Łysy nomad słuchał uważnie listy życzeń Stanley’a. Widać, że wszystko co zostało wymienione było w jego posiadaniu. Kiwnął tylko głową na jednego ze swoich ludzi. Ten ruszył przynieść potrzebny runnerom sprzęt.
Łysy wyjął telefon i wpisywał do niego kolejne sumy za zakupiony towar. Widząc sumę z zadowoleniem pokiwał głową.
- Myślę, że te kilka tysięcy to dobry początek naszej współpracy - mruknął łysy ni to do siebie, ni to do wszystkich obecnych.
- Natomiast ja mam do was jedną prośbę - rzekł Spencer - moglibyście się zająć Oyamą? Nie chcę żeby na drodze utworzyła się kolumna pojazdów, którą otwieramy, a każdy następny pojazd śledzi ten poprzedni.
- Nie ma sprawy - odparł nomad - Widzę, że bystry z ciebie gość. Dla nas to będzie czysta przyjemność, a wam na pewno ułatwi zadanie.
- To co panowie, ruszamy? - zapytał Tuba, gdy niezbędny sprzęt byl już zapakowany do samochodu.
Tuba był to wysoki, barczysty mężczyzna o ostrych rysach twarzy i bystrym spojrzeniu. Miał ufarbowane na biało, zaczesane do tyłu włosy.
Gdy obaj runnerzy potwierdzili gotowość wyjazdu, Tuba dodał:
- I żeby było jasne, panowie. Ja nie chcę żadnych przypałowych akcji. Jadę za wami, obserwuje spotkanie z Unitrą, a po nim spotykamy się i omawiamy co dalej. Jasne? - No, to w porządku. W drogę.
Tuba wsiadł na swój motor, a Spencer i Stanley do Peugota. Silniki zawyły radośnie i grupa wyjechała z garażu nomadów.
Spencer i Stanley zapewnieni przez łysola, że zajmie się ludźmi Oyamy mieli o jeden kłopot mniej.
Teraz pozostawało tylko pozbyć się Tuby i dotrzeć na miejsce spotkania z Unitrą.