Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2011, 14:32   #42
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Cyprian Dębowski

Nareszcie. Nareszcie zegar wybił szesnastą. Tę tak długo wyczekiwaną godzinę. Godzinę, która myślał już że nie nadejdzie.
Dzwonek do drzwi.Wstrzymał oddech. Drżącymi z podniecenia rękoma otwierał drzwi. I oto w końcu ujrzał ją. Kruczoczarne loki falujące wokół idealnej twarzy. Pełne usta. Piękne oczy. Bluzeczka idealnie dopasowana, podkreślająca kształty kobiety...
- Cześć Cyprian. - Weronika Hartmann z właściwym sobie taktem wyrosła przed Dębowskim uścisnęła jego dłoń, tak mocno, po męsku i weszła do środka wręczając mu butelkę czegoś do ręki.
- To śliwowica moje babci, ma z dwadzieścia lat, albo i więcej. - Uśmiechnęła się złowieszczo. - Ale wchodzi jak soczek.
Karin też uścisnęła dłoń Cypriana, a do tego pocałowała go na przywitanie, trzykrotnie i ruszyła za swoją dziewczyną, po chwili zatrzymała się jednak, odwróciła do gospodarza i wręczyła mu reklamówkę.
Eteryta stał chwilę oniemiały w drzwiach. Po czym zamknął je powoli i jak w transie, wolnym krokiem ruszył do swych gości.
- Zapraszam. - Dębowski wskazał panią drogę do salonu. Sam poszedł do kuchni rozpakować to co obie przyniosły. Ciasto, przekąski.
- Pomóc ci?? - Zawołała Weronika.
- Nie, nie trzeba. - Odparł. W zasadzie już powyciągał wszystko i niósł to do pokoju.
- Kawy?? Herbaty?? - Spytał gdy stawiał kolejne rzeczy na stole.
- Zrób dwie kawy. Jedną czarną bez cukru a drugą z mleczkiem także bez cukru.
Cyprian zrobił trzy, bo i dla siebie.
- Możemy trochę się rozejrzeć?? - W zasadzie to było stwierdzenie, bo Hartmann i Sjöstrand już zaczęły zwiedzać mieszkanie.
Karin łamaną polszczyzną skompletowała wystrój i miała coś jeszcze dodać, gdy rozległ się krzyk Weroniki. Oboje więc do niej poszli. Etrytka stała w drzwiach łazienki. I coś mówiła po szwedzku. Jej dziewczyna wspięła się na palce żeby lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Oparła przy tym rękę na ramieniu Cypriana. Słodki, ponętny zapach kobiety dotarł do jego nozdrzy.
Wyobraźnia eteryty już zaczynała budować sceny. Woda. Nagie ciała splecione w parującej kąpieli.
- U nas nie ma takich luksusów. - Głos Hartmann wyrwał go z zamślenia.
- Luksusów?? - Spytał niepewnie Dębowski.
- Wanny. - Wyjaśniła śmiejąc się jego koleżanka z Tradycji. - W akademikach są tylko prysznice. Wiadomo, kwestia higieny i takie tam. Prysznice nie są takie złe. Zwłaszcza jak się je bierze we dwoje. - Obie zachichotały. - Ale wanna...
Rozmarzona Hartmann zaczęła snuć wizję co to w wannie we dwójkę można robić. Zadziwiające, bo on przed chwilą myślał dokładnie o tym samym.
Karin coś powiedziała do Weroniki i obie wybuchnęły śmiechem. Skonsternowany Cyprian patrzyła raz na jedną raz na drugą i nie wiedział o co chodzi.
- Przepraszam. - Eterytka rozłożyła bezradnie ręce. - Ona jest taka nieśmiała. - Wyszeptała mu do ucha wymijając go.
Po tym krótkim rekonesansie zasiedli wreszcie na kanapie. Cyprian przyniósł kawy i kieliszki.
Hartamnn miała rację, śliwowicę jej babci piło się jak soczek. Nie paliła w gardle, ale grzała w żołądku. Pachniała latem, słońcem, śliwkami.
Rozmawiali o niczym właściwie, tak jak to bywa na tego typu spotkaniach. Jedyną istotną rzeczą, jaka utkwiła Dębowskiemu w pamięci była wzmianka o jakimś nowym Przebudzonym. Karmin go spotkała, cudzoziemiec. Starszy, kulturalny, miły jegomość. Chyba Niemiec, gdyż tym językiem się posługiwał. A reszta była plotkami, rozprawami na temat pracy. Dowcipami, anegdotami.

W pewnym momencie, gdy ujrzeli dno butelki po śliwowicy, Hartmann wstała i oznajmiła, ze idzie wziąć kąpiel z pianą, bo dawno nie leżała w gorącej wodzie. Zaproponowała oczywiście by Karmin się do niej przyłączyła, ale ta jakoś tak zmieszana odmówiła.
Z zeskocznia wzięła Dębowskiego pytanie o ręczniki i to poskutkowało, bo ten bez chwili zastanowienia wyjawił jej miejsce gdzie mogła je znaleźć.
Wkrótce do ich uszu doszedł szum wody i śpiew Weroniki. Fałszowała strasznie, ale z taką pasją podśpiewywała sobie przebój wylansowany przez Magdalenę Drozdowską i Marka Konrada.

Piękna dziewczyno z kanału TV
Przyjeżdżaj do mnie na parę dni
Mam względem ciebie poważne plany
Chcę ciebie poznać, bo jestem nagrzany.


Jakieś natrętny, świdrujący odgłos starał się wedrzeć do jego świadomości. Dębowski otworzył oczy. Kilkakrotnie zamrugał powiekami i począł gapić się w sufit. Trochę to trwało nim dotarło do niego, że to nie sufit w jego sypialni, tylko w salonie. On leżał w salonie. Spędził tu najwyraźniej noc. Nieposprzątane naczynia na ławie. Pusta butelka śliwowicy na pierwszym palnie.
Szczęk zamka w drzwiach do pokoju i...
- Ulala...- Zagwizdała z podziwu Lilly.
Cyprian leżał nagi, gdyż w tym samym momencie gdy otwierały się drzwi ktoś ściągnął z niego kołdrę. Eteryta szybkim ruchem zakrył siebie.
- Cyprian?? - Tym razem to Wiki się odezwała, a wszyscy przenieśli wzrok na wystający pośladek, nogi i część pleców. Właścicielka owych części ciała coś zamruczała, ale niewiele można było zrozumieć, gdyż głowę miała ukrytą pod poduszką.

Konsternację wszystkich pogłębiło pojawienie się Szwedki w drzwiach. Owinięta była jedynie kusym ręcznikiem, jakie to szczęście, że postanowiła zrobić sobie z niego coś w rodzaju sukienki a nie spódniczki.
W tej samej chwili spod poduszki wyłoniła się blond czupryna Weroniki Hartmann, a spod kołdry jej drugi pośladek.


Kurt Sesser i Erich Reimann

Erich odbył krótką rozmowę z Gertrudą Ippen. Wiadomości nie były najlepsze. Ippen zasugerowała aby w trybie pilnym opuścili Wrocław ze względu na grożące im niebezpieczeństwo w postaci Nephendich, którzy z pewnością w olbrzymiej liczbie zasiedlali miasto. Rewelacje te odkryła czytając pamiętnika niejakiego Theodora von Bethmanna Hollwega z Porządku Hermesa. Mag ten był Wrocławianinem do końca wojny, a później pozostały po nim tylko pamiętniki, z których jasno wynikało, że miasto jest siedliskiem grzechu i zepsucia ze względu na Labirynt, który tam musi się znajdować. Niestety nie sprecyzowano gdzie to dokładnie jest. Autor pamiętników dokładnie przeanalizował postawę poszczególnych Tradycji i wysunął wnioski, że muszą one być już głęboko przeżarte przez Upadłych skoro nie reagują na takowe sugestie. Gertruda nie zanudzała Ericha cytatami, tylko w dość zwięzły sposób przedstawiła swój punkt widzenia, czyli tam Nephendii na Nephendim siedzi i nie jest bezpiecznie. A jakiekolwiek próby dyskusji na ten temat ucinała szybko, że ona nie bierze w takim wypadku odpowiedzialności na ich życie. Owszem z początku była entuzjastycznie nastawiona to pomysłu pojechania tam i doszukania artefaktu, ale teraz uważa, że nie ma potrzeby ryzykować. I tyle tego by było.

Sesser tym czasem usiłował skontaktować się z ich tłumaczką. Wybrał numer i po dwóch sygnałach odłożył słuchawkę i usiadł w fotelu przygnieciony intensywnością doznań. Ktoś w tym budynku używał potężnej Magyi i wcale się z tym nie krył. Chociaż... nie tak do końca. Próba ustalenie gdzie to jest dokładnie skończyła się niepowodzeniem

Reichmann też to poczuł. Być może jednak Gertruda Ippen miała rację?? Przebiegło przez myśl młodemu Eutanatosowi. Jeszcze jedne rozbłysk Magyi. I znowu tu w hotelu.
Doktor Reichmann wyszedł z pokoju, na końcu korytarza zamajaczyła mu jakby znajoma sylwetka, ale nim przeanalizował to dokładnie postać zniknęła za drzwiami windy. Zapukał do drzwi Sessera. Otrzymawszy zaproszenie wszedł do środka. Kultysta siedział przy telefonie i właśnie wybierał jakieś numer telefonu.
- Dzwonię do panny Alicji. - Wyjaśnił pokrótce i zajął się rozmową. Właściwie w dwoma monologami.
Telefon ktoś odebrał, ale po za nazwiskiem Kurt nic nie zrozumiał. Rozmówca posługiwał się tylko i wyłącznie polskim, co bardzo utrudniło sprawę Sesserowi. Nijak nie mógł wytłumaczyć o co chodzi i zrozumieć też nie mógł. Koniec końców doszedł do wniosku, że jednak Alicji Żółkiewicz nie ma w domu. Gdzie jest też nie był wstanie się dowiedzieć, bariera językowa. Czyli do kancelarii też nie będą dzwonili. To będzie musiało poczekać jeszcze do poniedziałku.

Panowie wymienili się informacjami otrzymanymi od swoich z Wiednia. Czyli, że Wrocław roił się Upadłych. O cudownie odnalezionym pamiętniku. Ciekawym były to, że jego autor ani słowem nie wspomniał o samym artefakcie, a przecież mienił się Wrocławianinem z dziada pradziada. Bo z pewnością obie panie dokładnie przewertowały zawartość nowego znaleziska pod tym kątem, tego obaj byli pewni.

Wszelakie rozważania na temat zostały jednak zagłuszone przez potrzebę fizjologiczną ich organizmów. W zasadzie na roztrząsanie tematu mieli jeszcze sporo czasu, a myślenie z pustym żołądkiem było bardzo trudne. To była już ich taka mała tradycja. Posiłki w hotelowej restauracji. Mogliby sobie wprawdzie zamówić coś do jedzenia do pokoju, ale tak przynajmniej mieli jaki taki kontakt z otoczeniem. Zeszli więc na dół.
I wtedy Ericha tchnęło. Ta znajoma sylwetka, którą dostrzegł w windzie. To był ten sam mężczyzna, który ich odebrał z lotniska w Gdańsku. A teraz siedział w restauracji. Razem z Alicją Żółkiewicz. Widać było, że dobrze się bawią.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline