Dla zażycia pewnej odrobiny kontrowersyjnej odmiany luksusu Daphne potrzeba prywatności, kociołka z wrzątkiem i samotności. Mógł być jeszcze Revalion, ale ten duszą i ciałem odszedł z tego świata, a Kastus z pewnością nie zareagowałby entuzjastycznie na taki pomysł. Missy potrzebowała się zrelaksować. Skoro sen nie mógł jej przynieść ukojenia, to może narkotyczne wizje mogłyby w tym dopomóc.
Toteż Missy oddaliła się od żołnierzy, których uwodziła i od Kastusa, do którego zalotnie się uśmiechała, ale nie oddaliła się zupełnie od obozu. Znalazła odpowiednie miejsce, by nikt jej nie przeszkadzał i nie mógł tak nagle wtargnąć. Do kociołka pełnego wrzątku wsypała woreczek oparu mordaynu i złodziejka już nastawiała się na przyjemne wizje.
Ale nawet i w tym przypadku klątwa dwugłowego demona nie chciała opuścić czarnowłosej ślicznotkę.
Skóra dziewczyny zaczynała swędzieć i to wszędzie. Drapanie bynajmniej nie pomagało. Zresztą ubranie w takim przypadku było przeszkodą w dotarciu do wielu miejsc.
Nie było łatwo wytrzymać to swędzenie, zagryzała zęby i... poczuła ból na ramieniu, jej skóra pękała i przez powstałą szczelinę wydobywała się krew, ropa oraz ... robactwo. Czarne żuki wyłaziły jej z rany. Po czym skóra zaczęła pękać, na twarzy na dekolcie, wypuszczając na wolność kolejne robaki pełzające po niej. W nozdrza zaś uderzał zapach krwi i ropy.
Ów koszmar trwał "zaledwie" piętnaście minut, ale dla Missy zdawał się trwać w nieskończoność. W dodatku nie mogła się podrapać, bo później wyglądałaby jak trędowata, ale skóra nawet jeszcze po koszmarze na "jawie" nieprzyjemnie swędziała, choć nie z takim natężeniem jak podczas seansu.
Noc także nie dała wytchnienia. Tym razem Missy w koszmarnym teatrze odgrywała rolę kurwy, niewolnicy i psa domowego w jednym, zgrała też rolę zabawki orków i kanibali. Najgorsze było to, że nawet parę godzin po przebudzeniu Daphne nadal pamiętała ten sen, razem z najmniejszymi szczególikami.
Nadszedł ranek. Niedospana i niedoćpana przyjemnie złodziejka przywitała drużynę w czarnym humorze.
- Uaaa, witam... - ziewnęła porządnie, witając kapłana Gonda. “Dzień dobry” nie wchodziło od pewnego czasu w rachubę. -Witaj.-odparł Kastus uśmiechając się...blado.
- Znowu koszmarna noc? - Missy natomiast uśmiechnęła się... ponuro. Poklepała lekko kapłana po ramieniu. - Ech... Chyba będzie lepiej jak pójdziemy dalej, jak najszybciej do Silverymoon... -Ano.- odparł kapłan dosyć cicho.
Jakoś rozmowa się niezbyt kleiła między panienką, a kapłanem. Oboje mieli spaczone humory. Oboje także byli niewyspani. A Missy - dodatkowo była niedoćpana. Wydawało się, że nawet odurzenie się nie uwolni jej od klątwy dwugłowego pacana z otchłani.
Przyszła też wiadomość. Niestety, nienależąca do najlepszych. Panna Dru była w niebezpieczeństwie, a ono nie groziło ze strony orków, nie ze strony ogrów ani nawet gigantów czy pokręconych sekt, a ze strony... dobrodziejów, u których dnia poprzedniego drużyna gościła. Z którymi rozmawiała, piła, jadła i spała. Missy musiała na osobności porozmawiać z Sabrie. Z daleka od uszu reszty drużyny, a zwłaszcza z daleka od uszu Kastusa oraz Dru.
- I ty, Sabrie, przystajesz na to rozwiązanie? - spytała się Missy, kiedy wspomniała o zastosowaniu swoich kontrowersyjnych ziółek.
- Przystaję na rozwiązania, które zapewnią naszej misji powodzenie. Praktyczne nie znaczy miłe - surowo oznajmiła wojowniczka.
- Cóż, to nie będzie miłe i nie wiem, jak zadziała u pani Dru - Missy spojrzała na Sabrie. - Mam jeden woreczek oparu mordaynu - w tajemnicy pokazała wojowniczce woreczek z ziółkami. - Do tego potrzeba wrzątku. I żeby Kastus ani Dru się o tym nie dowiedzieli.
A najlepiej też i reszta drużyny, stwierdziła w myślach panna Veravarri.
- Wrzątek będzie na popasie - wzruszyła ramionami Sabrie. - Możesz podać to Dru w jedzeniu, albo w jakimś "swoim własnym, specjalnym rodzaju" alkoholu. Co do Kastusa to nie wiem czy jest potrzeba usypiania go; on jest przywiązany do Dru, nie do wozu.
- Nie można tego dawać do jedzenia ani do picia - syknęła Missy. - To można tylko wdychać w postaci oparów. Bo w innym przypadku zabiłabyś Dru.
- To co, mamy jej zrobić kąpiel? Saunę? - sarknęła Sabrie. - Już lepiej spij ją w trupa, to trudne nie będzie, a efekt podobny.
Missy wzruszyła ramionami, nie przejęła się sarknięciami wojowniczki. Wątpiła, czy u tak uodpornionej na działanie alkoholu niziołki starczałyby zapasy alkoholu, które wiozła ze sobą drużyna.
- Spić w trupa i mogłaby nawdychać się oparów. Ale będziemy musieli uważać na Kastusa... i na samą Dru.
- Przecież jak się spije to nie ma sensu jej ćpać - ważne żeby dała się bez protestów załadować na konia. I tyle. - odparła wojowniczka.
- O, po alkoholu i oparach to bez trudu i protestów się da załadować na konia. - zapewniła ją Missy.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |