Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2011, 15:43   #24
Velo
 
Velo's Avatar
 
Reputacja: 1 Velo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znany
Plac przed Domem Harfy

Morvin bezwiednie roztarł zebraną w dłoni grudkę śniegu, pogrążając się na moment w rozmyślaniach. Faktem było, iż już od dłuższego czasu nie dane mu było zaznać dotyku kobiecego ciała - jego niewolnice nie nadawały się do taszczenia ze sobą podczas długich podróży, o małżonce nawet nie wspominając. Próby wyłowienia z otchłani Multiwersum jakiejś egzotycznej panny przy pomocy planarnego wiązania były po prawdzie realną opcją, ale nie na tą chwilę, a już na pewno nie na to miejsce - wykrycie lunatyka przyzywającego sukkuby wywołałoby zapewne atak epilepsji w Silverymoońskiej śmietance arkanicznej. Miejskie kurtyzany zaś...

"Nie..."

- Taaaak! - Ryknął Irq, zmierzając ku ziemi lotem koszącym.

Arcymag mógł tylko skrzywić się i wesprzeć ciążące niczym smok czoło dłonią w wymownym, powszechnie rozpoznawanym w każdym zakątku świata geście.

- Nadobne panny z pewnością docenią naszą obecność, szefie! - Zakrakał niby-kruk, zasiadając na ramieniu jednej z kurtyzan, trzęsąc przy tym piórami i łypiąc paciorkowatymi ślepiami.

- Nadobne - powtórzył matowym tonem Morvin.

- A jakże - zakrakało ptaszysko, zamierzając się dziobem do dekoltu kobiety niczym kompas z tego znanego, krasnoludzkiego żartu. - Zbrodnią by było nie wesprzeć tychże w pokazie filantropicznej życzliwości.

- Twój dziób tworzy słowa, które nie istnieją - zauważył arcymag.

- Mój dziób tworzy przyjemności, które nie powinny istnieć - zawył kruk, przysuwając rzeczone narzędzie zbrodni do ucha kurtyzany. - No to co maleńka, jesteś gotowa na pokaz moich umiejętności? W tej postaci nie mam odpowiedniego wyposażenia na Thunthallarskie tornado, ale jestem pewien, że twoje koleżanki będą w stanie mnie wyręczyć, jeśli tylko wsłuchają się uważnie w moje instrukcje...

- A poszedł sio! - Kobieta trzepnęła ptaszysko swym nieco już wysłużonym wachlarzem - Co to za numery, żeby mnie gadająca wrona napastowała...

- Wrona! - Wybałuszył oczy Irq. - Nazwała mnie, pierwszorzędnego kondora, byle wroną. Herezjaaaaagrh! - Zaskrzeczało ptaszysko, gdy tylko ręka Morvina zakleszczyła się na jego dziobie.

- Wystarczy seksualnych propozycji na dziś, od którejkolwiek ze stron - wtrącił łagodnie arcymag, siłując się z czarną, pierzastą, drapiącą kulką nienawiści. - Panie wybaczą, ale jestem uczonym, uczonym strudzonym, potrzebującym spokojnego snu przed dniem pełnym pracy. W związku z tym, dla dobra nauki, daruję sobie tym razem niewątpliwie nadzwyczajnych przyjemności.

Morvin rzecz jasna nie sprecyzował jaki rodzaj nadzwyczajności miał na myśli - oberwanie w twarz od rozwścieczonej prostytutki kolidowało z godnością jego pozycji.

- Są dnie, w które człowiek może pofolgować sobie przyjemnościom, ale są też i takie, gdy musi być w pełni sił. Kto wie, jakie rzeczy mogą się jutro wydarzyć? A nuż zza węgła naskoczy na nas armia zielonoskórych. Zbrodnią byłoby wtedy miotać się wokoło w bezsennym delirium - zażartował arcymag, po czym żegnając się z kobietami machnięciem ręki pomaszerował dzielnie za głosem przypadku w pierwszym lepszym kierunku.

- No dobrze, tylko gdzie by tu teraz przenocować...?



Karczma "Uśmiechnięty satyr Sorlara"

Morvin nie należał do ludzi leniwych. Choć nie zaczynał dnia od eksplozji aktywności, zwykle wstawał dość wcześnie, zwlekając się z łoża w umiarkowanie szybkim tempie - wymagała tego w końcu godność jego pozycji w Tunthallarze. Choć nieobce były mu relaks i odpoczynek, zwykle nie przeznaczał wolnych chwil na dodatkowe drzemki. Sędziwym taumaturgom z uwagi na podeszły wiek takie rzeczy uchodziły, ale jemu? Arkaniście w sile wieku?

Niemniej jednak, jak u każdego normalnego człowieka, zdarzały się chwile, gdy Morvin miał już zwyczajnie dosyć i chciał zaznać należnego mu odpoczynku, podczas gdy okoliczności miały całkiem inne zdanie.

- Co to za nieboska kakofonia? - Jęknął spod poduszki arcymag.

Tandetnego, podłego elementu posłania, będącego ni mniej, ni więcej jak workiem z płótna żaglowego wypchanym kaczym pierzem. Zdradzieckiemu narzędziu było tak daleko do jedwabiów i kuroliszkowego puchu, do jakich przyzwyczaił się Morvin, iż arcymag po godzinie przewracania się z boku na bok zrobił sobie zawiniątek z własnego, uszytego z wyprawionej skóry złudnej bestii płaszcza.

Irq, w swojej prawdziwej postaci, siedział na parapecie, próbując wyłowić coś wzrokiem przez szpary w okiennicach.

- Ulice pełne ludzi - zaskrzeczał imp, siłując się bezskutecznie z zardzewiałymi zawiasami. - Biegają w kółko jak bezgłowe archonty.

- Drą się, jakby ich miano zaraz zaszlachtować - jęknął Morvin, przewracając się na drugi bok.

Przez chwilę próbował zasłonić kołdrą uszy, ale po półtorej minucie uznał, iż nawet gdyby obwiązał nią sobie trzykrotnie głowę hałas i tak nie dałby mu zasnąć.

- No cóż, jeśli nie możesz ich powstrzymać, dołącz się do nich - westchnął, zwlekając się nieśpiesznie z łóżka.

Wdzianie szat, przemycie twarzy i uczesanie włosów bez pomocy gromadki półnagich niewolnic zajęło mu trochę więcej czasu niż w domu, niemniej jednak przed upływem kwadransa arcymag opuścił wynajęty pokój, udając się do głównej sali na śniadanie.

Otwarcie drzwi do przedsionka wywołało dość niemiłą reakcję w postaci wyraźnego zwiększenia poziomu hałasu napływającego z zewnątrz. W zasadzie gdy tylko arcymag się nad tym zastanowił, owe dźwięki łudząco podobnego były do panicznych krzyków, wrzasków o pomoc i zawodzenia umierających...

Morvin zmarszczył brwi przyglądając się krwistoczerwonej łunie na niebie, widocznej przez znajdujące się wysoko na ścianie okienko.

"E tam, pewnie wszędzie rozpalili pochodnie. Mieszkańcy Silverymoon nie są tak przyzwyczajeni do ciemności, jak obywatele Pomroku."

To stwierdziwszy, przysiadł do śniadania, ignorując kompletnie kakofonię dźwięków na zewnątrz, które - jak uznał - mogły oznaczać tylko znane mu z rodzinnego miasta poruszenie i histerię, jakie wywoływała inflacja cen na targu niewolników.

"Tak, to bez wątpienia oznaki kryzysu" - pomyślał, śledząc beznamiętnym spojrzeniem sznur klientów przybytku, którzy wybiegali jeden po drugim na zewnątrz, niejednokrotnie w niepełnej garderobie.

Po chwili ponownie zmarszczył brwi - coś tu mu jednak nie pasowało.

- Halo? - Odchrząknął, pociągając za kraj sukni bladą jak ścianę dziewkę służebną. - Zamawiałem kurczaka.

Kobieta spojrzała na niego bardzo osobliwie.

"Czyżby znowu zjeżyły mi się włosy? Moja żona mówiła prawdę, gdy stwierdziła, że ten grzebień jest przeklęty."

Dalszy ciąg myślowy przerwała mu ni mniej, ni więcej jak eksplozja sufitu. Nie dało się tego inaczej nazwać. Chwilę wcześniej nad głową znajdowało się solidne, drewniane sklepienie, chwilę później zaś wśród chmury drzazg, kurzu i piór pojawił się tam ziejący brudną czerwienią spłachetek nieba.

Morvin przyjrzał się bardzo uważnie rozłożonemu na podłodze, okropnie zmaltretowanemu gryfowi, z którego boku wystawała ubabrana we krwi włócznia. Jego ospały umysł nie mógł się zdecydować, czy bestia dygotała w pośmiertnych konwulsjach, czy to może przygnieciona nią służka próbowała wydostać się spod stygnącego korpusu, by ostatnim wysiłkiem wyłudzić od niego napiwek.

Irq, w kruczej postaci, przyglądał się scenie z wytrzeszczonymi oczyma i szeroko otwartym dziobem.

Arcymag bardzo powoli wstał, wyminął rozszerzającą się szybko kałużę juchy, otworzył szeroko jedną z okiennic, po czym wyjrzał na zewnątrz.

- Mistrzuuuuuu - ni to zawył, ni to jęknął drżący jak osika Irq. - Musimy się stąd wyno... - Urwał chowaniec, dostrzegając bardzo, bardzo niepokojący wyraz na twarzy swojego pana.

- Dziesięć tysięcy kilometrów na północy, południu, wschodzie i zachodzie, nim wreszcie pofatygowałem się do Silverymoon i właśnie teraz, po miesiącach podróży, udało mi się trafić na inwazję z krwi i kości. Tyche nawet zza grobu błogosławi swój lud szczęściem. Leć po notatnik Irq, byle szybko!
 

Ostatnio edytowane przez Velo : 30-09-2011 o 15:47.
Velo jest offline