Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2011, 21:01   #64
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-To gdzie teraz panienko?- padło pytanie dorożkarza. A odpowiedź była prosta. Do restauracji.
Ba, tylko do jakiej? W Londynie były setki restauracji, podające potrawy niemal z całego globu. Jadłodajnie różniły się pod wieloma względami, wystrojem, obsługą, jakością ceną i dodatkowymi rozrywkami. -Tak więc panienko... do jakiej restauracji?
- Hm... do jakiej? Poczekaj zapytam tych miłych panów co nam machają na pożegnanie. - odrzekła mu na to Vicky wysiadając z dorożki i ponownie kierując się w stronę młodego szlachcica i lokaja stojących na progu domu i z uśmiechem zerkających w stronę mających zamiar odjechać kobiet.
Mieli uśmiechy niemal przyklejone do ust, zwłaszcza młodzieniec, który wydukał.- Czy coś się stało? Jakieś problemy z dorożką? Poślemy po kolejną.
- Ależ nie ma takiej potrzeby. - zaczęła Vicky po czym przerwała i przyglądając mu się wiercącym wzrokiem spytała z niewinnym uśmiechem na ustach - Czyżbyś waść tak szybko chciał się nas stąd pozbyć, iż dorożkę za dorożką chcesz wzywać?
-Nie miałyście gdzieś jechać, na kolację.- zaryzykował wypowiedź młody dżentelmen, a lokaj cichutką zaczął się cofać.
- Kolacja nie zając nie ucieknie chyba? - odparła mu na to krótko dziewczyna nadal wiercąc go wzrokiem.
-Kto wie... ja bym na waszym miejscu jednak ją łapał.- rzekł szybko Jefrey, w duchu wściekając się nad faktem, że dobre wychowania zabrania mu zamknąć drzwi przed nosem natarczywej panienki.
- Aaaaaaaaaaaaaaa to się dobrze składa, że byś łapał. - roześmiała się perliście Vicky pakując mu rączkę pod ramię i ciągnąc go w stronę dorożki. - Zapraszam, więc na kolacje w ramach odwdzięczenia się za miłe przywitanie, a również w ramach pomocy w łapaniu jej. Ja płacę, nie musisz się waść więc lękać kosztów. - dokończyła zerkając na młodego mężczyznę, ni to ciągnąc go ni to popychając w stronę dorożki. W myślach zaś sama siebie chwaliła, za to iż mimo niemiłego potraktowania ona potrafiła zachować się jak na szlachecką córkę przystało.
-Ale, ale, ale... ja mam dużo pracy, no i nie wypada by mnie widziano w podej... tak licznym kobiecym towarzystwie i... nie chciałbym psuć panienki dobrej opinii.- Jefrey gorączkowo kombinował nad sposobem wyrwania się z łapek Victorii.
- Oooooooooooo właśnie, dobrześ sam rzekł, gdybyśmy na tą kolację udały się same to byśmy zapewne naraziły sobie swoją dobrą opinię. A tak po opieką tak szanowanego szlachcica to nikt i nic nam nie zagrozi. - poparła go Vicky jak zwykle wybierając z wypowiedzi to co jej akurat podpasowało. - Sam widzisz... znamy się dopiero chwilę a już dbasz o nasze dobre imię. Od razu widać iż skończyłeś ten sztywny uniwersytet.
-Wcale nie sztywny... z tradycjami i uczący dobrego wychowania.- burknął Jefrey wpychany do dorożki.
- To gdzie jedziemy? Tylko nie wywieź nas do byle jakiej restauracji. Zdaje się na twój dobry smak, którego zapewne nabyłeś na tym swoim tradycyjnym uniwersytecie. - odrzekła mu na to Vicky wygodnie rozsiadając się w dorożce.

Jefrey burknął coś pod nosem i podał adres. Dorożka ruszyła. Końskie kopyta uderzały o bruk raz po raz, mijając kolejne uliczki. Aż w końcu dojechali.

“The Darwin’s Nest.”

Knajpka przyszłości. Jefrey tutaj nie pasował, tak jak Vicky. Z drugiej strony, wydawało się że Jefrey wstydzi się pokazać z towarzyszącymi mu obecnie paniami publicznie.


Knajpka była oświetlana za pomocą najnowszych zdobyczy elektryki i wyposażona w ergonomiczne fotele. Oraz całkiem miłą Deus ex Machinę o imieniu “Lollypop” i przyjemnym żeńskim głosiku.
Tego typu rozwiązania nie były jeszcze zbyt popularne wśród konserwatywnego angielskiego społeczeństwa.
Vicky z ciekawością rozglądała się po wnętrzu pytając równocześnie:
- Często tu bywasz?
-O tak... często.- zełgał Jefrey rozglądając się nieco za bardzo, jak na stałego bywalca. Co zresztą zauważyły i Bella i Katie. Deus ex Machina zaś wysunęła mimiczny manipulator na kształt kobiecej twarzy z zamontowanym głośniczkiem.-Witam państwa w Darwin’s Nest. Nazywam się Lollypop i pełnię tu rolę opiekunki gości. Stolik dla państwa został już przygotowany, proszę za mną.
- Opiekunki? A często opiekujesz się przybywającymi tu gośćmi? - podpytywała ją Vicky podążając w stronę przygotowanego dla nich stolika.
-Zawsze. Moim zadaniem, jest opieka nad gośćmi i dopilnowanie uregulowania rachunku.- zaświergotała Lollypop.
- Oooo to Jefrego zapewne dobrze znasz i jego gust, on tu często bywa. - zwróciła się do niej ponownie Vicky uśmiechając się przymilnie.
-Mój moduł pamięci, ma ograniczoną ilość wzorców. Nie zapamiętuję klientów, po opuszczeniu przez nich lokalu.- odparła uprzejmie Lollypop. Po czym spytała.-Co podać?
-Dla mnie specjalność dnia.- odparł nerwowo Jefrey. Po chwili się zamyślił i dodał.- Albo i nie. Dla mnie tylko wino.-
-Dla mnieee teeeeeż.- wtrąciła już mocno wstawiona Bella.
-To skąd wiesz czy klient, który teraz zasiada przy stole nie wymknął się poprzednio bez uiszczenia rachunku? - spytała Vicky zaciekawiona tym bardziej niż zamawianiem jedzenia, po czym zwracając się do mężczyzny z uśmiechem dodała - Zamów coś dla mnie, jako stały bywalec wiesz co tu najlepiej smakuje, zadam się więc na twój wybór. - i ostentacyjnie odłożyła menu na stolik.
-Żaden klient nie wymknie się bez zapłacenia rachunku.- stwierdziła wesoło Lollypop, a Jefrey zamówił dla pań egzotyczną niespodziankę z karty dań, o którą poprosił Deus ex machinę.
- A jak się jednak wymknie to co? - nie dawała za wygraną dziewczyna czekając na odpowiedź zanim obsługująca ich maszyna podąży w stronę kuchni.
-Nie wymknie się.- odparła głowa chowając się do sufitu.
A po kilkunastu minutach, manipulatory przywiozły gościom zamówione egzotyczne niespodzianki.


Rzeczywiście... Victoria nie spodziewała się w jej zupie, stawonogów i innych dziwnych fragmentów roślinnych.
- Jeeeeeeeeeeeeeeefry!!! Co to jeeeeeeeeeest?! - wykrzyknęła Vicky wpatrując się w swój talerz i pokazując to “coś” swoim palcem, aby nie było wątpliwości o co chodzi.
-To jest krewetka, albo homar, albo rak... ale raczej krewetka.- stwierdził po bliskim przyjrzeniu się Jefrey, a Bella zabrała się do picia wina, w ramach konsumpcji.
- Jeeeeeeeeeeeeeeeefry!!! Moje jedzenie ma oczy i patrzy na mnie!!! - wydarła się Vicky zrywając od stołu i popychając miseczkę w stronę młodego mężczyzny, niestety z takim efektem, że jej zawartość wylądowała na jego ubraniu. - Zrobiłeś to specjalnie! - zakończyła oskarżycielsko wyciągając palec w jego stronę i kontynuując - Od samego początku się do nas uprzedziłeś, od samego początku nas obrażałeś, od samego początku traktowałeś jak kogoś gorszego, bo jesteśmy kobietami, a teraz jak zaprosiłam cię na kolację to zabrałeś nas do lokalu w którym często bywasz i zamówiłeś TOOOOOO.... wiedząc jak wyglądać będzie. -spojrzała na niego oskarżycielsko świecącymi od łez oczami.
Trzeba było przyznać, że Jefrey wykazał się sporą ilością zimnej krwi i opanowania, mimo gorącej potrawy na swych spodniach.-To bardzo droga i bardzo smaczna potrawa. I nie uważam tego za powód do histerycznego zachowania. Tym bardziej, że nie przypominam sobie, bym ciebie obraził.
Vicky wyjęła z torby sakiewkę z monetami, cisnęła nią w Jefrego mówiąc:
- Żebyś nie musiał ponosić kosztów za tą drogą potrawę. Smacznego ci życzę i mam nadzieję, że pamięć ci będzie bardziej służyć, bo jak widać już w tym młodym wieku zaczynasz cierpieć na sklerozę. Mam nadzieję, że tatko się pomylił informując mnie iż jesteście jego przyjaciółmi i w niedoli mogę u was szukać pomocy. Dziewczęta IDZIEMY!. - zakomenderowała Vicky odwracając się na pięcie i ruszając w stronę wyjścia.

Z tym pójściem to akurat nie wszystko szło tak dobrze. Bella zajęta była zaprawianiem się alkoholem, a Katie pałaszowaniem drogiej potrawy, nie przejmując się specjalnie oczkami.
Pożerała ją tak gwałtownie, że jej się aż uszy trzęsły. Sam Jefrey całkowicie skołowany, przez oskarżenia i zachowanie Vicky ( plamach na spodniach nie wspominając), zajął się kojeniem swych nerwów za pomocą alkoholu.
- DZIEWCZĘTA!!! - ryknęła Vicky na całe gardło tak, że aż szyby zadrżały w oknach - Poooooooowiedziałam idziemy. - zakończyła z naciskiem zwłaszcza na słowo “idziemy”.
Obie wstały, przy czym Bella z trudem. Obie ruszyły z lekkim zawodem na twarzyczkach, a Jefrey odetchnął z ulgą.
- Możesz przekazać swojemu ojcu, że panna von Strom, nawet gdyby miała w Londynie nocować pod mostem i stracić życie z poderżniętym gardłem przez jakiegoś oprycha, do niego po pomoc się nie zwróci już. A tatce zaiste powiem jakiego to przyjaciela posiada. - rzuciła jeszcze dziewczyna przez ramię odwracając głowę w stronę młodego szlachcica.
-Jeśli ci się uda go znaleźć pani, proszę pozdrowić.-wykończony psychicznie zmiennymi niczym burza humorami dziewczyny Jefrey nie był w stanie wykrzesać z siebie choć odrobiny energii.
- Od ciebie? Nic mu po takich pozdrowieniach. Nie sądzę by chciał ich wysłuchać kiedy mu opowiem jakżeś mi pomógł. - rzekła Vicky wchodząc z restauracji i trzaskając z całej siły drzwiami, rozglądając się równocześnie za jakąś dorożką.
Zanim jednak doszły do dorożki, drogę zagroził im wysoki typek czarnym stroju i z groźną miną.


Czarny płaszcz i cylinder z goglami nadawał temu mężczyźnie z bokobrodami rys elegancji. Ale rękawice i pas z bronią świadczyły, że daleko mu do dżentelmena. A zimne spojrzenie przypominające wzrok gada skupiło się na Katie, które nagle chciała się poczuć bardzo, ale to bardzo malutka.
-Co za niespodzianka!.- ryknął idąc w kierunku damy do towarzystwa, wszelakiego rodzaju. Dziewczyna cofnęła się pod ścianę drżąc jak osika. On zaś podszedł niemal ją do tej ściany przyszpilając.- Dziewczynka Louiego.
Pogłaskała przerażoną kobietę po szyi.-To gdzie jest Louis, dziwko?
-Nie wiem, pewnie gdzieś się kręci. Interesu pilnuje.- zapiszczała Katie. A mężczyzna dodał.- Nie opowiadaj bajek. Szukam tego gnojka od wczoraj. Gadaj gdzie on jest!
Uderzył ją w policzek, mocno i głośno.
Katie osunęła się z płaczem na ziemię. A w patrzącej na to Vicky, krew się zagotowała...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-10-2011 o 22:14.
abishai jest offline