Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2011, 11:48   #44
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Triskettowi zrzedła mina, jak tylko usłyszał z kim będą mieli do czynienia. Ten pieprzony koszmar nigdy się nie skończy...Zerknął na Shaya, ale na nim to nazwisko nie zrobiło żadnego wrażenia. Niby skąd, przecież Rada Bezpieczeństwa nałożyła cholerne embargo na informacje w tej sprawie. Chodziły plotki i niedopowiedzenia, rozpuszczane między innymi przez Gary’ego, bo przecież nie mógł utrzymać jęzora za zębami, ale szczegółów nikt nie znał, takich jak udział pana Carringtona.
Przypomniał sobie śmierć Mythosa i od razu blizny na piersiach i ramionach zaczęły go swędzieć. Cudem przeżyli, choć i tak nie wszyscy. Russel został w tym pieprzonym zamku, Mike znalazł sobie nowego pieska.
Potrząsnął głową, starając się odegnać złe wspomnienia. Poszedł do Loli poprzeszkadzać jej w fotografowaniu, oglądnął jeszcze dokładnie miejsce gdzie leżały ciała. Nie było się gdzie spieszyć, i tak czekali na tłumacza. To że zorganizowano go tak szybko, też świadczyło o priorytecie „Baranka”. Gary’emu nagle ta nazwa przestałą się wydawać zabawna.
Ruszyli do zajazdu, Gary zgarnął team i kobietę zatrudnioną w posiadłości.

***

Zasiadł za stolikiem w pubie i zerknął na Lolę, czekali na tłumacza, Shay poszedł do baru zamówić piwo, Litwinka zniknęła w toalecie. Dwóch dziadków nad planszą do warcabów nie zwracało na nikogo uwagi. Zamówił kawę i wysapał w końcu.
- Nie wierzę. Nie wierzę, że znowu wciąga nas to samo gówno. – pokręcił głową i trzasnął w złości zapalniczką odpalając fajka. – Lola przecież to nie jest przypadek, że pojawia się żona tego pojeba Carringtona. Skóra mi zaczyna cierpnąć na myśl, co te skurwiele tu sprowadzili. A jeszcze Nowy mówił że, no z dusz druidów niewiele zostało...
Wzdrygnął się, gdy wspomnienia zaczęły podsuwać mu krwawe obrazy. Widział po niej że to co zobaczyła też nią wstrząsnęło.

- Zip it! – uciszyła go gestem. W jej głosie nie brzmiała ani nutka wiary w to, co mówi. - Nie mamy dowodów. Może chodzi o innego sir Carringtona...

- To on. Wiesz przecież lepiej niż ja. Pierdolona historia zatacza koło. – zerknął na Shaya przy barze, ale nie mógł się zamknąć. – Tym razem musimy rozegrać to inaczej... Spokojniej, z rozwagą, nie rzucać się łbem na przód.
Zaciągnął się głęboko i zdusił peta w popielniczce.
- Jeszcze mnie trzęsie jak sobie przypomnę ten pieprzony zamek. – złapał ją za rękę i uścisnął lekko. – A może to tylko przypadek? Może to zbieżność nazwisk...
W jego słowach było jeszcze mniej wiary niż w jej.

Odwzajemniła uścisk jego dłoni. Popatrzyła mu w oczy, minę miała śmiertelnie poważną. W spojrzeniu połyskiwał strach.
- Nie ma mowy. To nie będzie powtórka z rozrywki. Jesteśmy już mądrzejsi, Gary. Nawet jeśli to on, zrobimy co będzie trzeba. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy wrócić do Plum. Poszukać odpowiedzi na pytania, których unikamy już tyle czasu.

Spuścił głowę i wbił spojrzenie w stół. Nie chciał nawet myślami wracać do tego miejsca, ale Lola mogła mieć rację. Na razie jednak trzeba się upewnić. Sprawdzić czy to na pewno ona, ustalić co przylazło w wyniku tego druidycznego tea-party.
- Zacznijmy po kolei. Najpierw ta cała Litwinka, a potem stara dobra policyjna robota. Trzeba powęszyć za tymi neopoganami. Zamek Plum pewnie ciągle jest pod nadzorem Rady. Jak zaczniemy się tam kręcić zwrócimy na siebie uwagę. To ciągle jebana tajemnica...
Gary przynajmniej na razie chciał omijać to miejsce.

- Wiesz, że jeśli znów zacznie się piekło, nie uda się nam od tego uciec, prrrawda?

- Wiem, Lola. Ale przecież tak już z nami jest, co? Zawsze nas ciągnie w sam środek bagna.
– Spojrzał w jej ciemne oczy i wykrzywił się w uśmiechu. – Emeryturka i ciepły kąt nie nam pisane. Dobrze już było, sto lat temu.

Roześmiała się. Miał, do cholery, rację.
- Ileż można siedzieć w domu w kapciach? Byle skończyło się bez dodatkowych siwych włosów. Przysięgam, ze jak się pojawi ich choćby pięć to daję Ci dyspensę, będzie mógł sobie znaleźć młodszą.

Gary’emu uśmieszek się poszerzył. Zaczął teatralnym gestem oklepywać się po kieszeniach jedną ręką a drugą wyciągnął serwetkę i rozścielił ją na stole.
- Kochanie, wiesz przecież że ja żadnej innej nie chcę... – wydobył wreszcie długopis. – Możesz mi to... tak na wszelki wypadek... Pisz. Ja Dolorez Esperanza Ruiz daję dyspensę...
Zaraz uchylił się zręcznie wychodząc z zasięgu jej rączek. I parsknął śmiechem.

- Masz przesrrrane – śmiała się i ona. Był zbyt szybki, żeby mogła dać mu w ucho, ale warto było spróbować

***

Przyglądał się uważnie kobiecie. Wrzucił parę pytań, ale coś z tyłu głowy ciągle nie dawało mu spokoju. Może to już paranoja zaczynała dawać znak o sobie, ale zapisał sobie dokładnie jej dane i adres. Nie podobały mu się rany na rękach... W sumie to ona widziała ich ostatnia, może w ciula ich robi, a demon, czy bóg czy cholera jedna wie co siedzi właśnie w niej i umiera ze śmiechu? Wytężył swoje zmysły, i spojrzał znowu na nią, nic żadnej emanacji zagrożenia. Odpierdala ci Gary... Kartkę z nazwiskiem schował jednak do kieszeni.
Ruszyli do MRu, grzebać w papierach, wypytywać i szukać wszystkiego co mogło pomóc z „Dziećmi Płomienia”
 
Harard jest offline