Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2011, 11:49   #408
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
- Shimko to idiota! - powiedział niemal życzliwie brodacz patrząc na blond-złamasa jak nazwał człowieka w myślach.

Jednak nawet Ragnar nie widział powodu aby rozkwasić jego nos na swojej diabelnie twardej pięści. To by było zwyczajne marnotrawstwo sił. A te mogą mu się jeszcze dzisiaj przydać. Przemierzając uliczki w kierunku mordowni, o której wspominał Storm krasnolud klął co nie miara - nie chciał wzbudzać podejrzeń. W końcu każdy kwadrans w życiu prawdziwego mahakamskiego wojownika bez rzucenia mięsem to podejrzany kwadrans. Nawet cholernie podejrzany. W końcu wymieniając rzeczy brodacz starał się znaleźć swój rozmiar. Wszystko jednak nie pasowało. Jedne rzeczy były za wąskie w barach, inne zbyt długie a jeszcze inne wymazane zakrzepłą posoką bardziej niż jego własne. Brodacz więc postanowił na swój skórzany pancerz założyć rzeczy za długie i nieco je przyciąć. Wyglądał trochę jak bezdomny, ale w Novigradzie chyba nie budził aż tak olbrzymich podejrzeń jak gdziekolwiek indziej...

Po ubraniu łachów ekipa zgodnie ruszyła do pasera, który miał swą siedzibę w Czerwonej Dzielnicy. Czerwonej jak kolor krwi i surowego mięsa. Ragnar nie wiedział kto dał jej taką nazwę, bo wyglądała całkiem przyjemnie. Stał za tym czas, w którym wstrzeliła się drużyna. Czas spokoju nawet w tej zapomnianej przez Bogów dzielnicy. Paser, który okazał się grubą świnią bez brody, ojebał ludzi na taką ilość złota, że aż Miszkun się cieszył, że swoje łupy zostawił w palącej się willi. Był wtedy wkurwiony, ale jak zobaczył ile oferuje im ten spaślak to jedynie pokiwał z uśmiechem głową i ruszył dalej. Ku niebieskiemu domu na ulicy Rymarzy...

Ten okazał się nie aż tak obskurny jak można by się spodziewać. Ot, zwykły domek na zwykłej, nie rzucającej się w oczy ulicy. Na pewno nie było to miejsce przyciągające ulicę straży miejskiej bardziej niż inne w okolicy. Idealnie wybrane na siedzibę dla jakiejś szychy spod ciemnej gwiazdy...

Krasnolud spokojnie przekroczył próg. Szedł jako pierwszy i jako pierwszy w razie czego zetrze się z wrogiem. Nie chciał aby komukolwiek więcej coś się stało - nawet temu fajansowi Shimko, który nieopatrznie podpalił dom Lavala. Walka jednak nie nastąpiła ani na parterze, ani na schodach, ani nawet na piętrze skąd wszyscy usłyszeli pewne siebie zaproszenie. Brodacz jako pierwszy wlazł do pomieszczenia kreując na swojej brodatej twarzy minę doświadczonego, bezzębnego wykidajły. Ta mina mówiła "Mów co masz mówić i spierdalaj" - jednak może człowiek za biurkiem nie mógł jej odczytać, bo krasnolud miał równe i mocne jak koń zęby...

Słysząc propozycję człowieka Ragnar czekał na reakcję reszty. Naprawdę była ona ciekawa i nie jebała szwindlem a co za tym idzie brodacz był gotów na nią przystać. Zarobić i jeszcze po cichu wydostać się z miasta? To brzmi pięknie!

- Ja jestem za tym aby im powiedzieć co wiemy. - rzucił ochrypłym głosem Miszkun. - Dostaniemy złoto i wydostaniemy się z miasta za jednym zamachem. Wydaje mi się, że Stock nas wydymał i stąd byli Ci pseudo-strażnicy. Nie chciał mieć świadków i wydawać tyle złota na nasze usługi więc postanowił nas zabić. Psi kutas…
 
Lechu jest offline