Nowo zebrana grupa najemników ruszyła ku swemu przeznaczeniu.
Po przejściu kilkudziesięciu metrów w ciasnym korytarzem napotkała rannego Thri-kreena. Umierający modliszkowaty, a może raczej worek, który chronił własnym ciałem wprowadził pierwszy podział w drużynie.
Część z najemników chciała szybkiego uśmiercenia Thri-kreena. Tylko Rebis apelował o powstrzymanie się od przemocy. Jego argumenty zostały, co prawda wysłuchane i krew się jeszcze nie polała, jednak wszyscy byli gotowi by skrócić męki modliszkowatego.
Tak naprawdę to nie głos Rebisa powstrzymał najemników przed uśmierceniem Thri-kreena, a fakt że mógł on posiadać informacje o czekających ich w mrocznych korytarzach niebezpieczeństwach.
Rebis mimo, że nie władał zbyt dobrze językiem modliszek i tak nie ustawał w próbie porozumienia się z ranną istotą.
- Nie interesuje mnie co tam ukrywasz, jedyne co chcę to żebyś nie umarł. Zaufaj mi, proszę. - powiedział już w swoim rodzimym języku licząc, że ranny zna jego mowę.
Thri-kreen nie odrywał od druida swoich owadzich oczu. Ich wyraz jednak nie wiele mu mówił.
Nie opuszczając miecza modliszkowaty mniejszą kończyną wskazał na ranę w brzuchu z której wyciekała zielona posoka.
Druid zdawał sobie sprawę, że Thri-kreen mimo poważnej, czy może nawet śmiertelnej rany nadal jest groźny. Energia jaką potrafił skumulować wskazywała na to, że psioniczne talenty nie są mu obce.
Gdy Rebis próbował porozumieć się z rannym Thri-kreenem reszta najemników obserwował i nasłuchiwała. Obecność rannej istoty mogła sugerować, że gdzieś w pobliży czai się coś lub ktoś kto doprowadził go do tego stanu.
I nie pomylili się, gdyż do ich uszu odszedł dość odległy co prawda odgłos kroków.
Ciężko było ocenić zarówno odległość, jak i liczbę zbliżających się istot, gdyż echo w korytarzach bardzo je zniekształcało.
Jedno jednak było pewno... dzięki świetle pochodni tamci mogli bez problemu dostrzec grupę najemników. |