Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2011, 21:21   #13
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Część 1

Zima nie zawsze wiązała się z samymi przyjemnościami i pięknem. Jedni zachwycali się płatkami śniegu, drudzy narzekali na potłuczone tyłki na lodzie, trzeci narzekali na mróz, inni modlili się do bogów o szybsze nadejście wiosny. Cerre należała w tym przypadku zdecydowanie do trzeciej kategorii - przyroda ją wcale dogłębnie nie wzruszała, na lodzie nigdy niczego sobie nie potłukła, zaś co do wiosny - wszystko w życiu ma swój czas.

Noc szybko zastała i jejmość musiała gdzieś przenocować. Nie była psem, żeby w byle zabitej budzie przesypiać, ale nie była także jaśniepanią, żeby jej do snu trzeba było przygotowywać jedwabie i inne luksusowe śmietki. Pierwsza do odstrzału poszła tawerna “U uśmiechniętego Satyra Sorlara” - Cerre przygotowana na możliwie wszelkie niespodzianki odwiedziła ją z cichą nadzieją, że zagrzeje tu miejsca na choćby jedną noc, ale ta jakże płonna nadzieja się prędko rozwiała, kiedy jaśnie Sorlar próbował uwieść mniszkę - czy raczej popisać się przed nią - grą na piszczadle, a jej umysł przełączyć do trybu awaryjnego “Uwaga, niebezpieczeństwo” i dodatkowo zirytować nieco zmęczoną mniszkę. Tak oto magiczną mocą kopa z półobrotu jejmość sprawiła, że Uśmiechnięty Sorlar stał się Szczerbatym Sorlarem, przy czym ostatecznie i nieodwołalnie zrezygnowała z usług tego przybytku.

Nadszedł czas, by złożyć wizytę w "Tańczącym Koźle".
Pan karczmarz był z kolei przeciwieństwem poprzedniego gospodarza - co prawda przystojnością nie grzeszył, ale póki co nie palił się do podrywów pani, której kaptur zasłaniał większość twarzy - jedyne, co mógł dostrzec u niej pan Savage, to pasma ognistorudych, falowanych włosów oraz pomarańczowe, lekko połyskujące oczy.

Wieczór mógł zapowiadać się na spokojny - ale jak później się okazało, nadzieja na tym polu okazała się płonna, zresztą Cerre i tak uważała, że to było za piękne, żeby mogło trwać długo.

Cerre oczekiwała więc przy jednym ze stolików na jadło, leniwie(?) rozglądając się po gospodzie. Na krótką chwilę jej uwagę zwrócił kotopodobny humanoid, siedzący parę stolików dalej, oraz mała, podchodząca właśnie do niego dziewczynka, szybko jednak coś innego przykuło jej pełną uwagę.
- Te, ściągnij no ten kaptur! - Rozległ się chrapliwy głos, a przy jej stoliku pojawiło się dwóch ciężkozbrojnych dryblasów.




Cerre równie leniwie spojrzała na dwójkę przerosłych osłów. Zresztą co znowu jacyś ludzie od niej chcą. Co koło niej tak stoją? Czekają na łomot, nudzi im się i nie mają co robić? Nie mają kogo lepszego się poczepiać? A czemu nie pójdą sobie do tego kotołaka, na przykład żeby się nadmiernie nie lenił i nie zanieczyszczał siedziby kłakami, tylko akurat do niej? Cóż, na te pytania nie pozostało wiele czasu. Pan karczmarz miał robotę, Cerre miała kłopoty, panowie mieli ochotę na wpierdol...
- Po co? - spokojnie odparła, spoglądając na właściciela chrapliwego głosu.
- Bo chcemy zobaczyć twoją gębę? - Warknął zaciskając pięści.
Cerre westchnęła z politowaniem, zerkając na agresywnego głąba.
- Jesteś tak żałosny i głupi, że nie potrafisz się powstrzymać z agresją i chęcią szukania zaczepki? Jak tak, to zjeżdżaj na drzewo i prostuj banany, małpi ryju. Rozmowa z tobą to dla mnie strata czasu.
- Drugi raz nie powiemy - Odparł jego towarzysz, zgrzytając przy okazji zębami.

Cwaniara kontra cwaniaczki. Ciekawe, że takie chojraki, że jeszcze musiały akurat na kobietę trafić. Cóż, Cerre mimo wszystko nie zmieniła zdania na ich temat, ale rozjuszanie tych agresywnych typów było nie na miejscu, z drugiej strony postanowiła definitywnie zakończyć tą marnotrawną dyskusję - nic nie wnosiła, Cerre irytowała, jakże-"miłych" gości wkurzała. Zresztą przynajmniej nie będzie miała sobie do zarzucenia niczego, jak nie będzie się wdawać w dalsze pogaduszki z panami. Nie odzywała się do nich.

Kiedy jednak mniszka wstała, panowie już przygotowali się najwyraźniej na jakąś bijatykę, bo już zaczynali dobywać swoich orężów. Niedobry wieczór, niedobry... Kolejne kłopoty. W dodatku ta sytuacja z bijatyką była jakimś chorym żartem ze strony tych, tfu, pożal się bogów. Cerre, nie mogąc skorzystać z jednego prostego wyjścia, musiała skorzystać z innego, niestety znacznie trudniejszego wyjścia i albo napatoczyć się na mniej uzbrojonego cwaniaczka po drugiej stronie stołu, albo prać się z blaszakiem, co mogło się przy odrobinie szczęścia skończyć najwyżej tragicznie. Z drugiej jednak strony tego drugiego można byłoby okładać, czym się dało, a najlepiej w łeb. Jakkolwiek, do lady było jakieś pięć kroków od żelaznego człowieka - problem w tym, że z krótszą drogą szło większe zagrożenie - dosłownie szło. Cerre postanowiła potężnym kopem z półobrotu powalić gościa w pancerzu, najlepiej prosto w brzuch, żeby się przewrócił, żeby zyskać na czasie w czasie biegu w kierunku kontuaru, kiedy będzie się podnosił. Choć tutaj musiała ponieść znaczne, bardzo znaczne ryzyko. Wszak gość bez broni nie śmiał przyjść.
Cerre poderwała się energicznie z ławy, przy okazji ją przewracając. Narobiła przy tym nieco rabanu, sam dźwięk upadanej ławy jednak nie przyciągnął spojrzeń okolicznych gości, ci już od dawna śledzili sytuację, obserwując nieco nietypową scenę w przybytku Wulfgara... co do samego zaś właściciela "Kozła", ten w końcu zauważył, iż dzieje się coś "nie tak" na sali, był jednak oddalony o jakieś dziesięć kroków.
Burda ! Najprawdziwsza burda w jego lokalu ! "Niedoczekanie wasze" pomyślał po czym zawył jak raniony tur :
HOLA PANOWIE ! - na jego głos aż zadrżały kufle - Co to za zwada pod moim dachem ?!
Nikt z trójki "awanturujących się" jednak nie zwrócił na niego uwagi. Akcja bowiem rozegrała się niezwykle szybko. Mniszka wykonała zręczny kop, mający na celu podwinięcie od boku nogi ciężkozbrojnego, efektem czego typ miał legnąć na podłodze. I... i jej się udało. Ciężkozbrojny stracił równowagę, po czym grzmotnął z hukiem o posadzkę. Jego towarzysz zareagował jednak równie błyskawicznie, doskakując do Mniszki ze swym mieczem znajdującym się już w dłoni. Ciął nim Cerre prosto w... twarz, w ostatniej chwili zmieniając jednak ułożenie ostrza. Zamiast więc ukośnie rozciąć jej głowę na dwie części, otrzymała ona wyjątkowo solidnego "klapsa" płazem po twarzy (był krytyk!!), przez co z jej nosa pociekła krew...
A niech to szlag z tym pierwszym, niech idzie do diabła i inne cholerstwa, ale Cerre nie zamierzała lamentować czy dramatyzować, choć bolało niemiłosiernie. Ale doszła jeszcze jedna kwestia - bowiem żelaziak zaczynał wstawać. Mniszka postanowiła jakoś niedogodności wytrzymać, bo czym odezwała się do karczmarza, który wcześniej coś wykrzykiwał, ale czego to już nie pamiętała, nie słuchała go. Ale teraz był i póki była okazja, to trzeba było korzystać z drobnej pomocy.
- Ci panowie mnie napastują! - odezwała się do niego. Cofnęła się do tyłu i postanowiła solidnie ogłuszyć powstającego blaszaka potężnym kopniakiem, tym razem prosto w głowę.
Charakterna kobitka, nie ma co... - pomyślał karczmarz, klnąc pod nosem na pełen kłopotów wieczór. O dolo niewdzięczna, na tym świecie to już chyba tylko sami złodzieje i hulaki.
- Gałgany jedne ! - huknął Savage na dwóch rozrabiaków jednocześnie wyciągając zawiniątko w skórkach zza wypolerowanej lady. - Na kobietę napadać ?! Jak wam nie wstyd wy psie krwie naruszać spokój tego domu ?
Goście już od dłuższej chwili podrywali się z miejsc, wiejąc co sił z gospody, przewracano ławy, rozlewano jadło i potrawy, klnięto pod nosami... Wandahana pochwyciła małą Neriss, po czym migiem pomknęła do kuchni. Słowa Wulfgara zaś nie wywarły na obu mięśniakach wrażenia. A przynajmniej na jednym z nich, drugi bowiem był zajęty kobietą mającą zamiar sprzedać jemu kopniaka.
- Nie twój interes! - Odwarknął do karczmarza ten wymalowany - To się nie wpierdalaj!.

W tym też czasie Cerre wymierzyła okiem w opancerzony łeb oprycha, po czym wzięła potężny, naprawdę potężny zamach nogą, mając zamiar przygrzmocić kopem w ten zakuty łeb. Przygotowanie potężnego kopniaka, zamach nogi i... pudło jak szlag!. Wykonywała bowiem wszystko zbyt długo, przez co przeciwnik zdążył zareagować, i uchylić się przed jej butem. Skupiła jednak całą swą uwagę właśnie na nim, a jego towarzysz stał tylko o krok od niej...
- Leżącego kopiesz?! - Wrzasnął, po czym zdzielił ją swoją drewnianą tarczą w jej lewy bark, co zabolało...
I kto tu mówi o kopaniu leżącego? Co on nagle, do diabła, zaczął mówić o kopaniu leżącego?! A jak bije kobietę, to jest zasrany święty od siedmiu boleści?! Cerre nie zamierzała się cackać. Odeszła od zakutej pały do wymalowanego pajaca, żeby mu oszpecić i tak paskudnego ryja. I to bez litości, i bez zbędnego gadania do chamidła. Prawym sierpowym i w ryj!
Cios dosięgnął celu, i nos "wymalowanego" głośno chrupnął przy akompaniamencie walącej w niego pięści Mniszki. Barczystym typem lekko zarzuciło, i przez chwilę pokręcił głową, następnie jednak spojrzał z narastającą furią na zakrwawionej gębie na Cerre. Wydarł się na całe gardło, a w jego oczach pojawiło się istne szaleństwo, z ust zaś pociekła piana.
- Raaaaaaaaaaaaaaarrrrrrrgggggggggghhhhh!! - Rozdarł się, nacierając na Mniszkę, i tnąc szaleńczo mieczem, co nieco ją zaskoczyło. Nie spodziewała się takiej siły, i szybkości. Próbowała jakoś uskoczyć przed mieczem, lub zablokować ostrze karwaszami. Za pierwszym razem jej się udało, typ jednak wywijał wśród swych wrzasków mieczem niczym najprawdziwszy berserker, i niestety drugi, oraz trzeci cios, dosięgnęły ciała Cerre. Efektem czego - i chyba najwyraźniej pecha - jej lewa ręka została aż dwa razy poważnie rozcięta wzdłuż całej jej długości, co owocowało dwoma porządnymi krwotokami, oraz tryskającą na podłogę krwią.
Rozpalony gniewem do białości właściciel gospody, szarpnął swoim podłużnym zawiniątkiem odrzucając precz osłaniające zawartość skóry. Oczom zebranych w sali ukazał się miecz. Nie było to zwykłe krótkie ostrze jakie nosili paniczykowie, nie był to pałasz jakich pełno wśród mieszczan dla dodania sobie powagi i majestatu. Ostrze w dłoniach rozsierdzonego Wulframa okazało się być potężnym oburęcznym mieczem który wprost zdawał się rozpływać w wprawionych rękach właciciela.
- Wy kozojeby ! A solidnego wpierdolu nie chcecie ? Popróbujcie sił z równym na ubitej ziemi jak na chłopów z jajcami przystało. Jeden na jednego chcecie stawać synkowie ?! Gadać a migiem bo straż zawołam jak wam niestarczy fantazji kawalerskiej do uczciwej bitki ! - Groźnie łypnął swym okiem to na jednego to na drugiego, jednocześnie raźnie idąc w ich kierunku.
- Już ci gadał karczmarzu - Podniósł się ciężko opancerzony - - Nie wpierdalaj się między wódkę i zakąskę. Chcieliśmy tylko zobaczyć jej cholerną twarz pod kapturem, ona wyprowadziła pierwsza cios. Jeśli jednak chcesz... - Pokiwał do niego dłonią, zapraszając do walki, po czym chwycił mocno obiema rękami swój wielki topór.
- Jak ci zaraz pierdolnę to w locie z głodu zdechniesz ! - fuknął rozeźlony jednooki karczmarz, po czym ruszył by najwyraźniej groźbę swą spełnić unosząc swój miecz do ataku.

To się koleś wkurwił i to porządnie. To zwiastowało kłopoty jeszcze gorsze niż... nie miała czasu na rozmyślanie. Koleś musiał mieć obity ryj, tak, żeby nie mógł tak drzeć mordy, i to najlepiej przy prędkości kilka ciosów na sekundę. Albo... jakoś tak podobnie. Przy okazji przydałby się jeden porządny kop w brzuch, żeby ten poleciał na swego kamrata, na tą zakutą pałę.
Pierwszy cios, wyprowadzony z prędkością skaczącej do walki pumy, przeniknął obronę "wymalowanego", unikając zarówno jego miecza jak i tarczy, po czym pięść grzmotnęła go w brzuch, aż wywalił na moment gały(był krytyk!), pozostała seria, okazała się jednak fatalna. Cerre dwa razy przygrzmociła zranioną ręką w tarczę, przez co jej ciało przeszła fala bólu, ostatni sierpowy zaś okazał się kompletnym pudłem.
- Suuuuukooooo!! - Ryknął osiłek, przechodząc do kontry, i w trakcie kolejnych młyńców wykonując dwa kroki w lewo, obchodząc Mniszkę. Ta jednak, mimo coraz bardziej narastającego bólu rannej ręki, wyjątkowo zręcznie uchylała się przed jego mieczem. Z ręki zaś ciekło coraz więcej krwi.
W tym też czasie Wulfram dopadł zakutego w stal przeciwnika, tnąc znad głowy. Wielki miecz, opadając na gardę z trzymanego oburącz topora, ześliznął się po nim, tnąc przeciwnika po biodrze, i paląc go dodatkowo kwasem. "Blaszak" jednak nawet nie pisnął.
- A więc ten scyzoryk nie tylko do dekoracji... - Burknął przeciwnik, po czym wziął zamach toporzyskiem od boku, co na szczęście Wulfram zblokował własnym orężem, aż posypały się iskry. Przy okazji musiał szczerze stwierdzić, że bydlę było silne... topór zaś jednak zatoczył półokrąg, opadając po raz kolejny. Tym razem garda była już mniej skuteczna, i toporzysko drasnęło rękę karczmarza, po chwili z kolei, niemal wbiło się w jego bark. Własny miecz jednak choć odrobinę sparował oręż wroga.
Narastający ból w ręce był znakiem, że należało się przestawić na inny tryb walki. Pięści trzeba było zaoszczędzić. Ale pozostał jeszcze spory oręż w rękach - wiedziała, że jeśli się go nie pozbędzie, to matoł ją potnie na kawałki. I jeszcze ta krew... Jegomość popadł w furię, za wszelką cenę chciał już się pozbyć przeciwniczki. I vice versa - teraz trzeba było mu solidnie przykopać...
Dawne czasy nagle przypomniały o sobie. Po latach w trakcie których nie musiał zabijać wydawało mu się że już nie potrafi wyzwolić w sobie tej mocy. To było jednak jak z pływaniem, wystarczyło kilka ruchów a już znów łomotał mieczem z lewa na prawo jakby od ostatniej bitwy nie minął nawet dzień. Aż zadrżał z przyjemności jaką dawała mu właśnie pompująca w żyłach krew. Ryknął więc na całe gardło i ruszył przed siebie stawiając sobie za cel zniszczenie broni przeciwnika.

Wulfram wybrał za cel broń ciężko opancerzonego wroga, biorąc zamach swym wielkim mieczem, i przywalił w metalowe stylisko topora. Posypały się iskry, broń zadrżała w rękach przeciwnika... nic więcej jednak się nie stało. Mężczyzna wyprowadził więc szybko kolejny raz, który został jednak zbity toporzyskiem, a po wykonaniu obrotu i przykucnięciu, ciął "blaszaka" po prawej nodze. Zgrzytnęły części pancerza, zaskwierczał kwas, polała się krew. Wrogi wojak cicho warknął... i wyprowadził pchnięcie nasadą topora w nogę Wulframa. Następnie podciągnął oręż w górę, raniąc karczmarza po brodzie, niemal wyrywając mu szczękę z zawiasów. Lekko oszołomionemu poprawił jeszcze ponownie kierując topór w dół, i tnąc go dla odmiany po lewym biodrze. Wulfram w ciągu kilku sekund został pokiereszowany do poważnie rannego stanu...

Wnerwiona Cerre zgrzytnęła zębami, po czym wyprowadziła szybkiego, celnego kopa. "Wymalowany" dostał prosto w swą męskość, aż wyszły mu na wierzch oczy (jeszcze bardziej niż w trakcie furii w jaką wpadł), a z otwartej gęby pociekł istny strumień śliny. Stał tak bez ruchu, niczym jakiś posąg, ledwie na granic słyszalności wydając z siebie coś jakby niekończące się chrząknięcie. Jego nogi lekko zadrżały, a po chwili on sam zaczął się lekko trząść, trwał jednak ciągle w tym samym miejscu i pozie.

Kobieta w złości nie zna litości. Cerre nie wystarczyło, że gość wykrzywił swoją mordę bardziej niż przedtem, musiała go dobić, dobić jak się tylko dało. Zamierzała mu dać w podarunku jeszcze więcej kopniaków, tym razem w splot słoneczny. Cóż, gość grał nieczysto, Cerre też nie zamierzała się z nim bawić.
Mniszka stojąc na jednej nodze, wyprowadziła całą serię drugą, tłukąc wciąż praktycznie stojącego bez ruchu przeciwnika po jego gębie. Z prawej w lewą i z powrotem, i znowu i jeszcze raz. Przyłożyła mu więc tak, w efektowny sposób, w sumie aż cztery razy. Prała go więc na kwaśne jabłko, przemieniając jego facjatę w krwawą breję, typ był jednak najwyraźniej bardziej oporny niż jakiś cholerny Tur, wciąż bowiem trzymał się na nogach!.

Okrwawiony i sponiewierany nierównym bojem karczmarz napierał dalej niczym niepowstrzymany huragan raz za razem wyprowadzając ciosy. Jeśli zginie to zajmie swoje miejsce wśród braci najemniczej w piekle by przegrupować szeregi i uderzyć jeszcze raz jako armia potępionych, jeśli zaś przeżyje będzie miał jeszcze jedną historię wartą opowiedzenia przy kominku. Śmierć w łożu i tak nie była mu pisana ! Nie miał zamiaru dożywać robiąc pod siebie w ciepłej pierzynie, wolał zginąć z mieczem w łapie jak na prawdziwego psa wojny przystało...
- Na pohybel skurwysynom ! - zawył i rąbnął mieczem.
Trafił na gardę z topora, ostrze miecza jednak ześliznęło się po nim w bok, uszkadzając palce prawej dłoni "pancernego". Kolejny raz, lekko odsłaniającemu się przeciwnikowi, zadał cięcie po torsie. Ostatni cios Wulframa jednak poszedł na marne...

- Stop!! - Rozległ się nagle krzyk, a głos był wyjątkowo znajomy karczmarzowi. Wulfram zerknął w bok, i nieco się zaniepokoił. Oto bowiem, za ladą jego lokalu, stała uzbrojona w kuszę ciężarna Wandahana, a parę kroków w bok, tuż przy drzwiach kuchennych, Ravalowe, również celując z podobnego oręża...
- Wynoście się stąd! - Wrzasnęła dla odmiany Ravalowe.
- Zaraz zaraz moje ptaszki - rzekł okrwawiony właciciel przybytku - Nie tak szybko!. Słowo się rzekło kobyłka u płotu...Kto pokryje mi straty za rozpędzonych klientów?. Kto zapłaci za zniszczone sprzęty? Nie mówiąc już o naruszeniu miru mego domu...Wyskakiwać z monetek a migiem bo będziecie robili za kukły strzelnicze!
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline