Jak dla mnie cała dyskusja o "babskim" i "niebabskim" graniu i prowadzeniu ma trochę sensu o tyle, że z mojego doświadczenia wynika, że obie płcie mają często różne oczekiwania od rozgrywki. Nie lepsze i gorsze, tylko zwyczajnie różne. Nie chciałabym za bardzo generalizować, ale to faceci najczęściej lubią wyzwania. "Pokonam go albo zginę, uda mi się, albo za to zapłacę...". Gra fabularna z naciskiem na "gra", ze wszystkimi konsekwencjami decyzji i rzutów kostkami. Jasne, MG ma zawsze rację, kostki mają zawsze rację, zasady są po to, żeby ich przestrzegać. Wielu osobom taka rozgrywka odpowiada, jest jedyna słuszna - i bardzo dobrze. Jak dla mnie nawet w wariantach ekstremalnych w rodzaju pomysłów Johna Wicka to jak najbardziej ma sens - ale wyłącznie pod warunkiem, że gracze to lubią i wiedzą, w co się pakują.
Tymczasem większość moich koleżanek (i ja sama) lubi raczej pogrzebać trochę w psychice, stworzyć jakąś opowieść dotyczącą postaci, przy czym element wyzwania jest przy tym całkowicie drugorzędny. Gra fabularna naciskiem na "fabularna". Wszystko wskazuje na to, że zwykle bardziej się przywiązujemy do postaci i utłuczenie takiej rzeczywiście często postrzegamy jako złośliwość - z tego względu, że zabieranie ukochanej zabawki nas po prostu zupełnie nie bawi. A chyba w całym tym biznesie chodzi przede wszystkim o to, żeby się dobrze bawić, prawda? Rozumiem argument, że "wybacz, miałaś pechowy rzut", ale jak dla mnie w momencie, gdy komuś naprawdę na postaci zależy, chyba jednak lepiej nagiąć te święte zasady i olać rzut, niż zepsuć graczowi humor na następny tydzień czy dwa.
Ja nie lubię, kiedy zabiera mi się zabawki. Mówię o tym głośno i wyraźnie, jeśli zaczynam grać w jakimś nowym towarzystwie - jeśli to jest warunek nie do zaakceptowania, to mogę z góry założyć, że nie będzie mi się tam dobrze grało. Nie dlatego, że MG źle prowadzi, czy cośtam, tylko dlatego, że ja liczę na przyjemną rozrywkę, a wyzwań i trudnych sytuacji mam aż w nadmiarze poza grą.... Przy czym zakładam, że wszystko można ustalić i obgadać. Dla przykładu, wczoraj mój MG przydreptał do mnie z pytaniem, czy na następnej sesji może utłuc mojej postaci kawałek rodziny, bo mu to pasuje fabularnie. Może, czemu nie, będzie dramatycznie - akurat ta konkretna postać ma rodzinę zarąbiście liczną i coś takiego ją zmotywuje, a nie załamie. Ale gdyby zrobił z tego niespodziankę, miałabym spore szanse się wkurzyć.
Krótko mówiąc, jeżeli dochodzi do sytuacji, w której zasady mówią, że postać ginie, MG twardo przy tym obstaje, a gracz(ka) strzela o to focha, to zwyczajnie gracz i MG się źle dobrali
I tyle, proste. Świat jest duży, nie ma co się ze sobą męczyć, jeśli ludzie mają zupełnie inne oczekiwania.