Dom Burmistrza Mierzwa
"Dmuch" obudził się przy akompaniamencie ryku Bestii. Na wpół jeszcze przytomny wyskoczył z łóżka i chwycił opartą o ścianę wysłużoną włócznię. W samym tylko kalesonach wypadł na tłoczne piętro i od razu wmieszał w tłum towarzyszy broni. - Krrrwaa! - darł się wniebogłosy, rozpychając kamratów i popychając w kierunku klapy. - Na górę... Na Ursuna, szybciej!
Wypadki potoczyły się błyskawicznie.
Kislevita ledwo co zdążył je zarejestrować. Pamiętał poddasze pełne krwi i wnętrzności Reinholda, a później suszarnię, w której odnaleźli groteskowo zmasakrowane zwłoki młodej Agness ubranej w odzież Klary. - Za dużo tego... - wymamrotał wstrząśnięty Mierzwa, zgiął się wpół i zwrócił zawartość kolacji przez dziurę, przez którą uszła Bestia.
Obok niego przebiegł Bruno i wyskoczył w ciemność.
- Ursunie, Hospody, pomyłuj nas - wybełkotał kislevita wspierając się na włóczni i ocierając dłonią usta. - Ludzie. Ta Bestia to demon z otchłani. Tu trzeba świętego męża z kropidłem, albo... nielichego skurwysyna z praaskiej dzielnicy - dodał już pewniejszym głosem. Z doświadczenia wiedział, że o to drugie w życiu znacznie łatwiej.
Przez moment Mierzwa zastanawiał się, co uczynić. Na bosaka i w samych tylko gaciach nie miał z Bestią żadnych szans. Wygrało wyrachowanie. Wypadł z suszarni za Gotrim, lecz zamiast na podwórze wpadł do pokoju zajmowanego z Brunem i zaczął nakładać na siebie ubranie i skórznię. Czas naglił, ale parę straconych chwil mogło w krytycznym uratować Mierzwie życie. Gorzej miało być z ofiarami monstrum, których w tym czasie nie mógł uratować.
- Jak ja nie cierpię tej roboty - wycharczał Dmuch wciskając się w skórzany kaftan. Gdy tylko skończył, wybiegł zaraz na podwórze, patrząc na dachy pobliskich domów. Wydało mu się mało prawdopodobnym, aby bestia została dłużej w sąsiednim domu.
Jedna myśl tylko kołatała mu w głowie, jak coś tak wielkiego przelazło przez okno na poddaszu do środka a on się nie obudził.
Ostatnio edytowane przez kymil : 25-09-2011 o 17:09.
|