Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2011, 23:30   #22
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Marc wolał jechać z wielkoludem niż z gnojkiem. Oddał torbę kierowcy, który wsadził ją do bagażnika i wsiadł.
- Marc Thomson - przedstawił się Thokiemu. - Jakim stylem walczysz, jeśli można spytać?
- Miło mi poznać. -odpowiedział basem rozsiadając się wygodniej w fotelu chłopak o krzaczastych brwiach. - Co do walki oczywiście pytaj, pytaj chętnie o tym mówię, ten sport ma długa tradycję, którą ja z chęcią przekazuje.- oznajmił wesoło po czym dodał. - Od kilku lat trenuje sumo i zgłębiam historie tego szlachetnego sportu!
“Sumo”- Marc trochę się zdziwił.
- Ten ma bardzo długą tradycję ja walczę w greckim stylu. Pankration. Można powiedzieć, że to bardzo tradycyjna dyscyplina. Wybaczysz osobiste pytanie? Czy wczoraj nie odwiedził cie ktoś dziwny i chciał się bić z tobą?
Matsura podrapał się po brodzie po czym odparł. - Nie tyle co odwiedził, ale napadło mnie trzech zbirów na ulicy, którzy znali moje imię. Nie było to jakieś szczególne wyzwanie, no a dziś okazało się, że to test do tego turnieju.
- Mnie i dwójkę znajomych ze szkoły zaczepił jakiś psychol w dziwnym stroju, jak zaczął obrywać zaczął się śmiać jak wariat i uciekł. Czy to normaly sposób zapraszania na turniej?
- Musze przyznać, że faktycznie jest to dziwny rodzaj zaproszenia, ale z drugiej strony skoro stawką jest taka suma, to muszą jakoś wybrać tych najlepszych, co? -rzucił wesoło zapaśnik.
- Niby tak, ale i tak wygra najlepszy, więc po co ta szopka? Słyszałeś coś o tej szkole Czerwonej róży? Bo w internecie wiele nie było.
- Niby wygra najlepszy, ale z drugiej strony lepiej mieć szesnastu konkurentów niż stu. Co do Czerwonej róży, niewiele, jedynie, że są naprawdę dobrzy jeżeli chodzi o nauczanie. Mistrz młodzików w szlachetnej sztuce sumo ćwiczył właśnie u nich. Już trzeci raz z rzędu obronił tytuł.
- Umiejętności im odmówić nie sposób. Ale po co ta szopka? Skoro tak dużo wiedzieli o nas to wiedzieli tez jak walczymy.
- Ja tam nie wiem. -stwierdził wzruszając ramionami olbrzym. - Najwyraźniej chcieli się upewnić czy coś w tym stylu.
- Może... - mruknął Marc. Cóż najwyraźniej olbrzym nic nie wie lub nie chce powiedzieć.

*

Marc rzucił torbę na łóżko i obszedł apartament oglądając wszystkie kąty. Dopiero potem wrzucił płytę do odtwarzacza. Jak zapowiadał lokaj przesłuchanie płyty nie zabrało wiele czasu. Potem zostawiwszy rozpakowanie na później ruszył zwiedzić hotel. Na pierwszy ogień poszedł restauracja, jeśli miał zwiedzać to z pełnym żołądkiem. Wszedł na salę i rozejrzał się, od razu w oczy rzucił mu się Thoki. Rozmawiał z jakimś łysym chłopakiem. Marc postanowił się dołączyć do nich. Akurat podchodził gdy usłyszał imię swojego przeciwnika.
- Cześć, mogę sie dosiąść?
- Siadaj siadaj Marc. - odparł znany już amerykaninowi zapśnik sumo. - Wspaniałych mają tu kucharzy, musisz sobie coś zamówić. -stwierdził opróżniając miskę (zapewne kolejną z rzędu) z ryżem i dodatkami warzywnymi.- Poznałeś już Giheiego?- zapytał Thoki wskazując swego łysego rozmówcę.
Gihei Haga przywodził na myśl ostentacyjnego mnicha z klasztoru. Zgolony niemal na łyso, w długiej szacie i prostych klapkach na stopach. Miły uśmiech zdobił jego młodą twarz, zaś krzaczaste brwi dodawały mu lekko komicznego wyglądu.

http://img849.imageshack.us/img849/4...bb55f9209l.jpg

- Jeszcze nie poznałem, ale jutro poznamy sie baardzo dobrze - odparł z uśmiechem. - W zasadzie to chciałem się popytać o ciebie Gihei i twój styl, ale chyba będzie najlepiej jak zapytam u źródła, zamiast słuchać plotek.
Zamówił u kelnera który pojawił się jak spod ziemi i kontynuował rozmowę.
Mnich spojrzał na [b] Thomsona[/B znad swojej miseczki i odparł spokojnym tonem. - Niestety, ale obowiązuje mnie obietnica milczenia na temat nauk klasztornych. Nie mogę nikomu zdradzać naszych sekretów.- zakończył z miłym uśmiechem.
- Nie pytam o sekrety i techniki, a tylko o styl. O resztę zapytam innych - odparł także się uśmiechając. - Czy tajemnica jest nazwa miejsca gdzie się uczyłeś walczyć?
- Nauki przyjmowałem w małym klasztorze w chinach. Co do stylu walki... chyba nic się nie stanie jeżeli o tym powiem, wszak to nie tajemnica. Chociaż nie ma on swej specjalnej nazwy, jest to sztuka łącząca wiele chińskich sztuk walki w jedno. -odparł po chwili namysłu Gihei.
- Kung fu? To dosyć szerokie pojęcie - zaśmiał się Marc - Ale trudno, posłucham plotek o tobie. Wiesz może coś o organizatorze lub o szkole Czerwonej róży? Czy to ona skłoniło cie do walki w turnieju? Bo mnicha nie posądzam o chęć wzbogacenia.
- Niestety niewiele, organizator pragnie pozostać anonimowy i świetnie mu to wychodzi. -stwierdził łysy chłopak, a zapaśnik sumo mu przytaknął.- O szkole nie szukałem informacji, przybyłem tu po to by się sprawdzić. Mój mistrz zawsze powtarzał, że najwięcej o sztukach walki można się nauczyć właśnie w czasie pojedynku.
- Tak, praktyka czyni mistrza. Może za dużo filmów oglądałem, ale wydaje mi się, że chodzi tu o coś więcej niż turniej.
Kelner przyniósł wreszcie jedzenie i Marc zajął się potrawą milknąc na chwilę.
Gihei wstał odsuwając od siebie pusta miskę i skłonił się waszej dwójce nieznacznie. - Dziękuje za rozmowę, a teraz wybaczcie, długa droga za mną muszę odpocząć przed jutrzejszymi walkami. - po tych słowach odwrócił się ruszając w stronę schodów.
Marc kiwnął odchodzącemu na pożegnanie i odczekawszy aż odejdzie spytał olbrzyma:
- Co o ni sądzisz?
- Bardzo zasadniczy, no i jest tradycjonalistą, typowy przykład mnicha. -skomentował Thoki. - Aczkolwiek tacy zazwyczaj umieją się bić.
- Gdybym był złośliwy to powiedział bym, że trudno nie zauważyć.Wszyscy zawodnicy umieją się bić. No dobra nie ma co się objadać, trzeba pozwiedzać. Dzięki za towarzystwo, pewnie się jeszcze spotkamy - odstawił na wpół wyczyszczony talerz i zaczął się zbierać do wyjścia.
- Do jutra! -pożegnał Marca wesoło zapaśnik podsuwając sobie talerz amerykanina.
Marc przeszedł się po terenie hotelu, zajrzał wszędzie gdzie nie było tabliczek zakaz wstępu. Znalazł basen, niestety kąpielówek nie zabrał ale bystry boy hotelowy za drobną gratyfikacja rozwiązał ten problem. Popływawszy sobie przed snem wrócił do pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 21-09-2011 o 23:44.
Mike jest offline