Kiedy szedł na spoczynek do przybytku Helma w Silverymoon i jeszcze długo później, Astegor nie mógł przestać myśleć o wydarzeniach minionego dnia. Rozważał w głowie różne scenariusze “przysługi” jaką obiecał czarnoksiężnikowi w zamian za informacje, od zwykłego “przynieś mi coś, czego sam nie mogę zdobyć”, po “pozbądź się danej osoby”. W końcu jednak jego własna wyobraźnia zaczęła mu podsuwać nader absurdalne pomysły, więc zaczął myśleć o czymś innym.
Ot, niedoszła Theronna Fiedelerson. Bardzo pewna swojej ucieczki z więzienia i jeszcze pewniejsza zemsty na Astegorze. Paladyn chciał wierzyć, że to niemożliwe - bo przecież praktycznie przykuta do ściany i ze strzaskaną nogą (dar od Astegora... możliwe że zbyt surowy) jakie miała na to szanse? Raczej wszelakie. Paladyn już nieraz się przekonał, że łotrzykowie i mordercy są niezwykle kreatywni jeśli chodzi o wchodzenie i wychodzenie z pewnych miejsc.
Tak... sen długo nie przychodził. A kiedy wreszcie Astegor zdołał zasnąć, był niemal pewien że spał co najwyżej kilka minut.
-
Do broni! - Wrzeszczał jakiś konny, pędząc ulicami -
Do broni i na mury! Przed miastem armia!
~”
Ciekawy sen... armia pod Silverymoon?”, pomyślał paladyn wyrwany ze snu. Jednak szybko się zorientował, że to nie był sen. Zerwał się z łóżka i wyjrzał przez okno.
Miasto ogarnął chaos. Budynki płonęły, ludzie biegali po ulicach jak oszalali. Jedynie kilku z nich starało się ogarnąć pożar i... burza śnieżna? Astegor aż przetarł oczy. Tak... pożar i burza śnieżna. Paladyn nic z tego nie rozumiał... ale to nie znaczyło, że nie zamierzał nic z tym zrobić. Narzucił na siebie pospiesznie skórzane ubranie, które zawsze miał pod swoją płytową zbroją, a następnie wybiegł z pokoju.
-
Żołnierzu! - chwycił pierwszego zbrojnego, jakiego napotkał. -
Jak cię zwą?
-
Kalip, panie... - żołdak wyglądał na zdezorientowanego pytaniem Astegora.
-
Dobrze więc, Kalipie, pomożesz mi przywdziać mój pancerz. - powiedział spokojnym głosem paladyn. W tamtym momencie jego wzrok pomknął na chwilę ku schodom prowadzącym w dół... powinien ją sprawdzić... ale musiał też biec na mury... -
Następnie zaś pójdziesz do lochów i sprawdzisz czy więzień w celi numer jedenaście jest na swoim miejscu i zameldujesz o tym mi na murach przy północnej bramie.
-
Ale...
-
To jest rozkaz. - warknął nieco mniej przyjemnym głosem Astegor i szarpnął żołnierza w kierunku swojego pokoju, gdzie przy jego pomocy zdołał założyć na siebie swoją pełną zbroję płytową.
Następnie chwycił kuszę, tarczę, Amazera i podręczną sakiewkę i razem z Kalipem wyszli z pokoju - żołnierz ku lochom, zaś paladyn na mury.
Przeciskanie się przez spanikowany tłum było co najmniej trudne. Paladyn gdzieś z boku posłyszał o ewakuowaniu ludzi do “Wysokiego pałacu” i w międzyczasie starał się (wrzaskiem) instruować ludzi, żeby się tam udali. Jednak jego głównym celem i tak było dostać się na mury.
A mury... były polem bitwy. I to wyjątkowo nierównym, ponieważ atakujących ciągle przybywało z drabin.
Pierwsze, co paladyn zrobił po przybyciu na miejsce, było przeraźliwe ryknięcie, dokładnie takie samo, jakim uraczył wcześniej zabójczynię w lochach, mające przerazić orków i (opcjonalnie) dodać nieco otuchy broniącym. Następnie Astegor wyskandował kilka słów niosących ze sobą wielką moc w wyniku której paladyn, oraz jego ekwipunek, urośli dwukrotnie.
Teraz pozostawało tylko zacząć rozprawiać się z orkami. I czekać, aż Kalip powróci do niego z meldunkiem na temat więźnia.