Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2011, 22:19   #19
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
nieg.


Jest coś poetyckiego w padającym śniegu. W tym jak okrywa wszystko puchem, jak wszystko jest białe, czyste i nieskazitelne pod wszechobecną bielą. Piękne...

Sztuczne, zakłamane. Zimne. Bo gdy śnieg się roztopi, brud na nowo zacznie kłuć w oczy, strumyki wody pociekną do rynsztoków nie pozostawiając w sobie nic. Silverymoon sprawiało wrażenie przykrytego śniegiem, nierealnego, przykrytego grubą warstwą czarów, zamiast solidnej cegły i uczciwej zaprawy. Ciekawe co by zostało po Klejnocie Północy, gdyby roztopiły się wszystkie magiczne efekty?

Kto wie, może „Złoty Dąb”? Wielkie drzewo, wokół którego wybudowano gospodę sprawiało wrażenie, jakby miało przetrwać wieki, niezależnie od tego co świat próbowałby przeciwko niemu rzucić. Na ten przykład – pijanych gości.
Przybytek jednak przypadł Lucasowi do gustu. Może dlatego, że było w jego wnętrzu na tyle ciepło, że mógł przestać osłaniać się od wiatru i śniegu swym płaszczem? A może dlatego, że przywoływał wrażenie obcowania na łonie natury, z dala od tego konkretnego miasta? Albo po prostu rozbawił mężczyznę fakt nazywania kobiety, z którą był umówiony mianem 'lady'. Bo żadna lady nigdy nie parała się staniem za ladą.
-Dobry człowieku, czy macie wolne pokoje? - zapytał mimochodem, idąc za służącym.
- A znajdzie się pokój, znajdzie... - Odparł pracownik "Dębu" prowadząc gościa do właściwego stołu.
-Cena też się pewnie znajdzie, prawda? - podtrzymywał konwersację Stobbart.
- Pięć złociszy za dzień, łącznie z trzema posiłkami. Alkohol płatny dodatkowo - Odparł mężczyzna, i dodał, wskazując Xarę -Jesteśmy na miejscu...

Zoth faktycznie nie rozpoznał kobiety, z którą rozmawiał jeszcze kilka godzin temu. Inny kolor włosów, inny ubiór, a także inne otoczenie. Ale to jeszcze za mało, aby zbić go z pantałyku.
-Czy żyje jakiś mężczyzna, który zignorowałby spotkanie z piękną kobietą? - Lucas rozpoczął od prostego żartu połączonego z równie prostym komplementem.
-Pompatyczne komplementy od samego początku- Krótko zachichotała -Cieszę się, że jesteś.
-Mieszanka szczerego pytania i kurtuazji z podręczników dyplomacji - wytłumaczył się Stobbart. -No bo doprawdy, czemu miałbym się nie pojawić? - zapytał pochylając się nad wyciągnięta dłonią i składając równie delikatny pocałunek, co wtedy w jej sklepie.
-Czas więc chyba coś przekąsić? - Przywołała służbę małym dzwoneczkiem leżącym do tej pory niepozornie na stole -Apetyt bowiem mam wielki... - Dodała spoglądając "Lucasowi" prosto w oczy z czarującym uśmiechem.
-Czy mam sięgnąć po kolejny komplement, stwierdzając, że zupełnie tego po Tobie nie widać? - zapytał Zoth siadając na przeciw Xary.
Nie powiedziała nic, uśmiechając się po raz kolejny do niego.
- Taaaak? - Pojawił się służący.
- Chcielibyśmy zamówić jadło - Powiedziała Xara.
- Ależ oczywiście – Odpowiedział. -Co więc podać?
-Jestem nietutejszy, ale na pewno polecisz mi jakiś miejscowy specjał Xaro - poprosił Stobbart.
-Cielęcina z kurkami w sosie szafranowym? - Powiedziała kobieta, wywołując energiczne kiwanie głową służącego. -A może bażant z oliwkami? - Dodała. "Lucas" zaś dosłownie poczuł niemal jej słowa w sakwie, spoglądając przy okazji na butelkę wina, którą Xara zamówiła czekając na niego, ciekawe, czy i ta była z wysokiej półki...
- Wspaniały wybór, wspaniały - Przytakiwał oczywiście służący, a towarzyszka tego wieczora Smoczego Potomka, spojrzała na niego wyczekująco, chcąc chyba najwyraźniej wiedzieć, czy miałby ochotę na dania, które wymieniła.
-Pozostaje mi tylko zdać się na smak mojej towarzyszki - Zoth zwrócił się do służącego. W pełni liczył się z tym, że to co oszczędził na eliksirach pewnie w połowie nie pokryje wydatków tego dnia, ale liczył na to, że będzie to warte swej ceny.
- Niech więc będzie cielęcinka - Powiedziała Xara, a obsługujący gości migiem pognał zapewne do kuchni, by zrealizować zamówienie. Kobieta z kolei, spojrzała na swój pusty puchar z wina, następnie na butelkę, i na końcu na "Lucasa" -To jak, napijemy się? - Spytała.
-Skoro życzysz sobie wina, to wino otrzymasz - zapewnił Stobbart sięgając po butelkę. -Wolisz temperaturę pokojową, czy schłodzone? - zapytał.
-Może być takie jak jest - Odparła, po czym dodała -Powiedz no "Lucasie", czy w chwili obecnej masz jakieś konkretne zajęcie, lub plany związane z pobytem w mieście?.
Mężczyzna zgodnie z życzeniem napełnił puchar Xary. Prywatnie lubił zimny alkohol, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
-Nie, szczerze mówiąc nie - przyznał. -Po prostu... zwiedzam.
- A byłbyś może zainteresowany wykonaniem dla mnie pewnego zadania? - Spytała.
-Zadania? - zdziwił się, napełniając własny puchar. -A co ja, prosty podróżnik mógłbym takiego wykonać?
- Zwiedzimy sobie wspólnie pewien loszek, co ty na to? Może być ciekawie... - Przymrużyła oczy.
-Loszek? - Lucas nie krył zdziwienia. -Obawiam się, że umyka mi sens twojej wypowiedzi.
-Och - Xara zatrzepotała rzęskami -Sens jest taki, że od czasu do czasu zwiedzam sobie takie różne ciekawe miejsca, i chętnie bym cię wzięła ze sobą. W końcu we dwoje raźniej, i co ważniejsze bezpieczniej... - Uśmiechnęła się -Oprócz spraw czysto zawodowych, i obecnej kolacji, liczyłam jeszcze na coś więcej - Spojrzała na niego zalotnie.
-Wybacz pytanie, ale skąd założenie, że moim zawodem jest zwiedzanie lochów? Wilgoć, pleśń, ciemność i zaduch to nie są doświadczenia których poszukuj podróżnik - słowa słowami, ale Lucas był zaintrygowany. Nie zwiedzaniem podziemi bynajmniej, tylko osobowością kobiety z którą rozmawiał.
- Wizja wzbogacenia nie brzmi zachęcająco? W takich zapomnianych miejscach zawsze jest coś wartościowego, myślałam, że nie miałbyś nic przeciwko. No chyba, że masz jakieś stałe, dochodowe zajęcie?
-Źle mnie zrozumiałaś. Zastanawia mnie raczej to, do czego miałbym się w takim lochu przydać?
-A bo ja wiem? - Wzruszyła ramionami - Wyglądasz egzotycznie, to może... znasz się na magii? Ja tak trochę, to we dwójkę byśmy sobie z niejednym poradzili.
Jak to wszystko w życiu sprowadza się ostatecznie do handlu. Zyski i straty, zyski i straty... A Zoth'illam naprawdę liczył na odrobinę relaksu i zabawy.
-Z niejednym? - zapytał, a w jego głosie pobrzmiewały jakieś wątpliwości. -A plany lochu, jego historia? Pułapki i inne takie. A tak w ogóle, to gdzie się ten loch znajduje, czyje to ziemie i dlaczego tak trudno będzie się tam dostać? - nie był poszukiwaczem przygód od lat. Na dobrą sprawę był poszukiwaczem przygód tylko przelotnie, coś w rodzaju młodzieńczych eksperymentów. Ale był za to najemnikiem, a z tym zawodem przychodziło pragmatyczne myślenie.
-Ojej, jak ty potrafisz tak po męsku wszystko brutalnie zdeptać takimi okropnymi faktami - Wywróciła oczami -No ale dobrze... ano jest sobie taka mała krypta całkiem niedaleko stąd, ledwie pół dnia drogi, i naprawdę wszystko mi jedno czyje to tam ziemie, choć przypuszczam, że będą należeć do Silverymoon. Jak to w loszkach, mogą się tam znajdować jakieś pułapki i inne takie brzydactwa... i z tego co wiem, nikt jeszcze się tam nie wybrał, inaczej w końcu nie zawracałabym sobie głowy ogołoconą już kryptą. - Wyjaśniła, po czym napiła się wina wpatrując wyczekująco w "Lucasa".
-Tobie może i wszystko jedno Xaro, ale właściciele ziemscy mogą mieć inne zdanie o swojej własności - Stobbartowi jakoś przechodził nastrój na flirty. Za łatwo to wszystko poszło, od początku tak czuł. Ale żeby od razu kończyło się na zleceniach i robocie? -Poza tym, skąd ta pewność, że nikt się tam nie wybierał? Może po prostu nikt stamtąd nie wrócił?
Xara... prychnęła. Tak po prostu.
- W całym życiu byłeś wyjątkowo grzecznym chłopcem i przestrzegałeś wielce żądanych nakazów i praw? Nigdy nie zrobiłeś niczego szalonego, nieważne czy było to drobnostką, czy czymś wielkim? Co mnie jacyś właściciele ziemscy, którzy nawet nie wiedzą, że owa krypta znajduje się na ich terenie. A jak już się dowiedzą, to nic tam nie znajdą, proste... myślałam, że jesteś nieco bardziej bystrzejszy i gotowy brać od życia garściami. Czyżbym się pomyliła?- Spytała, a "Lucas" poczuł nagle... jej stopę pozbawioną bucika, harcującą pod stołem na jego kroczu. Xara spojrzała zaś mu w oczy, mrużąc swoje.
-Nie, od kiedy sięgam pamięcią nie byłem grzeczny. Ale ja podróżuję, nie zatrzymuję się w miejscu. Poeci pewnie powiedzieliby, że jestem kamieniem, którego nie zdąży porosnąć mech -normalnie Zoth'illamowi bardzo podobałaby się niewerbalna rozmowa, którą interlokutorka prowadziła z nim pod stołem, ale nie w takich okolicznościach. Nie lubił łączyć pracy z przyjemnością, to nigdy nie kończyło się dobrze... Z drugiej strony, wiedział że się tak nie kończy, bo często racjonalność ustępowała u niego miejsca. -Ale Ty tutaj mieszkasz, jesteś szeroko znana. Wieści o plądrowanych podziemiach rozchodzą się szybko. Naprawdę nie obchodzą Cię przyszłe roszczenia?
-Mam swoje sposoby, by moje eskapady pozostały tajemnicą. A zresztą, co tak wielce złego jest w fakcie, że sobie "dorabiam" przetrząsając jakieś lochy?- Powiedziała, po czym jej stopa zniknęła ze strategicznego miejsca, pojawił się bowiem służący niosący jadło.
-Proooooszę bardzo - Postawił tace z parującą strawą -I smacznego! - Powiedział na odchodne.


-Dziękuję - Odpowiedziała jemu Xara -Smacznego - Odezwała się sama do "Lucasa" po czym zabrała za strawę.
- Więc? - Spytała Smoczego Potomka po pierwszych dwóch kęsach -Jesteś zainteresowany spędzeniem ze mną nieco dłużej czasu niż owa kolacja?
-Ty, ja i kto jeszcze? - zapytał fachowo przyglądając się swemu jedzeniu. Wyglądało całkiem apetycznie.
-Tylko my dwoje - Uśmiechnęła się do niego czarująco -Sam na sam, z dala od ciekawskich oczu - Spojrzała w bok, w stronę gdzie poszedł służący.
Zarówno kuszące, jak i podejrzane. I gdyby Zoth był szanującym się, dobrze wykształconym czarodziejem pewnie doszukiwałby się w tym wszystkim podstępu, dodatkowych trudności, albo jeszcze czegoś innego... ale był głównie facetem, któremu piękna kobieta zaproponowała parę chwil sam na sam.
-Dobrze, zgadzam się - odpowiedział przełykając pierwszy kęs kolacji. Całkiem niezłej, nawiasem mówiąc. -Czy powinienem znać jakieś szczegóły?
-O tym możemy chyba porozmawiać później? - Napiła się wina--Przy kolacji już wystarczająco dużo rozprawialiśmy o wszelakich aspektach interesów. Powiedz mi lepiej, ile masz lat?.
-To wciąż brzmi, jak sprawdzanie moich kwalifikacji - zaśmiał się. -Dwadzieścia osiem.
- Oj nie mój drogi, to już moja zwyczajowa ciekawość - Mrugnęła.
-A jak daleko posuwa się Twoja zwyczajowa ciekawość?
-Baaaardzo daleko - Odpowiedziała i... nabrała z własnego talerza nieco sosu palcem, po czym wyjątkowo kokieteryjnie go oblizała.
-To się doskonale składa, bo ja nie mam nic do ukrycia -stwierdził Stobbart, z szelmowskim uśmiechem.
- I bardzo dobrze - Tym razem Xara dolała obojgu wina do już prawie pustych pucharów -To na zdrowie! - Uniosła swój puchar w jego kierunku.
-Za powodzenie - zawtórował Lucas.


Jakiś kwadrans później, wśród swobodnej rozmowy, i już po zakończeniu posiłku.
- Muszę na stronę - Wypaliła nagle Xara-- Te wino... - Powiedziała, po czym wstała od stołu, i wyraźnie nią zarzuciło. Głośno zachichotała, po czym mrugnęła do "Lucasa".
- Zaraz wrócę, zamówisz może jakiś deser?
-Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy? Zauważyłem, że podłogi tutaj są bardzo śliskie - w końcu z jakiegoś powodu musiała tracić równowagę.
- Wszyyyyyyyyysko w porządku - Zagestykulowała przed sobą palcem, by podkreślić swoje słowa (i stan?), po czym oddaliła się minimalnie chwiejnym kroczkiem od stołu. "Lucas" został więc na moment sam, mając zamówić jakiś deser... a prawdę powiedziawszy, on również odczuwał powoli na pęcherzu skutki picia wina.
A pozostawiony samemu sobie Zoth'illam usilnie zwalczał w sobie uczucie, że jedyną osobą jaka wróci do stolika, będzie służący z rachunkiem. Ale na wszelki wypadek, wspomnianego służącego przywołał, zamawiając deser jakiejś średniej klasy. Nocleg i tak wyciśnie go z nadmiarowych sztuk złota.
Wbrew obawom mężczyzny, Xara w końcu powróciła do stolika, obdarzając go kolejnym miłym uśmiechem. Zasiadła na swym wcześniejszym miejscu, i właśnie miała zamiar coś powiedzieć, gdy zjawiła się obsługa, niosąc smakołyk.


- I jeszcze jedną buteleczkę wina - Powiedziała służącemu kobieta.
-Nie za dużo alkoholu? Na zewnątrz śnieży jak na Grzbiecie Świata, a nie jest wielką tajemnicą, że po winie wszystko robi się zdradziecko strome lub spadziste - zapytał z troską mężczyzna. Głównie z troską o własną kiesę.
- Widać, że nie jesteś stąd - Lekko pokręciła głową -W Silverymoon zima nie taka straszna - Spróbowała przyniesionego ciasta -Całkiem dobre...
-Cieszę się, że dobrze wybrałem.
- Spróbuj - Przesunęła talerz ku niemu -No przecież nie będę jadła sama...
Skoro już i tak zamówił to ciasto, to równie dobrze faktycznie mógł go trochę skosztować. Ostrożnie przeżuwał pierwszy kęs, żeby rozeznać się we wszystkich smakach. Z których przynajmniej połowy nie znał, ale było to przyjemne pierwsze spotkanie.
-Muszę przyznać Ci rację, faktycznie jest dobre.
Xara uśmiechnęła się w odpowiedzi, po czym rozlała resztkę wina do pucharów. Wtedy też, jak na zawołanie, jawił się służący z kolejną flaszką...
- No to siup! - Powiedziała kobieta, wypijając ponownie alkohol.
Lucas jednak przyglądał się kolejnej butelce z pewną nieufnością. Lubił alkohol i piękne kobiety, ale za dużo alkoholu oznaczało za mało radości z pięknych kobiet. Należy znaleźć złoty środek, a on znajdował się już na jego skraju.
-Za pomyślność - podniósł toast, upijając łyk.
- Wieszż... - Zamruczała Xara, spoglądając mężczyźnie w oczy -Nie ukrywam, że mi się podobasz - Powiedziała, po czym...wdrapała się niemal na czworaka na stół, prąc mocno w stronę siedzącego na przeciw niej towarzysza kolacji, przy okazji prezentując w tej pozie spory wgląd we własny dekolt. Okupując więc stół w nietypowym zagraniu, pokiwała do niego palcem, by się zbliżył...
"Ha, jak dobrze pójdzie wypieprzą nas stąd przed zapłatą ". Zoth'illam uwielbiał łamać moralne normy, a takie sytuacje były dla niego niemal poetyckie. Bez chwili zawahania przeniósł się z krzesła na stół, ruchem ręki odsuwając na bok talerze. Zbliżył swą twarz ku twarzy Xary.
-Masz piękne oczy, wiesz?
Nie odpowiedziała już nic, ukazując jemu jedynie lekko swoje ząbki w zawadiackim uśmiechu. Zbliżyła swoje usta do jego ust, po czym nastąpił gorący, namiętny pocałunek, w trakcie którego Xara zaskoczyła "Lucasa" harcami jej języczka. Szkoda, że ich rozmowa zaczęła się od interesów - niepotrzebnie rzucało to cień na tak pięknie zapowiadającą się znajomość. Kobieta była bezpruderyjna, pewna siebie i zawadiacka, a Stobbart takie lubił. Choć nie miał zamiaru ustępować im pola w pocałunkach. W tym konkretnym przypadku, kobieta ubiegła go jednak nie tylko w tym. Początkowo, obejmując jego kark w trakcie pieszczot, teraz odepchnęła go nieco od siebie.
- Zasłoń kotarę - Szepnęła, mrużąc oczy, i jednocześnie zsuwając cieniutkie ramiączka swej sukienki.
Krasnoludy głośno twierdzą, że alkohol powstał dla nich, by mogli wychwalać Moradina i biesiadować po zwycięskich walkach. Zoth prywatnie uważał, że alkohol stworzyli mężczyźni, by rozluźnić kobiety. I żaden gnom nigdy w życiu nie wynajdzie niczego lepszego.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - odparł z zadowoleniem w głosie i nie spoglądał na odsłaniający się dekolt dłużej niż cztery sekundy nim życzenie faktycznie spełnił. W tym czasie Xara przyjęła wyjątkowo kontrowersyjną pozycję na stole, leżąc na plecach podparta łokciami, z lekko podciągniętą w górę sukienką, i bezwstydnie uchylonymi nogami. Nie miała bielizny.
Lucas miał prawdziwe kłopoty z oderwaniem oczu od tak pięknych i śmiałych widoków. I jak każdy szanujący się podróżnik, nabrał nieodpartej ochoty zgłębić nowo odkryte lądy.
-Czy mam rozumieć, że podano na stół nowy deser? – a ten powinien smakować Zoth'illamowi znacznie bardziej, niż ciasto.
 
Zapatashura jest offline