Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2011, 17:58   #17
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jak wiele miast także i Silverymoon miało swoje ciemne strony i ciemne. Nawet Alustriel nie udało się zwalczyć tego co zawsze kryło się na dnie serc... egoizmu i chciwości.
I dwa takie przykłady zaszły drogę Raetarowi.
Dwóch takich, co przyszli w złe miejsce, o złej porze. I zaczepili zdecydowanie nie tą osobę co trzeba. Dłoń Samotnika zacisnęła się na rękojeści miecza. Miał zamiar zakończyć sprawę szybko i niekoniecznie bezboleśnie dla adwersarzy.

Nagle... sytuacja się zmieniła, wraz z nadejściem nieoczekiwanej sojuszniczki.

Raetar przyglądał się temu ze zdziwieniem lekkim. I z jeszcze większą ciekawością. A gdy kompan pierwszego niedoszłego niewolnika osunął się na ziemię, rzekł do stojącego na nogach bandyty.- I to jest ten moment w którym dajesz drapaka.
Zabrzmiało to dość sugestywnie, acz nie zawierało w sobie prawdziwej magii.
- Się jeszcze okaże - Zbir cofnął się nieco w bok, w ten sposób, by mieć kobietę i Raetara po swych bokach, a nie jednego przeciwnika przed sobą, a drugiego za.
Wtedy również też stało się coś z leksza niespodziewanego. Raetar bowiem otrzymał cios w potylicę, przez co przed oczami mignęły jemu gwiazdy, i bynajmniej nie te na nieboskłonie. Mężczyzna zatoczył się lekko w bok, czując krew płynącą z jego głowy.
Pierwsza uderzenie go ogłuszyło Raetara, wywołało jednak u Samotnika ból... i chęć odwetu.
Chór głosów w głowie mężczyzny niemalże zakrzyknął zgodnie. „Krew dla bogów krwi”
W uliczce zaś stało kolejnych dwóch drabów, jeden z drewnianą pałką, drugi z kuszą...
- Chcesz jeszcze raz? - Spytał ten z kuszą - No już, monety!.
Kusza jednak ostudziła ten zapał, do zabijania. A przewaga liczebna bandytów, była zbyt wielka by załatwić to szybko i bezboleśnie dla Raetara. Więc mag zmienił taktykę.
Samotnik spojrzał za siebie, za tym co się działo za bandytami. Tam bowiem nagle pojawił się patrol strażników Silverymoon, którzy widząc napad ruszyli krzycząc.- Stać! Poddajcie się !
Patrol oczywiście był tylko zaawansowaną iluzją. A miał odciągnąć uwagę bandytów, by Samotnik spokojnie mógł sięgnąć po kolejnego asa w swym rękawie. Nie musiał jednak tego robić.
- Wiaaaaaaać! - Krzyknął jeden z ulicznych rzezimieszków, po czym wszyscy trzej rzucili się w różne strony, wbiegając w zaułki.
Raetar zastanawiał się czy może któregoś nie zabić dla przykładu, ale jakoś już nie miał ku temu nastroju. Furia jak przyszła, tak poszła wraz ze zniknięciem bandytów z pola widzenia, gonionych przez iluzję. Samotnikowi po prostu nie chciało się za nimi gonić. Dotknął głowy i syknął z lekkiego bólu. Mruknął patrząc za porywaczami przez chwilę jeszcze ściganymi przez jego iluzję straży.- Kto by pomyślał, że coś takiego spotka mnie w Silverymoon.
Po czym rzekł.- Dziękuję za pomoc, panno...?
- Zwę się Dotta, i żadna ze mnie panna
- Odparła twardym tonem.
-Nie wyglądasz na mężatkę.- mruknął w odpowiedzi Raetar wracając do swej normalnej postaci. Uznał bowiem, że został zaatakowany właśnie dlatego, że wyglądał jak początkujący mag. Czyli taki co potrafi wykrzesać jeden porządny czar bojowy dziennie. Potarł dłonią czoło z niesmakiem przyglądając się krwi na palcach swej dłoni. Nasadzonej na rękę odwrotnie, niż być powinna. - Napijesz się ze mną, by uczcić to... zwycięstwo?
- Magiem jesteś -
Powiedziała, przyglądając się jego zmianie wyglądu - I to nie byle młokosem. Wypić mogę - Dodała.
-Tak. Magiem. Nie młokosem, ale i nie typowym.- rzekł w odpowiedzi Raetar wybierając kierunek ich wędrówki w poszukiwaniu knajpy.- Za to... dość zamożnym, choć bez przesady. I jak widzisz, przeceniającym bezpieczeństwo tego miasta. A ty? Jaką się parasz profesją?
- A powiesz mi jak ty się nazywasz? -
Spytała w trakcie spacerku.
-Samotnik. Tak mnie możesz nazywać.- odparł w odpowiedzi Raetar.- Stare imię pogrzebałem... dawno temu.
- "Samotnik"... dziwne. No ale niech będzie. Ja najmuję się różnych zadań, byleby nie oszukiwać mnie z zapłatą -
Na krótki moment zacisnęła pięść, argumentując swe postępowanie w razie niewypłacalności zleceniodawcy, uśmiechnęła się jednak przelotnie do Raetara - Zimno jest, piwo i palenisko dobrze nam zrobi.
-Rozumiem.-
Raetar otworzył jej drzwi, i szarmancko wpuszczając do środka karczmy, na której szyld nawet nie zwrócił uwagi.- Pracujesz tylko w okolicach Srebrnych Marchii, czy jesteś wędrowniczką? Ja daleko zwykłem wędrować? W czym przyjmujesz zapłatę?
- Z Północy przybyłam, z dalekiej Północy -
Podkreśliła te słowa, odkładając wielki miecz na krzesło obok wybranego przez siebie miejsca. - A wędruję to tu, to tam... złoto oczywiście.
Po czym usiadła przy stoliku.
Samotnik usiadł naprzeciw niej mówiąc.- Złoto. To myślę, że się dogadamy. Będę potrzebował zapewne kogoś, kto mi potowarzyszy w drodze powrotnej. Nie masz nic przeciwko dalekim podróżom?
- Tylko my we dwójkę? -
Spytała - I gdzie dokładniej?.
- Na razie jeszcze nie aż tak daleko. Na razie potrzebuję ochrony w mieście.-
odparł Raetar, po czym wzruszył ramionami.- Potem jednak zamierzam wrócić do mego domu w Thentii. Cóż... właściwie małej posiadłości w Thentii, nad Morzem Księżycowym.
- Hmmmm... -
Spojrzała na niego, mrużąc oczy - A co może ci grozić poza ulicznymi bandytami, i ile mogę na tym zarobić?.
-Na razie...hmm... niewiele. Kilka sztuk złota plus wyżywienie i kwaterunek opłacany przeze mnie.-
odparł Raetar po chwili zastanowienia i przeliczenia zasobów w pamięci.- I większą sumę, gdy wyruszymy do Thentii. Opłaconą po dotarciu na miejsce. No, chyba że masz własne plany, co do pobytu w Silverymoon?
- Niewiele, czyli ile? -
Powiedziała, po czym w końcu zabrała się z ochotą za postawione przed nią piwo.
-Może ty zacznij? Na ile monet dziennie cenisz swe usługi?- spytał w odpowiedzi Raetar.
- Nadal nie powiedziałeś, CO może tobie, albo nam stanąć na drodze - Odstawiła kufel wypity do połowy za jednym ciągiem - Bo zaczynalibyśmy od pięciu złociszy dziennie...
-Na razie nie wiem co niby miałoby stanąć.-
wzruszył ramionami Raetar. Uśmiechnął się dodając.- Jak dotąd nic poza bandytami, nie zagroziło Silverymoon... ale, czasem mam wrażenie, że jestem śledzony.
- Aha, czyli zwykła ochrona...
- Odparła - A powiedz no jeszcze "Samotniku", co ty robisz w Silverymoon, i po co chcesz do Thentii.
-Szukam odpowiedzi do tego...-
Raetar przesunął palcami po naszyjniku na szyi, po czym dodał.- Ktoś zginął z jego powodu. A odpowiedzi miały być... tutaj. A co do Thentii, w jej okolicy mam całkiem sporą posiadłość, którą mogę nazwać... domem.
- Mogę zobaczyć?
- Wyciągnęła dłoń ku Raetarowi.
Samotnik przez chwilę się wahał, w końcu jednak zdjął ów naszyjnik. Ostatecznie nie uważał tego przedmiotu za coś cennego. A jego działania napędzała bardziej ciekawość niż powinność pomszczenia w sumie obcej mu kobiety. Po chwili w dłoni kobiety wylądował ów przedmiot.
Dotta przyglądała się przez dłuższą chwilę naszyjnikowi z wielu stron, obracała go, uważnie oglądała... po czym wzruszyła ramionami i oddała. Raczej tego się spodziewał...
- Nigdy takiego nie widziałam - Powiedziała "wielce odkrywczo".
-To jest raczej magiczny przedmiot o niewielkiej mocy, choć może kryć w sobie potencjał.-odparł Raetar. Inna sprawa, że tego potencjały jakoś Samotnik nie mógł znaleźć. I to było... irytujące.
- Dobra... to zostajesz jeszcze parę dni w mieście czy jak? - Spytała, po czym wychyliła duszkiem resztę piwa w kuflu.
-Planuję jeszcze kilka dni poświęcić na badania. Także swoje. Jeśli znajdę w księgach jakieś ciekawe ruiny do zwiedzenie. Co powiesz na lwią część znalezionych w nich błyskotek dla ciebie? Ja jestem bardziej uczonym, niż poszukiwaczem skarbów.- stwierdził po chwili namysłu mężczyzna.
- Może być - Odparła, wyciągając do niego dłoń. Najwyraźniej miała zamiar przypieczętować umowę - Ale zaczniemy dopiero od jutra, dziś w nocy jeszcze sobie dokładnie wszystko przemyślę. W sumie się zgadzam, ostatnie wątpliwości trzeba jednak przemyśleć nie?.
-Zgoda.-
odparł krótko Raetar. Zmrużył lekko oczy koncentrując nieco wzrok na kobiecie.- Powiedziałaś, że jesteś z Północy, a dokładniej?
- Z dalekiej Północy -
Poprawiła go, po czym dodała z wyraźną dumą w głosie - Z Wielkiego Lodowca jestem!.
-Intrygujące. Pamiętamy jedną... czy kapłanka lodowek dzi... Auril nadal tam żyje? Pamiętamy jedne.. Pamiętam.-
słowa wyrwały się z ust Raetara same bez kontroli. Aż dziw, że ON dał mu tak długo utrzymywać iluzję normalności.- Znałem jednego maga, który odwiedził lodowy pałac Auril. I nie wrócił... stamtąd.
Oczy Dotty dziwnie błysnęły, po czym nie zważając na miejsce gdzie się znajduje... splunęła w bok!.
- Nawet nie wymawiaj jej imienia. Przez tą przeklętą sukę zginęło wielu mych towarzyszy - Powiedziała sykliwym głosem.
-A więc nadal żyje.-mruknął Raetar, udając że wie o co chodzi. Blefował więc dalej.- Jak wspomniałem, mój... znajomy... zginął.
Po czym spytał.- Co więc ciebie sprowadza tak daleko od swych ziem ?
- Przybyłam tu "na dół", by zarobić wystarczająco złota, za które będę mogła kupić potrzebne nam w domu rzeczy. Nie byłam jednak sama... -
Dodała dziwnym tonem.
-Ci się stało z resztą twych towarzyszy?- spytał z ciekawością w głosie Samotnik.
- Nie chcę o tym rozmawiać - Objęła stojący przed nią na stole pusty kufel obiema dłońmi, wpatrując się w naczynie.
-Coś smutnego... rozumiem. Sam... Kiedy się wędruje, to też napotyka się na swej drodze tragedie.- odparł współczującym tonem Samotnik. Po czym dodał.- A jak ci się podoba Silverymoon, Perła Północy?
Zamiast odpowiedzi, trzymany przez nią kufel pękł pod naporem jej dłoni, a między palcami kobiety popłynęła strużka krwi. Ona zaś, nadal się wpatrywała w trzymany przedmiot...
- Nie podoba - Powiedziała w końcu, spoglądając na "Samotnika" - Tłoczne, pompatyczne, denerwujące.
-Jak wszystkie miasta. Zwłaszcza te duże. Dlatego mieszkam na wsi.
- odparł z uśmiechem Raetar.- O ile małą warownię w górach można nazwać wsią.
- Góry
- Powiedziała, po czym w końcu puściła kufel, i spojrzała na swoją zakrwawioną dłoń - Hmmm...
-Nie tak lodowate i zimne, jak twoje rodzinne. Ale dość wysokie.-
rzekł Raetar.- I dlatego, uznaję tamtą siedzibę za dość przyjemne miejsce do życia.
Spojrzał na jej okrwawioną dłoń i rzekł.- Trzeba będzie to obandażować. Znasz może jakiegoś medyka w pobliżu, obawiam się że dzisiaj... kiepsko znam się na leczeniu.
- Jakoś przeżyję
- Odparła bez przekonania, po czym owinęła dłoń jakąś szmatką - Pogadamy o czymś jeszcze? - Spojrzała najpierw na pusty, i pęknięty kufel, a następnie na Raetara.
Mag kazał nalać wina, ale swój pusty kufel oddał kobiecie.- Skoro już jesteśmy przy... tym temacie, to powinnaś wiedzieć, że zachowuję się nieco dziwnie czasem... Nic jednak ci z mej strony nie grozi i mego zachowania.
- Nie myśl, że się ciebie boję -
Odparła twardo - Widziałam już w życiu wiele.
-I zapewne zobaczysz jeszcze więcej.
- uśmiechnął się tajemniczo Samotnik.
Dalsza rozmowa opierała się o błahe i mało ważne tematy. Głównie różne zasłyszane ploteczki na temat miasta jego mieszkańców i samych Srebrnych, wygłaszane przez obie strony dla zabicia czasu. Dotta siedząc wraz Samotnikiem przy stole, dostrzegała od czasu do czasu jego dziwne wypowiedzi, ekscentryczne zachowanie. I niemalże obsesyjne chowanie dłoni w połach płaszcza. Ale zapewne zaliczyła te fakty, do typowego zachowania czarodziejów. Wszak oni są wszyscy dziwakami i pozerami. To część ich fachu.
Potem... Raetar odprowadził dziewczynę kawałeczek. Umówili się na kolejne spotkanie, podczas którego przekaże mu swą decyzję. I koniec.
Samotnik ruszył do karczmy, w której wynajmował pokój by odpocząć. Rana na czole nie była dość ważna, by nie mogła poczekać do jutra.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline