Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2011, 21:54   #42
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ktoś naiwny mógłby sądzić, że spotka się z Szajbą w jego domu a naziol, pardon bojownik o prawa żywych, okaże się prywatnie równym gościem. Wiele można złego o mnie powiedzieć ale naiwny przestałem być dawno. Od śmierci Emily.
Kordon otaczał miejsce skąd naziole chcieli wyruszyć na Rewir. Od 2012 powstały nowe rodzaje samobójstwo, stare dobre metro odeszło do lamusa. Szkoda, było mniej bezbolesne niż zapuszczenie się na Rewir.
Starając się nadać twarzy miły wyraz, gwizdki i krzyki wbijające się w moją czaszkę niczym rozgrzane gwoździe tego nie ułatwiały, złapałem pierwszego lepszego glinę. Uprzejmie (uprzejmy glina! koniec świata! może jeszcze trafi mi się myślący egzekutor?) poinformował mnie, że tu nie jest bezpiecznie i jak nie mam pilnej sprawy to żebym poszedł gdzie indziej. Niestety miałem pilną i nie chciałem w raporcie dla Lynch napisać "zawróciłem bo glina mi kazał a do tego naziole mogli pobić". Zabiłaby mnie śmiechem. O ile w ogóle się śmieje. No ale wracając do gliniarza to odpowiedziałem mu lekko zbolałym uśmiechem i wytłumaczyłem, że służba nie drużba, pokazałem legitymacje i spytałem kto prowadzi akcje i gdzie go znajdę.
Thomas Maelbern, pardon kapitan Thomas Maelbern okazał się zakompleksionym typem. Czy to, że regulatorzy przy każdej okazji nim pomiatali znaczy, że miał pomiatać i mną? Według niego tak. Dupek. Wyjaśnił mi, że MR nie ma tu uprawnień, jest niebezpiecznie i inne takie pierdoły. Niby w literze prawa miał racje. Cóż, odkąd pracuje dla Lynch literę prawa mam w dupie. Jakbym miał blachę BORBLowca machnąłbym nią i kazał spierdalać. Nie miałem i musiałem zrobić coś innego. Widziałem trzy drogi więc starym dobrym zwyczajem wszystkich krętaczy (w tym panów w czerni) połączyłem dwie z nich.
- Ma pan racje, to Wasza robota, nie chce w niej przeszkadzać. Ale tam jest świadek zamieszany w dość grubą sprawę... Sięgającą znacznie wyżej niż powinna sięgać. Słyszał pan o tym co się stało z córką radnego Collinsa? On może wskazać osoby za to odpowiedzialne. A jak przekazał mi mój przełożony radny Collins chce jaja tamtych kolesi na tacy. Proszę mi wybaczyć, ja tylko cytuję. Nie chce by radny stwierdził, że póki co usatysfakcjonuje go moja głowa bo nie mogę znaleźć winnych, czy jak raczył się wyrazić “tamtych skurwieli”. To jak? Przysługa za przysługę? Wpuści mnie tam pan i poczeka trochę z akcją a ja kiedyś się odwdzięczę panu lub wskazanej przez pana osobie.
Oczywiście o radnym Collinsie wiedziałem tylko, że istnieje, ma jakąś ciepłą fuchę w Rządzie i córkę. Tak wiem, skurwiel ze mnie Rachel powiedziała mi to dawno temu.
- Jak się nazywa pana świadek? Możemy go przejąć.
No tak, Szajba na pewno będzie w siódmym niebie po pałowaniu i odpowie mi na wszystkie pytania. O ile te cioty go złapią.
- Thomas Carpenter, wołają na niego Szajba. Robi to całe zamieszanie. Tylko, że na bank będzie stawiał opór a po zatrzymaniu nie będzie skory do współpracy. Proszę mnie zrozumieć... Urwą mi jajca jak nie wyciągnę od niego informacji. Piętnaście minut, tylko o tyle proszę. Odwdzięczę się kiedy tylko będę mógł.
- Dziesięć minut. I wchodzimy.
- Dziękuje. Odwdzięczę się.

Oczywiście nie miałem zamiaru się odwdzięczać, no chyba, że będzie mi to na rękę. Przeszedłem przez kordon i zaraz natknąłem się na następny, z ludzi. Każdy praktycznie ode mnie wyższy i szerszy, do tego pod wpływem przemów Szajby. Majestatyczne transparenty wisiały nad nimi. No dobra, nie majestatyczne ale i tak były transparentami. Hasła typu “Bóg, Honor, Życie” czy też “Bóg nienawidzi kłów” miały pokazać stosunek "bojowników" do Zdechlaków. Biedni, zakompleksieni chłopcy. Prawie mi ich było żal. No dobra nie było.
Szajba krzyczał przez megafon, podjudzał. Miał do tego talent, charyzma wręcz od niego biła a do tego trafiał na podatny grunt. Wielu straciło bliskich przez Zdechlaków w tych czasach i szukali zemsty. Znałem to z autopsji. Widok zmiażdżonego łaka powrócił. Tym razem jakiś odległy. Co się ze mną dzieje? Jakbym tracił swoje życie. Jakby nie było moje. Nie mogłem stracić wspomnień o Emily, tylko one mi zostały.
Gdy kombinowałem co zrobić, Szajba darł się przez megafon. A to, że “tym, ze te pedały z policji chronią martwe dupy” czyteż “że nikt, poza braćmi i siostrami, nie dba losy żywych”. Z innych fajnych tekstów mogłem usłyszeć “jak bedziemy stali z załozonymi rękami, to z Londynu będzie drugi Liverpool”. To mnie pchnęło do działania. Wiedziałem już co zrobić. Nie mialem megafonu ale się rozdarłem licząc, że jak najwięcej osób mnie usłyszy.
- MR dba! MR pamięta! O Mike’u! O Robercie! O Felixie! Pamiętamy i niezapominamy!
Trafiłem w dobry moment, w chwilę ciszy. Sam prowodyr mnie usłyszał. Zamilkł na chwilę wypatrując kto mu przerwał teatrzyk. W końcu dostrzegł mą skromną osobę.
- Regulatorzy to skurwiałe cioty, które zatrudniają zdechlaki, kryją dupy martwym skurwysynom w Radzie oraz pozwalają, by zdechlaki rządzili rewirem. WIĘC NIE MÓW NAM, KURWA, O TYM, że MR pamięta! Nikt już nie pamięta!
Nie lubił łowców, policji i zdechlaków. Ciekawe czy chociaż siebie lubi.
Adrenalina buzowała w żyłach, czułem się lepiej niż przy normalnej walce. Ledwo zamaskowałem uśmiech, rozłożyłem szeroko ręce.
- Może zejdziesz i powiesz mi w oczy, że jestem ciotą?! Człowiekowi, który jako ostatni wyszedł z Liverpoolu! Który przelewał tam swoją krew! Za każdą pieprzoną dzielnicę! Każdy pieprzony hydrant! Który od trzech lat kasuje Zdechlaków! Powiesz, że ten człowiek to ciota i boi się stanąć na przeciwko Zdechlakom! Że nie chce pomścić chłopaków, których zabił jakiś skurwiel! Tak! Jestem z MRu! Tak! Niektórzy z nas robią różne rzeczy! Ale nie ja!
Byłem Dustym. Przeżyłem piekło i nie dam sobie w kaszę dmuchać. To ja byłem w Liverpool, twardy regulator.
- Twarde słowa! Chodź więc z nami i wspólnie pokaż, jak ogień oczyszcza świat ze zdechlaków.
- To nie są twarde słowa! To są twarde czyny! I udowodnie to takim samym! Przyniosę Wam głowę Martwiaka, który dorwał Mike, Roberta i Felixa! Nie jakiegoś przypadkowego cwela! Tego który to zrobił! Będziemy tak się przekrzykiwać czy może zejdziesz do człowieka, który od trzech lat nie żałuje swojej krwi w walce z Martwiakami?!
- Przepuście go do mnnie! Niech każdy zobaczy, jak wygląda pracownik MRu. Bohater. Jebane dziwadlo! Jebany bohater! Z takimi, jak on, mozna rozjebać tych, którzy nie chcą poznać swojego miejsca. Chodź do mnie. Stań obok mnie. Pokaż się ludziom.

Jebane to był chyba u niego jakiś przymiotnik, synonim "wielkie". Tylko ten dziwak mnie niepokoił. Jak mnie porówna do Zdechlaków ze względu na moc to mam przejebane. Szedłem szpalerem bojowników, sięgając niektórym do ramion, będąc jak połowa ich. I co z tego. Nie tylko to się liczyło. Ważny był wyraz twarzy, krok, postura... A nad tym potrafiłem panować jak nikt. Samą swoją osobą pokazać, że to ja jestem łowcą a oni co najwyżej psami gończymi. I stanąłem nad rampą, w cholerę wysoką. Musiałbym się podciągać a to by pokazało mnie jako słabeusza. Jasne mogłem lewitować ale nie chciałem na taki pokaz marnować sił, do tego uznaliby mnie za jakiegoś Zdechlaka. Na szczęście parę silnych, spracowanych rąk wciągnęło mnie na górę. Szajba patrzył na mnie, miał dziwny wzrok, pełen obłędu charakterystycznego dla szaleńców aż dziwne jak tacy zamieniali się w wizionerów.
Wyciągnąłem do niego rękę ciągle z poważną twarzą.
- Przyjmij najszczersze kondolencje. Nie potrafię tego ująć w słowa. Potraktuje skurwiela jakby to byli chłopacy z mojej grupy. Wyrok będzie tylko jeden.
Przez chwilę bałem się, że mnie zleje ale uścisnął mi dłoń, solidnie, silnie, po męsku. Mimo tego rozdarł się ponownie, chociaż bez megafonu.
- Słowa! Słowa! Pokażmy nasze czyny! Pokażmy martwym chójkom gdzie ich miejsce!
Przeszył mnie dreszcz. Jego charyzma była niesamowita, tak musieli czuć się ludzie gdy przemawiał Hitler. Mogły być z nim problemy, będzie trzeba zadbać by usłyszał o tym kto trzeba a Szajbę spotkał jakiś wypadek. Wtedy jego grupa powinna się rozpaść na parę mniejszych. No ale wracając do chwili obecnej to tłum zaczął się unosić, jak to tłuszcza. Krzyczeć, potwierdzać i ogólnie pokazywać jakie to z nich grzeczne owieczki, które myślą, że są wilkami. Za kordonem odpowiedział im trzask megafonów i donośny głos.
- Tutaj policja! To zgromadzenie jest nielegalne! Mamy prawo użyć siły by je rozpędzić! Jeśli natychmiast nie rozejdziecie się do domów, zostaniecie aresztowani i oskarżeni o prowokowanie do zamieszek i udział w nielegalnym zgromadzeniu! Dajemy wam pięć minut!
Musiałem działać, szybko. Zanim Szajba to podchwyci. Już podnosił megafon. Już... Ale byłem pierwszy. Rozdarłem się ponownie.
- Każdy cios! Każdy zadany człowiekowi cieszy tych martwych skurwieli! Nawet błądzącemu! Ale człowiekowi! Cieszą się tymi swoimi nienaturalnymi gębami! Chłopaki zasłużyli na wiele! Zasłużyli na wszystko! A w szczególności za głowę ich mordercy! I tysiące załatwionych Martwiaków nie ucieszyłoby ich tak bardzo jak ten jeden! Bo tysiące można sciągnąć zawsze a ten jedne się zaszyje! Jestem myśliwym! Jestem łowcą! Prawdziwy łowca działa w ciszy! Poluje i zadaje skuteczny cios! Nie pozwólmy temu skurwielowi wleźć do jamy! Dajcie mi go wyciągnąć! Doba! Za dobę, ja, weteran z Liverpool go dorwę! Ale żeby dorwać go, go nie jakiegoś przypadkowego łaka potrzebuje by poczuł się spokojnie! Dopóki go nie dorwę niech myśli, że jest bezpieczny! Ale już niedługo się przekona, że zabicie jednego z dobrych chłopaków nikomu nie ujdzie płazem!
Spojrzałem na Thomasa i zwróciłem się do niego ciszej, nie szeptem tak by wszyscy wokół słyszeli.
- To jak? Za dobę dorwę tego psa czy czym on tam jest. I pokażę Wam, że w MRze są jeszcze dobre chłopaki.
Tłum już wszedł w jedną melodię, stał się jednym organizmem. Owce które same chciały iść na rzeź wrzeszczały.
- Idziemy do tych psojebów! Każdy, kto nas powstrzyma jest jednym z nich! Nie damy zabijać się martwym. Ich miejscem jest trumna!
Szajba podniósł w górę ręce a potem rozdarł się przez megafon.
- CISZAAAAAAA!
Spojrzał w moje oczy twardym, dzikim spojrzeniem. Odpowiedziałem podobnym, człowieka, który od trzech lat przelewa krew by Zdechlaki były jeszcze bardziej zdechłe. Ktoś inny by już się pocił a ja ledwo skrywałem uśmiech, wymyślałem dziesiątki zagrywek na każde jego słowo. W końcu skinął głową.
- Chodź.
Tyle usłyszałem, tłumowi dostało się więcej.
- Jutro! Tutaj! O tej samej porze. Powiadomcie wszytskich naszych braci i nasze siostry! Wszytskich sympatyków naszych ruchów. Bedzie nas nie setka ale tysiac. Moze nawet i kilka tysięcy! A jeśli ten tutaj - wskazał ręką Caina - nas oszuka, pójdziemy do MRu i powiemy im całą prawdę o tym, co sądzimy o ich pracy i ich układach z trupami! Powiemy im to tak, jak robiliśmy to kilka lat temu na froncie. Bo większość z nas pamięta wojnę! Prawda!
Odpowiedział mu jeden wrzask, blisko setki bojowników.
- Prawda!!!!!!!
- Zostały trzy minuty!

Gliny jak zawsze miały dobre wyczucie chwili. Gromadzili się za linią demonstrantów. Jak próbują uspokoić konie, jak nerwowo poprawiają uchwyt na pałkach i tarczach.
- Rozejdźmy sie! Jutro o dziewiątej ranoo pokażemy Londymowi, co warte jest słowo Regulatora. Pokazęmy miastu, co znaczy słowo i honor braci i sióstr w życiu. A teraz - idźcie do domów!
Głos Szajby potoczył się po ludziach i trafił do nich. Kochali go, byli wstanie oddać za niego życie. Mniej lub bardziej chętnie rozeszli się. Po raz kolejny odwaliłem cudzą, tym razem policyjną robotę.
- A ty chodź ze mną.
Naczelny naziol odwrócił się i poszedł w kierunku magazynu, który stał przy rampie. Zostawiając liczne flagi tą UK, swastykę - dawniej symbol słońca będącym zagładą dla nieumarłych, liczne krzyże. Zostały teraz same, bez tłumu nie miały tej mocy.
- Jak się nazywasz?
Dalej zgrywałem weterana z Liverpool, twardziela.
- Dusty ale moi towarzysze mówią na mnie Pył. Po tym co zrobileś więc niech będzie Pył.
- Pył.

Weszli do hangaru przerobionego na bazę wypadową i klub, siedzenia, barek, maty treningowe i siłownia. Do tego liczne swastyki i obraz Hitlera w srebrnej ramie. Normalnie miejsce do którego każdy szanujący się obywatel piątkowego wieczoru poszedłby z kumplami na piwko. Szajba spojrzał na niego.
- Posłuchaj mnie, Pył. Masz czas do rana. Zaufałem ci. Potem... potem zrobimy to po mojemu. Nie straszę cię, bo mi zaimponowałeś. Chcę jedynie byś wiedział, że zyskałeś czas dla siebie i reszty Regulatorów.
Grałem dalej, łgałem jak z nut. Skinąłem mu poważnie głową.
- Nie. Dla mnie. Nie myl mnie z resztą Regulatorów. Tam służą różni ludzie i niestety nie tylko. Dzięki. Słuchaj, tak akcja z tym zombiaczem to było zaplanowane? Dla mnie okey, to było podpalenie mienia, niewarte nawet upomnienia. Ale może wiesz coś o tym Zdechlaku? Bo to pewnie ktoś z jego towarzystwa.
- Nie mniałem zamiaru się dowiadywać, Pył.

Ktoś przyniósł flaszkę i podał Thomasowi. Szajba pociągnął tęgi łyk i podał mi odmówiłem.
- Nie pije przed polowaniem. Chce mieć czysty łeb.
Naziol ciągnął dalej.
- Miałem zamiar zajebać wszystkie łaki z okolicy tego parku.
- Tamten siedzi głęboko w norze. Na bank. Znam się na łakach. Jeden z nich...

Zamilkłem i to nie była jedna z moich zaplanowanych pauz. Łgałem jak z nut a to co miałem powiedzieć było półprawdą. Kurwa! To była prawda. Od prawdy dzielił tylko jeden dzień. Ledwo przeszło mi to przez gardło i to dlatego, że zawarłem tam jak najwięcej kłamstw.
- Zabił moją żonę. Znam ich metody. A chłopaki zasłużyli na głowę tego jednego. Słuchaj, zaszedłem tu niejako samowolnie. Przez szacunek dla Was. Za publiczne poparcie Waszej sprawy jakiegoś młokosa by wypierdolili, ja na szczęście jestem weteranem i mam w dupie opieprz. Ale z rana nie będę mógł się pokazać przy Tobie. Wypieprzą mnie z roboty a ja dalej chcę polować. Dam Ci ta głowę, masz moje słowo ale gdzies gdzie jest mniej oczu. Tutaj? Wejdę jakoś od tyłu. Tylko Ty, ja i najblizsi chłopaków. Dobra?
Naziol ponownie pociągnął łyk.
- Dobra. Tobie łak zabił żonę, a mi wymordował całą rodzinę, Zonę i trojkę dzieci. Mamy zatem pewną wspólną cechę. Nie spierdol tego. Przez pamięć na naszych zabitych bliskich.
Ni chuja. Mogli mnie tu rozszarpać. Mogli zrobić mi najgorsze rzeczy. Szajba, Lynch, Mythos, Duch Miasta... Ni chuja nie powiem, że za Emily. Za Emily było kiedy indziej. Powinienem teraz się napić i powiedzieć za "naszych bliskich". Ni chuja. Nie straczę ostatniej cząstki siebie.
- Jutro. Tutaj. Wejdę od tyłu. Za chłopaków bo to o nich tym razem chodzi.
Wychodząc w sumie powinienem być zadowolony. Odwlekłem samosąd, który zakończyłby się masową rzezią. Dałem nam czas na śledztwo bez pochodni w tle. Tylko czemu czułem się jakbym zrobił coś Emily?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline