadkiem narazić się uzbrojonej grupie mężczyzn.
Stary kościsty karczmarz, który wyglądał niczym zaniedbany strach na wróble przywitał grupę bezzębnym uśmiechem.
- Witam szanownych podróżników! –wychrypiał a kilka kropel śliny opadło na blat. – Coś podać, kufelek piwa a może coś mocniejszego?
- Strawa i pokoje. –oznajmił tylko krótko oficer na blacie układając dwie złote monety. Karczmarz skrupulatnie zgarnął pieniądze po czym gwizdnął głośno by przywołać z kuchni małżonkę. Kobieta była podobnej postury do męża, wysoka i chuda niczym tyczka, praktycznie bez biustu. Zmarszczki były już widoczne na jej twarzy a włosy siwiały powoli. Karczmarz wytłumaczył jej, że ma przygotować posiłek, a synowi kazać oporządzić pokoje dla gości.
W oczekiwaniu na strawę zaś karczmarz zagadnął do was.
- Tylko w nocy radzę nie wychodzić mości panom. Dziś ósmy dziś wszak misiąca.- wychrypiał staruszek i splunął przez ramię. Oficer jedynie uniósł pytająco brwi, a bezzębny karczmarz wyjaśnił.- Dwa misiące temu, wypadek miał tu mijsce i córę jednego z chłopów wilcy zagryźli. Od tamtego czasu duch tej bidulki straszy w ósmy dzień misiąca. Ostatnio nawet plotki chodzo, że te widmo sprawia znikonie przedmiotów! Noże, gornki i tokie tam giną od miesiąca już!
Zakończył staruch swą złowieszczą opowieść, a jego żona przyniosła ładnie pachnący ciepły posiłek. Duch nie duch, wieczór zapowiadał się naprawdę przyjemnie!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 23-09-2011, 10:09   #9
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Czarodziej odwzajemnił uścisk ręki, jakim został powitany przez swojego nowego pracodawcę. Zdziwił się nieco widząc, iż tylko on dostąpił zaszczytu powitania w taki sposób, nie zastanawiał się jednak nad tym dłużej. Zarzucił na przypisanego mu konia swoje toboły, by po chwili samemu znaleźć się w siodle. Kiedy cel, którego ochroną mieli się zajmować ruszył, mag postąpił tak samo. Poprowadził delikatnie rumaka w ślad za pozostałymi "zlepkami" ochrony.

Oren jechał w środku grupy. W bezpośredniej walce nie dałby sobie rady, a ewentualny atak mógł nastąpić zarówno z przodu jak i z tyłu. To wykluczyłoby go z walki, a może i życia czego czarnoskóry mężczyzna z pewnością nie chciał.

Jadąc przyglądał się wszystkim członkom tej nietypowej grupy. Najbardziej ciekawił go charakterystyczny wojownik pochodzący, jak domyślał się mag, z dalekiego wschodu. Zarówno jego broń jak i zbroja nie były często spotykane w tych stronach. Pytanie, co robił tak daleko od domu.

Pozostali mężczyźni nie wyróżniali się nazbyt spośród ludzi swojej profesji. Bez problemu można było rozpoznać dwóch kapłanów oraz elfiego tropiciela, do którego kapitan odnosił się z lekką dozą niechęci. Oren miał nadzieję, że nie chodzi o rasę owego tropiciela, to bowiem oznaczałoby posiadanie przez kapitana wady, której mag bardzo nie lubił.

Czarnoskóry mężczyzna zrównał się z tropicielem.
- Witaj, zwą mnie Oren Norr.- przedstawił się uprzejmie czarodziej.
- Co cię sprowadza w te strony?- starał się zagaić do mężczyzny. Nie wiedział czego się spodziewać, miał jednak nadzieję że grzeczność z jego strony zostanie doceniona.


Kolejne godziny zlewały się w całość. Grupa posuwała się w swoim tempie przez wzgórza, doliny, pola i lasy. Okolica zdawała się być niezwykle spokojna. Oren po raz kolejny zaczął zastanawiać się po co z jednym mężczyznom jedzie aż tak liczna ochrona. Wszelkie próby wyciągnięcia z ochranianego jakichkolwiek informacji nie przynosiły skutku. Odpowiedzi ograniczały się do podania informacji o jakimś liście. Czarodziejowi coraz mniej zaczynała podobać się cała ta sprawa.

W końcu, po trzech nudnych dniach spędzonych w siodle oczom podróżnych ukazała się wioska. Po prawdzie to mianem wioski nie można było by nazwać tego zlepku kilku domostw, jednak obecność karczmy do czegoś zobowiązywała. Sam wygląd owej karczmy zniechęcał do pobytu w niej, jednak lepsze było najgorsze łóżko niż kolejna noc na zimnej, twardej ziemi.


Sprawami organizacyjnymi podczas rozmowy z karczmarzem zajął się kapitan. Wynajął dla wszystkich pokoje i zamówił ciepłą strawę. Dodatkowo poinformowany został o nawiedzającym okolice duchu. Mag niezbyt się tym zainteresował, sprawy duchowe nie należały do jego zakresu obowiązków. Po za tym nie był w stanie zbytnio tutaj pomóc. Kapłani nadawali się do tego zadania o wiele bardziej.

Kiedy na stole pojawiły się miski wypełnione smaczną strawą, wszelkie rozmowy ucichły. Każdy chwycił za łyżkę i zaczął się posilać.

Gdy miski były już puste a żołądki napełnione, przyszedł czas na odpoczynek.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 23-09-2011, 13:00   #10
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Kleofas nie posiadał się z radości. Jechał teraz na własnym koniu a w perspektywie był zarobek. To duża odmiana po pieszej włóczędze i znoszeniu upokorzeń ze strony wiejskiej dzieciarni. Przeto jechał z dumnie wypiętą piersią i nieniknącym uśmiechem na twarzy, jakby był zwycięskim wodzem a nie jednym z podkomendnych Rognara.

Z towarzyszami podróży zapoznał się przed wymarszem. Ograniczało się to zwykle do przedstawienia się, ale na razie nie szukał bliższych znajomości. Tych kilka niezbędnych szczegółów o sobie powiedział na pierwszym noclegu. Że jest kapłanem św. Cuthberta, że pochodzi ze zlikwidowanego klasztoru w Orden, że ma liczną rodzinę we wsi Kirsten i żył ostatnio jako wędrowny kapłan. Jako że daru wymowy nie miał, starał się nie otwierać gęby niepotrzebnie. Wiedział z doświadczenia, że wzbudzało to zwykle wesołość słuchacza a słowa i tak były trudne do zrozumienia. Dać się poznać przez działanie, taki postawił sobie cel. Działania na szczęście też było jak na lekarstwo i wszystko wskazywało na najłatwiej zarobione pieniądze w życiu.

- Dzięęęki ci Św. Cuuuthbercie za te dary, błłogosław Naszego Kaaapitana Raaagnara i resszteee pooodróżnych - powiedział modląc się nad jedzeniem w gospodzie w Hula.
Ciekawe co też przyniesie następny dzień.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172