Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2011, 20:34   #135
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Solomon i wszyscy, którzy nie mieli wymaganych umiejętności, musieli czekać aż operacja się zakończy. Nie trwała zbyt długo, ale nie zmieniało to faktu, iż martwił się o życie Mirandy. Sam doktor nie zaszczycił ich zbyt złożoną wypowiedzią, stwierdził jedynie, iż nie powinna się ruszać i że zajrzy rano. Nic odkrywczego i tak pewnie by kogoś po niego posłali. Colthrust postanowił zatrzymać mężczyznę i wyciągnąć z niego chociaż kilka informacji.

- To tyle? - rzekł do niego Solomon zaniepokojonym głosem - Nie powinniśmy przewieźć jej do szpitala? - Spojrzał na Mirandę, nie ufał doktorowi i choć kobieta rzeczywiście wyglądała lepiej, zapewne zrobił wszystko by uratować jej życie, wciąż miał wrażenie, iż jest z nim coś nie tak. Teraz jednak nie chciał ciągnąć tematu. - Doktorze?

- Najbliższy szpital jest na kontynencie, w Bangor - oznajmił lekarz - Przy tej pogodzie to wielkie ryzyko. A poza tym nadchodzi noc. Ja zrobiłem wszystko, co w mojej mocy.

- Jakie więc ma szanse?
- spytał dla pewności.

- Jest młoda, silna, a kula nie uszkodziła nic ważnego na tyle, by być wyrokiem - powiedział doktor i wzruszył ramionami jakby sam nie wiedział co jeszcze może dodać - Musi przebywać w ciepłym i suchym miejscu i mieć regularnie zmieniane opatrunki.

- W porządku -
powiedział Solomon i skinął głową - W takim razie nie zatrzymuję.

- Niech pan na siebie uważa
- dodała jeszcze Samantha. - To miejsce nie jest ostatnio zbyt bezpieczne...

Niedługo później zjawił się wielebny Malcolm wraz z trzymającym go na muszce Duffrisem, który tym chyba wreszcie udowodnił, że można na niego stawiać, nawet jeśli nie mogą się dogadać. Solomon zaś chętnie dałby księdzu lekcję boksu, a może i pokazał jaki los spotykał Niemców, którzy nie chcieli wskazywać na mapie pozycji swoich snajperów. Z pewnością od razu wymierzył by mu sierpowego, gdyby nie fakt, że Samatha wcześniej nie wspomniała o kilku sprawach. Teraz choć roznosiło go, nie miał zamiaru go tknąć, z pewnością bardziej przyda im się żywy.

- Przeczekajmy noc w kościele - rzekł Walker - Już raz zostaliśmy uratowani tam. Nasz mistyczny Opiekun, kimkolwiek jest czuwa nad nami. Z rana pojedźmy do Bar Harbor. W kościele przesłuchamy Malcolma, choć nie wierzę, że cokolwiek się od niego dowiemy. Jest manipulowany. W świątyni łatwiej jest też się bronić przed atakiem.

Solomon nie był przekonany do tego pomysłu, splugawiony kościół mógł w sobie kryć coś złego, czyhającego na ich życie. Z drugiej strony rzeczywiście łatwiej byłoby się tam bronić, a i nadużywanie gościnności Reda nie było dobrym pomysłem. Poza tym mieli jeszcze coś do załatwienia na plebanii, obraz wciąż tam na nich czekał, a bez niego nie powinni się nigdzie ruszać.

- A nie pomyślał pan o tym, że może nie chciał byście zostali złożeni w ofierze jego wrogowi, bo ma w stosunku do nas zupełnie inne plany? - powiedziała niepewnie Samatha wyrywając Solomona z rozmyślań.

- Na przykład takie, żebyśmy odprawili rytuał i otworzyli bramę? - spytał ponurym głosem James, rozważania zaczęły dotykać bardzo niepokojącego zagadnienia.

- Właśnie - przytaknęła nie zbyt głośno aktorka po czym ukryła twarz w dłoniach

- W nocy tego nie zrobimy. Warto go wysłuchać. - Walker głową pokazał na wielebnego. - A decyzję podejmiemy jak zbierzemy obrazy i więcej informacji.

- Wiele się nie dowiecie. Podejrzewał was o wywołanie Ciemności. Dlatego pewnie chciał was poświęcić swojemu... aniołowi -
dodał Duffris.

Aniołowi? Co też ten Malcolm sobie wymyślił? Zaprawdę nisko upadł ten ksiądz, o ile kiedykolwiek kimś takim w istocie był. Od Trójcy do demonów, pradawnych, pogańskich bożków, dziwnych rytuałów, ofiar z ludzi. Zastraszył swoimi działaniami całą lokalną społeczność i co gorsza nie wielu chociaż spróbowało mu się sprzeciwić. Starsza kobieta utrzymywała co prawda, iż są niegroźni, czy jednak w żaden sposób nie zareagowali na dziwną odmianę w ich zachowaniu? Woleli po prostu siedzieć w domu? W ten sposób sami również przyczynili się do rozwoju tego całego zamieszania. Teraz mają już powód do ryglowania drzwi. Cóż, to jednak już ich problem. Póki co musiał się skupić na dotarciu do Bar, a wcześniej dopilnowaniu by nikomu się nic nie stało podczas odzyskiwania obrazu i odpoczynku.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline