Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2011, 19:58   #569
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

lipiec, miasteczko Brunna, Temeria

-No elfy to są takie chuderlawe, takie uszate. W sensie, że te uszy spisa...szpiczaste. No i że w ogóle to po lasach biegają, mordują małe dzieci i jedzą ich mięso – Georg dał krótki wykład. Niestety lud niewykształcony zaraz wszedł mu w słowo.
-To trolle – zaoponowała czarnowłosa.
-Trolle biegają po lasach?
-Trolle jedzą dzieci.
-Myślałam, że trolle naprawiają mosty – wtrąciła się blondynka.
-Naprawiają mosty i jedzą dzieci. Trolle są wielofunkcyjne.
-Jak tak na to patrzeć, to wszystko jest wielofunkcyjne – zaśmiał się Andre.
-Duchy nie są – nie zgodził się Georg. -Przecież taki duch potrafi tylko straszyć. I nie ma ciała, więc nie naprawi mostu.

Francesca zmuszona była trochę nakierować rozmowę na interesujące ją tory, w przeciwnym razie pewnie usłyszałaby ludowe dywagacje na temat skrzatów i diabołów. I choć przygodni towarzysze dziwnie na nią popatrzyli, to jednak w końcu podzielili się przydatną wiedzą. Chociaż trzeba ją było wyławiać z pijackiego bełkotu.
Otóż nie było żadną tajemnicą to, że w lasach na północ od miasta mieszkają elfy. Już dawno miejscowe władze, dla świętego spokoju, wyznaczyły obszary w które lepiej się nie zapuszczać, aby nie zostać ofiarą elfiej strzały. Zakazane tereny sprowadzały się zasadniczo do wszystkiego głębiej niż trzysta łokci od obrzeży lasu. Brunna żyła z handlu, a nie z przetwarzania drewna, więc nikomu nie opłacało się wysyłać najemników do ubicia uciążliwych nieludzi, a wypalanie drzew powszechnie uznawano tu za nadmierne środki. Tym samym obie społeczności niby żyły obok siebie, ale bez wzajemnych kontaktów. Co najwyżej słyszało się od czasu do czasu plotki, że Aen Seidhe wypuszczały się poza swoje siedziska aby kraść ludzkie dobra i jedzenie, ale dowodów na to nie było żadnych, a i szkodliwość społeczna znikoma. Chociaż podobno w mieście był jeden człowiek, który zarzekał się, że taką elfią złodziejską wyprawę widział. Kłopot polegał jednak na tym, że powszechnie uznawano go za pomyleńca, a ci są z natury fatalnymi informatorami. Ponadto mieszkał w najgorszym slumsie, zawinięty w stare, śmierdzące koce przysypane stertą odpadków – mówiąc krótko, w miejscu niedostępnym dla kogokolwiek, kto ma nos.
Alternatywą zaś dla bezdomnego wariata było kolejne przedzieranie się przez drzewa, krzewy i trawy, czego wampirzyca zaczynała mieć serdecznie dosyć. Czy elfy nie mogły wybudować sobie solidnego miasta? Przecież kiedyś to robiły, a dziś to już tylko getta albo gaiki. Żadnych wymyślnych domów z kolumnadami, tarasami, balkonami. Strasznie się Aen Seidhe zdegenerowali.

do Derricka Talbitt

lipiec, gdzieś w Rivii

Mądrość ludowa mówi, że dobre uczynki obiegają świat i powracają po dwakroć. Życie z kolei mówi, że dobre uczynki zazwyczaj gryzą dobrotliwca w dupę. Tak właśnie było tym razem. Teoretyczna ofiara okazała się być pospolitym i w dodatku zbyt butnym złodziejem. Jeszcze tego Derrickowi brakowało, by go w Rivii poszukiwali za wspomaganie rabusiów. Na szczęście reszta dnia upłynęła już bez zbędnych niespodzianek i noc towarzysze mogli spędzić bez niewdzięcznego rzezimieszka przy ognisku.
A to czy Echrade się ocknął i zdążył uciec, czy też capnęli go i obwiesili na jakimś drzewie leżało już w rękach losu i nijak na Talbitta i jego kompanów wpłynąć już nie mogło.

(...)
lipiec, miasteczko Przesieka, Rivia

Do Przesieki udało się dojechać następnego dnia, po południu. Pogoda zaczynała się psuć, toteż bliskość solidnego dachu nad głową była powodem do radości. Może i nie zanosiło się na ulewę sprzed paru dni, która tak pechowo popchnęła towarzyszy w niewłaściwe miejsce i do powodzi się przyczyniła, ale i tak lepiej spać w suchym, niż podmokłym.

Przesieka sprawiała... dziwne wrażenie. Nie wyglądała bowiem jak typowe miasteczko. Po pierwsze otoczona była okręgiem wilczych dołów. Zupełnie normalnym było budowanie wokół miast murów, ostrokołów, a blisko rzek czy dużych akwenów – fosy. Ale wilcze doły? Co najmniej dziwne.


Kiedy już jednak przejechało się nad rowami po jednej z drewnianych kładek, same miasteczko też nie spełniało żadnych światowych standardów urbanistycznych. Na dobrą sprawę nie miało ulic, składało się bowiem ze skupisk domków które oddzielały sporej wielkości, puste place.
No i naturalnie powód, dla którego mieścina miała taką nazwę, a nie inną. Jak nietrudno się domyśleć, leżała przy drodze przecinającej gęsty las. To chyba była jakaś miejscowa moda, wynikająca z faktu posiadania jedynie dwóch dobrze utrzymanych i patrolowanych gościńców.

Niemniej, pomimo tego, że Przesieka nie była żadnym kulturowym czy handlowym centrum królestwa medyka i towarzyszących mu nieludzi czekała nieprzyjemna niespodzianka. Otóż w jedynej miejscowej gospodzie nie było miejsc. Wszystkie wykupili przejeżdżający, podróżni kuglarze. Że też akurat w takim dniu podróżnicy musieli natknąć się na źródło powszechnej rozrywki i uciechy. W dodatku pewnie takiej sobie, skoro zarobku kuglarze szukali w królestwie powszechnie uznawanym za biedne. No i co było robić w takiej sytuacji? Szukać schronienia przed nadciągającym deszczem u jakiegoś dobrego rivijczyka, który za rozsądną cenę udostępnił by własny dach? A może próbować się dogadać z tymi, co wszystkie pokoje powynajmowali w Wesołym Misiu (tak się bowiem gospoda nazywała)?
To ostatnie sugerował Drunin.
-Skoro to objezdni artyści, takiej czy innej tam sztuki, to znaczy, że groszem nie śmierdzą. Pewnie się na denary skuszą. I cholera ich tam wie, czy na dodatkową publiczność by nie liczyli?
Półelfka zaś, swoim sposobem, zdanie miała zupełnie odmienne.
-Wcześnie jeszcze. Uzupełnijmy zapasy i ruszajmy dalej. Żonglerów dość można na aldersberdzkim rynku pooglądać, a śpiwór to nam nie pierwszyzna.
Może i dziewczyna od rzeczy nie mówiła, ale z drugiej strony Derrick wolałby, żeby jak najwięcej czasu spędzała na wypoczynku i to najlepiej w przyzwoitych warunkach. W końcu skoro Liliel nie chciała zadbać o własne zdrowie, to Talbitt jako szanujący się medyk musiał to robić za nią.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 24-09-2011 o 20:03.
Zapatashura jest offline