Wysoki brunet, przyodziany w ćwiekowaną skórznię, wyraźnie zmierzał w stronę “Zmurszałej Beczułki”. Zatrzymał się na jednak, gdy na placu zabrzmiał głos chłopaka, dość donośnie rozgłaszającego informację o planowanej wyprawie. Czy raczej wycieczce, bo czyż inaczej można było nazwać taki wyjazd. Spacerek wprost, tyle tylko, że za to dostanie się spory kawałek grosza.
No i nie będzie musiał chodzić pieszo...
Mijał trzeci dzień pobytu w przygranicznym (i bardzo mało okazałym) Devek. Nudny dzień, prawdę mówiąc, przynajmniej dla Jonasa. Oren znikał na dni całe w miejskiej bibliotece, a dla Jonasa w miasteczku nie było nic ciekawego. Spotykali się na posiłkach (jeśli Oren zdołał się oderwać od swoich ksiąg) i wieczorami, gdy szli spać w małej izdebce na poddaszu.
Może wreszcie uda się wyciągnąć maga na świeże powietrze... Chyba Owen nie zamierzał całkiem wyblaknąć...
Jonas nie wahał się ni chwili. W końcu nie było wiadomo, czy ilość chętnych nie jest ograniczona. Już byli pierwsi kandydaci.
Czym prędzej podszedł do siedzącego na koniu oficera.
- Dwie osoby - powiedział. - Ja i jeszcze mag na dodatek. Będziemy gotowi za dwadzieścia minut.
Teraz trzeba było tylko zawiadomić Orena. |