Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2011, 12:22   #87
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Dopiero wchodząc do tunelu Cassio zdał sobie sprawę, że mają zbyt mało światła. Wyświetlacze telefonów komórkowych czy płomyki zapalniczek nie radziły sobie z ogarniającą ich zewsząd ciemnością. Montero czuł się jakby spacerował w próżni. Nie chciał aby komukolwiek stała się krzywda, ale w takich ciemnościach ani funkcjonariusz nie będzie mógł strzelać ani on zbyt celnie walczyć. Nawet Shane korzystający z siły swych rąk pewnie nie widzi własnej pięści jak wykonuje prostego. Instruktor sztuk walki nie chciał tego mówić, ale chciał sprawę postawić jasno:

- No to jesteśmy w czarnej dupie... - rzekł cicho a jego słowa nie znalazły poparcia.

Słyszał i wiedział, że tuż obok niego idą inni. Co jakiś czas sprawdzał czy są wszyscy i nikt nie został na peronie skazany na samego siebie. Okropna ciemność i chłód sprawiały, że Salvadorczyk czuł się jakby został zamknięty w trumnie. Jednej, wielkiej, pieprzonej trumnie. Grobie z dębowego drewna, które jak wiadomo ciężko złamać. Prawie tak ciężko jak wydostać się z tej wszędobylskiej ciemności...

- Proszę w razie walki nie strzelać. - powiedział Cassio w kierunku policjanta. - Ktoś z nas może oberwać kulkę. Jak ma Pan pałkę to będzie zdecydowanie lepszy pomysł chociaż jest tak ciemno, że sam mojej, improwizowanej broni nie widzę...

W pewnym momencie Cassio przeszedł dreszcz. Albo mu się zdawało albo zaczynało robić się coraz chłodniej. Chłodniej i ciemniej. Chciałby iść dalej, ale zaczynał mu to utrudniać brzuch, który właśnie się odezwał. Był cholernie głodny. Mięśnie, których miał co nie miara wymagały paliwa, którym było wysoko proteinowe żarcie. Takiego jednak nie widział od... właśnie. Jak długo już tu byli? A co jak nie zginą zabici przez zombie a zdechną z głodu? Nie. On nie może tak myśleć! Nie teraz - jak już są tak blisko rozwiązania zagadki...

Nagle Cassio usłyszał płacz. Płacz dziecka. Małego, bezbronnego bobasa nie potrafiącego się odnaleźć w tych ciemnościach. Widząc, że Shane powoli rusza w tamtym kierunku i po chwili tracąc go z pola widzenia Cassio wysunął się bardziej na przód grupy. Dziecko? Tutaj? A co jak było głodne? A co jak jego matka nie miała tyle szczęścia i już dawno szlag ją trafił? Jak go słuch nie mylił będą musieli sami się nim zaopiekować. Ale chwila... nie wszystko stracone! W końcu jest wśród nich kobieta! Młoda, zdrowa więc może w geście instynktu macierzyńskiego zaopiekuje się malcem, gdy on z resztą będą... mordować zombie? Na samą myśl Cassio przeszedł zimny dreszcz.

Po chwili do płaczu dołączył inny dźwięk. Brzmiał jakby... coś biegło w ich stronę? Szybko przebierało. Zdecydowanie zbyt szybko jak na człowieka. Pies! Znowu wściekły pies! Po chwili Montero był już pewien, gdy usłyszał donośne sapanie. A co jak ten był większy od swojego poprzednika? To może się skończyć o wiele gorzej niż ostatnio.

- Patrick z kobietą niech zajmą się dzieckiem. Nasza trójka wyprowadzi psa... - powiedział na tyle głośno Cassio aby wszyscy słyszeli.

Wiedział, że to policjant dowodzi, ale nie było czasu na sprzeczki. Nie było czasu na zbędne myśli i dedukcje. Zastanawianie się jak postąpiłby zdrowo myślący funkcjonariusz w chwili zagrożenia. Jak postąpiłby nie łamiąc zasad prawa. Tutaj już nie sięgało jego prawo. Tutaj liczył się instynkt! A Cassio miał nadzieję, że mimo iż głód mu doskwiera to poradzi sobie z nadchodzącym przeciwnikiem…
 
Lechu jest offline