Kendar, Asceline, Finrael, Morwing
Wszyscy zamarli w bezruchu i w ciszy nasłuchiwali odgłosów dochodzących z korytarza. Pochodnia rzucona przez muła oświetlała drogę kilka metrów przed nimi. Niestety nikogo nie było widać, a to nie wróżyło nic dobrego.
Mijały kolejne sekundy, a sytuacja nie ulegała zmianie. W powietrzu było aż gęsto od adrenaliny. Każdy z najemników gotowy był do odparcia ataku. Ten jednak nie nadchodził.
Taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie, a mimo to przez długi czas nikt się nie poruszył. Z korytarza nie dochodził teraz nawet najmniejszy szept, czy szelest.
Gdy czas oczekiwania przeciągnął się aż nazbyt długo, jeden z najemników ruszył ostrożnie naprzód. Reszta postanowiła go ubezpieczać i także wolno ruszyli za nim.
Gdy doszli do rzuconej przez muła pochodni zauważyli, że korytarz zaczyna delikatnie skręcać w lewo.
Zza zakrętem korytarz rozszerzał się i panował w nim lekki półmrok. Na końcu kilkunastometrowego korytarz musiała być grota do której wpadało światło słoneczne.
Najdziwniejsze i najbardziej niepokojące było to, że najemnicy nadal nie widzieli nikogo. Prawdopodobnie napastnicy wycofali się i czają się gdzieś w załamaniach skalnych.
Nie było jednak wyjścia i trzeba było iść dalej.
Ostrożnie stawiając każdy krok, wypatrując i nasłuchując ewentualnych pułapek, grupa najemników zmierzała ku wylotowi tunelu.
Ich domysły potwierdziły się. Doszli do rozległej wysoko sklepionej groty. Znajdował się w niej duży otwór przez które wpadało światło słoneczne i świeże powietrze.
Nagle i niespodziewanie z góry zleciało trzech aarakocrani. Lądując wzbili w powietrze dużo pyłu, który zalegał na dnie groty.
Zatrzymali się kilka metrów przed grupą najemników i spojrzeli na nich wyzywająco.
- A wy kim do licha jesteście? - zapytał chrypliwym głosem, we wspólnej mowie.
- To pewnie ci przyjaciele tego modliszkowatego złodzieja, którymi się tak przechwalał. - szydził jego kompan.
- Hrry, hrry, hrry - zaśmiał się dziwnie ten stojący pośrodku - Lepiej dla was, żeby to nie była prawda. Czego tu szukacie?
Martar, Rebis
Martar i Rebis zostali przy rannym Thri-kreenie. W tym czasie reszta drużyny, po długim oczekiwaniu ruszyła na zwiad. Rebis nie mógł w tej chwili już wiele zrobić dla rannego, poza próbą ochronienia go przed linczem. Pomoc ze strony muła były miły zaskoczeniem.
We dwóch obserwowali korytarz i stan Thri-kreena.
Gdy reszta grupy zniknęła w korytarzu, modliszkowaty uniósł się z wielkim trudem, opierając się na mieczu. Wyciągnął spod siebie worek, który ukrywał i spoglądając na druida wyszeptał:
- Ukryj to. Błagam.