Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2011, 20:11   #25
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
'Zapp' Sanders

Wiadomość do Joe'a poszła w eter, pozostało tylko wyjść na poziom ulic i poczekać na niego ze dwa kwadranse. Po wyjściu z pirackiej kliniki Ping'a natrafiłeś jednak na mur ludzi- szaraki, pozerzy, zbiry- wszystko i nic zarazem. Skojarzenie z tętniącym życiem mrowiskiem byłoby na miejscu, choć w przeciwności do mrówek tutaj niewielu kalało sobie ręce uczciwą, ciężką pracą. Przeciskają się jeden przez drugiego, od stoiska do stoiska, przymierzając łachy, oglądając spluwy, plotkując, kradnąc, onanizując, żrąc- żeby nie powiedzieć 'jeść', ćpając, rechocząc...

Trzask i deszcz szkła przerwał wyliczankę.
Przez częściowo jeszcze przeszklony dach starej galerii handlowej z zawisłych nad oknami policyjnych AV desantowali się jeden za drugim oficerzy jednostek specjalnych. Tłum sam się pod nimi rozstępował. Schowani za nowoczesnymi maskami, opancerzeni w solidne moduły, uzbrojeni w karabiny typu NBSP Militech'u i UPM'y Beretty. W kilka chwil około dziesięciu było już na ziemi dyrygując przerażonym szarym obywatelom i grymaszącym bandziorom szukającym tylko okazji. Sprawnie zablokowali przejścia nad peronami.


Przezornie ustawiłeś niespodziankę na później w rozsądnęj od kliniki Zao odległości. Pasek plastiku z zapalnikiem na 75 sekund przylgnął do ściany blisko wlotu do tunelu. Zdecydowanie ruszyłeś w strone wyjscia. Samo przeciskanie się przez tłum przyprawiało o zadyszkę, jesteś też niemal pewien, że ze dwa razy ktoś Cię opluł nie szczędząc przy tym 'czatkurew' i 'vechujów' (*v.e.- virtual extended) jeszcze długo idących Twoim śladem krok w krok.
Nad głowami zakupowiczów widzisz, że klasycznym wejściem -tj. szerokimi schodami metra- wlewa się druga fala glin. Zwykłych 'krawężników' z PS-O i semi-automatycznymi Coltami. Wyposażeni w aparaturę identyfikującą siatkówkę, odciski i filtr genetyczny wzięli się za łapankę. Niekoniecznie szukali kogoś konkretnego- mogli po prostu nabijać statystyki przed nadchodzącymi wyborami na władze miasta. Mogło też być odwrotnie. Nie trzeba było długo czekać na odgłosy strzelaniny- gdzieś po drugiej stronie torowisk. Gliniarze skupili się na opornych klientach galerii. Wtedy do werbli miasta dołączył bas eksplozji ustawionego wcześniej plastiku. Większość gliniarzy łyknęła wabik, część wciąż bawiła się z nazbyt gorliwymi sprzedawcami cudzych dóbr niechcących rozstać się z intratnym towarem. Wyjścia były niemal czyste i niemal w zasięgu. Niemal...

-
Nikt nie opuszcza perymetru.., proszę pokazać jakieś dokumenty. -mundurowy wyrósł jak spod ziemi, błysnął Ci blachą w twarz trzymając drugą rękę na kaburze Colta.

Widać był z tych, którzy czuli co w człowieku siedzi, bo rozejrzał się szukając potencjalnego wsparcia i kogoś kto mógłby potwierdzić Twoją tożsamość.
Nie wyglądał na skurwiela- po prostu wykonywał swoją robotę. Rozwiązanie konfliktu interesów przypadło Tobie, szybko.


'Scar' Rittenberg


Samochód zgasł cichutko w jednej z leśnych ścieżek kilkaset metrów przed farmą. Na tyle głęboko, by nie było go widać z drogi, ale też tak, by nie trzeba wzywać lawety żeby z niej wyjechać. Sygnał wiadomości od Pi szedł jeszcze przez interfejs samochodu.


SPRAWDZIŁAM TEGO POLAKA, TO FIXER-PŁOTKA LAWIRUJĄCY MIĘDZY DWOMA GANGAMI Z OKOLICY IPSEN, HANDLUJE BRONIĄ I SPRZĘTEM NA DROBNĄ SKALĘ, PODOBNO OSTATNIO DOSTAŁ WIĘKSZĄ DOSTAWĘ ŁADNYCH ZABAWEK, ALE ŚLAD ZNIKA NA INNYM PLANKTONIE. TYLE MOGE DLA CIEBIE ZROBIĆ, UWAŻAJ NA REKINY.


Pozostanie 'incognito' oznaczało spacer przez las. Dobre pół godziny zajęło Ci przebycie tego dystansu na przejał i piechotą, dostarczyło kilku nowych siniaków, ale dotarłeś do celu i nikt nie zauważył Twojego przybycia. Stojąc na skraju linii lasu podwórko przed domem masz po lewej. Od ściany domu ciągnie się wysoko, kolczaste ogrodzenie. Za nim komórka i szklarnia. Po lewej podniszczony magazyn zbożowy. Tam skierowałeś pierwsze kroki. Ostrożnie przecięłeś drogę znowu nieco oddalając się od domu, przedarłeś się przez chaszcze. Wejścia były dwa- frontalne, szerokie wrota oraz schody na poddasze szerokości sporych drzwi. Stojąc przy rancie starej stodoły widzisz, że w domu coś się ruszyło. Zasłonki zafalowały. Żyły momentalnie spuchły Ci od pompowanej w szaleńczym tempie krwi- widzieli Cię! W szklarni rozbłysły lampy, a gdzieś nad sobą słyszysz charakterystyczny radiowy pisk i przerywane zakłóceniami:


-
..odjechał.., kod zielony..., do roboty... - głos przybierał na sile i przygasał.

-
Pierdolona taniocha jebanego gnojka... - syknął ktoś w oknie poddasza magazynu, a walkie-talkie z furkotem przeleciało podwórze i roztrzaskało na drobne kawałeczki o jeden z pordzewiałych pługów rolniczych.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline