Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2011, 09:31   #40
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- ...dasz się porwać do lekarza. Potem odwdzięczysz mi się stawiając herbatę. Pasuje? - głos Leona Ricki’ego dobiegał do niej jak zza grubej warstwy waty.
CG podciągnęła się do pozycji siedzącej i syknęła przeciągle. Dotknęła rozłupanej czaszki i świat aż zawirował. Zobaczyła krew na palcach i nieco ją to otrzeźwiło.
- Nie, nie wniosę oskarżenia. Po prostu uznajmy to za nieporozumienie - zwróciła się do przygarbionego zombie, sprawcy jej świeżej kontuzji. - Nie zamierzam zniszczyć waszego drzewa. Interesuje mnie jedynie rozmowa z bytem, który je zamieszkuje. Wrócę tu niebawem - wymierzyła w niego groźnie palec. - I lepiej żeby już nikt nie dzielił mnie w łeb bo kolejnym razem wezmę sobie rzecz do serca.
Przeniosła wzrok na duchołapa.
- Dzięki za propozycję. Obawiam się, że może przydać mi się kilka szwów. Jeśli twój znajomy załatwi to... - szukała delikatnego słowa - poza rejestrem, to chętnie skorzystam. I nie jestem pewna czy odwdzięczę się choćby herbatą. Chwilowo jestem do szczętu spłukana.
Podniosła się do pionu a nogi lekko się pod nią zachwiały.
- To gdzie ta rzeżączka?

Samochód stał niedaleko. Kawałek od głównej bramy, nie dalej niż sto metrów, ale i tak przejście tego odcinka kosztowało CG nielichy zawrót głowy. To był VW. W brzydkim, sraczkowato-zielonym kolorze. Ricki pomógł CG zasiąść po lewej stronie, na miejscu pasażera, starannie zamknął nieco zdezelowane drzwi a potem siadł za kierownicą i odpalił silnik. Faktycznie. Nazwa była trafiona. Auto rzęziło, jakby lada chwila silnik miał odmówić posłuszeństwa. Kaszlał, trząsł i hałasował tak, że w kabinie w zasadzie człowiek nie słyszał własnych myśli. A może to rozbita głowa CG?
Jechali dobre pół godziny, aż dotarli do znanej części Londynu. Trzy przecznice dalej stał MR. Było sporo obiektów rządowych. A tutaj, przy ładnej pogodzie, włóczyły się grupki młodzieży. No tak. Wakacje.
Ricki zaparkował przed domem o odpychająco żółtej fasadzie. Na dole mieściły się jakieś agencje i gabinety zaklinaczy.
Weszli do jednego z nich z szyldem “Ojciec Dezydery. Zaklęcia. Zdejmowanie uroków. Uzdrowienia”.
Z ulicy wchodziło się do małej poczekalni. Kilka krzesełek, stolik, niezbyt nowe czasopisma. Jak u dentysty. Nawet pachniało podobnie.
- Siądź może tutaj - zaproponował egzorcysta. - Ja zobaczę, czy przyjmie cię od razu. Dobra?

- Jasne - CG skinęła i usiadła na plastikowym krześle w poczekalni.
W zasadzie była wdzięczna, że Ricki dał jej moment. W głowie nadal łupało a przed oczami latały białe rozedrgane plamki jakby była świadkiem metafizycznej śnieżycy. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i przyłożyła na tył czaszki. Poczuła lepką ciepłą krew i westchnęła ciężko.

Ricki wrócił po kilku minutach.
- Dobra - powiedział z uśmiechem. - Dez jest w stanie cię przyjąć, jak tylko zakończy pracę nad tym pacjentem. Poczytaj czasopisma. Odpocznij. Nasze biuro jest kilka budynków stąd. Wyskoczę tam na moment i wrócę, nim Dez skończy z twoją głową. Dobra?

CG pokiwała nieznacznie głową i mruknęła pod nosem niewyraźne podziękowania. Złapała ze stołu pierwsze z brzegu czasopismo i zaczęła przeglądać bez celu. Szmatławiec atakował ją nieznośnym wręcz natężeniem kolorowych obrazków i chwytliwymi nagłówkami z życia gwiazd. Artykulik o zgrabnym tytule “Kwestia zza grobu” mówiła o plotce jakoby rzekomo duch Roberta de Niro powrócił jako złośliwy polter i nawiedzał hollywoodzki plan zdjęciowy gdzie kręcą obecnie remake “Taksówkarza”. Pojawia się najczęściej w garderobach gwiazd jako odbicie widziane jedynie w lustrze i wykrzykuje upiornie swoją kultową kwestię “You’re talking to me?”. Jedna z makijażystek przypłaciła to spotkanie niegroźnym zawałem i żąda odszkodowania od krewnych zmarłego aktora.
- Bez jaj... - CG westchnęła i poczuła, że mimowolnie się uśmiecha. Przekartkowała kolejne kartki z żywym już zaciekawieniem i dowiedziała się między innymi, że Jessica Simpson wróciła jako zombie po tym jak przed dwoma tygodniami przedawkowała kokainę i wykręciła orła. Jessica sprzedawała receptę jak utrzymać piękne ciało po śmierci i wymieniała w podpunktach całą masę zabiegów na twarz, biust i pośladki. Trzymała się rzeczywiście dobrze i ciężko powiedzieć czy była to zasługa makijażu czy sekretów jej trupiej urody.
Po pół godzinie CG była niemal zszokowana jak wiele gwiazd kina i piosenki powróciło na naszą stronę bariery i potwierdziło ją w przekonaniu co do jednej rzeczy. Ludzie rodzą się i umierają, wszystko wokół nas zmienia się bezlitośnie i jest tylko jedna constant - stały spiżowy punkt na rozedrganej tafli czasu - “Moda na Sukces”. Rzeczy przychodzą i odchodzą, ale “Moda na Sukces” jest wieczna. Właśnie kręcili z powodzeniem dziewiętnastotysięczny jubileuszowy odcinek, w którym Brook wraca zza grobu jako rozszalały z zemsty geist.
- Wow - wydała z siebie pełen podziwu okrzyk i odłożyła szmatławiec do gazetnika.

Drzwi otworzyły się i wyszła z nich jakaś “angielskiej urody” dziewczyna. Miała rozmazany makijaż i zaczerwienioną twarz, a lewą połowę buzi dużo większą.
Za nią wyszedł starszy już, szpakowaty mężczyzna o zbyt wydatnym nosie i sieci zmarszczek mimicznych nadających jego twarzy wyrazu wiecznego zdziwienia. Mężczyzna nosił spore okulary, przez które jego oczy wyglądały na dwa razy większe.Spojrzał na CG. Zamrugał. Zakasłał.
- Proszę - zrobił zapraszający gest do pomieszczenia pachnącego antyseptykami.
CG wyciągnęła dłoń i przedstawiła się odruchowo czego mimo wszystko szybko pożałowała. Zaraz usiadła na lekarskim szezlongu i odgarnęła włosy ukazując tył głowy.
- To chyba nic takiego... - nie przepadała za lekarzami i nagle obleciał ją głupi infantylny strach.
- Zerknę.
Doktor posadził ją na fotelu. Gabinet wyglądał jak skrzyżowanie pracowni alchemika - okultysty z pracownią stomatologa. Na ścianach wykresy Esculapa, tablice renesansowych uzdrowicieli, kabalistyczne znaki i religijne symbole, obok półek ze słojami w których dostrzec można było ziołowe pastylki. No i dentystyczny, podnoszony fotel rodem z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Z wielką lampą i archaiczną aparaturą do ekstrakcji zębów i leczenia kanałowego.
- Faktycznie - doktor skierował lampę na głowę pacjentki. - Nic wielkiego. Ale trzeba oczyścić i przemyć ranę. Czy to drewno?
- Możliwe - odparła. - Ktoś porządnie zdzielił mnie konarem. A zostały drzazgi?
- Małą kolekcję uzbieram - zażartował sięgając po pincetę, jodynę i gazik.
Zajął się usuwaniem ciał obcych, potem oczyścił ranę i założył pięć szwów. Wszystko robił starannie, nie spiesząc się i dbając, by pacjentka otrzymała odpowiednią dawkę bólu.
- No i po krzyku. Skończyłem. Przepiszę pani jakieś przeciwbólowe tabletki. I skieruję na prześwietlenie. Czaszka mogła zostać uszkodzona i trudno to sprawdzić na podstawowym badaniu, takim jak to.
- Obawiam się, że moje ubezpieczenie... wygasło. Wizyta na pogotowiu mogłaby mnie zrujnować - uśmiechnęła się cierpko i dodała - finansowo.
- Można to załatwić za pieniądze R.I.P.
- R.I.P? - zapytała CG. Znała oczywiście ten skrót ale chyba doktorowi chodziło o coś innego dlatego dorzuciła rozbawionym dość głosem. - To jakaś organizacja charytatywna dla umarlaków?
- A nie pracujesz dla nich. Wieczny Odpoczynek?
- Aaaaaa - zarumieniła się, że strzeliła taką gafę. - Prawie. Oczekuję na rozmowę o pracę. Ricki był tam miły, że zaprowadził tutaj pro bono.
- Rozumiem. Cały Ricki. Mogę skierować panią do kogoś, kto obciąży RIP. To Ricki będzie się tłumaczył Nietoperzowi. Nie pani. Ani nie ja. Pani decyzja.
- Myślę, że Ricki dość dla mnie zrobił. Będę wypatrywała niepożądanych efektów. Bóle głowy, krwotoki, utrata świadomości... Na coś jeszcze powinnam zwracać uwagę?
- Tak. Na głowę. Chce pani lizaka?
- Jasne. Mogę wybrać smak?
- Mam cytrynowe i jabłkowe. Ale proszę bardzo.
Wzięła cytrynowego. Odpakowała z szeleszczącego papierka i od razu wpakowała do ust.
- W takim razie jeszcze raz dziękuję - słowa zabrzmiały niewyraźnie z językiem owiniętym wokół lizaka. Wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
CG wyszła na korytarz rozglądając się czy Ricki aby nie wrócił.

Siedział w poczekalni i oglądał brukowce. Widać było po minie, że nieźle się bawi ich treścią.
Uniosła dłoń w ponownym powitaniu i usiadła obok.
- Dzięki. Jestem wdzięczna, na prawdę.
- Kawa? Zgodnie z umową.
- Pod warunkiem, że ty stawiasz - uśmiech wypadł słodko jak kawa dolana do cukierniczki.
- Tak,jak mówiłem.Cafe “London Tap”?
- Teraz jak sobie przypominam... Mówił pan raczej o herbacie - zerknęła na Rickiego wzrokiem, który mógłby zawierać promienie rentgena. Spoważniała bardzo. - Ktoś inny dzisiaj wspominał o kawie.
Czy to było możliwe? Czy w Rickim siedział duch parkowego drzewa z którym nie dokończyła się rozmawiać dzisiaj rano? On zakończył na propozycji kawy. Ricki... Tak, Ricki od początku mówił o herbacie, była tego pewna. A może popadała w paranoję?
- Możliwe. W każdym razie herbata czy kawa. Nie ma większego znaczenia. Pogadamy o pracy w agencji.
- Gotówka rzeczywiście by mi się przydała... Kiedy twój szef mógłby zweryfikować czy się nadaję?
- Powiedziałem mu o tobie - uśmiechnął się Ricki. - Pozwoliłem sobie na małą obserwację twojej akcji w parku. Wydaje mi się, że jesteś naprawdę dobra w te klocki.Lepsza, niż ja. Może nawet lepsza, niż Adelcia, nasz najlepsza duchołapka w RIP. Cholera, dziewczyno. Moim zdaniem jesteś tak dobra, jak Regulatorzy z MRu. Aż dziw, że cię nie namierzyli. Masz oszlifowany talent. Wyszkolony. Nie popełniasz błędów. Myślę, że jak Nietoperz z tobą pogada, to nie dość, że cię przyjmie, ale da ci taką pensję, że to ja będę u ciebie na herbatę pożyczał. Tak sądzę. Może spotkać się z tobą o drugiej. Nietoperz, znaczy się. A do tego czasu, może będziesz mi mogła pomóc w mojej sprawie z parku. Skoro masz już opatrzoną ranę. Chyba, że wolisz odpocząć. Ale to po herbatce, jasne?
CG skinęła.
- Czyli po kolei. Herbatka, twoja sprawa z parku i rozmowa o pracę.

Kiedy opuszczali budynek zaczęła się zastanawiać nad paroma kwestiami. Po pierwsze - czy nie zbacza zbyt mocno z tematu. Jej osobisty demon, ten który trzymał końcówkę smyczy dał jej do zrozumienia, żeby nie uwijała sobie od razu ciepłego gniazdka bo to raczej stan przejściowy. Czy w ogóle zostanie na ziemi na dłużej będzie zależało od tego jak przyłoży się do pewnej sprawy - jakiej, pozostawało na razie w sferze tajemnic. Fakt, potrzebowała kasy, chociaż niewiele bo ciągłe żerowanie na Brewerze zaczynała podkopywać jej poczucie osobistej godności. Mimo wszystko stała robota to trochę zbyt długa perspektywa jak na jej niepewną życiową sytuację. Jeśli będzie się dało poprosi ów Nietoperza o dorywczą pracę na zlecenie. Tak, ta opcja będzie zdecydowanie najbezpieczniejsza.
Inną kwestią, która zaczęła jej ciążyć było pytanie - jak długo pozostanie anonimowa. Ricki już dostrzegł w niej talent regulatora, a przecież znali się ledwie godzinę. Poza tym pochwaliła się znajomemu, który odstąpił jej klamkę, że jej śmierć to była wielka ściema. Jak wiadomo, plotka jest szybsza od światła. W końcu jej obecność w mieście dotrze do zainteresowanych uszu. Triskett i Ruiz... Szlag. W końcu będzie musiała się z nimi spotkać, jeśli nie teraz to kiedy wypłynie to głośne śledztwo i trzeba będzie zaciągnąć języka. Choć prawdopodobnie jedyne co będzie chciała ochoczo zaoferować Ruiz to wytrzaskanie CG po gębie.
Ale po kolei. CG lubiła być uporządkowana i postępować według planu. Herbatka, sprawa z parku i rozmowa o pracę.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-09-2011 o 09:53.
liliel jest offline