Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2011, 20:15   #120
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Double B po usłyszeniu strzału cofnął się do samych wrót z rogu korytarza przyglądając się temu co się dzieje. Znowu czuł się bezsilny. Carter szybko i sprawnie przeładował broń skupiając swój wzrok na wylocie korytarza, w którym się znajdowali. Przewodnik drużyny wypadowej - John - schylony, pod ścianą podszedł bliżej wylotu ich tunelu. Na tyle blisko aby móc zaatakować jednego z biegnących gdy innymi zajmie się strzelec. Jego postać była przyklejona do ściany i niewidoczna dla Flat Line’a, który schował się za rogiem.
Jako, że programista stwierdził, że i tak wszystko w zacnej odległości mili morskiej ich słyszało to zdecydował się podjąć próbę komunikacji. Pewnikiem nie było tam ludzi, ale to co kierowało się w ich kierunku już idealnie wiedziało gdzie są.
- Z tej strony jeden z członków Gildii Zero. Jak są tam ludzie wyjdźcie a nie stanie się wam krzywda! - szeregowy gangu techników miał nadzieję, że mogą być tam ludzie. Znikomą, ale miał.
Obaj - zarówno ochroniarz jak i przewodnik - spojrzeli na informatyka. Ten cicho powiedział:
- Atakować jak macie pewność, że to nie człowiek. Może ktoś poza nami tu jest.


Ludzie, ludzka mowa. Flat Line już tracił nadzieję że kiedykolwiek dane mu będzie ją usłyszeć. Szczęście dalej mu sprzyjało, bo pocisk zrykoszetował od metalowej ściany krzesząc iskry i z wizgiem uderzył o przeciwległą stalową płytę. Kurwa, najlepiej zginąć na samym końcu od swoich. Teraz bowiem w jego umyśle skurczonym do prostego „przeżyć”, wszyscy którzy byli normalnymi ludźmi jawili mu się jak aniołowie idący mu z odsieczą dzierżąc ogniste miecze.
- Nie strzelać! – ryknął urywanym chrypliwym głosem, ściskając swoją broń w spotniałych dłoniach. – Słyszycie?!
Strach dognał go dopiero teraz, tuż tuż przy możliwości ratunku. Zupełnie jakby na złość odbierając siłę w nogach. Warkot, dobywający się coraz bliżej i tupot nóg, otrzeźwił go jednak szybko.
- Nie strzelać! – wyszedł trzymając rękę bez broni wyciągniętą w kierunku odsieczy, drugą zaś w stronę tunelu którym biegły Pokraki. – Są tuż za mną!
Dał im jeszcze chwilę na ocenienie że nie dla nich stanowi zagrożenie, po czym ruszył cyngla, chmura śrutu pognała do celu, a Roben ruszył biegiem w kierunku wybawienia.
- Dwóch co najmniej, ale chyba więcej. Pokraki! Przygotujcie się!
Przypadł do ściany, chowając się za oderwanym i pogiętym kawałem poszycia. Nie było czasu na doładowanie wystrzelonego naboju. Oglądnął się do tyłu zawczasu szukając miejsca do ucieczki na jeszcze głębsze tyły.

To był człowiek. Chociaż zmysły nie były co do tego pewne. Kiedy Flat Line rzucił okiem w tył poczuł nagle przy sobie gwałtowne poruszenie i zimną stal na gardle. Jeden z trójki ludzi, których los postawił mu na drodze, zawinął się zwinnie, jak wąż, przycisnął Flat Linea do ściany blokując fachowo możliwość użycia trzymanej broni a drugą ręką przyłożył ostrze noża do gardła. Jeden ruch i gardło zostałby fachowo rozpłatane. Tyle oddzielało Flat Line’a od śmierci. Jeden energiczny ruch ręką. Wiedział to. Czuł w gorącym oddechu nieznajomego, kiedy ten powiedzał jedno, krótkie zdanie.
- Lepiej, byś kurwa, nie kłamał.

Flat Line nawet nie drgnął. Popatrzył tylko w twarz człowieka przystawiającego mu nóż do gardła i powiedział cicho.
- Zachowaj swoją wolę walki na Pokraki, przyjacielu. - Zmrużył oczy - Niebawem będziesz mógł poużywać do woli.
Drugą, wolną ręką przesunął powoli do ostrza i trzymając w palcach na płask jego czubek, tak by szarpnięcie na które mógłby się zdecydować osiłek nie zraniło go - zaczął odsuwać stal od swojego gardła.

Mężczyzna uśmiechnął się w szalonym wytrzeszczu. Mrugnął okiem. Odsunął zarówno nóż, jak i sam siebie od nowego więźnia.
- Jaki gang? - zapytał.

- Jebani Zabójcy Pokraków - odpowiedział doktor udając koszmarny makaroniarski akcent, po czym zdecydował się jednak na osłonę kilka metrów dalej, za plecami nożownika. - Oni nadchodzą, słyszałem ich na prawdę blisko. Znają pewnie teren, bo w pobliżu mają... jadalnię. Popilnuję tyłów w razie czego, nie podejrzewam ich o to że są taktykami, ale instynkt może im podpowiedzieć że jedzonko wzięte w dwa ognie to łatwiejsze jedzonko.
Pilnowanie tyłów zdecydowanie wychodziło mu na zdrowie. Zerknął jeszcze spod oka na pozostałych. W czwórkę mieli zdecydowanie większe szanse. Dowódca-nożownik trochę narwany, pewnie zakończy żywot pierwszy. Flat Line jakoś nie wyobrażał sobie żeby ktoś mógł przeżyć starcie wręcz z Pokrakiem. Znowu spojrzał za siebie i zdecydował się przeładować jednak broń. Dwa strzały zawsze lepsze od jednego

Po chwili zaś pomyślał, uuu niedobrze. Nie dowodził nożownik, ale techniczny. Zginiemy tu wszyscy... Flat Line przeszedł i zrównał się ze strzelcem. Oparł swoją samoróbkę o wystający pręt zbrojeniowy. Pamiętał że potrafi kopnąć jak muł i poderwać lufy w odrzucie do góry. Jak zwykle szybko kalkulował. Zostały dwa w lufie i trzy w kieszeni. Dobra...
Pojawili się wreszcie. Flat Line przyjął za pewnik że zostaną tutaj i przyjmą ich salwą. Teraz patrząc z przerażeniem na szarżujące monstra walczył z ochotą prysknięcia w tunele zostawiając Pokrakom dopiero co spotkane jedzonko w prezencie. Tyle tylko że bez ich pomocy nie trafi do swoich, nie było na to szans.
Działo w ręce wielkiego faceta po prawej odezwało się i ogłuszyło doktora. Wystrzał wielkokalibrowej broni odbijany echem wśród metalowych bebechów Gehenny rozrywał niemal bębęnki. Jeszcze nie. Jeszcze nie... Śrutówka na kilkadziesiąt kroków najwyżej ich połaskocze. Wypali z dziesięciu kroków i odskoczy od razu za nożownika.
Zginiemy tu wszyscy. Sześciu... Nie, już pięciu. Ściągnął spusty i cofnął się od razu kilkanaście kroków, przeładowując broń. Dobrze że w masę Pokraków pędzących wąskim korytarzem nie trzeba było specjalnie celować.

***

Nawet nie zdążył się spocić, gruchnął śrutem, celując w środek biegnących pokraków, zanim przeraźliwe dzwonienie w uszach minęło, przeciwnicy podali tyły. Doktor od razu pomyślał, że trzeba się stąd zabierać. Pokraki nie uciekają, wrócą pewnie za chwilę i przyprowadzą znajomych. Nie podobało mu się to wszystko, nie podobał mu się techniczny, nie podobała mu się perspektywa pchania się głębiej w gówno. Nawet niezbyt się zainteresował tym po co oni wybierali się na terytorium Strażnika. No dobra, to nie była prawda. Flat Line lubił wiedzieć co się dzieje wokół niego, tyle tylko że teraz pochłonięty był dziękowaniem opaczności wszelakiej za wykaraskanie się, choć chwilowe, z opałów.
Maszynka ciągle działała, ale wnioski ciągle były tylko jedne. Sam nie da rady. Trzeba trzymać się brzytwy skoro wokół ciągle woda zalewa gębę.
Uśmiechnął się więc serdecznie i przyjacielsko, poklepał po plecach technicznego i nożownika, po czym szczerząc się dalej, powiedział:
- Prowadźcie zatem przyjaciele. I dziękuję za ratunek
Nie zapomniał jeszcze przeładować broni, po czym ruszył za nimi, przepychając się tak by leźć w środku szyku.
 
Harard jest offline