Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2011, 14:33   #156
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Wiatr niósł ze sobą świeży zapach ziemi, trawy, wiosny. Obcemu mogłoby się wydawać, że w Rohanie ciężko zaobserwować zmiany pór roku. Przecież kraina ta to tylko równiny, stepy, trawy. Ale dla każdego, kto kochał ten kraj, kto się w nim urodził, wiosna przychodząca na pola Rohanu to był piękny widok.

Serce Dearbhail radowało się z powrotu do ojczyzny. Brakowało jej kojącego widoku kołyszących się na wietrze traw, rżenia dzikich koni. Brakowało jej znajomych widoków. Ukochanego języka. Lśniących w słońcu zbroi, zielonych płaszczy. Wiatru, pieszczącego delikatnie płowe włosy jej rodaków i bujne grzywy koni.

Żałowała, że rozminęła się z Trianem. Ale, on miał swoje obowiązki, nie mogła wymagać od niego, żeby w czasie wojny siedział w Edoras i czekał na jej powrót. Zresztą, sama Dearbhail również miała obowiązki. Szybko stworzono oddział, do którego została wcielona i wysłano ich na północny zachód, w kierunku Isengardu.

Młoda Rohirka lubiła takie podróże. Spokojne, na pierwszy rzut oka sielskie. Cały dzień w siodle, obok towarzysze broni. Jazda prosto do wyznaczonego celu. I chociaż nic się nie dzieje, to jednak masz świadomość, że jedziesz walczyć, że za chwilę możesz wyciągnąć miecz.

Do walki doszło jednak dopiero po kilku dniach podróży tuż pod samym Fangornem. Zanim jednak Dearbhail zdążyła przedrzeć się na przód, przeciwnik był już praktycznie rozgromiony. Praktycznie, bo dziewczyna zauważyła, że trzech orków ratuje się ucieczką. Usłyszała zduszone przekleństwo tuż obok siebie i zdała sobie sprawę, że nie tylko ona ich widzi. Nie miała zamiaru dać im uciec. Odwróciła się i zawołała do najbliżej stojących jeźdźców:

- Bracia! Te potwory uciekają! – I nie czekając na reakcję, spięła konia do galopu, aby dogonić uciekinierów.

Chociaż ruszyła jako pierwsza, i tak nie udało się jej dopaść przeciwników zanim dotarli do linii lasu. Zresztą, drzewa i krzaki były tylko utrudnieniem dla konnych. Ktoś zaplątał się w zaroślach i klnąc siarczyście został z tyłu. Uruk-hai rozdzielili się, i chociaż nadal uciekali w głąb lasu, to dwóch pobiegło prosto, jeden skręcił w lewo. Dearbhail szybko przemyślała sytuację.

- Rozdzieliły się! – rzuciła do towarzyszy. Szybko zeskoczyła z konia. – Cahan! - Zawołała jednego z Rohirrimów, którego zdążyła poznać w trakcie podróży – chodź ze mną, dogonimy tego, co pobiegł sam, reszta za pozostałą dwójką! – Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaczęła wydawać rozkazy. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Czuła tylko buzującą krew, zew walki. Szybko pobiegła za uciekinierem. Tuż obok niej przedzierał się Rohirrim.

Fangorn był, jak zawsze, mroczny i niepokojący. Dearbhail znała opowieści o tym lesie. Zarówno stare legendy, którymi straszy się dzieci jak i historie z Wojny o Pierścień. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Znała ten las z dzieciństwa i nigdy nie widziała enta, czy jak się nazywały te gadające drzewa. Jednak jeśli istniały... sama nie wiedziała, czy lepiej było by takiego stwora spotkać, czy też nie.

Otrząsnęła się. Teraz musiała skupić się na pogoni. Musiała być czujna i uważna. Klucząc między drzewami starała się nie zgubić orka z oczu. Za plecami natomiast rozległy się odgłosy walki. Najpierw dziewczyna poczuła satysfakcję – jej rodacy rozprawiają się z tymi przebrzydłymi kreaturami! Słychać było okrzyki bojowe, wrzaski bólu...

To, co Dearbhail dało nadzieje, że Rohirrimowie właśnie zabijają dwa pozostałe orki, dla tego, którego ścigała również musiało być jakimś bodźcem. Uruk-hai zatrzymał się, odwrócił w stronę ścigających go ludzi. Zadziwiająco po takim biegu nie dostał nawet zadyszki. Ryknął przeraźliwie, po czym rzucił się w kierunku ludzi.

W pierwszej kolejności wpadł na Cahana. I chociaż mężczyzna zasłonił się tarczą, to uderzenie miecza było tak silne, że aż przyklęknął. Dearbhail zaatakowała od razu. Trzymając tarczę w jednej ręce, a miecz w drugiej, wykonała cięcie przez tors orka. Przeciwnik jednak zbił jej miecz z siłą tak ogromną, że omal nie wypuściła broni z rąk. Cahan skorzystał z okazji. Zerwał się z przysiadu, biorąc zamach mieczem. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić Uruk-hai kopnął go prosto w pierś. Rohirrim poleciał do tyłu, miecz wyleciał mu z rąk.

Dearbhail była zdenerwowana. Nie, nie, nie, to nie powinno tak wyglądać. To prawda, te potwory są silne, ale aż tak? To zdenerwowanie niestety przeważyło na jej niekorzyść. Dziewczyna chciała wyprowadzić kolejny atak, ale było to słabe i nieskuteczne. Ork odskoczył bez trudu, przesuwając się bliżej leżącego Rohirrima.

Cahan z trudem przesuwał się po ziemi, próbując dopaść swojego miecza. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu i oddychał z trudem. Dziewczyna wolała nie myśleć, jakie spustoszenie w organizmie towarzysza spowodował jeden tylko kopniak orka.

Obserwacja całej sytuacji wyszła Dearbhail na korzyść. Przeciwnik zaatakował teraz ją, ale uchyliła się zwinnie. To dało Cahanowi czas do działania. Odrzucił tarczę, którą do tej pory dzierżył i prawie jednym, pełnym wysiłku skokiem dopadł miecza. Zerwał się na równe nogi, ale czy to wcześniejszy cios, czy po prostu zrządzenie losu, zanim zdążył zaatakować orka padł jak długi na ziemię.

Uruk-hai tylko jakby na to czekał. Uniósł, skierowany ostrzem w dół, miecz po czym szybko i mocno opuścił go, przebijając kark Rohirrima. Ciało Cahana zadrgało konwulsyjnie, po czym znieruchomiało.

Prawie w tym samym momencie dziewczyna zauważyła, że w jej stronę biegnie kolejny ork. Z przerażeniem zdała sobie też sprawę z tego, że chociaż nadal słyszy odgłosy walki, to jednak coraz mniej dociera do niej głosów tryumfu, okrzyków bojowych jej rodaków.

W ostatnim, rozpaczliwym ataku zamachnęła się mieczem na orka. Chociaż cios trafił celu, to jednak nie zrobił żadnej szkody.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7G26-3NN7Uk[/MEDIA]

Dearbhail poczuła, jak zimny pot spływa jej po plecach. Co teraz? Nie poradzi sobie z dwoma orkami. Jeśli tu zostanie, to pewna śmierć. Ma szansę uciec. Ma szansę uciec?

I wtedy pomyślała o tym, co się stanie, jeśli zaczęła by uciekać, a ork by ją dopadł. Za jakiś czas ktoś znajdzie jej ciało, z haniebną raną na plecach. Nie bała się śmierci. I mogła zginąć w walce. Byle by tylko nikt nie zarzucił jej, że była tchórzem.

Odetchnęła więc, uspokajając nerwy. Zacisnęła mocniej dłoń na mieczu i zaatakowała najbliżej stojącego orka.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Zekhinta : 01-10-2011 o 14:38.
Zekhinta jest offline