Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2011, 17:19   #120
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Obserwowanie Nikołaja przy pracy pozostawiało spory niesmak, szczególnie, gdy zabierał się za montowanie ludzkich granatów. Ani Colin ani też Tonny nie przerwali mu jednak tej radosnej zabawy. Po kilku chwilach Serb skończył i zmierzył Brytyjczyków wzrokiem.

- A Wy zróbcie mi kurwa przyjemność i zacznijcie myśleć - wypalił - Jeden, kurwa z drugim. Dobra? Jesteśmy w stanie wojny. Polują na nas. Więc się odgryzamy. Przykro mi, że ich znałeś Tonny, ale to nie zmienia faktu, że wpakowaliby nam kulki na rozkaz. Bo tak działa ten świat. Albo pakujesz kulkę albo wpakują ci. Nie złapaliście tego podczas służby? Nie głaszczemy się. Prujemy do siebie. A Ty Harlow - rzekł i wymierzył oskarżycielsko palec w pierś Colina - jeszcze raz odwalisz taki numer, a się rozstaniemy. To ja miałem ich na muszce, a przez twoje działanie dostałem, nasze źródło informacji nie żyje, miejscówkę mamy spaloną, a jakiś cholerny dealer czai się w mroku. Więc się kurwa do mnie nie odwracaj tylko tam mierz. Ufajmy sobie trochę, we własną ocenę sytuacji. Potem przyjdzie czas na ocenę czy drugi z nas robił dobrze czy źle. Myślałem, że w wojsku tego uczą ale widać nie.

- Coś taki kapryśny? Może gdybyś nie machał cały czas spluwą łatwiej byłoby mówić o zaufaniu. W wojsku tego uczą, ale ty nie wyglądasz na wojskowego - odgryzł się Anglik.

- Jasne, potrafię spojrzeć ofierze w oczy, a nie tylko naciskać spust do sylwetek. Nie wiedziałem, że to jest wymaganie co do zaufania. Zresztą co ja pieprze. Ja kapryśny? No tak, jak mogłem trzymać pod bronią pieprzonego człowieka Willsa i dealera. Na chwilę przez ciebie przestałem to oberwałem kulkę. Wiesz co? Wsadź te swoje zasady głęboko w dupę. Przez ciebie mamy przejebane - trwał przy swoim Serb, Colin pokręcił głową i przemilczał uwagę.

- A ja myślałem, że się dobrze bawiliście - wtrącił się jeszcze Tonny - Nikołaj, ja do ciebie jak do człowieka mówię. Zostaw ich w spokoju. Wystarczy, że ich rozwaliliście. Czy musicie ograbiać? Mało masz gnatów? Zaraz z wojownika staniesz się tragarzem. I nie pieprz mi, proszę, jak działa ten świat.

- A karabin masz? Coś z czego strzelisz na dwieście-trzysta metrów? Coś czym postawisz... Kurcze słowa mi zabrakło. Czym zasypiesz wroga kulami? A tak działa ten świat, że musimy zabijać SASów i agentów tego Waszego KGB. Więc zaminowanie trupów nam pomoże. Im już wszystko jedno, nam nie - rzekł, po kilku minutach dodał już jednak o wiele spokojniejszym tonem - Ale okey. Masz się przez to czuć Tonny lepiej to zabieram granat i zostawiam broń. I tak do otwartego boju stawać nie będziemy. Wynosimy się stąd?

- Wynosimy - potwierdził Harlow - Za chwilę możemy mieć większe towarzystwo, SAS nie działa w dwójkach. Bierzcie tego typka, nie mamy wiele czasu.

- Po chuj nam trup? - spytał Serb.

- Ten drugi, spieprzył gdy “przerwałem” Nikołajowi. Gdzieś tu musi być. - Colin miał oczywiście na myśli dealera, który nagle całkowicie zniknął im z oczu.

- I będziemy go teraz szukać? Rychło w czas. Spadamy.

- Dobra, w wozie streścisz nam o czym gadaliście.

Nikołaj pokręcił głową i rozpoczął kolejną zabawę, tym razem z kategorii rozminowywanie ludzkich granatów. Harlow w tym czasie schował swój pistolet i zbliżył się do wyjścia by w razie zjawienia się kolejnych gości, już nie dać się zaskoczyć.

- Widzę, że niezbyt nam plan wypalił. Trzeci jest unieszkodliwiony. Zastanawiam się tylko gdzie ten ochroniarz, bo nigdzie go nie widziałem. Nie ma sensu go szukać, to fakt, ale warto by wziąć pod uwagę to, że ktoś może nam strzelić w plecy - powiedział Tonny przyglądając się robocie Nikołaja, w łapach wciąż trzymał torbę.

- To jakiś staruszek, nas jest trzech. Ja bym bardziej się bał tego dealera co nam przez kogoś spieprzył. - Po raz kolejny Harlow przemilczał uwagę. - Co masz w torbie? Uprzęże czy remingtona?

- Uprzęże i czekany, karabinki. Druga została w samochodzie. Kontynuujemy wyprawę czy nie? - spytał Tonny.

- Nie. Zaraz tu się zaroi od glin, komandosów i innego syfu. Trzeba zwiewać. Mam pewien pomysł, ale to nie tutaj - oznajmił Serb.

- Tym razem Nikołaj ma rację, zabierajmy się stąd - poparł poprzednika Colin

W końcu wytoczyli się z metra, broń ukryli, choć i tak mogli wyglądać podejrzanie. Rozglądali się spokojnie, lecz póki co nie zauważyli nic niepokojącego, nigdzie nie widać było również samochodu należącego do oddziału SAS. Wskoczyli więc do auta, Radović z tyłu wraz z Colinem, Tonny lekko nacisnął gaz i powoli odjechali.

- Dobra. Miejscówka jest spalona. Pozostaje Polska. Kanał La Manche albo porwanie jakiegoś statku. Może prywatnego jachtu? Co wy na to? - spytał Serb.

- Oba rozwiązania są niebezpieczne, ale wydaje mi się, że wybranie English Channel może okazać się gorsze w skutkach - stwierdził Harlow.

- Plusem jest to, że chyba nie myślą, że zwiejemy za granicę. Zresztą nie pierdol, a mnie opatrz. Znowu...

- Myślą czy nie myślą - nie ważne. Wątpię by nie zabezpieczyli się jakoś na taką okoliczność. - Harlow zabrał się za oglądanie rany Nikołaja, umiejętność pierwszej pomocy zapewne przyda się im jeszcze nie raz w ciągu ich podróży. - I tak musimy zaryzykować.

- Jasne, ale na pewno bardziej obstawili same miasto. Więc trzeba się szybko wynieść i z jakiejś dziury porwać łódź - rzekł Radović, a Tonny mu przytaknął, najwyraźniej plan mu się spodobał.

- Brzmi rozsądnie - powiedział Harlow - Będziemy musieli też zmusić do pomocy kilka osób, chyba, że któryś z was zna się na żeglowaniu.

- Już to chyba przerabialiśmy. Pomachamy klamką, na zwykłych kolesi to wystarczy, a lotniskowca chyba nie porwiemy.

Colin spojrzał na niego ponuro i chyba nawet umyślnie zbyt mocno nacisnął na ranę. Metody Nikołaja... Opuszczenie Londynu wcale nie było tak trudne jak się spodziewali. Na ulicach nie było jednak spokojnie, widzieli sporo czarnych samochodów i policyjnych radiowozów. Jeden z nich nawet minął ich na sygnale, lecz popędził całkowicie w inną stronę. Być może odzywała się u nich paranoja i dostrzegali wszędzie zagrożenia. Być może Londyn rzeczywiście rzucał przeciwko nim swe siły. Wreszcie wydostali się z granic miasta, Tonny zaproponował by jechali w dzień, podczas większego ruchu by w ten sposób zmniejszyć ryzyko zatrzymania. Na jakiejś stacji benzynowej kupili kilka potrzebnych rzeczy, a dzięki sąsiedztwu McDonalds, nie musieli narzekać. Parę piw, frytki i hamburger - prawie jak zwykły wieczór przed telewizorem, wystarczyło by chociaż na moment mogli odetchnąć. Spali w samochodzie.

Rano byli już w gorszych humorach, spanie w aucie nie należy do najprzyjemniejszych, a już na pewno najwygodniejszych. To jednak musiało zejść na drugi plan, gdyż najważniejsze teraz było porwanie czegoś, dzięki czemu mogliby dostać się do Polski. Harlow zaproponował by udali się do Tilbury, był tam port, a samo miasto znajdowało się poza Londynem.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline