Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2011, 20:17   #289
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Ja się o nią nie martwię... - mruknęła Cerre, bardziej do siebie, odnośnie Cristin. Wkrótce rudowłosa kapłanka zniknęła. Rogata i tak wiedziała, że kapłanka o niej zapomni i będzie ją mieć w poważaniu. Tak jak i reszta udanej drużyny, która czekała tylko na potknięcie się kogoś z kompanów. Cerre najbardziej martwiła się o Draco, a nie o irytującego Bareda, Anterię napaloną do rzezi wszystkiego co żyje i się rusza, czy też nieobliczalnego Cogito. W końcu smoczuś został z bandą popaprańców.

Kiedy tylko Cerre ujrzała salę, myślała, że na progu pokoju padnie... nie, bynajmniej nie z zachwytu. Chyba wydawał się jej na obecną chwilę trochę za słodki. Cerre najwyraźniej preferowała bardziej szorstkie klimaty albo nie spodziewała się takiego romantyzmu po mężczyznach.
Całą paradoksalną gorycz miejsca i sytuacji dopełniła... słodycz wina i przyjemny zapach, pewnie z kadzideł. Najwyraźniej mag przygotował się na drugą część umowy, wiedział, że ją ugra. I się bynajmniej... nie pomylił. W końcu na siedem partii wygrał akurat pięć.
Ciężko było w tym momencie łamać taką umowę. Facet chciał najwyraźniej nie tylko sobie udogodnić, ale także gościowi. Wszak mag, z tego co wcześniej powiedział, nie miewał tak często gości na tym planie.

Odnośnie o podobanie się, Cerre jedynie skinęła głową. Nie była w stanie z siebie wydobyć ani słowa. Grzeczność wymagała lekkiego łgania - jak Zaker mógł sobie w każdej chwili swobodnie pogrzebać w jej myślach, to jak mogła się czuć swobodnie? Była tutaj raczej zaszczuta, jak pies. Już wolała chyba siedzieć w surowej celi w Gistrzycach niż w tym pokoju z czarodziejem, grzebaczem w głowach.

Wino i jeszcze ta droga Cerre... Warta niewiele więcej jak pięć sztuk złota. Jaka droga, skąd ta droga?
- Ale... że co chciałbyś o mnie wiedzieć...? - spytała bardzo niepewnie.
- Wszystko, co zechcesz mi o sobie opowiedzieć. - mag wziął łyk wina. - Na przykład co robisz w tym miejscu?
Hah, to nie łaska już w głowie pogrzebać - pomyślała z przekąsem Cerre. Może to i lepiej, ale jak skłamie, to pewnie mag i tak to wyczuje. Albo zauważy, albo jedno drugiego nie zaprzeczy. Jej telepatyczną rozmowę z pupilkiem mógł podsłuchać, ale nie może się sam dowiedzieć, po co ona tutaj przybyła? Nagle zabłysnął kulturą i taktem?
Problem polegał na tym, że Cerre nie miała ani największej ani najmniejszej ochoty opowiadać Zakerowi o sobie cokolwiek. W ogóle nie miała ochoty o sobie cokolwiek opowiadać Zakerowi.
Upiła nieco czerwonego, półwytrawnego wina, które nalał jej czarodziej, zresztą teraz na miłą odmianę przemienił się w młodego mężczyznę. Może i chciał osłodzić
- Raczej trafiłam tu przez przykry zbieg okoliczności...
- I tak sobie chodzisz po twierdzy? I... przeżyłaś?
- I tak sobie chodzę po twierdzy, nie mam mapy, żeby wiedzieć, gdzie co jest... A i tak zakładam, że pewnie nie miałaby sensu, bo widzę, że tutaj wszystko się zmienia. Ale jak widać... - wzruszyła ramionami. - Żyję...
- A wcześniej? Twoje życie sprzed tego tragicznego wypadku?
- Nic nadzwyczajnego. Chyba nawet lepiej, że mnie tam nie ma - upiła łyk wina. - Nienawidzę tamtego świata.
- A to czemu?
- To już moje prywatne sprawy... - Cerre wzruszyła ramionami i upiła nieco wina.
- A więc o czym chcesz porozmawiać? - Zaker spojrzał mniszce prosto w oczy.
- Mam pytanie, panie Zaker.
Dopiła resztę kielicha i dodała:
- Jest kwestia pewnego miecza z niebieskim ostrzem. Co to za wynalazek, bo o nim słyszałam.
- Jaki tam panie... - mruknął czarodziej pod nosem. - A miecz... cóż, mało precyzyjny opis. Ale rozumiem, że chodzi o bardzo konkretną broń. Niech pomyślę... Dawno temu, kiedy dopiero co przybyłem do tej twierdzy i ciekawiło mnie jeszcze co się znajduje na wyższych poziomach widziałem chyba jak jeden z Nieuchronnych ma przy sobie taki miecz, ale o zielonym ostrzu, więc... kto wie? Może mają też taki niebieski?
- To taka ogromna ta twierdza...? Kim są ci Nieuchronni?
- Nieuchronni... - Zaker wziął głęboki oddech. - Są strażnikami prawa, konstruktami. Tyle że tak jak golemy stoją i pilnują pewnych miejsc, Nieuchronni ścigają międzyplanarnych przestępców. W tym jednak wypadku... w tej twierdzy pełnią rolę golemów. Stoją i pilnują.
Cerre skinęła głową, poprosiła jeszcze o kieliszek wina. Nad czymś się zamyśliła. Czarodziej nalał jej trunku i milczał. Nie poganiał jej z jej rozmyśleniami.

Drużyna mogła wpaść w każdej chwili w opały... Nie, nie będzie się nimi przejmować ani o nich martwić. Oni jakoś nie kwapili się jej pomóc wydostać z więzienia w Gistrzycach, dlaczego ona będzie przychodzić akurat tym przychlastom z pomocą?

Czarodziej nalał jej trunku i milczał. Nie poganiał jej z jej rozmyśleniami.
- A może... opowiedziałbyś o sobie, Zakerze? Jakoś nic mi do głowy nie przychodzi, jak chodzi o moją historię. U mnie nic ciekawego...
- Jaa...? - czarodziej prawie się zakrztusił winem. - No cóż... moja historia chyba też nie jest zbyt ciekawa... najbardziej interesującym jej elementem był w sumie przypadek w wyniku którego trafiłem tutaj.
- Jaki to przypadek...? - łyknęła nieco wina.
- Aaa... - Zaker wahał się przez chwilę. - A co mi tam. Kiedy byłem jeszcze ledwo młodzieńcem, uczniem czarodzieja, zostałem wysłany do pewnego miejsca, gdzie magia była wyjątkowo aktywna i... eee... w sumie to nie pamiętam szczegółów. Miałem zebrać jakieś nasączone magią przedmioty, żeby mój mistrz mógł wykonać z nich różdżki, ale coś poszło bardzo nie tak i puf! Znalazłem się tutaj!
- Wyobrażasz to sobie? Żeby coś mogło pójść *aż tak* źle w czasie zbierania jakiegoś czegoś to mogłem być tylko ja! - zaśmiał się.
- Wyobrażam sobie, jak na przykład podczas podróży musisz akurat zderzyć się z armią demonów. Twoje zdarzenie też... - uśmiechnęła się lekko.
- Armią demonów? To był ten twój "przypadek"?
- Heh, znając moje szczęście, to do całości brakuje tylko doniczki z kwiatkami rzuconej z okna prosto na moją głowę... Ale tutaj dostałam się z drużyną raczej przez magiczny przedmiot...
- Ten miecz? - upewnił się Zaker. - Czemu na niego polujecie w ogóle?
- Heh, trudne pytanie... - Cerre jakby miała problemy nie z samą odpowiedzą na nie, ale z przekazaniem. - Bo mieliśmy zlecenie.
- Mieliście? Znaczy, że już nie macie?
- Nadal mamy...
- I na co komu taki miecz? - czarodziej zadał kolejne pytanie.
Mag szedł równo z Cerre, jeśli chodziło o picie. Bowiem także i on pił drugi kielich wina.
- Naszym... zleceniodacom...
- Taak...? - dopytywał się czarodziej z rosnącym zainteresowaniem.
- Mógłbyś mi nalać wina...?
- A tak, wybacz. - Cerre przysiągłaby, że po tylu kieliszkach butelka powinna być przynajmniej w połowie opróżniona, jednak ta uparcie nadal była pełna. Przy okazji Zaker dolał wina i sobie. - Więc co z tym mieczem?
- Właśnie... zleceniodawcy chcieli miecza z niebieskim ostrzem... - Cerre zaczęła pić trzeci kieliszek.
- Czyli nie wiecie do czego im to ostrze potrzebne? - czarodziej wyglądał na zawiedzionego.
- Do czegoś z pewnością... niezbyt dobrego... - Cerre coraz szybciej szło to tankowanie się winem.
- A...ha... To może porozmawiamy o czymś innym? - czarodziej znów dolał jej wina.
- Taaak... Skąd wytrzasnąłeś takie dobre wino?
- Spędziłem w tym miejscu *naprawdę* dużo czasu. - mrugnął jednym okiem. - Nie sądziłaś chyba, że ugoszczę cię jakimiś pospolitymi pomyjami?
- Trzydzieści lat to naprawdę dużo czasu... - Cerre chyba wcale nie spodziewała się, że mag ugości ją w taki sposób.
- A już na pewno wystarczająco dużo, żeby wytworzyć jakieś przyzwoite wino. - mag również wziął się za swój kielich. - I zgłębić arkana magii, ma się rozumieć.
- Czy istniałaby możliwość zmiany mojego wyglądu na stałe...?

- Naa... - magowi odbiło się nagle, przez co zawartość jego kielicha niemalże wylądowała na podłodze. - Przeprzaszam... ee... co chcesz w nim zmieniać?

- Bez rogów, chcę jakoś... ech, ładniej wyglądać... - Cerre dopijała trzeci kielich wina. Powoli zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością.
- Chcesz... ych... być człowiekiem? Czy dobrze rozumiem?
- Ta... Miałabym więcej świętego spokoju...
- To... da się zrobić. - mag pokiwał głową po chwili namysłu. - Ale teraz, dzisiaj?
- Nie... daj mi trochę czasu do namysłu...

Czarodziej westchnął jedynie i napił się wina.
- Stwierdziłam, że to nie za dobry pomysł z tak radykalną przemianą... ale... czy nie mógłbyś stworzyć takiego przedmiotu, który nakładałby na mnie iluzje...?
- Oczywiście, że mógłbym! - Zaker niemalże się oburzył. - Tyle, że to potrwa... możliwe że dłużej niż “prace” nad tym twoim tatuażem.
- Mogę zostać tutaj dłużej, jeśli zajdzie taka potrzeba. W sumie bardziej potrzebuję się pozbyć tego tatuażu... więc ten przedmiot można zostawić na później...
- Dobrze... jutro o tym porozmawiamy. - mag odłożył swój kielich na stolik i postawił jedną dłoń na nodze mniszki, drugą zaś zaczął sięgać jej pleców.
Cerre w międzyczasie poprosiła o czwarty kieliszek wina. Nie opierała się tym razem czarodziejowi - najwyraźniej stało się to za sprawą magicznych właściwości nieco większej ilości trunku.
Ręka Zakera, która kierowała się ku plecom Cerre, zdecydowała się jednak nalać jej więcej wina. Czarodziej jednocześnie przysunął swoją twarz bliżej jej.
- Czy mogę zaproponować ci masaż? - szepnął jej do ucha.
- Proszę... - zgodziła się, upijając wina.
Czarodziej usiadł za mniszką i na początek dotknął delikatnie jej barków, by po chwili nacisnąć na napięte mięśnie Cerre powodując tym ten wspaniały rodzaj lekkiego bólu, który przynosił wielką ulgę u diablęcia i przechylenie jej szyi w bok. Z postępem masowania mniszka rozluźniała się, w pewnej chwili z jej dłoni wymsknął się kielich - spadł na podłogę. Jednak Cerre nie musiała o to dbać - nie dbała o to. Pozwalała czarodziejowi na coraz większą swobodę w działaniu.
Jak się okazało, mag również o to nie dbał. Diablę poczuło wkrótce rozkoszną bezsilność - rozluźniły jej się nawet te mięśnie w karku i ramionach, o których dotąd nie miała pojęcia że są napięte. Nie czuła się tak błogo od... dawna. Po kilku chwilach do masażu przyłączyły się też usta Zakera, całując ją namiętnie w szyję i ucho. W ciągu następnych kilku chwil Zaker zaczął pozbawiać mniszkę odzienia - sama Cerre przeżywając przyjemności nie protestowała. Najwyraźniej sama mu się oddała, nie kwapiła się specjalnie, żeby mu czymkolwiek odwzajemniać.
Czarodziejowi jednak wydawało się to nie przeszkadzać - jego ręce przeniosły się z barków na piersi Cerre, które zaczął pieścić, nie przestając jednocześnie całowania. Druga część realizacji umowy między mniszką a magiem nadeszła takim... bardzo spontanicznym sposobem...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline