| W pewnym sensie stęskniła się za MR-em, kiedy jej tu nie było.
Wyłożone linoleum korytarze, ściany ozdobione wątpliwej urody lamperią i doskonale znane, stale zacinające się automaty z kawa i słodyczami. Było to ostatnie bodaj miejsce w całym Londynie, w którym te antyki jeszcze działały. Powgniatane blaszane boki zdradzały postronnym pewna zażyłość, w jaką wchodzili z nimi rezydujący w Ministerstwie egzekutorzy.
Stała pod jedna z maszyn i ważąc w dłoni kilka monet zastanawiała się co wybrać. To było coś. W obliczu demona nie zawahała się wyskoczyć z nim na solo, ale wybór batonika zawsze stanowił problem. Ramię wyskoczyło zza jej pleców, palec wcisnął 23 i Bounty ze stukotem spadł do szuflady.
- To samo, co zawsze - Gary objął ją ramieniem i ucałował ciemne włosy Kubanki.
Zachichotała.
Uważnie czytała akta przydzielonej sprawy. Pamięć zachłannie pochłaniała szczegóły.
Przydział jak przydział.
Od wydarzeń w Zamku Plum, niewiele było w stanie zrobić na nią wrażenie. Dbała, by nie popaść w rutynę, ale gdy odda się własne życie, to naprawdę niewiele pozostaje do stracenia.
Wyruszyli - zgodnie z obietnica nie dała się namówić na jazdę na kipie. Jej wrażliwy żołądek ledwie znosił swawolny styl Trisketta gdy siedziała ramię w ramię z kierowcą, a jazda z tyłu byłaby prawdziwym samobójstwem.
Nie zdążyła jeszcze otworzyć drzwi auta, a już wiedziała, że to nie będzie bułka z masłem.
Ktokolwiek zginął w środku, znał sie na rzeczy.
Ochronne zaklęcie nałożone na poświęcony kamienny krzyż, otulało zabudowania grubym całunem. Powinni być tu doskonale bezpieczni.
Weszli do srodka.
Dolores jęknęła. Nie chodziło o widok zmasakrowanych ciał i oczywiste dowody rzezi. Przywykła do krwi. To było coś więcej. Poczuła się jak złowiona na lasso. Jakby ktoś zaciskał jej linę wokół piersi, wyduszając z niej oddech. Zaklęcie, którego używali było potężne. Potężniejsze nawet niż osłona, którą ustawili na dziedzińcu.
Krąg mocy, wspólna inkantacja w celu podniesienia mocy zaklęcia - to było fascynujące. Czasami zastanawiała się, ile mogłaby zdziałać, gdyby znalazła kilka takich jak ona sama...
Porzuciła tę myśl, wchodząc wgłąb pomieszczenia.
Shay z dziwnym spokojem przyglądał się trupom. Zdjął na moment okulary, westchnął i przetarł oczy. - Która to Morley? - spytał po chwili.
- Z tego, co udało nam się ustalić, tamta - Pitt wskazał ręką jedną z okrwawionych kobiet, z okrwawionymi oczami, które ktoś wepchnął zapewne palcami do środka.
Gary rozglądał się pilnie po miejscu zbrodni. Nie wyznawał się wiele na druidyczno-celtyckich wierzeniach, ale połączenie drzewek, kwiatków i roślinek z jednej strony, a ognia z drugiej wydało mu się dość odważne i zaskakujące. Swoimi zmysłami egzekutorskimi niewiele wyczuwał. Nie ostrzegały go przed zagrożeniem. Podszedł do ciała Leah Morley.
- Jest tutaj gdzieś jakieś miejsce gdzie przebierali się w te swoje białe szaty? Przecież nie łazili w tym na codzień... - rozglądnął się znowu. - Może znajdziemy tam portfele z dokumentami. Samochody które tu były ktoś już przeglądnął? Na piechotę pewnie tu nie przyszli.
Opętanie uczestników od razu pchało mu się do łba. Jeśli zaś coś weszło w ciała neopogan to musieli ustalić tego który przeżył ostatni i najwyraźniej skręcił kark zwycięzcy imprezki. Nie był specjalistą od opętań i zerknął pytająco na Lolę i Nowego.
- Świadków oczywiście nie ma żadnych, nikt z sąsiadów nic nie widział? - Zapytał policjanta ze złowrogą facjatą z przyzwyczajenia bardziej, bo i sąsiadów na tym odludziu było pewnie niewielu.
Poczuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. To, co tutaj otworzyli, było przerażające.
- Pendejo de mierda - zaklęła pod nosem, obejmując skronie śniadymi palcami. Zawzięcie mruczała pod nosem przekleństwa. - Hijo de la chingada perra.
Przesunęła dłonią przed sobą, robiąc trochę miejsca w magicznym zaduchu.
- Mamy prrroblem - zwróciła się w stronę partnerów. - Przywoływali tu coś cholerrrnie złego. Z efektów wnioskuję, ze im się udało, ale to się kompletnie nie trzyma kupy.
- Nawet ja czuję tu moc tamtego krzyża, cholernie wielką moc - powiedział spoglądając na towarzyszy - Coś jednak musiało się przez nią przebić, a to trudne zadanie. Chyba, że ktoś mu w tym pomógł, tak czy siak nie chciałbym się spotkać ze sprawcą nawet w oświetlonym zaułku w dobrej dzielnicy.
- Nie. To nie wdarło się tutaj samo. Odpowiedziało na osobiste zaproszenie, wystawione przez tych tutaj - gestem dłoni ogarnęła trupy.
- Hmm. Ale siedzi w ciele jednego z nich? - Gary zerknął na leżących druidów. - Czy łazi jako płonący krzak po ulicach?
- Biorąc pod uwagę ich kondycję, śmiem przypuszczać, że nic już w nich nie siedzi. Jak długo nie żyją? Był tu chyba jakiś koroner?
- Jeszcze nie - wtrącił się Pitt. - Najpierw zostawili to regulatorom.
- Mnie chodziło raczej o to, że ten który zwycięzcy mistrzostw świata w zabijaniu druidów skrócił żywot – podszedł do faceta ze skręconym karkiem – to chyba to coś, co przywołali i zastanawiam się czy ubrał się w ciało któregoś ze swoich wyznawców. Tak łatwiej możnaby go było namierzyć. Po skorupce.
- Ciężko ocenić. Żaden z tych nam nie powie, ilu ich tu przyszło, a zakłócenia są tak silne, że trudno mi oszacować. Chyba, że, Shay? Sróbujesz z nimi porozmawiać, CG... - urwała, unikając wzroku Trisketta raz jeszcze rozejrzała się po trupach. - Są tutaj, Zasłona nie jest tu stabilna.
Keane skinął głową, poczekał aż wyjdą przygotowując się do wypełnienia swojego zadania.
- Chodź Lola, dajmy mu trochę luzu - Gary uważał pogadanie z przezroczystymi za zdecydowanie dobry pomysł. - przepytamy jeszcze chłopaków. Odszedł na zewnątrz budynku i wyciągnął paczkę fajek, częstując policjanta.
- Kto w ogóle znalazł pierwszy ciała i dał znać naszym?
- Sprzątaczka - powiedział Pitt. - Jest w pokoju obok, jakbyście chcieli z nią pogadać, ale biedaczka jest w szoku. I słabo zna angielski. Nielegalna imigrantka z jakiegoś kraju slowiańskiego. Bałkanii czy innych Zjednoczonych Emiratów Bałtyckich. Może nawet z Wszechpolski.
Po kilku chwilach Shay również opuścił dom, był nieco blady i jakoś niepewnie stawiał kroki. Oparł się o ścianę, spojrzał na Ruiz oraz Trissketa i pokręcił głową.
- Złe wieści - powiedział - Nie nawiązałem kontaktu, te dusze... - Zrobił krótką pauzę. - Ich tam nie ma. Coś je pożarło, rozerwało, zostały strzępy. Wygląda jak robota jakiegoś demona i to nie zwykłego szeregowca. Gość jest teraz w naszym świecie.
- Bardziej boga - stwierdziła poważnie. Obcasem przydeptała rzucony na ziemię niedopałek. - Cholerni idioci. Powinni zacząć od brania się za bary z czymś mniejszego kalibru.
Ehh, a miał nadzieję że to będzie prosta sprawa. Owszem druidów zaszlachtowano ostro, ale gdyby była to robota gniazda, łaków czy nawet czegoś gorszego i agresywniejszego, to można byłoby podejść jak do policyjnej roboty. A teraz znowu demony, dawni bogowie... W takich momentach nieodmiennie miał ochotę na coś mocniejszego.
Podrapał się po głowie i w końcu mruknął do mundurowego.
- Zdjęć naróbcie. Szczególnie tych rysunków na ścianach. - Gary miał w zamiarze dokładne przyglądnięcie się doktrynie neopogan. Może to da im jakieś pojęcie kogo tu chcieli wywołać. - I krzyża.
Sam zaś zerknął na resztę
- Jak już tu jesteśmy powinniśmy spróbować pogadać ze sprzątaczką. Tak na wszelki wypadek.- Ruszył do pokoju, gdzie siedziała.
- Idźcie - odprawiła ich gestem śniadej dłoni. Uniosła obciążony obiektywem i lampami aparat.- Zajmę się w tym czasie dokumentacją. Póki jeszcze jestem w stanie to wytrzymać.
__________________ Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me |