Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2011, 15:53   #33
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Bezdomni nie wiedzieli nic. Przed zapadnięciem ciemności większość z nich uciekała do bezpieczniejszych miejsc. Zombiaki cuchnęły, jak siedem. Były trzy. Ledwie już się ruszające, dwóm przegniły narządy mowy. Jeden świszczał koszmarnie, kiedy starał się jej pomóc, a najlepiej zachowany, ze zniszczoną koszulka KISS i marmurkowych spodniach patrzył jedynie złowrogo pożółkłym okiem. Chyba irytowała go obecność CG przy drzewie. Jakby to miejsce było dla niego szczególnie ważne i nie życzył sobie obecności żywej obok niego. Ogólnie kasztanowiec pod którym stali … emanował Śmiercią. Silniej, niż reszta parku. Otoczony szpalerem zepsutych, potłuczonych latarni, miał być zapewne ozdobą parku. Teraz był jedynie punktem orientacyjnym i miejscem zgromadzeń Martwych. Poza zombiakami CG wyczuwała również jakieś Echa - słabych bezcielesnych i chyba jednego dość silnego, ale ten się nie objawiał, pozostał gdzieś tam, gdzie przebywają duchy, kiedy nie manifestują swojej obecności.
W końcu ruszyła w stronę loup- garou. Ale ten zareagował zgoła inaczej, niż sobie to wyobraziła. Kiedy tylko zorientował się, że kobieta idzie w jego kierunku … rzucił się do ucieczki w krzaki pędząc tak szybko, jak to potrafią czynić Zmiennokształtni. CG stawiała na szczura a o jego dogonieniu bez użycia jakiś środków przymusu bezpośredniego lub egzekutorkskich zdolności mogła jedynie pomarzyć.

To było dość interesujące. Kasztanowiec... Umarli wspominali o płonących drzewach. W sensie o gorejących. To co prawda nie miało nawet bladego świetlistego poblasku ale CG czuła wyraźnie aurę śmierci, która je otacza. Zombie wiedział przyklejony do niego placami jakby czerpał z niego jakąś moc. CG też postanowiła spróbować. Usiadła po przeciwnej stronie pnia, oparła się o niego plecami, dłonie i policzek zetknęły się z szorstką korą. Próbowała się skupić. Poczuć coś. Cokolwiek. Czy to możliwe, że tutaj, w tym parku wróciła do żywych? Może te drzewa są jak pępowina, która łączy zmarłych z tamtą stroną i wypluwa ich tutaj?
Za dużo teorii, CG. Zamknęła oczy i skupiła się na esencji drzewa.

Nic. Żadnych specjalnych odczuć. Ot silniejsza aura śmierci, ale dość szybko zrozumiała dlaczego. Drzewo wisielców. Mekka samobójców z kawałkiem sznurka, którzy chcieli w Londynie pokazać swoją śmierć innym. Trwało to jakiś czas, nawet przed Fenomenem. Te śmierci nasyciły drzewo. Dały mu pewną … można to nazwać umownie energię. Jakieś echo, jakie pozostawiają dusze zmarłych. Konar emanował Szumem silniej, niż inne miejsca. Podobnie jak niektóre mosty, czy przejazdy kolejowe, czy czarne punkty na mapach drogowych. Wiązał się z gwałtownym końcem życia i emocjami, jakie temu towarzyszyły. Nie potrafiła jednak zrozumieć, co tak adorują zombie. Póki nie zobaczyła, jak jeden z nich kładzie mały kwiatek wśród korzeni kasztanowca, a potem odchodzi, szurając sztywną nogą. Coś jej mówiło, jakieś przeczucie, że był jednym z tych, którzy skończyli ze sobą na tym konarze.

Wstała później zmierzając do ostatniej osoby jaką zamierzała przesłuchać. Loup grzebał niecierpliwie w krzakach i był tym bardzo zaabsorbowany. Podeszła przywitać się i zapytać czy może zadać kilka pytań ale wtedy łak.... zaczął uciekać. Z tego co wiedziała loup garou nie należały nigdy to strachliwych. Co więc go przepłoszyło? Weszła w gąszcz krzaków aby sprawdzić czego tam tak namiętnie szukał.

Grzybów? Liści? Puszek? Cholera wie. Ona nie widziała nic niezwykłego, poza standardowymi śmieciami Chaszczy Miłości i tu i ówdzie ekskrementami przykrytymi papierem, lub też i nie czy kałużami rzygowin, z których bez trudu można było rozpoznać co jadł człowiek, który zostawił je w krzakach. Nie znalazła nic ciekawego czy niezwykłego.

Nic. Kupa śmieci. Nic dziwnego, że przerośnięty szczur w nich grzebał. Jeśli CG spodziewała się przełomu, chociażby w postaci trupa w krzakach to musiała przyjąć rozczarowanie. Ten cholerny park był ślepym zaułkiem. Miała nadzieję dowiedzieć się czegoś o sobie, swoim powtórnym pojawieniu ale nikt nie był w stanie powiedzieć jej nic rozsądnego.
Do głowy przyszedł jej jeszcze ostatni pomysł. Potężniejsza duchowa emanacja, którą wyczuła w okolicy drzewa. Może on będzie bardziej rozgarnięty niż reszta parkowych geistów? Pewnie też bardziej niebezpieczny bo potężne echo po śmierci oznacza nierzadko że ma do czynienia z kimś zwyrodniałym już za życia. Ale nigdy nie wiadomo.
Usiadła przy pniu kasztanowca. Przytknęła harmonijkę do ust i próbowała szukać odpowiedniej tonacji. To było zaproszenie dla tego silnego bytu, który krążył gdzieś, niewidoczny jeszcze dla jej oczu.

Szybko zanlazła właściwą melodię. Oplotła nią emanację, wabiła, kusiła. Muzyka ulatywała z harmonijki wyciągając ducha z drzewa. Widziała to. Przezroczystą ektoplazamatyczną esencję która, niczym mgła, wyłaniała się z kory drzewa poznaczonej sercami i inicjałami, pojawiała się z konarów, z korzeni, z samej gleby. Wirowała, płynęła, silna i świadoma, kształtując się w hybrydę o wielu twarzach, by w końcu przyjąć formę pozbawionego twarzy humanoida. Powietrze drżało. Duch oczekiwał.

CG była dość oszołomiona. Polter został żywcem wyrwany z wnętrza drzewa, na dodatek był jakiś taki... nieplastyczny. Miał wiele twarzy a później żadnej. Zazwyczaj duchy przybierały formę jaką samą reprezentowali tuż przed śmiercią. Ten był... dziwny.
- Drzewo - zaczęła odkładając od ust instrument. - Co przyciąga cię do niego? Dlaczego w nim... żyjesz? - ostatnie słowo wypowiedziała z braku lepszej alternatywy.

- Nie masz lepszych pytań? - bezosobowy duch zapytał męskim, cynicznym głosem. Doskonale słyszalnym i zrozumiałym. - Kim jesteś?

- Trupem, który zastanawia się dlaczego znów oddycha - zdziwił ją przypływ własnej szczerości. Ale facet brzmiał tak rozsądnie i nie miał nic wspólnego ze standarwowymi zwichrowanymi bełkoczącymi duchami. - Chcę wiedzieć, czy to drzewo odegrało w tym jakąś rolę. A ty? Kim ty jesteś?

- Kimś, kto dziwi się braku rozwagi z twojej strony. Nie wyczuwam w tobie trupa, młoda damo. Wyczuwam coś więcej. Tak. Dużo więcej. Necrofagia Regina. To właśnie ona pozbawiła cię życia. Czyli musisz być tą regulatorką CG Lawrence. Ciekawe. Naprawdę ciekawe. Kawa? Chcesz spotkać się na kawie?

CG starała się ukryć zaskoczenie. Zrozumiała, że się pomyliła. Zakładała podświadomie, że ów hybryda jest może jakimś zlepkiem świadomości wszystkim ludzi, którzy zginęli na drzewie wisielców. Ale nie, ten byt nie był duchem. Był czymś więcej. Sięgnęła pamięcią do swojej wiedzy na temat kultu drzew i pradawnych pogańskich bóstw. Z kim miała do czynienia? Druidem, szamanem, cholernym strażnikiem przyrody? Nie była pewna czy słusznie tak mocno uczepiła się tego drzewa. Ale jego słowa, fakt, że wiedział kim jest, potwierdził, że ma z tym związek. Z drzewem... Szlag. Miała niemiłe skojarzenia z roślinnością. Szczególnie taką półżywą i napędzaną mocą.
- Dobrze - starała się aby jej głos nie zdradzał emocji. - Chętnie wysłucham co masz mi do powiedzenia i skąd wiesz kim jestem.

- Przed fenomenem kto miał informację, ten miał władzę. A ja lubię pozostawać w cieniu. Więc to, skąd wiem kim jesteś zostanie moją tajemnicą. Ups....

To ostatnie słowo zbiegło się z łoskotem konara pękającego na jej głowie. Podczas gdy ona całą swoją percepcję poświęcała na rozmowę z tajemniczym bytem któryś z zombich, najpewniej ten najświeższy, albo loup - garou którego przepłoszyła, zaszedł ją zza pleców i chyba zdzielił konarem przez łeb.
To musiał być zombie. No cóż. Można się było domyśleć, ze jawne uprawianie mocy egzorcysty na oczach Martwych może co niektórych z nich nieco rozzłościć. Szczególnie, że obiektem egzorcystki w ich mniemaniu padło drzewo, które zombie wręcz adorowały. Być może zdechlaki pomyślały, że właśnie “robi mu krzywdę”. W sumie to było tak, jakby w domu pogorzelców po przejściach wymachiwała zapaloną pochodnią. Nieważne zresztą.
Niemniej gałąź pękła na jej głowie. Zapadając w nieświadomość miała tylko nadzieję, że trzask jaki usłyszała zwiastował, że pod siłą uderzenia to drąg złamał się na kości jej czaszki. A nie odwrotnie. Pogratulowała sobie jeszcze w duchu karteczki do Brewera. Jeśli zombie będą ją chcieli rytualnie powiesić może siepacz dąży wpaść jak superbohater i ropieprzyć na amen cały ten parczek. Tylko, że do północy jeszcze jakieś trzynaście godzin. Brawo CG... Ale z ciebie dupa. Dupa a nie X-Men...
 
liliel jest offline