Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2011, 18:40   #39
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Słońce świeciło z góry, robiąc z wnętrza samochodu piekarnik. A z każdym postojem na światłach, temperatura wzrastała. Klima, kiedyś tak często używana w upały, teraz będąca praktycznie nie montowana w pojazdach. Dlaczego? Szum skutecznie ją wyłączał. Musiała pozostać otwarta szyba i tak zwany zimny łokieć. Sam loup, Łowca będący żywczykiem, siedział z nietęgą miną obok kierowcy, który założył z góry, że daje mu się we znaki temperatura. Sam nie przepadał za loupami.

To że Micheal Hartman się nie odzywał, było jeszcze do przełknięcia. W końcu o czym można gadać z egzekutorem? W dodatku z Xarafem Firebridgem. Gość nie był rozmowny. Przed wydarzeniami, które miały nastąpić, uratował Xarafa szósty zmysł. Zmysł, który mówił o zagrożeniu.

Na początku, na czole pojawiła się mała kropelka zimnego potu. W milisekundy później, zaczęła egzekutorowi cierpnąć skóra na szyi, na rękach pojawiła się gęsia skórka. Umysł sam przełączył się w stan gotowości.

Kiedy z prostopadłej ulicy, na drogę wypadła rozpędzona ciężarówka, Xaraf zadziałał automatycznie i ratował się, jak tylko mógł. Z trudem, udało mu się wjechać na chodnik, niestety wysoki krawężnik sprawił że opona pękła i z sykiem, stała się płaska. Rover, pozbawiony jednej z opon, zakręcił się wokół siebie o 360 stopni i zatrzymał ze zgrzytem. W tym samym czasie, feralna ciężarówka jak nigdy nic wjechała z impetem w budynek. Pojazd wybuchł w kuli ognia, rozsypując wokół siebie pełno gruzu i szkła. Xaraf, obrócił się do swojego partnera z pytaniem, czy to widział. Niestety Xarafowi niedane było nawet ów pytania zadać.

Loup-garou, stał się prawdziwym łakiem. Dorodne kły, wyszczerzony pysk. Okropny widok. W ucieczce przed ugryzieniem, przeszkodziły ratujące życie pasy. Duże jak noże stołowe kły, zatopiły się w ramieniu Xarafa. Dało się słyszeć nawet trzask łamanej kości, ale wszystko to spowodowało tylko złość. Nie ból, czy inne głupstwa. Na to nie było czasu. Ręka samoczynnie powędrowała do kabury z Desert Eaglem. Wielki, srebrny pistolet. Akurat zmienno kształtny szarpnął pyskiem, wyrywając z ramienia Xarafa kawałki mięsa. Mimo wszystko ręka z pistoletem, dążyła do odpowiedniej pozycji. Łak nawet nie zdążył nawet zrobić uniku, mu też przeszkadzały pasy. W okolicy dało się słyszeć pojedynczy wystrzał, a na szybę od strony pasażera, z czaszki wyskoczył niczym oparzony, mózg Hartmana.

Xaraf odłożył pistolet do kabury, z resztą nie wyczuwał więcej zagrożeń. Drzwi otworzył kopniakiem. Lewa ręka bolała, ale egzekutor miał o wiele gorsze rany. Złamanie, prawdopodobnie obojczyka to tylko pestka. Kiedy stał już przed samochodem, udało mu się zaobserwować jak Hartman zmienia się w kudłatego psa, z odstrzelonym łbem.

Nie czekał zbytnio na pomoc ze strony cywili. Chwycił mikrofon, starego tranzystorowego radia zamontowanego w pojeździe. Wezwanie miał krótkie, ale treściwe.
- Tu Łowca Xaraf Firebridge, przyślijcie wozy strażackie i jakiś sanitariuszów na Oxford Street
- Tu dyspozytor numer 434, czy jesteś ranny?
Xaraf spojrzał na swoją ranę z dystansem. Krwawiła, ale prawie nie bolała. Mógł poczekać.
- Tak, ale to drobnostka. Podstawcie mi tylko jakiś samochód i karawan, funkcjonariusz Micheal Hartman nie żyje. Definitywnie.
- Sytuacja opanowana, nie potrzebne wsparcie?
- Nie
- Okej, czekaj

Xaraf usiadł na krawężniku, uprzednio wyjmując samochodową apteczkę. Nie znał się na opatrunkach, więc tylko przyłożył kawał jakiejś gazy do rany i czekał. Co mógł więcej zrobić?
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline