Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2011, 20:06   #8
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Kapitan Rognar z uśmiechem witał prawie każdego chętnego, acz w słowach był oszczędny. Najczęściej ograniczał się tylko do kiwnięcia głową i wskazaniem ręką miejsca gdzie czekały konie. Jak to się jednak mówi z samej twarzy wiele można odczytać. Nie było wątpliwości, iż Kikata wywarł na oficerze dobre wrażenie. Samuraj wyglądał wszak niczym wprawny wojownik, a nietypowy w tych stronach pancerz godny był uznania.
Jonas został potraktowany w sposób neutralny, ot najemnik jakich wielu, takim przynajmniej był w oczach młodego oficera. Oren natomiast jako jedyny został powitany uściskiem dłoni Rognara. Oficer miał na tyle bystry umysł by szanować magów i nie narażać się na ich gniew. Z mieczem można sobie poradzić jednak z wrażym czarem już tak łatwo nie jest.
Dwójka kapłanów też problemów z dołączeniem nie miała, przychylność bogów zawsze w wyprawie (nawet tak trywialnej jak ta) była przydatna. Świadomość tego iż ktoś jest w stanie w mgnieniu oka uleczyć rozerwane ramię, zawsze działał krzepiąco.
Afaren spotkał się jednak z chłodnym spojrzeniem dowódcy, oraz długą chwilą zastanowienia nim do wyprawy został przyjęty. Rognar jak to każdy w straży wiedział był mocno uprzedzony co do innych ras. Elf, krasnolud, czy tez ork – oficer traktował ich niczym rasy gorsze, ba na niziołków nawet spojrzeć nie raczył! Zapewne gdyby czas nie naglił żołnierza, to długouchy mógłby pożegnać się z łatwym zarobkiem, tym razem jednak miał szczęście, oficer przyjął go do wyprawy, jako ostatniego ochroniarza.
Pytanie elfa jednak pozostało bez wyraźnej odpowiedzi, oficer mruknął coś tylko o jakiejś przesyłce, po czym odwrócił się plecami od „gorszego” stworzenia.

Każdy z bohaterów otrzymał osiodłanego konia, który jak i wierzchowiec oficera nosił na sobie barwy strażników Devek. Zwierzęta były zadbane i posłuszne, tak więc nawet Ci którzy zwykle konno nie podróżowali nie mieli większego problemu z opanowaniem wierzchowców. Nie minęła godzina, od wygłoszenia przez wyrostka oferty pracy, a jeźdźcy wyjechali przez główną bramę miasta, traktem w stronę Tarlen. Rognar na przedzie najęta ochrona zaś za nim. Zastanawiać mogło czemu potrzebował on, aż tak licznej gwardii, wszak ośmiu awanturników to nie tak mało.

Tarlen oddalone było o siedem dni jazdy od Devek, najniebezpieczniejszym odcinkiem tej trasy był las, który znajdował się w wąwozie przy miasteczku Hula. Najpierw jednak do mieściny było trzeba dojechać, a ta znajdowała się o trzy dni drogi od fortu granicznego.

Podróż do Hula nie należała do tych, o których bardowie piszą eposy. Pierwszy dwa dni drogi, obfitowały w krajobrazy pól i pracującego nań chłopstwa. Wieśniacy obracali swe głowy obserwując jeźdźców, nie często tak liczne grupy zbrojnych podróżowały tym traktem. Noce bohaterowie tejże opowieści spędzali przy cieple ogniska, poświęcając się rozmową. Oficer dowodzący wyprawą, nie należał do rozmownych, acz zapytany o coś najczęściej udzielał odpowiedzi, zwięzłej bo zwięzłej, ale odpowiadał. Najbardziej język rozwijał mu się przy rozmowach z magiem, acz nie zdradził bezpośredniego celu swej podróży do Tarlen, wspominał coś jedynie o liście który musi tam dostarczyć.

Trzeciego dnia wieczorem, drużyna pod wodza dzielnego Rognara dotarła do Hula. Wioska to mała była, ot kilka chat i karczma na krzyż, blisko lasu się znajdowała, tak więc drwali nie brakowało w tym miejscu. Lepsze jednak łóżko w byle jakiej karczmie niż noc na ziemi przy dogasającym ogniu. Konie pozostawione zostały w szopie która za stajnie robiła, zaś oficer poprowadził wszystkich do karczmy.
Ludzie gapili się z okien swych chat z zaciekawieniem – było to dość miłe uczucie, być w centrum pozytywnego zainteresowania. Gdy bohaterowie wkroczyli do karczmy, stali bywalcy poderwali się z miejsc przypominając sobie o wielu pilnych sprawach, dziwnym trafem wszystkie te zajęcia odbywać się miały z dala od karczmy. Było to dość logiczne zachowanie, nikt nie chciał po pijaku przypadkiem narazić się uzbrojonej grupie mężczyzn.
Stary kościsty karczmarz, który wyglądał niczym zaniedbany strach na wróble przywitał grupę bezzębnym uśmiechem.
- Witam szanownych podróżników! –wychrypiał a kilka kropel śliny opadło na blat. – Coś podać, kufelek piwa a może coś mocniejszego?
- Strawa i pokoje. –oznajmił tylko krótko oficer na blacie układając dwie złote monety. Karczmarz skrupulatnie zgarnął pieniądze po czym gwizdnął głośno by przywołać z kuchni małżonkę. Kobieta była podobnej postury do męża, wysoka i chuda niczym tyczka, praktycznie bez biustu. Zmarszczki były już widoczne na jej twarzy a włosy siwiały powoli. Karczmarz wytłumaczył jej, że ma przygotować posiłek, a synowi kazać oporządzić pokoje dla gości.
W oczekiwaniu na strawę zaś karczmarz zagadnął do was.
- Tylko w nocy radzę nie wychodzić mości panom. Dziś ósmy dziś wszak misiąca.- wychrypiał staruszek i splunął przez ramię. Oficer jedynie uniósł pytająco brwi, a bezzębny karczmarz wyjaśnił.- Dwa misiące temu, wypadek miał tu mijsce i córę jednego z chłopów wilcy zagryźli. Od tamtego czasu duch tej bidulki straszy w ósmy dzień misiąca. Ostatnio nawet plotki chodzo, że te widmo sprawia znikonie przedmiotów! Noże, gornki i tokie tam giną od miesiąca już!
Zakończył staruch swą złowieszczą opowieść, a jego żona przyniosła ładnie pachnący ciepły posiłek. Duch nie duch, wieczór zapowiadał się naprawdę przyjemnie!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline