Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2011, 13:19   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To był bal, na sto par... I nawet Tarin nie narzekał, chociaż taki sposób spędzania czasu nie należał do jego ulubionych. Czegóż jednak nie robi się dla uroczej kuzynki...
Po północy na parkiecie zrobiło się nieco przestronniej, jako że część weselników, zmożona mocą trunków, nie miała sił by podreptać w stronę tanecznej części sali, o samym tańczeniu nie wspominając. W tym i panowie Bell i Norman, którzy objęci w pół siedzieli przy stoliku i smętnym popiskiwaniem usiłowali towarzyszyć orkiestrze.
Znalazło się, przeciwieństwie do nich odpoczywających, grono osób, którym wypite trunki dodały animuszu (nie mylić z umiejętnością tańczenia). Panny dwie wyciągnęły na środek sali młodzieńca, który na pląsy (co rzucało się w oczy) nie miał ochoty, ale albo nie umiał się wykręcić, albo też nie miał odwagi odmówić. Aż żal było patrzeć, jak się gimnastykuje i usiłuje nie wywrócić wraz ze swymi towarzyszkami. Ale nie na tyle jednak żal, by ktokolwiek zechciał pospieszyć mu z pomocą.
Pannica, która za wszelką cenę chciała wejść na stół i tam zatańczyć, została spacyfikowana odpowiednio szybko przez dwóch panów - na oko biorąc - ojca i brata. Opór co prawda stawiała dzielny, lecz nie na tyle, by dać sobie radę z przeważającymi siłami wroga.

Okrzyk “Patrzcie, tam coś się dzieje!” sprawił, że parę osób oderwało się od tańców, trunków, jedzenia, czy partnerów płci przeciwnej i poszło na balkon. Wnet dołączyły do nich kolejne, gdy ‘coś’ stało się zdecydowanie bardziej okazałe. Na tyle okazałe, że spowodowało interwencję służb miejskich. Jako że w okolicy Star Court żaden pożar nie wybuchł, zatem na większości gości, szczególnie tych przyjezdnych (w dodatku znieczulonych litrami alkoholi) wrażenie to wywarło średnie. Dopiero stugębna plotka, co przyniosła wieści o armii orków, co to stała pod bramami, spowodowała pewne reakcje. Najrozmaitsze. Począwszy od “Gdzie te orki? Ja je...”, przez “Na mury! Stawimy im czoła” aż po “Ratuj się kto może!”.

Wieści głosiły, że orki pojawiły się na południu i zachodzie. Co prawdopodobnie oznaczało, że tam, gdzie niby ich nie ma, stoją sobie w ukryciu inne oddziały czekające na idiotów, co będą usiłowali uciekać z miasta drogą lądową.
- Musimy się dostać do Wysokiego Pałacu - powiedziała Loridian, podchodząc w towarzystwie świeżo poślubionego małżonka. - Zabierz, kogo się da i chodź z nami.
Tarin pokręcił głową.
- Najpierw muszę zabrać mój ekwipunek - powiedział. - Skoro mamy wojnę...
- Tylko się pospiesz
- odparła Loridian, ruszając w stronę kolejnej osoby i gromadząc tych, co zechcieliby się zabrać wraz z nią.

Komnata przydzielona Tarinowi znajdowała się w gruncie rzeczy niedaleko. Raptem jedno piętro wyżej i kilka metrów korytarzem... Dotarł tam w kilka chwil. I z zaskoczeniem stwierdził, że pokój nie jest pusty. W każdym razie łózko takie nie było.
Jakaś zajęta sobą parka nie zwracała uwagi na otoczenie, ani na odbiegające z zewnątrz, przytłumione w znacznym stopniu przez zamknięte okna.
- A ty tu czego? - warknął młodzian w stronę Tarina, oderwawszy się od biustu swej towarzyszki.
- Po pierwsze to mój pokój - odparł Tarin, sięgając z szafy kolczą koszulkę, której wszak na balu nie wypadało nosić - więc bądź grzeczniejszy. A po drugie, orki zaatakowały Silverymoon.
- Piłeś, czy rozum ci odebrało?
- W głosie młodziana brzmiała niezachwiana pewność, że Tarin, z zawiści czystej, chce mu zakłócić słodkie sam na sam. - Jakie orki?
Tarin niezbyt mu się dziwił. Po pierwsze - orki w Silverymoon to coś niezwykłego. Po drugie - dziewczyna była niczego sobie i Tarin również nie zamieniłby jej na bandę orków.
- Zbierajcie się lepiej, i to jak najszybciej. - Tarin podszedł do okna i otworzył je na oścież. Do wnętrza wlały się odgłosy, stanowiące dobitne potwierdzenie słów Tarina.
- Na cycki Sune! - zaklął młodzian, nie zważając na towarzystwo płci pięknej i wyskoczył spod koca nie zważając na to, że jego strój jest zdecydowanie niekompletny. Dziewczyna, która jeszcze przed momentem kryła swe wdzięki przed wzrokiem Tarina, teraz poszła w ślady młodziana, podobnie jak on nie zwracając uwagi na fakt, że pokazuje swe ciało osobie obcej. A że było na co popatrzeć, Tarinowi to nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu.

Co prawda byłoby bardzo ciekawym urozmaiceniem wieczoru, gdyby para prosto z łóżka pobiegła na korytarz, ale nie można mieć wszystkiego naraz. Bijąc rekordy w tempie ubierania się oboje wrzucili na siebie swoje rzeczy i opuścili pokój.
Tarin zrobił to chwilkę wcześniej, zabierając resztę swego wyposażenia.
- Gdzie żeś się włóczył - warknął na niego wuj.
- Zatrzymała mnie pewna sprawa - odparł niewzruszony Tarin. Zrobił (można by rzec) dobry uczynek, ostrzegając tamtych, więc reprymenda nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Prawdę mówiąc - i tak by nie zrobiła...

Ze Star Court do Wysokiego Pałacu było bardzo blisko. Poza tym na ulicach nie było jeszcze tylu ludzi. Nie do wszystkich jeszcze dotarło "zaproszenie" Taerna Ostroroga, nie wszyscy zdążający do bezpiecznego schronienia zdołali się dostać w te okolice. Mimo tego nie warto było się ociągać. Poganiając jednych i pomagając utrzymać się na nogach innym Tarin (w towarzystwie dość licznej kompanii) ruszył w stronę Wysokiego Pałacu.
Orki mogły poczekać - w tym momencie liczyło się to, żeby ochronić tych, co nie mogli im stawić czoła w walce.
 
Kerm jest offline