Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2011, 21:18   #28
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Konrad dość szybko minął znacznie od niego wolniejszą Marie. Przewaga jednak Isoldy na nad nim i fakt, że Wihajster nie poruszał się jakoś specjalnie szybko sprawiły, że i on i arystokratka niemal w tym samym momencie dopadli mutanta. Izolda mając stwora już tuż przed sobą przewróciła go niezbyt silnym uderzeniem, ale wystarczającym by ranny Wihajster upadł, na ziemię. Stanęła nad nim zziajana.
- Jeśliś myślał, że tak łatwo umkniesz sprawiedliwości, to… - i w tym momencie urwała, bo krwawiący z boku Wihajster odwrócił się na plecy, a jego zgniłe oblicze skierowało się wprost na nią – O, bogowie… – jęknęła łapiąc z trudem powietrze. Gdy jednak chciała się cofnąć, plecami wpadła na Konrada.
Chłopak może nie był zbyt wprawiony w walkach, ale widział, że mutant i tak dobiegł tu resztką sił. Co więcej… zobaczył, gdzie chciał dobiec. Za zakrętem traktu, na rzut kamieniem od miejsca gdzie teraz stali stał, a raczej leżał wywrócony na ziemię bliźniaczo podobny dyliżans do tego należącego do nich. To stamtąd dochodził ten nieludzki skowyt. Jakieś postaci zebrane były koło dyliżansu. Jedna rąbała nadal wierzgającego konia toporem, trzy robiły coś przy ciałach zabitych, a ostatnia przeszukiwała zniszczony powóz. Widać było od razu nienaturalne kształty tych postaci. I słychać było kwik rąbanego z pasją zwierzęcia. Wihajster starał się podnieść…
Idiotka, pomyślał Konrad o pannicy, co się w niego wpakowała. Normalnie nie miałby nic przeciwko bliższym z nią kontaktom, bowiem panna Isolda była panną niczego sobie, ale w tej chwili wolałby, żeby nie plątała mu się pod nogami. Tym, co się działo z tamtym dyliżansem niezbyt się interesował - przeciwnika miał pod ręką. A że w ręce miał topór, nie pozostawało zrobić nic innego jak przywalić nieumarłemu z całej siły.
Uderzenie zabiło mutanta, który ze spojrzeniem wlepionym w niebo wydobył jeszcze z siebie swój ostatni gardłowy krzyk. Konrad wyszarpnął ostrze topora z rozbitego mostka Wihajstra. Kątem oka dostrzegł, że postaci przy przewróconym dyliżansie zamierają. Wpatrywały się w kierunku gdzie stał on i Izolda. A raczej już tylko on, bo w końcu dobiegła Marie i porwała ze sobą arystokratkę z powrotem w stronę ich powozu.
- Niech to demony...
Nie miał czasu rozkoszować się zwycięstwem. Zanim więc przebrzmiały te słowa obrócił się na pięcie i pognał w stronę ‘swojego’ dyliżansu. Kompani utrupionego mutanta mogli dojść do wniosku, że pojawił się kolejny chętny do zabawy, a to wcale mu nie odpowiadało. Jak już, to wolał stawiać tamtym czoła w nieco większej kompanii.

- Pięć - wydyszał, dobiegając do dyliżansu.
Aż tak daleko biec nie musiał, żeby od razu wypluć płuca, ale trochę wysiłku połączonego z emocjami swoje zrobiło.
- Jest co najmniej pięć mutantów - powiedział nieco już spokojniej.
Gdyby miał cokolwiek do strzelania, to by wlazł, wzorem Imraka, na dach. A tak to wyglądało na to, że będzie musiał się zmierzyć z mutantami oko w oko. Na szczęście nie był sam.
 
Kerm jest offline