Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2011, 16:59   #37
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tomek spał spokojnie - bez koszmarów, bez goniącej go Ciemności, bez stad przerośniętych futrzastych kulek, bez żądnych dziewic smoków. I bez dziewic też. Śniła mu się za to plaża, palmy, morze, po którym leniwie wędrowały fale. Obudził się naprawdę wypoczęty. Mimo tego nie bardzo chciało mu się wstawać. Bardzo fajnie się leżało, dopóki nie zepsuła wszystkiego Justynka, która nie dość, że odsłoniła na oścież okiennice, wpuszczając do środka nowy dzień, to jeszcze zaczęła wszystkich informować, że pora wstawać.
Oczywiście światło słoneczne było o wiele przyjemniejszym widokiem, niż ciemność, ale można się było nim cieszyć nie ruszając się z łóżka...
- Dzień dobry. - Tomek obdarzył Justynkę średnio szczerym uśmiechem i wstał. - Dzień dobry - dodał pod adresem pozostałych osób. - Mamy wspaniałe śniadanie - dorzucił.

Stół, w stylu “stoliczku, nakryj się”, zaprezentował im całkiem nowy zestaw potraw. No i trzeba było otwarcie stwierdzić, że śniadanie było równie smaczne, jak kolacja. I równie szybko znikało w brzuchach. Tylko... czy mogli liczyć na to, że kolejne wieczory i ranki będą również obfitować w smaczne jedzenie? Tego nikt nie mógł być pewien. Warto by było zabrać ze sobą coś do jedzenia, skoro ich gospodarz, kimkolwiek by nie był, dostarczył im więcej jedzenia, niż mogliby zjeść, więcej nawet, niż mogłoby zmieścić się w brzuchach pięciu prawdziwych głodomorów i obżartuchów.
Ten nadmiar warto było w jakiś sposób wykorzystać, dlatego też Tomek złożył kilka kanapek, dodał do tego dwa jabłka i zawinął wszystko w jedną z serwetek. Co prawda praktyczniejszy byłby jakiś plecak, niż taki węzełek, ale plecaka nie mieli.

Kończył swą pracę, gdy na oknie przysiadł sobie kruk. Ten sam, co poprzednio. I, podobnie jak przedtem, przyniósł list.
- Dzień dobry - powiedział Tomek, podchodząc do okna. - To ty jesteś Bazyli? - spytał, odwiązując list. Wrócił do stołu i zaczął czytać. Na tyle głośno, by wszyscy słyszeli.
- Proponowałbym najpierw porozmawiać z Pete’em - zasugerował, składając list. - Latarnię dość łatwo znajdziemy.
Nim jednak jego propozycja spotkała się z uznaniem lub sprzeciwem, na zewnątrz rozległo się głośne szczekanie i członkowie przyszłych poszukiwaczy mamy Albina wybiegli na dwór z Melą na czele. Tomek został w domku na tyle długo, by schować klucz od sali tortur, potem poszedł za innymi. W końcu nie mógłby ich zostawić sam na sam z jakimś psem.
Dużym psem, jak się za moment przekonał.
- Wilki nie szczekają - powiedział, nawiązując do treści listu Albina. Ale czy to znaczyło, że ten wilczur jest nastawiony przyjaźnie? A może kogoś informował o tym, że w domku na plaży pojawili się intruzi?
Tomek rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu kogoś, kto mógł przyjść z psem.
 
Kerm jest offline