Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2011, 21:25   #14
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Część 2

Cerre nie przejęła się wrzaskiem kobiet, nie spojrzała w stronę żadnej. Ale wiedziała, że będzie musiała zrezygnować ze swojego szalonego pomysłu na walkę w stylu ciuciubabka, bowiem w głowie błysnęła jej myśl, żeby pogasić światła w lampach oddalonych od siebie po kilka metrów. Ale zadziałało jej własne szczęście - zawsze jak przyszedł jej do głowy dobry pomysł, to okazja była zadość lipna.
Mniszka skalpowała umalowanego pajaca ostrym i lodowatym spojrzeniem. Jej mowa ciała sugerowała, że mogłaby gościowi w każdej chwili spuścić manto i tylko kobiety ją powstrzymały od tego kroku.
Kto miałby spłacić za straty?

- A może jaśnie panowie spłacą za wszystkie straty? - zaproponowała Cerre oschłym, zachrypniętym głosem. - Pierwsze cwaniaczki sprowokowały bójkę, to niech się odpłacą czymś lepszym. Może tym wszystkim, co mają na sobie? Ja oczywiście, mogę się dołożyć do spłat.

- Nie lubię się powtarzać - Odezwał się opancerzony - - ale najwyraźniej masz karczmarzu oczy pizdą zarośnięte. Jak już wcześniej mówiłem, to tamta idiotka pierwsza się rzuciła do walki, my tylko chcieliśmy zobaczyć jej gębę...
- Kogo nazywasz idiotką, jebańcu? - Cerre zwęziła oczy. - Po pierwsze, pizda to z ciebie jest, a po drugie proponuję, żebyś zamknął tego swego ryja!
- ...Chcesz sobie pogawędzić o czymkolwiek, to z nią - Dodał nie przejmując się wtrącaniem Cerre.
Cerre prychnęła pogardliwie w jego kierunku blaszaka.
- Pogawędzić... drogi panie karczmarzu, ponieważ widzę, że sytuacji nie da się sensownie i na spokojnie rozwiązać z tymi... - pozwoliła sobie pominąć przekleństwa. - Już mogę na wstępie stwierdzić, że powód ich zaczepek był równie beznadziejny jak sami prowodyrzy. Szkoda na nich większej fatygi. Proponuję ich zatem oddać w ręce straży, albo wcześniej ogołocić ich z tego wszystkiego, co mają na sobie i paszo won na dwór. Świeże powietrze nie zaszkodzi tym ich i tak pustym łbom, a tak zacnej karczmy szkoda na takich nicponi - jej głos nie miał nawet cienia ironii i złośliwości.
W tym czasie "Wymalowany" przetarł swoją zakrwawioną twarz ramieniem, a następnie sprawdził dłonią, w której trzymał tarczę, swój interes, macając się w kroku. Na końcu, wciąż ciężko dysząc i zgrzytając zębami, spojrzał na Mniszkę, plując jej pod nogi własną krwią.
- Gówno mnie obchodzi czego chciałeś -warknął jednooki. - Chyba z dupą na rozumy się pozamieniałeś jak myślisz że uwierzę że kobieta sama jedna rzuciła się na dwóch zbrojnych
- Jak się będziecie stawiać to wezwę straż na dokładkę i już w loszku u mistrza małodobrego będziecie śpiewać do snu reszcie szumowin - warknął groźnie - Napad zbrojny na dom obywatela miasta to gardłowa sprawa, więc dawać rekompensatę póki grzecznie proszę wywołańcy a jak nie to już od jutra będziecie w loszku lub na pętelce tańcować !

Ciężko opancerzony pokręcił głową.
- Przestań... - Zaczął, jednak nie dokończył.

"Wymalowany" rzucił czymś w Mniszkę. Ta naturalnie starała się jakoś zasłonić ręką, przedmiot jednak nie był tym, czego się spodziewała. Mała, metalowa kuleczka trafiła ją prosto w tors, nastąpiło ciche, dziwne "ping" i nagle coś się rozrosło, momentalnie krępując jej ruchy. Cerre w mgnieniu oka znalazła się przyszpilona wieloma metalowymi obręczami, obejmującymi mocnym ściskiem jej całe ciało, od ramion aż do stóp, mocno wrzynającymi się w jej osóbkę. Mniszka w takim stanie ledwo co potrafiła zachować równowagę...

Ciężkozbrojny zaś zaatakował gwałtownie Wulframa. Toporzysko opadło na lewe ramię karczmarza, skutecznie niwelując wszelkie próby operowania jeszcze tą ręką jego wielkim mieczem, następnie zaś Wulfram otrzymał dwukrotny(!) cios w lewą nogę. Topór sunął w tą i z powrotem, niemal kosząc nogę mężczyzny... który wykonał niby krok w tył, po czym runął na podłogę.

Rozległ się krzyk obu kobiet karczmarza, coś świsnęło dwukrotnie, przelatując nawet raz nad Wulframem, a Ravalowe krzyknęła tym razem wyraźnie z bólu...

Karczmarz był wściekły, gdzie podziewała się straż która tak ochoczo pobierała z kasy miasta swój żołd ? Podatki najwyraźniej nie wiązały się z przywilejami obywatelskimi. Najgorsza była jednak bezsilność. Zdradziecki atak pozbawił go jakiejkolwiek inicjatywy.
Cerre nie bardzo mogła się z tego cholerstwa uwolnić. Ale mogła przeklinać i jeszcze raz przeklinać, a jak zobaczyła, co stało się jedną z kobiet, to aż miała ochotę rozerwać ten złom na kawałki, zaś te powbijać w miotacza sztyletami. Albo coś jeszcze gorszego. Ale była pewna, że tym zbirom nigdy tego nie podaruje. Z wściekłości nie wiedziała co powiedzieć, bo i ona mogłaby wtedy oberwać.

Wulfram był o krok od utracenia przytomności, a do walki nadawał się niczym... noga była bowiem bardzo poważnie uszkodzona, zalewając podłogę krwią. Kątem oka dostrzegł, jak "Wymalowany" doskakuje do Mniszki, i zdziela ją tarczą, efektem czego i ona padła jak kłoda na posadzkę. Nie to wszystko jednak zjeżyło jemu włos na głowie. Parę metrów od niego leżała bowiem Ravalowe, ze sztyletem wbitym w okolice serca. Cała blada, z torsem zalewającym się właśnie szkarłatem...

- Całe to zajście nie było potrzebne - Odparł spokojnie opancerzony oprych -Pogratuluj tamtej idiotce - Wskazał na Cerre, za którą właśnie zabierał się jego kompan.
I wtedy Cerre myślała, że spłonie z wściekłości. Ten sam koleś śmiał prosto w twarz palnąć taki tekst! Całe zajście było niepotrzebne - o na śmiechy całej Otchłanii, chyba od dłuższego czasu coś takiego dotąd jej aż tak nie wkurwiło jak właśnie wtedy. Cerre nie zamierzała niczego sobie gratulować.
- I kto to mówi... - wycedzała z nienawiścią pod nosem. - Skurkojebca jebany, szczyl pierdolony...

- Będziesz wisiał ! syknął jadowicie. Choćbym miał cię szukać na krańcu świata zawiśniesz jak pies ! - Było mu wszystko jedno czy go zabiją czy nie, wiedział że będzie ich ścigał nawet po śmierci choćby jako upiór.

Berserk unieruchomił sobie dodatkowo leżącą pod nim kobietę tarczą, przygniatając ją w ten sposób do podłogi.
- Ogołocić tak? - Chrypnął - Oddać straży tak?. Jak z tobą skończę, to będziesz mnie błagać o to, żebym cię dobił - W jego ręce pojawił się zamiast miecza sztylet, który zbliżył się do twarzy kobiety... rozcinając jej kaptur. Osiłek przyjrzał się Cerre, po czym odezwał do swojego kompana.
- To nie ona - Wychrypiał.

Cerre spojrzała na niego chłodno.
- Usatysfakcjonowany? - nie uśmiechała się, nie smuciła się. Ale w środku niej się gotowało z wściekłości. Szkoda było słów, szkoda, że nie dotarła wcześniej do Silverymoon, szkoda, że nie kupiła kuszy. Teraz ten gość byłby trupem. - Zobaczyłeś moją twarz. Jesteś z siebie zadowolony? - spytała go poważnie. W myślach wyklęła go do wszystkich diabłów i miała nadzieję, że sama Beshaba go dorwie i się nim zajmie, jak należy.

- Wiesz co robić - Burknął ten drugi.

Paru osobom zaschło nagle w gardle... ciężarna Wandahana stała zaś skamieniała za ladą, z pustą kuszą, po wyjątkowo niecelnym strzale.

Uciekaj ! - wrzasnął karczmarz - Wezwij straże

Wtedy też, gdzieś na ulicy rozległy się rogi alarmowe, tak dobrze znane Wulframowi. Dwóch napastników spojrzało po sobie, po czym ciężkozbrojny ruszył szybkim krokiem do wyjścia. "Wymalowany" zaś... pchnął nagle swymi biodrami w okolice bioder Mniszki z wrednym uśmiechem, naśladując akt spółkowania.
- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - Warknął, po czym z niej zszedł. Następnie zaś niespodziewanie sprzedał jej kopa prosto w twarz... a świat zawirował, i chyba straciła na moment przytomność.

Znacząc swój ślad krwią karczmarz doczołgał się do rannej Rav, płacząc niczym bóbr nad jej raną. Dygotał na całym ciele niczym osika na wietrze. Wtem spojrzał na jej twarz, ona nadal żyła ! Był pewien że mrugnęła, zaś po jej policzku spłynęła łza. Niczym wąż popełzł do kontuaru wyciągając z niego trzy buteleczki i ruszając w drogę powrotną. Nogi za nic nie chciały współpracować toteż robił to wyjątkowo chaotycznie niczym wyrzucona na brzeg ryba. Zacisnąwszy zęby łyknął zawartość jednej z nich, w ustach rozszedł się gorzkawy smak specyfiku. Wolał zdechnąć niż się poddać. Spiesznie rzucił się u boku swej towarzyszki życia po czym jedną rękę zacisnął na rękojeści sztyletu wyciągając ostrze drugą wmuszając w ranną lek.

Po obu napastnikach nie pozostało już ani śladu... do karczmy za to wpadł oddział straży miejskiej, starając się ogarnąć chaos, jaki w niej właśnie zastali.


Nieprzytomnej Mniszce wylano wiadro wody na twarz, Wulfram zaś uratował w ostatniej chwili Ravalove. Kobieta, wciąż blada i zwiotczała, spojrzała na ciężko poranionego mężczyznę... wtedy też rozległ się słaby krzyk drugiej. Wandahana, łapiąc się za brzuch, zwinęła się z bólu, zanosząc płaczem.

Ich nienarodzone dziecko!!.

- Co tu się dzieje?! - Ryknął kapitan dziesięcioosobowego oddziału.

- Zbóje napadli ledwie co uszli ! Gonić psubratów, łapać ich ! wrzeszczał rozemocjonowany gospodarz - Tysiąc złociszy nagrody za żywych lub martwych skurwieli dam. Jeden ciężkozbrojny w hełmie z rogam drugi wytatuowany niczym barbarzyńca w niebieskie pasy. Poznałbym psie juchy nawet w piekle ! - zachęcał, sam zajmując się swoją ciężarną kobietą z niespotykaną wrażliwością jak na swoją posturę. Głaskał ją po głowie szepcząc uspakajające słowa wprost do jej ucha. Widząc powagę sprawy zawołał:
- Kapłana ! Wezwijcie kapłana do kurwy nędzy ! .

Cerre się natomiast nie odzywała. Piekielnie wściekła nie odzywała się. Jak zwykle straż okazała się zwykłą sforą psów, która tylko by żarła wszystko, ale jak trzeba było cokolwiek zrobić, to nawet chuja pana nie było. Oczywiście, była pewna, że coś na nią poleci. Doświadczenia ze strażą upewniły całkowicie mniszkę, że na straży nigdy i nigdzie nie można było polegać, a jej istnienie było jedną wielką pomyłką.
Postanowiła pomedytować, przy okazji uzdrowić się. Nie chciała się zdawać na pomoc kapłana, a w tej chwili - na czyjąkolwiek pomoc. Z drugiej strony jeśli straż byłaby łaskawa wezwać choć kapłana - nie byłoby w tym nic zdrożnego, owszem. O ile w ogóle znajdą kapłana, nawet w tak wielkim mieście, a co dopiero dwójkę skurwysynów, którzy według Cerre mogli być już dosłownie wszędzie.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline