- Jesteśmy bandą rzezimieszków, panie Miszkun. Do tego morderców i złodziei. Witam w klubie. -
Storm krytycznie spojrzał na palące się domostwo. - Fakt, to było niepotrzebne. Teraz zleci się tu w chuj straży i cholera wie kogo. Tu mieszkają same szychy, więc zaraz będzie panika, coby odnaleźć sprawców, sypnie się złoto, uruchomią kantaty... Do dupy, jednym słowem. Ale z drugiej strony, nawet miasto potrzebuje higieny a dawno nie było porządnego pożaru, heheheheheh.... -
Storm zaśmiał się zachryple, z własnego dowcipu, po czym poprowadził kompanie zaułkowi i ciemnymi uliczkami przez miasto. - Znam takiego jedno "handlarza". Weźmie wszytko na pniu, nie pytając o szczegóły. Za ćwierć ceny co prawda, ale nie mamy czasu. Po drodze jest mordownia, u Grubej Su. O tej porze wszyscy są tam zajebani, albo martwi, więc nie będzie problemu ze zmianą ubrań. Zostawmy też naszych pasażerów, nikt i tak się nie zorientuje. Jak uporamy się z jednym i z drugim, możemy iść do tajemniczego Pana w równie tajemniczym domu. Pewnie to pułapka i nas tam zabija, ale w naszej sytuacji to i tak niewiele zmienia. Ruchy Panowie, ruchy. A przepraszam, byłbym zapomniał. -
Storm uderzył łokciem Ginnara, rozkwaszając mu nos. Nie za lekko, nie za mocno, z pełnym profesjonalizm jednym słowem. Pamiętał jeszcze stare czasy, kiedy był młody szczylem. Na swoją pierwszą w życiu robotę miał właśnie rozwalić nos jakimiś chojrakowi. od tego zaczęła się jego kariera i tak mu został do tej pory. Miał wtedy możne z osiem lat. Jako zapłatę, ruda Anka miał pokazać mu majtki. Ehhhh, to były czasy! wszystko było takie... prostsze. |