Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2011, 21:37   #8
Pruszkov
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Tommy wreszcie się rozluźnił. Praca zawsze go uspokajała. Nie przeszkadzały mu nawet murzyńskie dźwięki Fizzy’ego. Ba, ten kawałek był całkiem niezły. Lekko doskwierał mu brak broni za pazuchą, ale Schloes miał rację. Nie ma co robić smrodu, wszystko w swoim czasie.
- Fizzy, Ty dobrze znasz L.A. Znasz jakąś miejscówkę, gdzie moglibyśmy przewieźć naszego ptaszka, w razie potrzeby ?-
Rzucił Salieri. Chciał go dokładnie przesłuchać, zanim go odstrzelą. Być może papiery, których szukają, są gdzie indziej? Nigdy nie wiadomo, a Tom wiedział, że pomimo jego przymusowych wakacji wielu ludzi go jeszcze pamięta. I wielu zalazł mocno za skórę.

- Myślę że znam nawet parę takich miejsc - odpowiedział z uśmiechem Albion. Zostawię was dwie przecznice od galerii. Nie chcę żeby samochód stał się rozpoznawalny. Fizzy pójdzie z wami, z nim na pewno się tu nie zgubicie. – wtrącił Larry.

Dobra, to ja biorę taksówkę zasuwam do galerii. Zadzwoń do mnie potem z miejscówką. Mam nadzieję, że jednak nie będzie potrzebna. - Daniel lubił zapobiegliwość Toma. Tom miał zapasowy plan, “jakby co”. Jednak Daniel wciąż wolał wydobyć informacje na miejscu. Wyciągnięcie tego gościa z jego biura będzie problemem i na pewno nie da się tego zrobić siłowo. Chociaż z drugiej strony, kiedy będą w jego biurze, raczej nie będą mieli zbyt dużo czasu na przesłuchania, a cel może mieć ten mały, wkurzający przycisk pod biurkiem wzywający strażników. Mało prawdopodobne, ale była to ewentualność. Dobra, nie ma się co martwić na zapas, najpierw trzeba sprawdzić tą miejscówkę. Najwyżej się zrobi mały szantaż z jego żoną, choć Daniel wolał tego uniknąć - szantaż wymagałby przemocy wobec żony celu, czyli wielkiego moralnego “nie” dla sumienia Daniela.
- No to jazda, no nie? - Daniel przygotował się. - i pamiętajcie o fałszywych dokumentach. Mają być jak najpodobniejsze.


Pan pójdzie pierwszy, panie Schloes. - rzucił Tommy , niedbale odpalając papierosa.- Lepiej żeby nie widziano nas razem. Ja i Fizzy zaś obejdziemy teren. Co pan na to ? - zaproponował.

- Jasna sprawa. - odpowiedział Daniel.

Jechali kilkanaście minut. Wystarczająco daleko, żeby nie wzbudzić podejrzeń, a jednocześnie wystarczająco blisko, żeby móc szybko uciec do kryjówki. Chyba. To się okaże, po kilku próbnych rundkach. Teraz Daniel miał ważniejsze rzeczy na głowie. Samochód zwolnił.
- Dobra, umawiamy się tutaj, w tym miejscu, za pół godziny. Może dłużej. Powodzenia. - Daniel wysiadł i zamknął drzwi.
- Zara, zara - Albion zatrzymał na chwilę Daniela. - to jednorazowe komórki - mówił podając wszystkim małe Samsungi. - po akcji je wyrzucamy, są tu tylko jednorazowe numery do każdego z nas.

Galeria wyglądała fajnie, była całkiem w guście Daniela. Przeszedł przez ulicę i udał się w stronę drzwi. Zauważył jedną kamerę, ale za cholerę nie mógł znaleźć drugiej. Cóż, może Tom i Fizzy ją zauważą. Daniel przeszedł przez drzwi. Na początek rundka wokół, potem pogadanka ze strażnikiem. Daniel miał już plan.


Galeria była jakby dużo mniejszą wersją galerii Bossa. Widać było na oko że właściciel niedawno otworzył interes. Na gustownie ozdobionych, ciemno pomarańczowych ścianach wisiały obrazy, mniej znanych, Kalifornijskich artystów. Niedaleko ścian stały nowocześnie wyglądające, oszklone szafy, w których umieszczona była artystyczna biżuteria i małe wytwory ceramiczne z gliny i chińskiej porcelany. Pomieszczenie było w kształcie dużego prostokąta o wymiarach, 8metrów długości, 4metrów wysokości, 4metrów szerokości. Wzdłuż ścian poustawiane były wszystkie te cuda opisane wcześniej. Na końcu długiego pomieszczenia, naprzeciw drzwi wejściowych, stało małe biurko przy którym siedział pan Brown i czytał gazetę. Za nim znajdowały się drzwi, zapewne na zaplecze, a nad nimi kamera obejmująca całe pomieszczenie. Gdy Daniel wszedł, jego obecność zasygnalizował mały dzwoneczek umocowany przy drzwiach wejściowych. Brown zerwał się natychmiast z siedzenia i uśmiechnął przyjaźnie do Daniela.
- witam w galerii sztuki „Cykoria”. - zaczął
Z głosem Johna Browna zlała się cicho pogrywająca z małych głośników muzyka: Edvard Grieg, In the Hall of the Mountain King from "Peer Gynt" - YouTube
***
Fizzy i Tom wysiedli trochę dalej, a Larry odjechał zaparkować samochód jak najdalej, lecz tak by jak najszybciej przyjechać w razie potrzeby.
- Może ty sprawdzisz tyły budynku, a ja pokręcę, się po głównej ulicy. Obok galerii Browna jest parę sklepów i restauracja. Sprawdzę do której wszystko w około jest otwarte i czy w innych budynkach są kamery które mogłyby być dla nas groźne.

Tommy był zadowolony. Wreszcie zaczynało się coś dziać. - Nie ma sprawy Fizzy. - Rzucił murzynowi. - Po wszystkim spotkajmy się w zaułku za tą knajpą. - dodał po chwili i skierował swe kroki ku tyłowi galerii. Obrał trochę dłuższą drogę, aby nikt nie skojarzył go z Scholesem. Idąc zastanawiał się nad planem. Wyglądało na to że Schloes jest po jego stronie, ale Salieri coraz był coraz mniej przekonany, czy uda im się załatwić sprawę czysto. Plan z uprowadzeniem Browna był dobry, ale ciężki do zrealizowania. Ten rekonesans mógł jednak dać parę odpowiedzi. Tommy nie mógł się doczekać aż je pozna.

Daniel przyglądał się galerii. Idealnie trafiona w jego gust - mało znani malarze (Daniel od zawsze uważał, że Picasso swoje kwadratowe obrazy malował trójkątnym pędzlem, więc mu te kółka nie za bardzo wychodziły), neutralne, minimalistyczne pod względem koloru ciemnopomarańczowe ściany i muzyka, która sprawiała, że czuł się niemal, jak gdyby cel już znał jego zamiary. Ta galeria była wprost wymarzonym miejscem na jakiś klasyczny pojedynek dwóch zabójców-dżentelmenów. Nie takich, jak w tych głupich filmach akcji z gościami z większymi broniami, niż oni sami - po prostu chwilka rozmowy, spokojna wymiana światopoglądów, a na koniec cichy pojedynek.
Tak, to by było ciekawe. I emocjonujące zarazem.
Z zamyślenia wyrwał Daniela sam cel, który wstał z fotela i podszedł do niego.
- Witam w galerii sztuki „Cykoria”. - Zaczął cel.
Daniel spojrzał na niego i uśmiechnął się uprzejmie.
- Doprawy, ma pan wspaniały gust, panie... - Daniel udawał, że nie zna człowieka.
- Brown, John Brown, panie... - spytał właściciel galerii lekko naśladując Daniela.
- Ernest Smith, miło mi. - Daniel podał właścicielowi rękę.
- Zastanawia mnie, skąd pan zdobył ten obraz. - Daniel wskazał ręką na pierwszy z brzegu. Jakiś abstrakcyjny.
- Z całą pewnością był trudny do zdobycia. Ciekawi mnie, czy pańskie obrazy są jedynie na pokaz, czy również na sprzedaż? Byłbym zainteresowany kupnem tego abstrakcyjnego arcydzieła. Kolory mieszają się w niesamowicie harmoniczny sposób, dając spore pole do szerokiej interpretacji - Daniel zagaił.
- Owszem, proszę, proszę oglądać, wszystko jest na sprzedaż. Obraz na który zwrócił pan uwagę, namalowany zotał przez młodego kalifornijskiego artystę. Chłopak dopiero stara się wybić. To coś w stylu pierwszych prac Van Gogha, które nie wzbudzały zachwytu wśród znawców. Ale to już coś jak na młodego człowieka. Świetnie operuję kolorami. - Brown mówiąc cały czas sięuśmiechał.
- Ach, rozumiem. Mam jednak nadzieję, że na tym podobieństwa się kończą. Nie chciałbym, żeby młody chłopak poprzestał na sprzedaży jednego obrazu, no i uszy też dobra rzecz - Daniel uśmiechnął się jeszcze uprzejmiej. Zbyt uprzejmie. Zaczynało mu się zbierać na wymioty od tych słodyczy.
- Cóż, na mnie w takim razie czas. Podoba mi się obraz, cena nie gra roli. Jestem tutaj aktualnie w interesach, jak załatwię to, co mam załatwić, to z całą pewnością wpadnę tu jeszcze raz, z gotówką. Cena nie gra roli. Lubię wspomagać młodych artystów - Daniel spojrzał wprost w oczy celu. Widział to, co chciał widzieć: kompletny brak świadomości tego, co się wydarzy. Daniel uchylił rąbek kapelusza uprzejmie, tak, żeby kamera nie nagrała jego twarzy, po czym udał się w stronę drzwi. - Do zobaczenia wkrótce. - dodał na koniec.
- Do widzenia. - odpowiedział John.

Daniel wyszedł na ulicę, czekając na towarzyszy. Wiedział już to, co chciał wiedzieć.
 
Pruszkov jest offline