Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2011, 18:14   #112
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Pogoń trwała, byli tego pewni, chociaż na szczęście udało im się nie zetknąć z żadnym robotem. To, co ich napędzało to dźwięki roznoszące się bezlitośnie po korytarzach Gehenny. Zwiastun żelaznych jeźdźców uzbrojonych w karabiny i działka laserowe.

Co się stanie, jeśli Strażnik odważy się zaatakować tereny kontrolowane przez więźniów? Zginą, wszyscy. Bez wyjątku. Jedyna szansa, to przejęcie nad nim kontroli, nim to się stanie. Tylko pytanie- czy jest to możliwe? Strażnik to podobno najbardziej skomplikowana i niezawodna sztuczna inteligencja zaprogramowana w dziejach ludzkości, będzie się więc bronić, nawet Apacz zdawał sobie z tego sprawę. Będzie się bronić całym sobą, a przecież Gehenna to jego ciało. Co zrobią Ci wszyscy psychopaci, mordercy i cinkciarze kiedy cały statek zwróci się przeciwko nim? Indianin podejrzewał, że tak właśnie się stało, że nagłe włączenie silników było spowodowane podjęciem przez Strażnika jakiejś decyzji, której celem jest eksterminacja buntowników, a której kosztem może być zniszczenie całego statku... Może doszedł do wniosku, że lepiej jest dać się zniszczyć, niż ryzykować, że najgorsze pomioty ludzkie oraz istoty przybyłe tu po przejściu przez anomalię, zdołają dostać się na Terrę lub jedną z setek kolonii?
To byłaby nawet dobra informacja- koniec instynktownej wali o przetrwanie, o życie, które nie ma, i co najgorsze, nie będzie, miało nic do zaoferowania.

Dotarli do schodów, które od razu wydały się Apaczowi dobrym wyjściem. I tak będą musieli wejść na wyższe poziomy, jeśli chcą wrócić do Cyrku, lub choćby na tereny odzyskane, wybrał więc drogę pod górkę. Poza tym, schody spowolnią nieco maszyny. Niewiele, może nawet w ogóle, jednak trzeba było korzystać z każdej, nawet mało prawdopodobnej możliwości zwiększenia dystansu między nimi, a pościgiem.

Apacz nadal prowadził, co było najrozsądniejszym rozwiązaniem- Ruda ciągle nie była w pełni sobą, jeszcze przez kilka godzin będzie chodziła przymulona przez specyfik, którym uśpił ją Klawisz, Cygan zaś, ranny i nieco rozkojarzony (być może dostał jakieś środki z medpaka) mógł oś przeoczyć. Jakiś szczegół, choćby światełko celownika laserowego w głębi korytarza.

Dotarli na szczyt schodów i zrobili sobie małą przerwę na złapanie oddechu. Maszyn nie było już słychać, mogli więc uznać, że, Strażnika mają już z głowy. Apacz rozejrzał się dookoła- trzy korytarze, z czego tylko jeden wygląda porządnie, reszta jest pełna oznak bytności ludzi w tym miejscu, co napawało optymizmem. Ale tylko troszkę.

Cygan zaproponował, żeby iść jedynym porządnym korytarzem- tym, który wydawał się Indianinowi zbyt czysty. Nie oponował jednak, ponownie wyrwał się na zwiadowcę i udzielił pozostałym krótkich, acz treściwych wytycznych dotyczących ich zachowania.

Okazało się jednak, że korytarz jest najzwyczajniej w świecie zamknięty, i nikt nie posiadający odpowiednich uprawnień (dobry żart, no nie?) lub umiejętności i sprzętu, nie mógł się tędy przedostać. Jedyne, co mógłby zrobić Vincent to wbić nóż w panel i mieć nadzieję, że rękojeść jest faktycznie z czystej gumy i nie przewodzi prądu, co oczywiście nie dawało żadnej gwarancji, że drzwi się otworzą.

Jako kolejny zwiedzili korytarz nie wydający żadnych odgłosów. Chyba wszyscy mieli dość wrażeń jak na jeden dzień, a nie dotarli jeszcze na swoje terytorium, gdzie będą musieli przekonać Wielkiego s"Q"rwiela, że nie zabili pozostałych podczas powrotu z łupami i nie schowali ich gdzieś na pograniczu ziem odzyskanych, w celu ich późniejszego opchnięcia. Tutaj mogła przydać się rana Cygana- nikt z wyruszających na wyprawę nie miał broni palnej.
Teraz jednak mieli bardziej aktualne zmartwienia.

Jedne z dziesiątek rozmieszczonych po obu stronach korytarza drzwi były uchylone. Nawet, gdyby ktoś był w tych zamkniętych, nie usłyszałby ich, jednak jeśli ktoś jest w tej otwartej... Nie mogli ryzykować, nie mogli iść dalej, dopóki nie sprawdzą tego pomieszczenia. Takie są zasady przeżycia w metalicznej dżungli- nie narażać się niepotrzebnie, bo każda rana może być tą ostatnią.
Była tam maszyna, uszkodzona,skrząca jeszcze, ale co poza tym? Co, lub kto, spowodował jej uszkodzenie? I najważniejsze- czy znajdowało się ciągle przy swojej ofierze?
W dłoni Apacza pojawił się nóż, on sam zaś przykucnął i przylgnął do ściany przy drzwiach. Trącił je lekko, starając się nie robić przy tym hałasu.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline